Lista wstydu angielskich sędziów. 5 największych błędów z użyciem VAR-u. Ostatni skandal nie był wyjątkiem

Lista wstydu angielskich sędziów. 5 największych błędów z użyciem VAR-u. Ostatni skandal nie był wyjątkiem
Mark Cosgrove/News Images/SIPA USA/PressFocus
Wszyscy widzieli, że trzeba uznać tego gola, ale sędziowie go anulowali - Liverpool został po prostu okradziony w sobotnim spotkaniu z Tottenhamem. Absurdalna wpadka arbitrów to kolejny wpis na ich liście wstydu w ostatnich latach. Przedstawiamy pięć najbardziej absurdalnych i największych błędów przy wykorzystaniu systemu VAR w Premier League.
VAR to wspaniałe narzędzie, w teorii wymarzony sprzymierzeniec piłkarskiego sędziego. Trzeba jednak umieć z niego właściwie korzystać. W zakończonym wynikiem 2:1 meczu Tottenham - Liverpool z ostatniej soboty Anglicy pokazali kolejny sposób na spartaczenie interwencji asystenta wideo. Czegoś takiego świat piłki jeszcze nie widział - przynajmniej na takim poziomie. To był czysty absurd, ale nie pierwszy podobny incydent na murawach Premier League. Przeprosiny za błędy publikowane przez Professional Game Match Officials Limited (w skrócie PGMOL), czyli organizację zarządzającą sędziami na angielskich murawach, to już w zasadzie norma.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wybraliśmy pięć sytuacji, w których arbitrzy Premier League wraz z ekipą VAR popełnili absurdalne pomyłki. Oczywiście, kontrowersje przy zagraniach ręką, “zwyczajnych” faulach w polu karnym czy interpretacji przepisów i wytycznych to praktycznie codzienność. Skupiliśmy się więc na incydentach, które wyróżniały się spośród pozostałych, miały ogromne znaczenie dla końcowych rozstrzygnięć lub w całej swojej specyfice były w pewnym sensie unikalne. Oto lista wstydu.

5. 10.03.2021, Manchester City 5:2 Southampton - brak karnego na Philu Fodenie

To może i nie miało wielkiego znaczenia dla wyniku meczu ani losów sezonu, ale sytuacja jest po prostu zastanawiająca. Jeszcze w pierwszej połowie Phil Foden odebrał piłkę stojącemu między słupkami Southampton Alexowi McCarthy’emu. Chciał go minąć, ale golkiper, usiłując zatrzymać młodego Anglika, trafił go w nogę. Ten stracił równowagę, lecz zamiast domagać się karnego, kontynuował akcję. Wyrzucony poza światło bramki nie zdołał jednak przekuć jej na gola.
Należało docenić wolę walki Fodena. Zamiast nurkować, wolał uczciwie grać do końca - nawet pomimo faulu. Tymczasem prowadzący zawody Jon Moss nie widział żadnego przewinienia i nie wskazał na “wapno”. Wspomagający go ze Stockley Park Andrew Madley nie zainterweniował, bo… nie dopatrzył się oczywistego błędu arbitra głównego. Jakim cudem? Nie wiadomo.
Tutaj poraża przede wszystkim fakt, że chęć czystej gry, walki bez kładzenia się na murawę została wręcz ukarana. W przerwie, podczas studia, decyzję krytykował Graham Souness, po spotkaniu w mediach wściekłość wyrażał Pep Guardiola. I słusznie, skoro nawet z powtórkami nie zauważono oczywistego przewinienia, bo zawodnik kontynuował akcję, zamiast nurkować. Gdyby się rzucił na murawę z grymasem, niemal na pewno skończyłoby się karnym, bo faul był ewidentny. I jak tu powiedzieć, że chcemy wyplenić takie zachowania z futbolu? Właśnie po to wprowadzono asystenta wideo, który wówczas kompletnie zawiódł. Na całe szczęście bez poważnych konsekwencji, choć w naprawdę rozczarowujących okolicznościach.

4. 26.02.2022, Everton 0:1 Manchester City - brak karnego za rękę Rodriego

Choć poszkodowany tutaj został odwieczny rywal, Everton, o tym incydencie najchętniej wspominają kibice Liverpoolu. Nie bez powodu - na błędnej decyzji sędziego obsługującego system VAR zyskał bowiem Manchester City, który wygrał walkę o mistrzostwo z “The Reds” o tylko jeden punkt. To, co stało się na Goodison Park, mogło więc zadecydować o losach tytułu.
A o czym mowa? W końcówce spotkania w niebieskiej części Merseyside pomocnik “Obywateli”, Rodri, zdawał się opanować zmierzającą do niego piłkę wyciągniętym ramieniem we własnym polu karnym. Oczywiście sytuację zbadano na powtórkach, ale pierwotna decyzja prowadzącego mecz Paula Tierneya o braku “jedenastki” została podtrzymana. Odpowiadający za podpowiadanie mu przez słuchawkę Chris Kavanagh zrezygnował z możliwości interwencji.
Jak to uargumentowano? Podobno nie było wystarczających dowodów, aby jednoznacznie stwierdzić, że Hiszpan zagrał futbolówkę niedozwoloną częścią ramienia (orientacyjnie: mniej-więcej poniżej rękawka koszulki). Tutaj radzimy jeszcze raz przyjrzeć się widocznej wyżej stopklatce i… ocenić to samemu. Karnego nie podyktowano, City wygrało, a o tytule zadecydowały dosłownie szczegóły - m.in. właśnie ten. Nie należy zapominać też o walczącym wówczas o utrzymanie Evertonie, dla którego każde oczko było na wagę złota. Zaistniała sytuacja niesamowicie rozwścieczyła ich trenera, Franka Lamparda.
- Mam trzyletnią córkę i nawet ona powiedziałaby, że to karny. Walczymy na dole tabeli, oni walczą u jej szczytu, a to łatwa decyzja. (...) Pomyłką można nazwać sytuację, gdy zrobiłeś coś źle, bo nie miałeś czasu tego odpowiednio przemyśleć, ale oni mieli dwie minuty analizy, by dostrzec zagranie ręką - mówił.

3. 11.02.2023, Arsenal 1:1 Brentford - niesprawdzony spalony przy bramce Ivana Toneya

Przywykło się, że czasem można wybaczyć błędy, jeśli ktoś naprawdę się stara i podchodzi do obowiązków z wielką sumiennością. Tego jednak nie można powiedzieć Lee Masonie, pełniącym funkcję asystenta wideo feralnego wieczoru w lutym tego roku. Kontrowersje dotyczyły bramki na wagę remisu dla Brentford. Bramki bardzo ważnej dla walki o tytuł, bo skutkującej dla Arsenalu stratą szalenie cennych w wyścigu z Manchesterem City dwóch punktów.
W zamieszaniu w polu karnym “Kanonierów” po stałym fragmencie gry mieliśmy “pinball”. Wreszcie, po serii nieskładnych zagrań, piłka wylądowała na głowie Ethana Pinnocka. Ten zagrał ją do przodu, do Christiana Norgaarda, który uprzedził bramkarza “The Gunners” Aarona Ramsdale’a i wyłożył futbolówkę na “pustaka” do Ivana Toneya. Anglik trafił, ale gol musiał zostać sprawdzony.
Znak zapytania stanowiło starcie Pinnocka z Williamem Salibą. Asystent wideo miał zweryfikować, czy nie doszło w nim do faulu na Francuzie. Gdy stwierdził, że nie miało miejsca naruszenie przepisów, dał zielone światło. Nie narysował jednak linii, aby sprawdzić, czy w momencie odegrania głową przez Jamajczyka Norgaard nie znajdował się na pozycji spalonej - a znajdował. Arbiter nie wywiązał się więc z absolutnych podstaw swojej pracy. Tym samym trafienie nie powinno zostać uznane. Niedbalstwo sędziego, potwierdzone zresztą później przez PGMOL, doprowadziło do kosztownego błędu.

2. 18.06.2020, Aston Villa 0:0 Sheffield United - brak weryfikacji błędu goal-line technology

To była jedyna taka sytuacja od momentu wprowadzenia goal-line technology w Premier League dekadę temu. Jej operator twierdził nawet, że pierwszy taki przypadek w dziewięciu tysiącach obsłużonych spotkań. System zawiódł - i to w naprawdę ważnym momencie. Niedługo po postcovidowym restarcie rozgrywek, w 30. kolejce sezonu 2020/21, w Birmingham zmierzyły się Aston Villa i Sheffield United. Ten mecz miał kluczowe znaczenie w walce o ligowy byt. I jego wynik został wypaczony.
42. minuta, stojący w bramce Villi Orjan Nyland wyłapuje zagranie z rzutu wolnego, ale wpada do siatki. Robi wszystko, by utrzymać piłkę przynajmniej na linii bramkowej, ale mu się nie udaje. Futbolówka przekroczyła ją całym obwodem, nawet dosyć wyraźnie, ale… zegarek sędziego nie zawibrował. Każda z kamer wykorzystywanych przez GLT była zasłonięta przez piłkarzy lub obramowanie bramki. No ale właśnie - zostały powtórki telewizyjne korzystające z własnych kamer. One nie pozostawiały wątpliwości.
Dlaczego działający już wówczas VAR nie interweniował? Zgodnie ze stanowiskiem PGMOL, wspomagający Michaela Olivera “na słuchawce” Paul Tierney, postanowił nie zwrócić mu uwagi, bo asystent wideo powinien reagować w sytuacjach dotyczących goli, a główny arbiter nie dostał sygnału o bramce. Brzmi… absurdalnie. Dziwi, że widząc na własne oczy błąd technologii, zrezygnował z okazji naprostowania go. Naturalnie, do tej sytuacji by nie doszło, gdyby nie nieprawdopodobny splot zdarzeń, ale właśnie po to w Stockley Park siedzą sędziowie z monitorami. Zszokowany gracz West Hamu, Declan Rice, pisał zresztą po całym zajściu na Twitterze, że “właśnie dla takich przypadków wprowadzono VAR”.
Wpadka mogła mieć decydujący wpływ na kluczowe rozstrzygnięcia. Villa utrzymała się jednym punktem. Gdyby odjąć jej oczko za remis z Sheffield, przegrałaby o jedną bramkę z relegowanym Bournemouth.

1. 30.09.2023, Tottenham Hotspur 2:1 Liverpool - nieuznany gol Luisa Diaza

To, co niedawno wydarzyło się na Tottenham Hotspur Stadium, po prostu nie mieści się w głowie. Liverpool został okradziony przez ekipę sędziowską, dowodzoną na murawie przez Simona Hoopera, a na VARze przez Darrena Englanda. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że tutaj nie można mówić o błędnej interpretacji przepisów, a o kuriozalnym problemie w komunikacji, który zapewne na zawsze zapisze się w historii Premier League.
Gdy Luis Diaz dał w 34. minucie prowadzenie grającym w osłabieniu “The Reds”, zapowiadało się na szalenie emocjonujący dalszy ciąg spotkania. Jak się okazało, radość gości trwała tylko chwilę. Asystent podniósł chorągiewkę, bramka na murawie nie została uznana. Do akcji wkroczył asystent wideo. Wszyscy przed telewizorami oraz w zespole analizującym powtórki zobaczyli stopklatkę dowodzącą, że Kolumbijczyk nie spalił akcji. Weryfikacja trwała tylko około 30 sekund i, według oficjalnych informacji, została przeprowadzona poprawnie. Sęk w tym, że pan England - nie, to nie żart - nie wiedział, jaką decyzję z poziomu murawy podjął jego kolega. Zgodnie z oficjalnym oświadczeniem PGMOL myślał, że gol został uznany, choć w rzeczywistości sędzia go anulował.
Tutaj doszło do fatalnego nieporozumienia i, należałoby to tak nazwać, niedbałości w komunikacji. Diaz nie znajdował się na ofsajdzie i ekipa VAR, przekonana, że to potwierdza werdykt Hoopera, poinformowała go, że po analizie podtrzymują decyzję z boiska, jednocześnie nie podkreślając, że trafienie było prawidłowe. Sędzia na murawie został tym samym utwierdzony, że z poziomu boiska nie doszło do pomyłki i zaufał ocenie swego asystenta z chorągiewką: spalony. Nie ma gola. Zanim sędziowie wideo zrozumieli, że doszło do fatalnej pomyłki, “Spurs” wznowili już grę, uniemożliwiając korektę. Absurd, farsa, kompromitacja. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że arbiter główny przy kolejnej przerwie w grze prawdopodobnie dostał na słuchawkę informację o tym, co się stało. Na to przynajmniej wskazywała jego zdezorientowana mina.
Oczywiście, niedługo po meczu, ciało zarządzające angielskimi sędziami opublikowało oficjalne przeprosiny. To już w sumie stały punkt programu. Najważniejsze jednak, by z tej bezprecedensowej sytuacji wyciągnąć wnioski. Na przykład można wprowadzić wytyczne podobne do kontroli ruchu lotniczego - tam potwierdzenie otrzymanych informacji nie ogranicza się do prostego “tak” lub “nie”, należy powtórzyć, czego dotyczył komunikat. W tym przypadku England mógłby przykładowo powiedzieć Hooperowi: “podjąłeś prawidłową decyzję”, ale dodać, że “gol powinien zostać uznany” - mieliby szansę, żeby się połapać. Może też warto zastanowić się nad możliwością korekty tak oczywistych pomyłek nawet chwilę po wznowieniu gry - to na pewno mniejsza krzywda niż to, co stało się w Londynie.

Przeczytaj również