Lepszy niż Henry, lepszy niż Gerrard. To prawdziwa legenda Premier League. Piękne słowa Guardioli

Lepszy niż Henry, lepszy niż Gerrard. To prawdziwa legenda Premier League. Piękne słowa Guardioli
Eurasia Sport Images / pressfocus
Legenda. Słowo nadużywane w futbolu. Dużo łatwiej określić tak dawnych idoli. Legendą Liverpoolu jest Steven Gerrard, a Chelsea - Frank Lampard. Mózg jednak pali styki, gdy trzeba powiedzieć "legenda" o grającym jeszcze piłkarzu, a przecież Kevin De Bruyne niewątpliwie nią jest. I to dla całej ligi.

Nie wygrasz z sentymentem

Dalsza część tekstu pod wideo
Kevin De Bruyne jest lepszy niż Thierry Henry. Kevin De Bruyne to najlepszy pomocnik w historii Premier League. Kevin De Bruyne to najlepszy piłkarz, jaki kiedykolwiek grał na angielskich boiskach. Mocne tezy…
Wielu się nie zgodzi, mitologizując Lamparda, Rooneya, Gerrarda, Henry'ego, czy jeszcze kogokolwiek innego. Macie prawo. Pewnie, że przy 13 mistrzostwach Giggsa Belg się może schować. Nigdy tylu nie zdobędzie. Sam mam problem, by mówić o Kevinie per "najlepszy w historii", bo mózg wciska guzik z blokadą. Przecież w kolejną sobotę czy niedzielę można obejrzeć go na boisku. Łatwiej wspominać emerytów. Przypomnieć sobie kilkanaście bramek z 260 Aguero, elegancję Davida Silvy, o którym wielu kibiców pod stadionem w klubowych ankietach/filmikach do dziś mówi "najlepszy w historii". Mają gdzieś, że tyle i tyle asyst, tyle i tyle goli. Chodzi o WPŁYW.
kevin de bruyne świętuje wygraną w lidze mistrzów 2023
Paul Chesterton / pressfocus
30-letni kibic powie, że najlepszy był David Silva. Jego 67-letni ojciec pokręci głową, że najlepszy to był jednak świętej pamięci Collin Bell i co tam młody gada. 45-letni brat jednak skontruje, że w latach 90. wyróżniał się taki Gruzin Kinkładze, którego postać owiana jest w Manchesterze legendą, bo mimowolnie stał się Davidem Beckhamem w wersji demo. Rozbijał samochody, lansował się, stał się gigantyczną gwiazdą wśród przeciętniaków. Zrobił się za duży na klub. Dlatego Joe Royle zrobił, jak sir Alex Ferguson z "Becksem" - sprzedał.
W "legendach" chodzi też o wrażenia artystyczne, optyczne, podrywanie się z krzeseł, robienie czegoś ekstra, jak asysta Silvy do Edina Dżeko na Old Trafford. Andres Iniesta o tym doskonale wie. Zbrodnią jest rozliczanie Hiszpana z asyst. Podobnie zresztą było kiedyś z Paulem Scholesem, ale tego już się nie pamięta. Rudy Anglik notował średnio po... zawstydzające trzy asysty na sezon. To wręcz szokujące. Nigdy jednak nie da się liczbowo określić wpływu, jaki na drużynę miał na boisku Paul Scholes. Ruben Dias czy Virgil van Dijk nigdy nie będą lepsi niż Rio Ferdinand i John Terry. Mózg na razie na to nie pozwoli, a przecież obaj mieli takie wejścia do zespołu, że to się nie mieści w głowie. Odmienili defensywę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dwie identyczne historie, dwóch liderów i dwa razy identyczny wpływ na całokształt. Trudno ich porównywać do Rio Ferdinanda w 2024 roku, bo znów... mózg płata figla, nie wygrasz z sentymentem.

Last man standing

Kevin De Bruyne jest w klubie od dziewięciu lat. To jedyny piłkarz, który pamięta jeszcze kadencję Manuela Pellegriniego. Oglądał na treningach codziennie Wilfrieda Bony'ego, Joe Harta, Eliaquima Mangalę czy Samira Nasriego.
Pierwszy sezon w jego wykonaniu był jednak przeciętny. Pellegrini wiedział, że odchodzi i zespół miał w wielu spotkaniach zerową motywację. Przegrał aż dziesięć spotkań w lidze, a jak pojechał na Britanna Stadium w Stoke, to nie wiedział, czy nazywa się Manchester City czy może Manchester Amateur Local Boys. KDB też wziął udział w tym blamażu. Ominął dwa miesiące gry przez kontuzję kolana, ale mimo wszystko potrafił mieć przestoje kilku spotkań bez asysty. To dziś nie do pomyślenia.

Dzień założycielski i... pierwszy transfer Pepa?

Sezon 2014/15. Kevin De Bruyne w zielonej koszulce czaruje w Bundeslidze. Poszedł tam, bo chciał grać więcej niż w Chelsea. Nawet Jose Mourinho do dzisiaj nie do końca rozumie, co tam nie zadziałało. Może chciał utrzeć nosa młodemu? To zdaje się jeden z największych błędów w jego karierze, przeoczenie potencjału.
- Jeśli mam być szczery, to odeszli z klubu po prostu dlatego, że chcieli to zrobić i wyjechać. Wyjechali, bo nie chcieli dłużej czekać. Historia pokazuje, że ich wybór był dobry, ponieważ osiągnęli bardzo wysoki poziom, ale czasami dzieciaki podejmują takie decyzje, ponieważ nie potrafią poczekać albo nie mają cierpliwości, nie potrafią zachować spokoju i czekać na właściwy moment. Wtedy ich kariera idzie w złym kierunku - mówił Jose Mourinho o tym, dlaczego pozwolił odejść De Bruyne i Salahowi ze Stamford Bridge.
Nie da się w karierze Belga pominąć dziesięciu goli i 20 asyst w Bundeslidze. Przypomnijmy, że gra się tam 34 mecze, o cztery mniej niż w Anglii. Organizm KDB był niezniszczalny. To dziś niewyobrażalne, ale on zagrał tam… 3051 minut na 3060 możliwych (!). Trener Dieter Hecking zdjął go z boiska cztery razy, za każdym razem w końcówkach. Nie dość, że świetny, to jeszcze zdrowy jak koń - pomyśleli giganci.
Jest taki popularny, viralowy filmik na YouTube, który nazywa się - "Dzień, w którym Kevin De Bruyne zniszczył Bayern Pepa Guardioli". Ma prawie cztery miliony wyświetleń. Belg zanotował w Bundeslidze mnóstwo udanych występów. Ten był najważniejszy. To nim zwrócił uwagę świata. Wszyscy go oglądali, bo Bayern walczył przecież z rewelacyjnym wtedy z Wolfsburgiem o tytuł.
Mecz został rozegrany 30 stycznia 2015 roku. Złośliwi mówili, że Pep nie chciał latem za wszelką walczyć o De Bruyne w Bayernie, bo wiedział, że będzie to jego ostatni sezon. Myślał bardziej o tym, że… chce go mieć później u siebie w City. To taka tajemnica Poliszynela. Przecież w Manchesterze pracowali kumple Guardioli. De Bruyne został "Obywatelem" jeszcze przed Katalończykiem.

Dlaczego jest legendą?

Najprostsza odpowiedź jest taka, żeby po prostu włączyć sobie jakikolwiek mecz i patrzeć tylko na Kevina albo przypomnieć sobie powtórkę spotkania z Newcastle. Wrócił do Premier League po pięciu miesiącach i to w trudnej sytuacji, gdy zespół przegrywał 1:2. Jego nie da się jeden do jednego zastąpić, bo drugiego takiego po prostu nie ma. Co zrobił na dzień dobry? Andrzej Twarowski z Viaplay stwierdził, że nawet Ronnie O'Sullivan nie powstydziłby się takiego precyzyjnego uderzenia. Trudno znaleźć lepsze porównanie. KDB nie strzelił gola. On trafił dokładnie tam, gdzie chciał i dokładnie tak, jak chciał. Podobnie z asystą do Oscara Bobba.
Guardiola modlił się o jego powrót, bo trochę brakowało mu alternatyw. Julian Alvarez jest pod formą, Phil Foden bywa chimeryczny. Drugiego takiego piłkarza jak De Bruyne nie ma. To gamechanger. Mecz z Newcastle to tak doskonały, filmowy powrót, że lepszego nie da się wymyślić.
- Kevin to legenda. Jest kochany przez naszych ludzi i mam nadzieję, że w ostatnich miesiącach pomoże nam już do samego końca - ekscytował się Pep.
De Bruyne się tu czuje tak doskonale, że chce zakończyć karierę. Być może nawet zamieszkać na stałe.
Gra inaczej. Jest w stanie posłać wymierzone podanie z każdego miejsca na boisku. Fenomen Belga polega na tym, że nikt się tego nie spodziewa, gdy on nagle z kroka gra jakiegoś fantastycznego, dokręconego passa, gdzie czyha już przykładowy Erling Haaland. I pyk - asysta. Nikt by nawet nie pomyślał, żeby tam zagrać. Liczba jego asyst nie jest przypadkowa. Byłoby ich pewnie jeszcze więcej, jednak przez dłuższe lub krótsze kontuzje opuścił prawie 500 dni w Manchesterze City. To całe dwa sezony! Do przebicia bariery 100 ligowych asyst potrzebował 237 spotkań (jedna asysta w Chelsea, warto dodać).
  • 2015/16 - 9 asyst w lidze
  • 2016/17 - 18 asyst w lidze
  • 2017/18 - 16 asyst w lidze
  • 2018/19 - dwie asysty (stracił pół sezonu przez kontuzję)
  • 2019/20 - 20 asyst w lidze
  • 2020/21 - 12 asyst w lidze
  • 2021/22 - 8 asyst w lidze, ale za to 15 goli, bo Guardiola oczekiwał od niego więcej trafień. “Musisz zacząć strzelać" - mówił
  • 2022/23 - 14 asyst
Na potwierdzenie powyższe liczby, które i tak przykrywa wrażenie artystyczne, tzw. eye test, gdy patrzy się na jakość Kevina De Bruyne. Nie da się o nim mówić tylko za pomocą statystyk i dokonań klubowych. To upośledzenie tego wybitnego piłkarza. Jego trzeba widzieć, oglądać, chłonąć, zachwycać się. Nie są do tego potrzebne wykresy. Owszem, pomagają w zrozumieniu fenomenu, ale nie są niezbędne. Cieszmy się Kevinem De Bruyne, dopóki gra.
Kevin De Bruyne
Massimo Paolone/LaPresse/Pressfocus

Przeczytaj również