Lista hańby Legii. Dariusz Mioduski znów to zrobił. "Ratują dwa razy"
Za siedmioletnich rządów Dariusza Mioduskiego w Legii doszło już do jedenastej zmiany trenera. - Powtarzam, że musimy się rozwijać - mówił Jacek Zieliński na prezentacji Goncalo Feio. Ale w takich warunkach trudno o rozwój.
22 marca 2017 roku Dariusz Mioduski odkupił od Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzla resztę udziałów w spółce Legia Holding, dzięki czemu został jedynym właścicielem i prezesem klubu. Miało to miejsce w tym samym sezonie, w którym Legia jako jedyny polski klub w XXI wieku zagrała w fazie grupowej Ligi Mistrzów i niecały miesiąc po jej odpadnięciu z Ligi Europy w dwumeczu z Ajaksem Amsterdam.
Od tamtej pory Legia nie tylko nie "odjechała reszcie ligi za kasę z Ligi Mistrzów", ale do dziś zrobiła kilka dużych kroków wstecz i wpadła w finansowe tarapaty. Choć zdobyła cztery tytuły mistrzowskie, to każdy z innym szkoleniowcem. Jedyną ciągłość, jaką była w stanie zachować, to ciągłe uginanie się pod presją. Nakładaną przez kibiców, media, samą siebie.
Ratujmy co się da
W czasach prosperity kilku dziennikarzy chciało zrobić z Legii "polski Bayern". I dzisiaj rzeczywiście coś je łączy - dziwne decyzje, dziwne wypowiedzi i dryfowanie w nieznanym kierunku. Jeszcze do niedawna był to też niemiecki trener, ale zwolniono go po siedmiu punktach w trzech ostatnich meczach i powrócono do myśli portugalskiej. Zieliński tłumaczył, że podjął tę decyzję, bo "zależy mu, żeby ratować co się da". Nie brzmi to jak długofalowa wizja.
Pierwszym zwolnionym przez Dariusza Mioduskiego trenerem był Jacek Magiera, który do dzisiaj nie rozumie tej decyzji i zapewnia, że byłby w stanie wrócić z drużyną na właściwe tory. Poleciał po trzech porażkach w pierwszych ośmiu kolejkach nowego sezonu, ale jego "pocałunkiem śmierci" były europejskie puchary - odpadł z eliminacji Ligi Mistrzów z Astaną i z eliminacji Ligi Europy z Sheriffem Tyraspol.
Chorwackie rządy przy Łazienkowskiej potrwały rok. Romeo Jozak został zwolniony w kwietniu 2018 roku, gdy okazało się, że dobry dyrektor akademii niekoniecznie będzie dobrym trenerem. Wtedy "ratowanie sezonu" się powiodło - Dean Klafurić chyba do dziś nie wie, jak mu się udało nie przegrać żadnego meczu w rundzie finałowej Ekstraklasy i zdobyć podwójną koronę. Pozostaje trenerem z najlepszą średnią punktów za rządów Mioduskiego, ale przepracował tylko 15 spotkań. Poleciał już na przełomie sierpnia i lipca po odpadnięciu ze Spartakiem Trnawa.
Niepoprawny "Vuko"
Potem doszła kompromitacja z luksemburskim Dudelange i dwumecz, w którym w jednym meczu Legię tymczasowo prowadził Aleksandar Vuković, a w drugim już nowy pierwszy trener Ricardo Sa Pinto. Zadurzenie portugalskim furiatem nie potrwało długo. Popracował tylko o jedno spotkanie dłużej niż Jozak, a sezon znów ratował asystent. Vuković najpierw zdobył wicemistrzostwo za Piastem Gliwice, a rok później mistrzostwo. Zwolniono go we wrześniu po dwóch porażkach na starcie sezonu 2020/21 i odpadnięciu z el. LM z Omonią Nikozja.
Jak widać, Legia ratuje każdy sezon dwa razy - latem albo wczesną jesienią po rozczarowaniu w Europie i wiosną po rozczarowaniu w lidze. Schemat wydłużył się nieco w latach 2020-21, bo Czesław Michniewicz po zdobyciu mistrzostwa przetrwał aż do października. Długo ratował go awans do fazy grupowej Ligi Europy i zwycięstwa ze Spartakiem Moskwa czy Leicester, ale zapomniał o lidze i po czterech porażkach z rzędu musiał odejść. Niepoprawnie zakochany w Legii Vuković trzeci raz zgodził się na misję ratunkową, ale tym razem poszło mu gorzej i od sezonu 2022/23 Legię prowadził już Runjaic.
Po beznadziejnym sezonie 2021/22 zdobył z nią wicemistrzostwo i Puchar Polski. To był udany sezon uwieczniony w serialu o znamiennym tytule "Do końca". Potem godnie reprezentował ją też w Europie (do czasu wstydliwego dwumeczu z Molde), dlatego może o sobie z dumą mówić, że jest najdłużej pracującym trenerem Legii za czasów Dariusza Mioduskiego. Ostatnim trenerem, który wytrwał na stanowisku tak długo, był Henning Berg. Zatem może jednak Legia pod kierownictwem dyrektora Zielińskiego zmierza ku pewnej stabilizacji.
Dwie drogi
Przez te siedem lat z Legią dzielnie rywalizował Lech. Piotr Rutkowski zmieniał trenerów dziesięć razy, aż historia zatoczyła koło i wrócił do Mariusza Rumaka. Przez ten czas żaden ze szkoleniowców Lecha nie pracował tak długo jak Runjaic w Legii. Efekty tej "długofalowej" polityki obu klubów widać w ich obecnej sytuacji, choć i tak tabela w tym sezonie jest dla nich wyjątkowo łaskawa.
Dla porównania, Raków w latach 2017-24 miał dwóch trenerów: Marka Papszuna, z którym awansował do pierwszej ligi, a potem do Ekstraklasy i teraz jego byłego asystenta Dawida Szwargę. Można się śmiać z pustej gabloty Pogoni, ale mimo mniejszych możliwości finansowych dołączyła do krajowej elity, bo Jarosław Mroczek i Dariusz Adamczuk pozwolili trenerom Runjaiciowi i Gustaffsonowi spokojnie pracować.
Stabilizacja daje efekty. Co jakiś czas porównujemy się do Czechów i zastanawiamy się, czemu polskie kluby dysponujące dużo większymi wpływami do budżetu z praw telewizyjnych nie grają w Europie tak regularnie i nie zachodzą w niej tak daleko jak czeskie. Ale Viktoria Pilzno, która w czwartek spotkała się z Fiorentiną w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, przez ostatnie siedem lat miała czterech, a nie jedenastu trenerów. Legia może się głowić, czemu nie dominuje ligi tak jak Slavia Praga. Ale Slavia przez ten czas trenerów miała dwóch, a Jindrich Trpisovsky prowadzi ją od ponad sześciu lat. I takiej kadencji trzeba życzyć Goncalo Feio.