Co to był za napastnik! Rządził i ratował gigantów po spadkach. A na koniec kariery... przedziwny transfer

Co to był za napastnik! Rządził i ratował gigantów po spadkach. A na koniec kariery... przedziwny transfer
ph.FAB / shutterstock.com
Dominik - Budziński
Dominik Budziński10 Sep · 09:03
Przeżywał chwile chwały i bolesne porażki. Raz był bohaterem, a potem zawodził w kluczowych momentach. David Trezeguet na przełomie wieków uchodził za jednego z czołowych napastników świata. Nie bez powodu koszulki z jego nazwiskiem można było często obserwować nie tylko na francuskich, ale i polskich podwórkach.
Urodził się we Francji, dorastał zaś w Argentynie. Na futbol był właściwie skazany, bo w piłkę profesjonalnie grał też jego ojciec. Senior nie zrobił co prawda oszałamiającej kariery, ale pasję do futbolu przeniósł na swojego syna, który w wieku ośmiu lat zasilił akademię Club Atletico Platense. Młody David przedzierał się przez kolejne kategorie wiekowe i w końcu, mając tylko 16 lat, zaliczył seniorski debiut.
Dalsza część tekstu pod wideo

Jak nie PSG, to Monaco

Wystarczyło mu zaledwie kilka rozegranych meczów, by zwrócić na siebie uwagę klubów z Europy. Transfer do PSG, gdzie był już nawet na testach, jeszcze nie wypalił, ale niedługo później nastoletni Trezeguet pojawił się na treningu AS Monaco, od razu wpadł w oko szkoleniowcowi zespołu, po czym podpisał kontrakt i zameldował się w Księstwie.
Szybko zaliczył debiut, ale przez pierwsze dwa sezony nie odgrywał w zespole znaczącej roli. Trudno było mu wywalczyć miejsce w składzie, bo konkurencja była naprawdę poważna. Wystarczy wspomnieć, że Monaco sięgało wówczas po tytuł mistrza Francji, a gole masowo strzelali napastnicy - Sonny Anderson, Victor Ikpeba i młodziutki jeszcze wtedy Thierry Henry.
Zdecydowanie lepiej Trezeguetowi szło wówczas w juniorskich reprezentacjach Francji, bo choć miał wybór i mógł grać dla Argentyny, postawił właśnie na występy w barwach “Trójkolorowych”. Z kadrą do lat 18 zdobył nawet mistrzostwo Europy, strzelając w czterech meczach cztery gole.
Przełom w karierze klubowej przyszedł natomiast w sezonie 1997/98. Z Monaco do Barcelony odszedł wówczas Anderson, co trochę rozluźniło rywalizację wśród napastników. Trezeguet zaczynał jeszcze poza kadrą albo na ławce, ale jak już wskoczył do składu, to zadomowił się w nim na dłużej. Do końca tamtej kampanii zdobył 18 ligowych bramek. Dorzucił do tego sześć trafień w innych rozgrywkach, w tym cztery na boiskach Ligi Mistrzów. Tam doszedł zresztą wraz z zespołem aż do półfinału, po drodze strzelając arcyważnego gola, który wyeliminował Manchester United.
Mistrzostwa Francji w tamtym sezonie Monaco nie zdobyło, ale francuski napastnik stał się już gwiazdą pełną gębą. A na horyzoncie był mundial. Rozgrywany w jego ojczyźnie.

Łzy szczęścia po mundialu

Trezeguet miał wtedy dopiero 20 lat. W seniorskiej reprezentacji zadebiutował kilka miesięcy przed mistrzostwami globu. Początkowo grał tylko “ogony”, czasami dostawał od selekcjonera 15 minut, innym razem 25. Ale na mistrzostwa i tak pojechał. Już podczas nich zaczął odgrywać zdecydowanie ważniejszą rolę. Cztery razy wychodził w pierwszym składzie, strzelił gola Arabii Saudyjskiej, asystował w meczach z Danią i Paragwajem. W ćwierćfinale przeciwko Włochom wykorzystał swoją próbę w konkursie jedenastek.
Młokos z Monaco dołożył zatem sporą cegiełkę do sukcesu Francji, która ostatecznie sięgnęła po złoto. Nawet jeśli mógł czuć mały niesmak, bo cały finał przesiedział na ławce, to i tak nie ukrywał ekscytacji. Po końcowym gwizdku wygranej 3:0 rywalizacji z Brazylią nie krył łez wzruszenia. Jeszcze rok wcześniej był dalekim rezerwowym w swoim klubie, a nagle świętował zdobycie chyba najcenniejszego możliwego trofeum w świecie futbolu.

Najsłynniejszy złoty gol

Tym razem wielki finał obserwował jeszcze z boku, ale potem takie mecze naznaczyły jego karierę. Dwa lata później to bowiem on odegrał kluczową rolę w meczu o złoto mistrzostw Europy. Tym razem przez większość turnieju wcale nie był pewniakiem do gry. Trzy mecze przesiedział w całości na ławce, od pierwszej minuty zagrał tylko raz, z Holandią w fazie grupowej. Zdobył zresztą w tym spotkaniu bramkę.
Wieczór życia przeżył jednak w wielkim finale. Wszedł dopiero w 65. minucie przy stanie 1:0 dla Włochów. Taki wynik utrzymywał się potem aż do doliczonego czasu gry. Wtedy jednak Trezeguet dobrze przedłużył piłkę głową do Sylvaina Wiltorda, a ten precyzyjnym strzałem rzutem na taśmę doprowadził do dogrywki. W niej zobaczyliśmy chyba najbardziej pamiętnego “złotego gola” w historii futbolu. Zasada ta, dziś już dawno nieaktualna, mówiła o tym, że bramka w dogrywce definitywnie kończy rywalizację.
Trezeguet w 103. minucie zakończył więc mistrzostwa Europy. Kapitalnie złożył się do strzału z woleja i umieścił futbolówkę w siatce, dając Francuzom złoto.
Po tamtym turnieju nie wrócił już do Monaco. Miał za sobą nie tylko słodko-gorzkie EURO (bo choć złote i z cudowną kropką nad “i”, to jednak w większości przesiedziane na ławce), ale też bardzo udany sezon na francuskich murawach. Dla ekipy z Księstwa strzelił wtedy 22 gole w 30 ligowych meczach, pomagając drużynie w odzyskaniu tytułu najlepszej drużyny kraju.

Legenda Juventusu

Parol zagiął na niego Juventus. Trezeguet niedługo po zniszczeniu marzeń Włochów sam obrał więc kurs na Italię i w szatni spotkał wielu tych, którzy przez niego musieli zapomnieć o złotym medalu mistrzostw Europy. Pół żartem, pół serio można natomiast stwierdzić, że wybaczyli dość szybko, gdy świetną formę zaczął przekładać też na występy w koszulce “Starej Damy”.
W Turynie spędził ostatecznie dziesięć długich lat. W większości niezłych lub bardzo udanych. Liczbowo wyglądało to tak:
  • 2000/01 - 32 mecze, 15 goli, 2 asysty,
  • 2001/02 - 46 meczów, 32 gole, 7 asyst,
  • 2002/03 - 28 meczów, 13 goli, 3 asysty,
  • 2003/04 - 34 mecze, 22 gole, 6 asyst,
  • 2004/05 - 24 mecze, 14 goli, 1 asysta,
  • 2005/06 - 42 mecze, 29 goli, 4 asysty,
  • 2006/07 - 32 mecze, 15 goli, 6 asyst,
  • 2007/08 - 39 meczów, 20 goli, 6 asyst,
  • 2008/09 - 15 meczów, 1 gol, 2 asysty,
  • 2009/10 - 27 meczów, 10 goli, 1 asysta.
Kiedy był zdrowy i grał najbardziej regularnie - rządził. Widać to po wymienionych wyżej statystykach, które - pomijając stracony właściwie w całości przez uraz kolana sezon 2008/09 - wyglądają albo znakomicie, albo dobrze, albo minimum przyzwoicie. Łącznie 320 spotkań i aż 170 strzelonych goli. Pod względem liczby zdobytych bramek Trezeguet jest zawodnikiem numer cztery w historii Juve. Wyprzedzają go jedynie Alessandro Del Piero, Giampiero Boniperti i Roberto Bettega.
O dziwo po dekadzie w koszulce “Starej Damy” Francuz wcale nie mógł pochwalić się szczególnie długą listą sukcesów. Zdobył w tym czasie, chyba można to tak określić, tylko dwa tytuły mistrza Włoch. No dobra, w rzeczywistości były one cztery, ale dwa po czasie odebrano za korupcyjne winy Juve. Trezeguet dorzucił do tego jeden krajowy puchar i dwa superpuchary. Raz był królem strzelców Serie A. I to w zasadzie tyle.
Warto natomiast docenić, że nie zostawił klubu, gdy ten został zdegradowany do Serie B w wyniku Afery Calciopoli. Francuz został na pokładzie, podobnie jak kilka innych zasłużonych postaci, i pomógł drużynie w szybkim powrocie do elity. W tamtym sezonie na zapleczu Serie A strzelił 15 goli oraz zanotował pięć asyst.

Bolesne pudła

Trezeguet przeżył też jednak kilka bolesnych porażek. Oczywiście jako wciąż młody chłopak wspiął się wręcz na futbolowy szczyt, zdobywając najpierw złoto mundialu, a potem mistrzostw Europy. Finały, czy odgrywał w nich znaczącą rolę, czy był tylko tłem, przez pierwsze lata kariery kończyły się dla niego jak najbardziej pozytywnie. Ale w końcu karta się odwróciła. Najpierw, w 2003 roku, Francuz zmarnował swój rzut karny w konkursie jedenastek podczas wielkiego finału Ligi Mistrzów, a jego Juventus przegrał z Milanem. Trzy lata później taki sam los spotkał Trezegueta w meczu o złoto mundialu. Znów nie wykorzystał swojego karnego i co gorsza - to właśnie jego pudło przesądziło o porażce “Trójkolorowych” z Włochami.
To, co zabrał Italii na EURO 2000, oddał sześć lat później. Bilans zysków i strat wyszedł w tym przypadku na zero. W narodowych barwach Trezeguet zagrał potem jeszcze tylko kilka razy. Na EURO 2008 już nie pojechał. Był wściekły. Nie potrafił pogodzić się z decyzją selekcjonera, Raymonda Domenecha.
- To co się stało jest niewytłumaczalne i niedopuszczalne. Powinienem znaleźć się wśród dwudziestu trzech powołanych zawodników. Ale życie toczy się dalej, pozostaje mi skoncentrować się w 100% na Juve. Nie kończę definitywnie z Les Bleus, moją ostatnią szansą mogą być MŚ w RPA - mówił wówczas.
Wciąż liczył, że zagra jeszcze na wielkim turnieju, ale nie pojechał ani na mundial w 2010 roku, ani na żadną z kolejnych imprez. Swój licznik w kadrze zamknął na 71 meczach oraz 34 strzelonych golach.

Od Hiszpanii, przez Argentynę, aż do… Indii

Co natomiast robił po pożegnaniu z Juventusem? Ruszył w świat. Zagrał solidny sezon w La Liga, strzelając 12 goli w 31 meczach dla Herculesa. Potem spędził kilka miesięcy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i postawił na powrót do swojej drugiej ojczyzny - Argentyny. Naprawdę bardzo solidnie radził sobie w koszulce River Plate, które akurat sensacyjnie spadło z pierwszej ligi i musiało walczyć o szybki powrót na salony. Ta sztuka ostatecznie się udała, a Trezeguet zdobywając 13 bramek w 19 meczach okazał się dla drużyny kluczowy.
- W głębi duszy zawsze byłem Argentyńczykiem. Kiedy pojawiła się szansa, żeby tu przyjechać, nie zastanawiałem się ani chwili. Chcę być częścią historii tego klubu - mówił, gdy przychodził do River Plate.
Po awansie do argentyńskiej elity został w klubie jeszcze przez kilka miesięcy, po czym odszedł do ligowego rywala - Newell’s Old Boys. Tam radził sobie nieco gorzej, ale wciąż miał przebłyski. W 30 meczach strzelił dziewięć goli.
Ostatni akord tej naprawdę bogatej kariery miał natomiast miejsce w… Indiach. Przez pół roku Trezeguet reprezentował tamtejsze Pune City. Z opaską kapitańską na ramieniu Francuz zaczął z wysokiego c, ale potem obniżył loty i tę egzotyczną przygodę zakończył na zaledwie dziewięciu meczach. Na początku 2015 roku zawiesił buty na kołku.

Przeczytaj również