Legii grozi spadek, Vuković musi pamiętać o jednej rzeczy. "Gdyby to zrobił, wszystko mogłoby się zawalić"

Legii grozi spadek, Vuković musi pamiętać o jednej rzeczy. "Gdyby to zrobił, wszystko mogłoby się zawalić"
Dziurek / Shutterstock.com
Porażka z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie w lidze, przedostatnie miejsce w tabeli, złość kibiców na prezesa i okienko transferowe raczej na minus. Kryzys Legii Warszawa trwa dalej.
W ostatniej kolejce ligowej Legia Warszawa przegrała z Wartą Poznań 0:1 i znów utknęła niemal na samym dnie tabeli Ekstraklasy. Czy można mówić o zaskoczeniu? Z jednej strony tak, bo po udanej inauguracji rundy i zwycięstwie w Lubinie legioniści mogli uchodzić za zespół łapiący wiatr w żagle. Z drugiej strony, przebieg meczu z “Zielonymi” wyraźnie wskazuje, że zwyciężyła drużyna lepsza.
Dalsza część tekstu pod wideo
Była to 14. porażka mistrzów Polski w Ekstraklasie. Tym samym "Wojskowi" pobili klubowy rekord ligowych porażek. Legia przegrała 13. razy dwukrotnie w historii: w 1936 r., kiedy spadła z ligi, oraz w sezonie 1975/76 (8. miejsce). Była to także 19. przegrana w całym sezonie i pierwsza u siebie z Wartą od 86 lat. Historia dzieje się więc na oczach warszawskich fanów, którzy głośnym dopingiem wspierali swoją drużynę do końca.

Transparenty

Jednocześnie na "Żylecie" pojawiły się dwa transparenty. Kibice nawiązywali nimi do bieżącej sytuacji w klubie.
Jeden dotyczył sekcji tenisowej. O co chodzi? Legia Tenis sp. z o.o. dwa i pół roku temu w trybie bezprzetargowym uzyskała od Warszawy 30-letnią dzierżawę kortów tenisowych przy Myśliwieckiej 4a. Właścicielem tenisowej sekcji była Legia Warszawa SA, ale we wrześniu 2021 r. sprzedała wszystkie udziały za 5 tys. zł spółce WAWA Group SA, której właścicielem jest Dariusz Mioduski, a w jej zarządzie znajdują się Jarosław Jurczak (wiceprezes Legii) i Marcin Herra (odpowiedzialny w Legii za obszar komercyjny i zasiadający w zarządzie Legia Tenis sp. z o.o.), natomiast członkami rady nadzorczej są Anna Mioduska (żona właściciela) i Julia Mioduska (córka). Przy Myśliwieckiej do dyspozycji jest 10 ziemnych kortów, które przed rokiem przeszły renowację. Klub dysponuje kadrą trenerską, zapowiada także powołanie do życia akademii, w której mają szkolić się młodzi adepci tenisa. Oferta miała zostać poszerzona o... golf, a konkretnie multimedialne symulatory oraz produkty szkoleniowe na najlepszych polach golfowych w Polsce.
Fani dali wyraz zaniepokojeniu sprzedażą udziałów prywatnej spółce Mioduskiego i to za niską kwotę. Warto dodać, że Legia, zgodnie z informacjami zawartymi w ostatnim sprawozdaniu finansowym (stan na czerwiec 2021 r.), pożyczyła swojej sekcji tenisowej milion złotych.
Równocześnie kibice okazali swe niezadowolenie z oddania Skyboxa na stadionie Legii na potrzeby projektu Thecollective. To inicjatywa łącząca raperów, influencerów i osoby ze świata gamingu. Jak czytamy na stronie oficjalnej Legii:
- Głównym inwestorem w Thecollective jest Dariusz Mioduski, przedsiębiorca i właściciel m.in. Legii, od dawna angażujący się w projekty z obszaru nowych technologii oraz e-sportu. Jego partnerem i współudziałowcem w projekcie jest Paweł Sabarański, założyciel Grail Point, który skupia entuzjastów streetwear’u, mody oraz muzyki.
Warto przy tym zauważyć, że z KRS wynika, że 1 marca 2021 r. założono spółkę Thecollective Sp. z o.o. o kapitale 10 000 zł. Prezesem zarządu jest wspomniany Jarosław Jurczak. Wspólnikami: Dariusz Mioduski (85% udziałów) i Paweł Sabarański (15%). Do tego Mioduski ma udziały w sklepie Grail Point (20%), a Thecollective 40%.
Sympatykom Legii nie podoba się, że klubowy Skybox, z którego użytkowania na konferencje i eventy sekcja piłkarska miała czerpać profity, wykorzystywany jest ich zdaniem do prywatnych celów właściciela.

Wygrał lepszy

Kiepski nastrój na trybunach pogorszyła porażka z sąsiadem w tabeli. Warta na tle Legii wyglądała jak drużyna walcząca o najwyższe cele. Goście z Poznania właściwie od początku mieli mecz pod kontrolą. Konsekwentnie grali po swojemu, agresywnie i bronili daleko od własnej bramki. Zdecydowanie częściej zgarniali tzw. drugie piłki. Imponowali też przygotowaniem fizycznym.
- Nie chcemy być zbyt głęboko cofnięci i oprócz szczelnej obrony, chcemy utrzymywać się więcej przy piłce. Dziś tych elementów było więcej w naszych poczynaniach. W efekcie, trudno stwarzać rywalom stuprocentowe sytuacje - podkreślił po meczu trener Dawid Szulczek.
- Remis w meczu z Łęczną, a zwłaszcza jego okoliczności spowodowały nieco inne nastroje, niż gdyby zakończyłby się on porażką. Każdy wie jaką ma kadrę Legia i to wciąż mistrz Polski, więc nie jest tak, że przed meczem sobie ktoś zapisuje punkty. Jednak obecna sytuacja na pewno daje wiarę rywalowi, który przyjeżdża na Łazienkowską, że można powalczyć i się postawić. Do tego w wielu zespołach, tak jak u nas Grzesik, Kopczyński, Szczepański czy Matuszewski, są gracze z przeszłością w Legii, więc to dla nich zawsze szczególny mecz - mówi nam osoba dobrze zorientowana w poznańskich realiach.
Jednocześnie słyszymy, że celem Warty było wykorzystanie ustawienia ich bazowego ustawienia 3-4-3 przeciw 3-4-3 Legii. Poznaniacy koronkowo budowali akcje od obrony, Grzesik obniżał pozycję, by wyciągnąć Mladenovicia, a wtedy Trałka szukał długiego zagrania za plecy Rose na Zrelaka. Proste? Proste, ale przy nierównych boiskach i dysproporcji w umiejętnościach okazało się jednak skuteczne.
- Legia zaś za długo i za często próbowała grać piłką. Nasi gracze defensywni szybko doskakiwali, nie pozwalali się rywalom odwrócić. Właściwie tylko raz udało się to Ciepieli i tylko wtedy legioniści potrafili nam zagrozić. Ogólnie jednak byliśmy lepsi - słyszymy w obozie Warty.

Jesienne demony

A Legia? Tu nie działało właściwie nic. Choć należy pamiętać, że Aleksandar Vuković nie mógł wystawić kilku wiodących postaci - przede wszystkim Josue, Mateusza Wieteski i Artura Jędrzejczyka.
- Często po meczu słyszałem, że z Josue byłoby inaczej. Nie byłoby. Warta obnażyła nasze słabości - mizerną jakość kadry i wciąż rozklekotaną mentalność - to z kolei opinia z Łazienkowskiej.
Z drugiej jednak strony, Legii brakowało szybkiego rozrzucenia akcji do skrzydeł, a to akurat Portugalczyk potrafi. Bez niego legioniści przez cały mecz potrafili skonstruować właściwie jedną groźną akcję ofensywną. Do tego wyraźnie nie poradzili sobie z ciężarem tego spotkania, zwłaszcza gdy stracili gola. Widać było nerwowość w grze, przez którą brakowało dokładności. Wróciły demony z jesieni. Brakowało liderów, zdecydowania, pobudzenia zespołu. Nie zrobił tego trener. Ale czy mógł? Vuković uchodzi w Warszawie za trenera z pewnym wzorcem budowy drużyny. Opiera go o motywacji i mobilizacji. No i opozycji względem "obcych". W ten sposób próbuje jednoczyć drużynę, skupiać ją na celu.
- W pierwszej kolejności chce poprawić cechy wolicjonalne piłkarzy. Zbudować wspólnotę, wytworzyć energię, która napędzi całą drużynę - słyszymy w Warszawie. Okazuje się jednak, że trudno jest tego dokonać bez zawodników potrafiących po prostu dobrze grać w piłkę, jakich miał choćby podczas swojej pierwszej kadencji.
- Bardzo słabe spotkanie w naszym wykonaniu. Wynik to odzwierciedla. Na pewno świadomość wszystkich nas jest, jeśli ktoś myśli inaczej... Walczymy o utrzymanie w lidze i musimy sobie z tym lepiej radzić. Dużo się mówi na temat mentalności i wszyscy na to liczą, że Legia będzie mieć problem, żeby jej celem była walka o utrzymanie, że będzie nas to deprymować. Niestety, tak to dziś wyglądało jakby na potwierdzenie tych słów. Musimy oswoić się z tą sytuacją i dawać sobie szansę na wygranie meczu, tak jak każda inna drużyna - tymi słowami Vuković potwierdził po meczu, że problem w głowach nadal istnieje. A jednocześnie nie krytykował żadnego z piłkarzy.
- Aco zgodził się pracować z materiałem, który tu zastał. Gdyby publicznie czepiał się zawodników, podnosił ich braki, to wszystko mogłoby się zawalić. On, chyba jako jeden z niewielu w klubie, ma świadomość, że spadek jest realny. Może piłkarze po Warcie to dostrzegą? Pytanie tylko, jak na to zareagują. Czy jeszcze bardziej nie spęta im to nóg? - zastanawia się nasz rozmówca.
Legia zimą ściągnęła dwóch piłkarzy do pierwszego składu (Patryk Sokołowski, Paweł Wszołek), ale jednocześnie straciła najlepszego strzelca (Mahir Emreli), lidera ofensywy (Luquinhas) i doświadczonego środkowego pomocnika (Andre Martinsa). Na tę chwilę trudno uznać, by bilans tych ruchów wychodził na plus. Nie sposób również przypuszczać, by powrót kontuzjowanych i zawieszonych, a nawet pozyskanie jeszcze jednego zawodnika, miało wyraźnie zmienić oblicze drużyny. Zapowiada się więc bardzo trudna gra o utrzymanie. I nie może w niej zabraknąć walki.

Przeczytaj również