Mogli zasilić gigantów, ale odmówili. Dlaczego? "To ważne"

Mogli zasilić gigantów, ale odmówili. Dlaczego? "To ważne"
PressFocus
Radosław  - Przybysz
Radosław Przybysz15 Aug · 15:10
Nico Williams mógł grać wszędzie. Najbardziej zdeterminowana była Barcelona. Wolał jednak zostać w Bilbao. Martin Zubimendi odmawiał Bayernowi, Arsenalowi i Barcelonie, a ostatnio po długim namyśle, Liverpoolowi. Wolał zostać w San Sebastian. Jak ci Baskowie to robią?
- Ich pozostanie to znakomita wiadomość dla Athletiku i dla Realu Sociedad, ale też dla futbolu. Przypomina nam, że sport to coś więcej niż biznes - pisze Patxo De la Rica w pierwszym akapicie swojego tekstu na Relevo o znamiennym tytule: "Jeśli mówisz o trofeach, których nie wygrają Nico Williams i Zubimendi, to nic nie rozumiesz".
Dalsza część tekstu pod wideo
22-letni Nico Williams był jedną z gwiazd wygranego przez Hiszpanię EURO 2024, a wcześniej miał za sobą udany sezon 2023/24, w którym we wszystkich rozgrywkach strzelił osiem goli i zaliczył 19 asyst. Wydawało się, że zaprzyjaźniony z Lamine Yamalem skrzydłowy musi po tak dobrym turnieju odejść do klubu większego niż Athletic, a katalońskie media przekonywały, że chce trafić tylko Barcy.
EURO się jednak skończyło, kolejne dni mijały, a Williams zapadł się pod ziemię. Innymi słowy: wyjechał na urlop i nie odbierał telefonów. Athletic i Barcelona czekały na jego decyzję po powrocie z wakacji. Czekały, czekały i... nadal się nie doczekały. Przynajmniej oficjalnie żadnego komunikatu jeszcze nie ma, ale po powrocie do Bilbao młodszy brat Inakiego otrzymał nowy numer - 11 zamienił na 10. To jednoznaczny sygnał, że zostaje.
25-letni Martin Zubimendi ma charakterystykę, która sprawia, że jest niezwykle pożądanym piłkarzem na rynku transferowym. Któż by nie chciał mieć swojej miniwersji Rodriego - defensywnego pomocnika swobodnego w rozgrywaniu przed polem karnym? Najbardziej chciał Liverpool. Nowy dyrektor sportowy, Richard Hughes, poleciał do San Sebastian i tam namówił piłkarza do zmiany ligi.
A przynajmniej wydawało mu się, że namówił. Zubimendi wstępnie wyraził chęć dołączenia do projektu Arne Slota, ale Real przypuścił kontrofensywę - zaproponował pomocnikowi nowy kontrakt i ten postanowił zostać. Slot ciągle czeka na swój pierwszy transfer do "The Reds", a kibice mówią o kompromitacji klubu.
Hughes wraca do Anglii z podkulonym ogonem. Joan Laporta cały czas wierzy, że dziesiątka dla Williamsa nic nie znaczy, że jego decyzja nie jest ostateczna i że jeszcze odbierze od niego telefon. Zanim sprawdzi, czy na pewno ma dobry numer, zastanówmy się, jak to w ogóle możliwe, że w tych czasach zawodnicy piątej i szóstej drużyny ostatniego sezonu La Liga są w stanie odrzucić oferty gigantów z Katalonii i z Premier League?

Jasny cel

- Wysoki komfort życia. Rodzinna atmosfera. Przywiązanie do barw. Tradycja, historia, utożsamianie się z drużyną. Dobre pieniądze i optymalne warunki do pracy - takie atuty klubów z Kraju Basków i sąsiedniego regionu Nawarry wymienia nam Piotr Urban, który pracował w akademii Osasuny Pampeluna.
- Te kluby potrafią sprawić, że kibice, ale i piłkarze czują się ich częścią. Barcelona i Real są dla nich zawsze drugim wyborem. Młodych zawodników od dzieciństwa "nakręca się", żeby byli piłkarzami tej konkretnej drużyny, a nie piłkarzami w ogóle. Nie mówi się jak u nas: "Rozwijaj się, to zapracujesz na transfer do większego klubu", tylko: "Rozwijaj się, to będziesz kiedyś w pierwszej drużynie Athletiku, Realu Sociedad albo Osasuny" - tłumaczy.
Dokładnie takich słów użył przed laty Xabi Prieto, legenda RSSS, rekordzista pod względem występów w barwach tego klubu.
- Nie marzyłem żeby być piłkarzem. Marzyłem żeby być piłkarzem La Real.
Athletic Bilbao miał w ostatnich latach jeszcze więcej takich postaci. Iker Muniain, który w latach 2009-2024 rozegrał 560 meczów dla zespołu z San Mames i po którym numer przejął Nico. Markel Susaeta (507 występów), Andoni Iraola (510), Joseba Etxeberria (514) czy grający do dziś Oscar de Marcos (532). Klub ten regularnie tworzy kariery, które w innych, "zwykłych" klubach są rzadkością.

Pieniądze to nie wszystko

Oczywiście pieniądze też są ważne. W Realu czy Barcelonie nasi bohaterowie mogliby zarabiać kilka razy więcej, ale w obecnych klubach też nie narzekają na warunki. Każdy z braci Williams kasuje w Athletiku ok. 10 mln euro rocznie. W Realu Sociedad więcej od Zubimendiego dostają tylko Mikel Merino i Mikel Oyarzabal, ale nowa, konkurencyjna propozycja przedłużenia kontraktu sprawiła, że trudniej mu było pożegnać się z zespołem, w którym się wychował.
- Zwłaszcza w Bilbao muszą dawać dobre pensje wiedząc, jaka jest ich polityka transferowa, że stawiają tylko na zawodników z regionu. Real Sociedad też w ostatnich latach staje się coraz bogatszy. Oba kluby mają ciekawe projekty sportowe, które niezmiennie utrzymują się w ścisłej czołówce La Liga i mają topowe ośrodki treningowe - podkreśla Urban.
W ostatnich sezonach ekipa z Anoeta zajmowała w lidze kolejno siódme, piąte, szóste, czwarte i szóste miejsce. Grała w Lidze Mistrzów, promowała takich piłkarzy jak Alexander Isak, Antoine Griezmann, Martin Odegaard, Inigo Martinez czy teraz Robin Le Normand.
Athletic też w przeszłości potrafił sprzedawać swoich wychowanków drogo albo bardzo drogo (Kepa, Aymeric Laporte, Javi Martinez, Ander Herrera), ale dziś zachowanie najlepszych zawodników i szanse na pozostanie w czołówce są dla triumfatorów ostatniej edycji Copa del Redy ważniejsze niż miliony euro na koncie.

Co zrobi Mikel?

Teraz przed podobnym wyborem stoi Mikel Merino, który od sześciu lat gra dla Realu Sociedad. Jego imiennik, również Bask, Mikel Arteta namawia go do wzmocnienia Arsenalu i - przynajmniej według angielskiej prasy - 28-latek jest skłonny ulec tym namowom.
- Pamiętam, jak pytałem go po powrocie z Newcastle, czy w przyszłości planuje jeszcze spróbować sił poza Hiszpanią. Mówił wtedy, że nie, a jeśli miałby odejść, to musiałby być jakiś topowy, walczący o mistrzostwo zespół - wspomina Urban, który zna się z Merino z Osasuny. Być może Arsenalowi uda się to, co nie udało się Barcelonie i Liverpoolowi, ale warto pamiętać, że 28-latek jest wychowankiem właśnie klubu z Pampeluny, a nie z San Sebastian.
- Czerwono-biała koszulka Athletiku i barwy txuri-urdin Realu Sociedad mają swoją wagę i nie jest łatwo z nich zrezygnować. Wiedzą to wszyscy w rodzinie Nico, która tak wiele zawdzięcza klubowi z Bilbao. Wie to też niewysoki chłopiec z Gros, który dorastał w marzeniu grania dla La Real - pisze, może trochę zbyt pompatycznie, Patxo De la Rica.
Dochodzi jednak na koniec do słusznego wniosku: Hiszpania powinna być dumna i wdzięczna, że reprezentują ją również kluby z Kraju Basków. Ich barwy, pieśni i cantery (akademie) budzą pozytywne emocje, a podejście do futbolu nie jest lepsze ani gorsze, ale w dzisiejszych czasach na pewno jest unikalne.

Przeczytaj również