Legia jest na piłkarskim dnie. Może być tylko lepiej. Oto pozytywy po koszmarnej jesieni w Warszawie
Legia Warszawa kończy dziś rok meczem z Radomiakiem. Stwierdziliśmy, że z tej okazji znajdziemy plusy Legii z tej rundy. Nie takie jak zarobienie za zwycięstwa w Lidze Europy, a bardziej te, które są ważne w perspektywie wiosny.
Czy to plusy na siłę - tak, oczywiście, że trochę tak. Ale o minusach napisaliśmy już masę tekstów.
Gra w Pucharze Polski na wiosnę
A nie było to takie oczywiste mimo - z całym szacunkiem - słabych przeciwników.
To brzmi jak brzmi. Jakby Legii nie było na wiosnę w żadnych pucharach, nawet Pucharze Polski, ten sezon byłby maksymalną katastrofą. I tak jest, ale można z niego coś jeszcze wyciągnąć. Leszek Ojrzyński udzielając nam wywiadu, w którym oferował się warszawskiemu klubowi, podkreślał kilkukrotnie, że Puchar Polski to w tym sezonie cel numer dwa po tym oczywistym, czyli utrzymaniu się w Ekstraklasie.
Legia zagrała w Pucharze Polski trzy mecze. Rywale - absolutnie z niższej półki. Tymczasem każdy z tych meczów został wygrany na styku, z problemami podczas spotkania.
Zaczęło się od Wigier Suwałki, z którymi Legia przegrywała już 0:1. To był okres początku kryzysu, akurat pomiędzy zwycięskimi meczami ze Spartakiem i Leicester w Lidze Europy, ale jednak ekipa Czesława Michniewicza chwilę wcześniej przegrała z Wisłą Kraków i Śląskiem Wrocław. To spotkanie legioniści wygrali 3:1, potem było coraz trudniej.
Mecz z trzecioligowym Świtem Szczecin rozpoczął przygodę Marka Gołębiewskiego z ławką Legii, więc skład był naprawdę mocny jak na takiego rywala. A tu oglądaliśmy totalną miernotę w grze ekstraklasowicza. Najbliżej pożegnania się z Pucharem było w Lublinie, ale sprawę uratował młody Szymon Włodarczyk.
Poszczęściło się jeszcze w losowaniu par ćwierćfinałowych, bo mistrzowie Polski trafili na Górnik Łęczna. Droga do finału może nie być nawet zbyt kręta, a Legii przydadzą się: po pierwsze - pieniądze, po drugie - poczucie, że nawet taki sezon potrafią skończyć z trofeum na koncie, po trzecie - zakwalifikowanie się do eliminacji europejskich pucharów, czyli znowu pieniądze.
Jeśli uda się dobrze przepracować okres przygotowawczy i wyszykować formę chociaż na końcówkę sezonu, to Legia może idealnie wstrzelić się w rytm grania w Pucharze Polski i już po wyjściu ze strefy spadkowej brać te mecze za najważniejsze w sezonie.
Nawrocki - niespodziewany zysk
Maik Nawrocki w poprzednim sezonie był rezerwowym Warty Poznań, teraz jest może i kluczowym obrońcą Legii Warszawa. Wiadomo, że trudno patrzeć w obecnej formie na pozytywy wśród piłkarzy, ale jeśli ktoś jest odkryciem tej rundy w Legii to on.
Jest wypożyczony z Werderu Brema, ale Legia ma prawo pierwokupu. Jeśli z niego skorzysta, do czego trzeba jeszcze namówić samego piłkarza, to zarobi na nim spore pieniądze. Skauci z Bundesligi przyjeżdżali na mecze, Nawrocki pokazał się w Europie (o rewanżu ze Spartakiem lepiej nie wspominając) i stanie się naprawdę łakomym kąskiem na rynku.
Miał być na doczepkę, taka zapchajdziura na w razie gdyby, a tu proszę. Pokazał w kilku meczach, że jest kozakiem. Tylko musi zacząć grać w drużynie, która będzie poukładana w tyłach i mamy tu na myśli, nadal, Legię.
Josue, po prostu
Gdyby grał on w drużynie takiej jak Legia sprzed pięciu sezonów, robiłby furorę. Sześć asyst w tym sezonie, a ile dodatkowych przegapił przez brak skuteczności kolegów. To zawodnik, którego drużyna potrzebuje, wie, że może podać mu piłkę i wymyśli on coś niekonwencjonalnego. Także w Europie.
Josue podobnie jak Vadis Odjidja-Ofoe miał trudny początek, nie potrafił się ’’sprzedać” publiczności. Dreptał po boisku, irytował swoimi zachowaniami, przede wszystkim był gruby. Ale jak już doszedł do siebie… co to jest za piłkarz! Oczywiście na miarę Ekstraklasy. Świetny element zespołu, ale właśnie nie do końca lider. Rola trochę taka, jak Zielińskiego w kadrze. Czyli nauczmy się, że on wiele wniesie, ale nie będzie niósł drużyny na swoich barkach. Natomiast korzyści z jego gry płyną bardzo duże.
Wyrośnie napastnik na miarę ojca?
’’Dwie bramki Włodarczyk i dwie Saganowski i Legia ma mistrza Polski…” to hit przy Łazienkowskiej i niosła się nie raz także w tym sezonie. Z poziomu trybun słuchał jej Piotr, a jednocześnie z poziomu murawy Szymon Włodarczyk, jego syn.
Nie będziemy pompować młodego piłkarza po rundzie, w której miał tak naprawdę jeden wielki moment, czyli danie awansu w Pucharze Polski, gdy Legia męczyła się z Motorem. Ale wśród niewielu pozytywów ten jest jednak znaczący w kwestii przyszłości. Za nim dopiero 150 minut gry w seniorskiej drużynie. Dalej z powodzeniem występuje w rezerwach i w 13 spotkaniach strzelił on siedem goli.
’’Swój” napastnik to w Legii rzadkość. Osiemnastolatek nie ma łatwego środowiska do płynnego wejścia na najwyższy ligowy poziom w Polsce. Latem miał oferty wypożyczeń z pierwszej ligi, a także jedną z Ekstraklasy, ale nie puścił go Radosław Kucharski. Z jednej strony szkoda, z drugiej ta runda to dla niego niezły poligon doświadczalny.
Włodarczyk jako potencjalny plus jest tu na zachętę, po prostu dawno nie było tu dobrego, polskiego napastnika. Może on się nim stanie.