Legia Warszawa chce się pozbyć drogiego nabytku, lecz… nie może. "Jest do odpalenia, ale co zrobić"
Legia Warszawa wróciła ze zgrupowania w Dubaju w niemal niezmienionym składzie personalnym. I wielu ruchów raczej nie należy się spodziewać, mimo że są piłkarze, którzy nie mają co liczyć na grę u Aleksandara Vukovicia. Jednego z nich klub chętnie by się pozbył, ale to właściwie… niemożliwe.
Legia wróciła do kraju. Mistrzowie Polski spędzili w Zjednoczonych Emiratach Arabskich dwa tygodnie, w trakcie których przygotowywali się do … obrony miejsca w Ekstraklasie. Za 10 dni wróci liga, a przed legionistami postawiony jest jasny cel - wygrzebać się ze strefy spadkowej.
Początek nowej rundy wydawać może się dość łatwy. Legia zmierzy się bowiem z sąsiadującymi z nią w tabeli zespołami. Najpierw w Lubinie z Zagłębiem, a trzy dni później u siebie z Bruk-Bet Termaliką. To jednak może być złudne, bo obaj rywale również będą zaciekle walczyć o pozostanie w Ekstraklasie.
Ciężki obóz
Jak już pisaliśmy przed paroma tygodniami, Aleksandar Vuković i jego współpracownicy szybko zdiagnozowali najpoważniejszy problem zespołu, czyli przygotowanie fizyczne. Nad tym aspektem szczególnie skupiono się w ZEA. Każdego dnia, gdy nie było sparingów, legioniści ćwiczyli dwa razy i to na wysokiej intensywności. - No, od razu widać, że teraz zajęcia są dużo mocniejsze - powiedział prezes Dariusz Mioduski, gdy doleciał na zgrupowanie.
Jednak w poprzednim sezonie zawodnicy też ćwiczyli intensywnie, ale różnica polegała przede wszystkim w początkowej fazie treningu. Teraz piłkarze przez ok. 40 minut byli oddawani w ręce trenerów przygotowania fizycznego.
- Inne było też podejście. Vuković wymagał pełnej koncentracji. Nie pozwalał na rozluźnienie. Nie było właściwie ani chwili wytchnienia, żadnych wycieczek, zakupów, wolnego z partnerkami. To były takie klasyczne, mocne przygotowania. Budowania tzw. bazy - mówią w Legii. Przy czym plan trenera na najbliższe dni zakłada stopniowe zmniejszanie obciążeń, tak by drużyna była optymalnie przygotowana już na pierwszy mecz.
Gdzie transfery?
To pytanie jak bumerang powracało wśród legijnych internautów. Kibice także teraz martwią brakiem wzmocnień pierwszego zespołu. Do drużyny dołączył bowiem tylko Patryk Sokołowski.
Nowy dyrektor sportowy Jacek Zieliński spędził w Dubaju dużo czasu, podczas gdy wicedyrektor Paweł Tomczyk pracował wówczas w Turcji, w której trenuje masa klubów z całej Europy. Nie jest tajemnicą, że Legia szuka bramkarza, o czym pisaliśmy m.in. TUTAJ, i prawego wahadłowego. Mówi się, że ten drugi jest już właściwie dogadany, ale konkretów na razie jednak brak.
Zieliński w Dubaju ciągle wisiał na telefonie. Jednocześnie bacznie przyglądał się pracy sztabu szkoleniowego i zawodników. Co ważne, swymi spostrzeżeniami dzielił się z Vukoviciem. Widać, że duet mistrzów Polski z 2002 r. znakomicie się rozumie.
- Z Jackiem Zielińskim jest przede wszystkim o tyle inna sytuacja, że zaczynasz współpracę z człowiekiem, którego znasz i nie trzeba budować relacji od zera. Nie traciliśmy czasu na to, tylko od razu ta współpraca jest na dobrym poziomie. Wydaje mi się, że jest chemia. Jest o tyle łatwiej, że to jest już trzecia nasza relacja w tym klubie. Był moim kapitanem, potem trenerem, a teraz jest dyrektorem. Nie wiem co nas jeszcze czeka (śmiech). Rozumiemy się bardzo dobrze. Zawsze darzyliśmy się szacunkiem. Jacek wie, że może rozmawiać ze mną otwarcie i szczerze na każdy temat, nawet ten, który nurtuje wszystkich - podkreślał “Vuko” w rozmowie podsumowującej zgrupowanie na łamach serwisu “legionisci.com”.
Legia nie zamierza szaleć na rynku transferowym. Brakuje na to środków, ale to nie jedyny powód.
- Jacek uważa, że w ostatnich latach zespół przeszedł zbyt wiele zmian personalnych. Teraz stawia na stabilizację. Pracuje więc spokojnie, bez szaleństw. Nie odczuwa przy tym presji, bo nie ma przecież konta na Twitterze - żartuje nasz rozmówca.
Spokój Zielińskiego wynika także z relacji z prezesem. Wydaje się, że Dariusz Mioduski rzeczywiście, przynajmniej na razie, przestał ingerować w sprawy sportowe. Do symptomatycznej sytuacji doszło podczas kolacji z dziennikarzami. Padło wówczas pytanie do Zielińskiego o to, co go najbardziej zaskoczyło po objęciu stanowiska. - Że prezes się nie wp… - wciął się żartobliwie Mioduski. Dyrektor z uśmiechem potwierdził te słowa.
Siła kadry
Wspomniany jedyny zimowy nabytek, Patryk Sokołowski, to warszawiak i wychowanek Legii. Waleczny zawodnik, z ogromnym sercem do gry.
- Gładko wszedł do drużyny. Od razu złapał dobry kontakt zarówno ze starszyzną, jak i młodymi - mówią w Legii.
Po zgrupowaniu wydaje się, że Sokołowski może być jednym z jego wygranych. Postawa pomocnika bardzo przypadła do gustu Vukoviciowi, który ceni takich piłkarzy. Dobrą pracę wykonał także Josue, który nie tylko trenował z pełnym zaangażowaniem, ale też dbał o atmosferę w zespole. Trener chwalił również Artura Boruca.
Nie zachwycił natomiast żaden z licznej grupy młodych, którym Vuković dał szansę popracować z pierwszą drużyną. Słyszymy natomiast, że rosną akcje Szymona Włodarczyka.
- W ostatnich miesiącach zrobił duży progres. Na tyle się poprawił, ze warto go wyróżnić i pochwalić. Oby tak dalej - mówi nasz rozmówca.
Obecnie wygląda na to, że “Włodar” stoi wyżej w hierarchii od ściągniętego z wypożyczenia do Arki Macieja Rosołka. Pamiętać przy tym należy, że zostało jeszcze trochę czasu do pierwszego meczu, a i Rosołek jest bardziej uniwersalnym graczem.
Po sparingach chwalono też Jurgena Celhakę. Pozytywnie wypowiadał się o nim także Vuković, ale z naszych informacji wynika, że Albańczyk na razie nie ma co liczyć na miejsce w składzie.
Podobnie zresztą jak jego starszy rodak Ernest Muci. Obu wciąż czeka wiele pracy.
A co z Lirimem Kastratim?
- Jest właściwie do odpalenia, ale trudno to zrobić. Wiadomo jaka jest jego sytuacja - usłyszeliśmy w klubie.
Reprezentant Kosowa ma jeszcze 3,5 roku kontraktu i kosztował Legię masę pieniędzy (ok. 1,5 mln euro). Już poprzedni trenerzy mieli problem, by wkomponować go do składu. To szybki gracz, ale poza tym trudno dostrzec jego inne walory. Vukoviciowi też nie pasuje do koncepcji.
Jednocześnie trener nie jest zadowolony z jakości zawodników, jakich ma do dyspozycji. Uważa, że brakuje prawdziwej rywalizacji na treningach i trzeba ściągać juniorów, by załatać braki. Co ciekawe, podobnego zdania byli i Czesław Michniewicz, i Marek Gołębiewski.
Zaskakujący kapitan
Vuković zaskoczył wszystkich decyzją o powierzeniu opaski kapitańskiej Luquinhasowi. Można było się spodziewać ewentualnej zmiany i zastąpienia Artura Jędrzejczyka przez Artura Boruca, co zresztą Michniewicz próbował zrobić przed rokiem. Ale zrobienie kapitanem cichego, niemówiącego w żadnym obcym języku Brazylijczyka wykraczało poza wyobrażenia kibiców.
- Doceniliśmy, jak się Luquinhas zachował, jaką lojalnością i szacunkiem dla drużyny i klubu wykazał. Nie trzeba go było prosić, żeby się stawił w klubie. On wrócił z zadowoleniem. Jest dla nas bardzo ważny. Nie możemy zmienić pewnych rzeczy, które się wydarzyły, ale możemy docenić, że jest z nami w takich okolicznościach - tłumaczył szkoleniowiec.
Przypomnijmy. Brazylijczyk był jednym z dwóch piłkarzy, którzy mieli najbardziej ucierpieć po wtargnięciu kibiców do klubowego autokaru po przegranym meczu w Płocku. Drugim był Mahir Emreli, który próbuje grać na rozwiązanie umowy z winy Legii. Vuković przyglądał się zachowaniu obu. Szybko się rozczarował Azerem. Natomiast wbrew temu, co zapowiadał, wcale nie zamierzał namawiać Luquinhasa na powrót do Legii, a jedynie czekał na jego reakcję. Okazało się, że nadal chce grać przy Łazienkowskiej. Sam pomysł przekazania mu opaski pojawił się w głowie szkoleniowca jeszcze przed wylotem do ZEA. Najpierw jednak trener chciał jeszcze przyjrzeć się, jak “Luqi” będzie pracował podczas treningów. Decyzja zapadła, gdy okazało się, że z pełnym zaangażowaniem podchodzi do obowiązków.
Vuković omówił ją z czołowymi postaciami drużyny, którzy wykazali pełne zrozumienie.
- To jedynie symboliczny gest, wiadomo że to nie Luqui będzie liderem, ale Aco chciał w ten sposób mu podziękować za postawę i podkreślić, że takie wartości jak przywiązanie do klubu i kolegów, ale też pełne zaangażowanie podczas treningów stawia na pierwszym miejscu - mówi nam jeden z członków sztabu.
Legioniści najbliższe 10 dni spędzą na zajęciach w ośrodku treningowym w Książenicach. Wyjazdowy mecz z Zagłębiem Lubin rozegrają 4 lutego.