Hiszpańskie łzy, islamski szał i polski smród. "Składamy stragan i wracamy". Meczyki z Kataru
To już ostatni odcinek katarskiego dziennika. Piłkarze opalają się już na plażach Dubaju, PZPN z rządem próbują dogasić wizerunkowy pożar, a ekipa Meczyków składa stragan i pakuje się do samolotu. Pakuje się bogatsza o niezapomniane przeżycia.
Niedziela, 4.12
Ten dzień podporządkowany był meczowi Polska - Francja. Najpierw, do kawki, "Raport z Kataru", potem szybka podróż do głównego centrum prasowego w Doha, a stamtąd shuttle busem na Al-Thumama Stadium, 12 kilometrów na południe od centrum miasta. Na tym imponującym obiekcie w końcu zobaczyliśmy imponującą postawę reprezentacji Polski. Zwłaszcza w pierwszej połowie, bo w drugiej imponował już przede wszystkim Kylian Mbappe. Widziałem z trybun na tym turnieju już kilka razy Leo Messiego, ale nie będę krył - jego klubowy kolega zrobił na mnie dużo większe wrażenie. Jasne, obaj mają zupełnie inne style gry, ale widać też, że są na innych etapach kariery.
Na razie wydaje się, że Mbappe pewnie kroczy po tytuł MVP turnieju, chociaż jego ćwierćfinałowy rywal - Anglia - ma w tej kwestii inne plany. Po wygranej z Senegalem na Anglików czekało radosne powitanie w hotelu. W ten sposób witani są wszyscy zwycięzcy swoich meczów. Z jednej strony sympatyczne, a z drugiej ewidentnie niespontaniczne i odgórnie zaplanowane. Jak prawie wszystko na tym mundialu.
Holandia - Argentyna, Anglia - Francja. Ach, cóż to będą za ćwierćfinały. Aż chciałoby się zostać w Katarze na jeszcze te kilka dni...
Poniedziałek, 5.12
Rano mieliśmy dużą przyjemność podsumować występ Polaków na mundialu z Jakubem Kamińskim (program do obejrzenia tutaj). Najmłodszy zawodnik naszej kadry był w gronie kilkunastu graczy, którzy razem ze sztabem wrócili rządowym samolotem do Polski. Odlecieli ok. godziny 15 lokalnego czasu. Pozostali wybrali prywatną podróż na wakacje, w większości do pobliskiego Dubaju. Niektórzy zabrali ze sobą cenne skalpy w postaci wymienionych koszulek. Pod tym względem królem mundialu był Matty Cash, który zabrał do domu trykoty Messiego i Mbappe.
Ciekawe, na ile zawodnik Aston Villi jest w ogóle świadom afery, która wybuchła wokół kadry niemal dokładnie w momencie, kiedy piłkarze stawiali stopy na schodach do samolotu. O zamieszaniu z premiami od premiera powiedziano i napisano już wiele, w tym tekście nie ma sensu się tym zajmować. Cytując klasyka, szkoda strzępić ryja.
Z Odry wyłowi się jeszcze wiele śniętych ryb, zanim smród wokół kadry się przewietrzy. Ale mundial toczył się dalej, a my mieliśmy jeszcze chwilę, żeby się nim nacieszyć. W poniedziałek byliśmy świadkami pierwszych karnych, awansu Chorwacji i rozpaczy Japonii. Japońscy kibice zdobyli nasze serca kapitalnym dopingiem, fantastycznymi przebraniami i swoim słynnym już zbieraniem śmieci po meczu do worków, których wcześniej używają jako balonów.
Wtorek, 6.12
Prawdziwy kibicowski szał zaczął się jednak we wtorek. Gdy Achraf Hakimi pewnie wykonał decydujący rzut karny i odesłał Hiszpanię do domu, w całej Dausze zaczęły dźwięczeć klaksony i wybuchać petardy. Świętowali nie tylko kibice Maroka, których jest tu naprawdę dużo, ale cały muzułmański świat. Katar, Arabia Saudyjska, Tunezja, Egipt, Palestyna - flagi wszystkich tych krajów powiewały z radością, a kibice świętowali wspólnie do późnych godzin nocnych. Maroko to dopiero czwarty ćwierćfinalista w historii mundiali z Afryki, ale nikt tu nie kryje, że Lwy Atlasu na pierwszym miejscu reprezentują Maghreb i świat islamu.
Szalona radość Marokańczyków i łzy Hiszpanów to będą jedne z ostatnich obrazków, które zapamiętamy z Kataru. Ostatni "Raport" na Souq Waqif, ostatnie zakupy pamiątek, pakowanie, formalności i w środę rano ruszyliśmy w drogę z powrotem do Polski. Bez premii z publicznych pieniędzy, za to z naszym straganem pod pachą i z poczuciem dobrze wykonanej pracy. Dzięki, że byliście z nami!