Legia może liczyć kasę, oto twarz niewiarygodnego rekordu. A w tle nowy "kozak" wysyła sygnał

Legia może liczyć kasę, oto twarz niewiarygodnego rekordu. A w tle nowy "kozak" wysyła sygnał
Wojciech Dobrzynski / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz HawrotWczoraj · 23:48
Legia Warszawa wygląda w Europie jak jej pierwszy gol z Omonią. Pazerna, waleczna, idąca na całość, bez odpuszczania. Goncalo Feio może być dumny. Czwartkowy sukces na Cyprze ma wielu ojców. I smakuje jeszcze lepiej, patrząc na haniebne zachowanie kibiców gospodarzy.
Trzy miesiące temu Legia rzutem na taśmę wymęczyła wyjazdowe zwycięstwo w eliminacjach z kosowską Dritą. Wygrała w brzydkim stylu, a pomeczowy komentarz zatytułowałem zwrotem: “Legio, zlituj się nad nami”. Kto by wtedy pomyślał, że po czterech kolejkach fazy ligowej Ligi Konferencji stołeczni będą wiceliderem, z kompletem punktów i bilansem bramek 11:0? 11:0! Bez straconego gola. To najlepiej pokazuje, jaką drogę przeszli i jaką pracę wykonuje z zespołem Goncalo Feio. Z Omonią znów pokazali swoją najlepszą, europejską wersję. 3:0 i rywale na deskach. A nie były to “ogórki”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Gol-symbol

Chwaląc warszawiaków, trzeba bowiem odnotować, że Omonia potrafiła się odgryźć. Mimo dynamicznego początku Legii, to gospodarze powinni w 14. minucie wyjść na prowadzenie. Wysłali ostrzeżenie, marnując doskonałą sytuację bramkową. Legioniści za to własnej szansy nie zaprzepaścili - po chwili Morishita błysnął skutecznością i “ustawił” przebieg meczu pod swój zespół. Warto zwrócić uwagę, jak padł ten gol. Na pierwszy rzut oka można mówić o łucie szczęścia, bo “przebitki” stworzyły Japończykowi okazję do strzału. Jasne, ale nie byłoby tej okazji bez pracy Chodyny i Guala. Obaj nie odpuścili przeciwnikom ani na sekundę, nie zostawili im centymetra “luzu”, nie dali chwili oddechu. Pazernie łowili piłkę, a ta w końcu wylądowała pod nogami Morishity.
Goście zostali tym samym nagrodzeni za aktywne wejście w mecz. Po bramce się nie cofnęli, nie pozwolili narzucić Cypryjczykom swoich warunków. Powinni za to dostać rzut karny, gdy w 32. minucie faulowano Pawła Wszołka (wideo TUTAJ). Może i upadł on dość nienaturalnie, natomiast powtórki pokazały, że został trafiony przez rywala. Bułgarski sędzia niespecjalnie jednak radził sobie z kontrolą nad boiskowymi wydarzeniami. Kluczowym momentem pierwszej połowy była jeszcze 38. minuta, gdy kapitalną interwencją popisał się Gabriel Kobylak. Wzorowo wyszedł, skrócił kąt i obronił uderzenie Semedo po kontrze Omonii. Zachował koncentrację w najważniejszej chwili, zamknął bramkę na cztery spusty.
Legia generalnie imponowała organizacją gry w tyłach. Radovan Pankov i szczególnie Steve Kapuadi stawiali cholernie ciężkie warunki Mariuszowi Stępińskiemu. Polski napastnik Omonii niewiele wskórał w tej rywalizacji. Został zresztą zdjęty z boiska po godzinie gry, a jedyny strzał, dość niemrawy, oddał tuż przed zmianą. Był to akurat najtrudniejszy fragment legionistów w tym meczu. Po przerwie przez 15-20 minut mocno cierpieli. Omonia wyszła na boisko głodna remisu, przejęła inicjatywę, zepchnęła gości dość głęboko. Pachniało wyrównaniem, obawy o kondycję Legii w pozostałej części spotkania były słuszne. Goncalo Feio zareagował jednak nieoczywistymi zmianami (zeszli Morishita i Vinagre), zaraz udało się złapać odpowiedni rytm. Stołeczni przetrwali ten kryzys i dobili rywali.

Legia może liczyć kasę

Tym samym znów pokazali ogromną dojrzałość. Zasłużyli na to zwycięstwo, bezapelacyjnie. Posłali Omonię na deski i wzięli nagrodę za pracę przez całe 90 minut. Pracę w defensywie, pracę w pressingu i odbiorze, harówkę na całej długości boiska. Jest kogo chwalić. Trenera za znów skuteczny pomysł na mecz. Bramkarza i obronę za kolejne czyste konto i śrubowanie fantastycznej serii wygranych bez straconej bramki. Ten niewiarygodny wyczyn ma twarz Steve’a Kapuadiego, którego pucharowa wersja to klasa sama w sobie. Nie dziwi, że Francuz trafił na radar poważnych ekip z Serie A. Takimi występami podbija wartość na rynku transferowym, a Legia może liczyć przyszły zysk. Oby udało się zatrzymać 26-latka przynajmniej do końca sezonu.
Brawa trzeba też wysłać dla wszędobylskiego Rafała Augustyniaka, za tytaniczną pracę w środku pola, bo biegał za trzech, czyścił co się dało, tłamsił rywali, a na deser zanotował efektowną asystę. Rezerwowego Mateusza Szczepaniaka za wejście smoka, gola i grę bez kompleksów. Innych zmienników za to, że nie obniżyli poziomu i uspokoili sytuację po nerwowym wejściu w drugą połowę. Ogólnie Legia niemal nie miała słabych punktów. Niemal, bo mocno irytował Marc Gual. Oczywiście, popracował przy golu Morishity, ale sam jako napastnik powinien w kilku innych sytuacjach zrobić znacznie więcej. Znów był jednak niedokładny, niefrasobliwy, gubił się z piłką przy nodze. Nie dał odpowiedniej jakości, nie potrafił zagrozić bramkarzowi.
Dobrze, że pozytywów jest znacznie więcej niż minusów. Legia wycisnęła ten wyjazd na Cypr jak cytrynę. Zgarnęła trzy punkty i pozostaje jedyną obok Chelsea ekipą z kompletem zwycięstw. Znów nie straciła gola - nikt inny nie może poszczycić się takim wynikiem. Uniknęła kontuzji. Udało się nieco oszczędzić Vinagre i Morishitę, a przy tym zbudować rezerwowych. Klub zadbał też o regenerację, bo drużyna wyleciała na ten mecz w środę rano, a wróci do Warszawy dopiero w sobotę. Ponadto piłkarze Legii w efektowny sposób zamknęli usta kibicom Omonii, którzy przywitali ich szokującymi, skandalicznymi transparentami (więcej TUTAJ). Ta wygrana smakuje jeszcze lepiej, jeśli uciera się nosa prowokatorom i idiotom. Swoją drogą, ciekawe, jak UEFA, zwykle chętna do wlepiania kar na prawo i lewo, zareaguje na flagę z sierpem i młotem.

17-letni kozak

Na koniec warto poświęcić kilka słów niespodziewanemu bohaterowi Legii, Mateuszowi Szczepaniakowi. To nie była oczywista zmiana Goncalo Feio, tymczasem ten 17-letni piłkarz zdobył kluczowa bramkę na 2:0, chowając w kieszeń klucz do zwycięstwa. Szczepaniak wszedł jak po swoje, a mówimy o chłopaku, który ma 15 minut rozegranych w Ekstraklasie! To jednak jemu zaufał Portugalczyk, nie Alfareli, nie Pekhartowi, nie - co jasne - odsuniętemu od zespołu Nsame. Zresztą później wszedł jeszcze inny młody napastnik, Jordan Majchrzak. Nie ma lepszego sygnału dla władz klubu, że zamiast sięgać po dziwne “wynalazki”, warto zaufać swoim. Tacy zawodnicy jak Szczepaniak, reprezentant Polski U-18, narybek z akademii, stanowią fundament przyszłości Legii. Nie przepłaceni obcokrajowcy.
Goncalo Feio dotrzymuje słowa. Gdy półtora miesiąca temu wrzucił do składu na mecz z Lechią w Gdańsku Wojciecha Urbańskiego, a ten odwdzięczył mu się świetnym występem, usłyszeliśmy od trenera:
- Urbański udowodnił, że to kolejny zawodnik, który może pomóc. Takich osób jest coraz więcej. (...) Tak się pracuje. Trzeba przygotować młodych i - jak są gotowi - wrzucać ich na murawę. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to należy poprawiać, pomagać w zrozumieniu, wspierać. I będą następni, bo pracuje z nami duża grupa młodych piłkarzy. Możemy się tylko cieszyć - zapowiadał Feio (cytat za legia.net).
No to się cieszymy. Gratulacje, Legio.

Przeczytaj również