Legia Warszawa znów sobie zaprzecza i zmienia kurs. Dlaczego doszło do niespodziewanej rewolucji?
W cieniu zamieszania z Paulo Sousą dokonała się po cichu fundamentalna zmiana w Legii Warszawa. Nowym dyrektorem sportowym został Jacek Zieliński, który ma mieć w klubie władze absolutną. Nagle mistrz Polski znów zmienia koncepcję i zaprzecza swoim niedawnym deklaracjom. Dlaczego?
Legia Warszawa zalicza jeden z najgorszych sezonów w historii. Zespół zakończył rok w strefie spadkowej i tylko wygrana w Pucharze Polski może w jakiś sposób go uratować, bo gwarantowałaby występ w europejskich pucharach. Coś co dzięki miejscu w tabeli już jest właściwie niemożliwe.
Ostatnie miesiące to słaba forma sportowa klubu, ale też ciągłe poszukiwanie nowej tożsamości. Nieprawdopodobna skala rzucanych deklaracji, które w bardzo szybki sposób się dewaluują. Pierwszą zapowiedzią „rewolucji”, którą ma przejść Legia był niespodziewany, udzielony na chwilę przed listopadowym meczem z Leicester City, wywiad Dariusza Mioduskiego dla oficjalnej strony, w którym w sposób niezwykle otwarty powiedział: naszym wymarzonym trenerem jest Marek Papszun.
Z rozmowy przebijała wręcz konieczność jego sprowadzenia jako jedyny słuszny wybór i pewność, że to on, najpóźniej po sezonie, przejmie zespół. Druga „rewolucja” to początek grudnia i wyjście do kibiców z otwartą przyłbicą podczas twitterowej pogadanki #LegiaTalk, podczas której Mioduski znów w sposób stanowczy opowiadał o najbliższych planach na przebudowę całej struktury klubu. - Radek pozostanie dyrektorem sportowym Legii. Nie ma powodu, żeby cokolwiek teraz zmieniać - mówił o obecnym dyrektorze, Radosławie Kucharskim, właściciel.
Mamy końcówkę grudnia, a te słowa, i ogromna część z tego, co zostało ogłaszane przez miniony miesiąc jest nieaktualna. W trakcie Świąt Bożego Narodzenia doszło przy Łazienkowskiej do zaskakującej, gruntownej przebudowy pionu sportowego. Nie ma w nim miejsca dla Kucharskiego, który chwilę temu był mocno wspierany przez Mioduskiego. W cień usuwa się też sam właściciel. Nowym dyrektorem sportowym został Jacek Zieliński - legenda warszawskiego klubu, który pracował w jego strukturach, ale nie odgrywał w niej znaczącej roli. Dziś staje się najważniejszym człowiekiem w Legii.
Pomijając pytanie, czy to właściwy człowiek na właściwym miejscu, bo to oceni czas, uwagę (znów) zwraca skala chaosu, jaki dopadł klub. W ostatnich dniach boleśnie przekonaliśmy się, że deklaracje nie mają żadnego znaczenia. Tyczy się to głównie teoretycznego już selekcjonera reprezentacji Polski, Paulo Sousy, ale też w dużym stopniu Legii. Dziś bowiem nie wiadomo już, czy Papszun jest jej aż tak potrzebny. Nie wspominając o chwilę temu nietykalnym Kucharskim, którego w Święta wystawiono za drzwi. Nie mówimy o wypowiedziach w skali roku czy dwóch, a w skali miesiąca.
O co tu chodzi? Przede wszystkim zaskakuje timing zmian w warszawskim klubie. Wszystko działo się bardzo szybko, bo wiemy, że jeszcze kilka dni temu Kucharski normalnie planował okno transferowe, umawiał się na spotkania z agentami. Kilkanaście dni temu dał płomienne przemówienie na wewnętrznym spotkaniu klubowym, że nie spocznie dopóki Legia znów nie awansuje do Ligi Mistrzów. Dostał brawa na stojąco. Jak poinformowała „Interia”, o zwolnieniu dowiedział się w bożonarodzeniową niedzielę... O szybkości zmian zachodzących w gabinetach przy Łazienkowskiej może świadczyć też fakt, że Zieliński przyznał w „Prawdzie Futbolu”, że nie ma nawet jeszcze podpisanej umowy określającej kompetencje jego nowej funkcji. A te mają być w zasadzie nieograniczone. To główny przekaz płynący z komunikatu. Pełna decyzyjność. Łącznie z zatrudnieniem Papszuna, którego tak pragnął Mioduski i który również miał mieć potężne narzędzia do budowy na swoją modłę. Dziś to już tylko „zobaczymy”, „pomyślimy”, „trzeba porozmawiać” z ust nowego dyrektora sportowego.
Czy nie jest to zapowiedź przegranej walki z Rakowem o to gorące trenerskie nazwisko? Szykowanie wygodnej poduszki powietrznej, że po ogłoszeniu przedłużenia kontraktu szkoleniowca jest pod ręką wymówka pt. zmieniła się nasza koncepcja? Niekoniecznie, ale może za taką przy okazji posłużyć. W obu klubach słyszymy, że nie ma jeszcze jednoznacznej decyzji Papszuna. Natomiast z Częstochowy płynie przekaz, że zwolnienie Kucharskiego, który był ogromnym zwolennikiem jego zatrudnienia, może okazać się gamechangerem w tym starciu. Kiedy dowiemy się o finale tej historii? Michał Świerczewski, właściciel Rakowa, chciałby, aby zamknęła się ona przynajmniej na poziomie deklaracji, do końca roku. Ale nie znaczy, że tak będzie. Już sama decyzja powinna zapaść do połowy stycznia.
Może być też tak, że wokół Papszuna, i nie tylko jego, pojawiły się jeszcze inne okoliczności, stąd tak radykalna zmiana polityki klubu, dzięki której upieczono jeszcze jedną smaczną pieczeń - poklask kibiców. Wyrzucenie Kucharskiego i odsunięcie się Mioduskiego od ręcznego sterowania drużyną było dwoma fundamentalnymi żądaniami, jakie płynęły od wielu tygodni z trybun. W poniedziałek wielu odetchnęło z ulgą.
Rewolucja w Legii stała się faktem. Na jej owoce trzeba będzie poczekać. Dziś nie da się jednak uciec od myśli, że była ona robiona na kolanie i być może w jakimś celu, o którym nie wiemy. A może to „tylko” świąteczne olśnienie i przyznanie się do serii błędów?
Wiemy na pewno, że z korkociągu, w który wpadł najbardziej utytułowany klub w Polsce, nie da się wyjsć ot tak.