Liverpool FC. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Jak największy nudziarz został charyzmatycznym liderem
W wieku 18 lat kazano mu opuścić ukochany klub. Menedżera, który sprowadził go do siebie, zwolniono trzy mecze później. Jego następca najpierw wyśmiał, a następnie odesłał młodego skrzydłowego na wypożyczenie. Kilka lat później w debiucie na Mistrzostwach Świata został zmieniony jeszcze przed przerwą. Potem ktoś założył fikcyjne konto na Twitterze, kpiąc z jego poziomu wypowiedzi. Przed Państwem James Milner - najbardziej… lubiany dziś angielski piłkarz. I wreszcie naprawdę doceniany.
- Nigdy niczego nie wygramy, mając drużynę Jamesów Milnerów - miał powiedzieć ówczesny menedżer Newcastle United, Graeme Souness, uzasadniając swoją decyzję o wypożyczeniu 19-letniego skrzydłowego do Aston Villi na początku sezonu 2005/2006. Szkot, w przeszłości legendarny piłkarz Liverpoolu, zapewne w życiu nie spodziewał się, jak bardzo, wypowiadając powyższe zdanie, zmotywuje jego niesławnego bohatera.
Najmłodszy strzelec
Terry Venables, Peter Reid, Sir Bobby Robson, Glenn Roeder, Sam Allardyce - jeżeli rozwój kariery każdego młodego zawodnika wymaga cierpliwości, na pewno nie pomagają mu ciągłe zmiany trenerów. James Milner musiał poczekać kilka sezonów, aż będzie mu dane zarówno zacząć, jak i zakończyć sezon pod wodzą tego samego menedżera. Najpierw w Leeds, później w Newcastle.
Wychowanek Leeds United przeszedł do historii jeszcze jako 16-latek, kiedy w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia pod koniec 2002 roku został najmłodszym wówczas zdobywcą bramki w historii Premier League. Strzelając na wślizgu wyrównującego gola (Leeds wygrało ostatecznie 2:1) w wyjazdowym spotkaniu z Sunderlandem na Stadium of Light, Milner pobił ustanowiony raptem parę miesięcy wcześniej rekord należący do niewiele starszego napastnika Evertonu, Wayne’a Rooneya. Zaledwie dwa dni później Milner trafił znowu. I to w jakim stylu.
W tamtym okresie Leeds znajdowało się już jednak coraz bardziej na równi pochyłej. W kolejnym sezonie - z Milnerem w składzie - po trzech latach od osiągnięcia półfinału Ligi Mistrzów, “Pawie” zostały zdegradowane z Premier League. Problemy finansowe klubu urosły do takich rozmiarów, że nawet 18-letniego wtedy wychowanka trzeba było w końcu sprzedać. Mimo że ten, mimo spadku, wcale nie chciał odchodzić.
Wędka na mundialu
Nawet kiedy wydawało się, że jego kariera wreszcie nabrała rozpędu, ktoś znowu rzucił mu kłody pod nogi. James Milner jechał na Mistrzostwa Świata w 2010 roku jako najlepszy młody zawodnik kończącego się sezonu Premier League. Nadal miał tylko 24 lata. Martin O’Neill, który sprowadził reprezentanta Anglii z Newcastle do Aston Villi dwa lata wcześniej, przesunął Milnera ze skrzydła do środka pomocy. Drużynie z Ashleyem Youngiem i Stewartem Downingiem na skrzydle, a także Gabrielem Agbonlahorem w ataku, nie tak wiele zabrakło, by wedrzeć się do ówczesnej “wielkiej czwórki” Premier League.
Podczas mundialu w Republice Południowej Afryki bohater tego artykułu musiał zmierzyć się z kolejną próbą charakteru. Pierwszy mecz Anglików przeciwko Stanom Zjednoczonym został zapamiętany głównie z fatalnego błędu bramkarza Roberta Greena, który pozbawił jednego z faworytów turnieju planowanego zwycięstwa na inaugurację. Zanim jednak Green pozwolił piłce przekroczyć linię bramkową po pozornie niegodnym uwagi strzale zza pola karnego Clinta Dempseya, Fabio Capello dokonał pierwszej, taktycznej zmiany personalnej. Mimo prowadzenia, już w 30. minucie Milnera zastąpił na boisku Shaun Wright-Phillips.
Następne spotkanie z Algierią, którego Anglicy również nie wygrali, gracz Aston Villi przesiedział wśród rezerwowych. Na decydujący mecz fazy grupowej przeciwko Słowenii powrócił jednak z powrotem do wyjściowej jedenastki. To Milner zaliczył asystę przy jedynej bramce autorstwa Jermaina Defoe. I był najlepszy na boisku.
“Zostaw mnie samego!”
- James Milner - nieoczekiwanie i bez chwili zawahania odpowiedział w ubiegłym roku w studio “Sky Sports” Patrice Evra, zapytany o najlepszego skrzydłowego, przeciwko któremu kiedykolwiek grał. - Tylko dlatego, że doprowadzał mnie do frustracji. Jestem ofensywnie usposobionym obrońcą, a on podążał za mną wszędzie. Czasami mówiłem mu: “idź atakować, zostaw mnie samego!”.
Nie jest oczywiście tak, że James Milner był przez lata zawodnikiem niedocenianym. Zachwycano się nim w Leeds. W Newcastle doceniano jego umiejętność dośrodkowywania piłki obiema nogami. Po transferze Downinga wspomniany O’Neill uznał, że może zaufać Milnerowi na tyle, by w linii pomocy Aston Villi wystawiać trzech nominalnych skrzydłowych. Jego uniwersalność spodobała się Roberto Manciniemu. W swoim debiucie w barwach Manchesteru City, niedługo po mistrzostwach świata w RPA, Anglik od razu popisał się asystą w spotkaniu z Liverpoolem. Pięć lat później, w trzecim występie w barwach swojego obecnego klubu, Milner wyprowadził na boisko nowych kolegów jako kapitan.
Umiejętności, uniwersalność, charakter - w tej kolejności, tak mógłby sparafrazować największe atuty obecnego wicekapitana Liverpoolu Gareth Bale.
Nudziarz?
- Powrót do wczoraj… kiedy nie byłem na Twitterze! - obwieścił 22 marca 2018 roku James Milner w swoim pierwszym tweecie, do którego dołączył swoje zdjęcie. Był uśmiechnięty. W prawej ręce trzymał żelazko. Prasował koszulkę z krótkim rękawem.
O co chodziło? Wbrew pozorom, wcale nie była to reklama firmy Nike. Anglik niekoniecznie naśmiewał się również z tego, że tyle lat zajęło mu dołączenie do “twitterowej” społeczności. Jego wpis był oczywistym odniesieniem do funkcjonującego już wtedy od kilku lat fikcyjnego konta zatytułowanego “Nudny James Milner” (ang. “Boring James Milner”). Ktokolwiek wpadł na pomysł, by właśnie z ówczesnego gracza Manchesteru City uczynić stereotypowego, niezbyt inteligentnego, mającego problem z udzieleniem jakiejkolwiek ciekawej wypowiedzi angielskiego piłkarza, trafił w środek tarczy. Od 2013 roku uzbierano na nim ponad 600 tysięcy obserwujących, czyli ponad… połowę tego, co zgromadził sam Milner na swoim oficjalnym koncie na przestrzeni ostatnich dwóch lat.
“Boring James Milner” z powalającą konsekwencją ukazuje byłego już reprezentanta Anglii jako fana sprzątania, majsterkowania czy... jajek świątecznych. Regularnie udostępnia wymyślone fragmenty rozmów zawodnika z klubowymi kolegami lub innymi postaciami z piłkarskiego środowiska. Równocześnie prymitywne i rozbrajająco zabawne. Prawdopodobnie żadne inne futbolowe konto na Twitterze nie oferuje od wielu już lat takiej dawki śmiechu na poprawę humoru.
- Może dla kilku chłopaków, ja pozwolę sobie być może na nie więcej niż Ribenę lub coś podobnego - odpowiedział Milner na murawie Stadionu Olimpijskiego w Rzymie po tym, jak Liverpool zapewnił sobie awans do finału Ligi Mistrzów przed dwoma laty. Reporter “BT Sport” zapytał Anglika o to, czy wraz z kolegami uczci sukces lampką wina. Ten wolał jednak zadowolić się znanym na Wyspach napojem owocowym. - Może coś gazowanego i egzotycznego, na przykład limonka i cytryna! - mówił ze śmiechem w analogicznych okolicznościach rok później po zdobyciu Pucharu Mistrzów.
Jeżeli kiedykolwiek nim był, obecnie nie sposób już bowiem postrzegać Jamesa Milnera za nudziarza. Pomocnik Liverpoolu nauczył śmiać się z samego siebie. I wręcz wykorzystuje swoją wcześniejszą “sławę”. Po innym meczu, żarty na bok, udzielił z kolei wywiadu w języku hiszpańskim. Po tym, jak udowodnił niedowiarkom swoją wartość na boisku, wziął się za swoich pozaboiskowych prześmiewców. Odpowiadając tym samym. Poczuciem humoru.
Karma wraca
- Jako zawodnik kochasz każdą szansę, żeby zamknąć ludziom usta - powiedział Milner na początku poprzedniego sezonu w wywiadzie dla magazynu “FourFourTwo”. - Za każdym razem kiedy jesteś krytykowany, czujesz się nakręcony i starasz się udowodnić ludziom, że się mylą. Doświadczony pomocnik mógłby uczynić z powyższego zdania motto swojej kariery. Jeżeli już tego nie zrobił.
Tymczasem wspomniany we wstępie Souness został zwolniony z posady menedżera Newcastle United na początku lutego 2006 roku. Od tamtej pory nie poprowadził już żadnego zespołu. Ani niczego nie wygrał. W tym samym czasie James Milner sięgnął po wszystkie krajowe trofea wraz z Manchesterem City oraz Puchar Europy jako zawodnik Liverpoolu. Co więcej, doprawdy trudno dziś wyobrazić sobie zespół Juergena Kloppa bez wychowanka Leeds United. I to nawet w momencie, gdy nie zawsze występuje przecież w podstawowym składzie.
Nuda.
Wojciech Falenta