Lechia Gdańsk czy Legia Warszawa? Dziś w Trójmieście mecz sezonu, który może wyłonić mistrza Polski

Ekstraklasa to taka liga, w której 16 drużyn gra o mistrzostwo kraju przez 30 kolejek tylko po to, by w ostatnich siedmiu rundach pozwolić je zdobyć Legii Warszawa. Tak właśnie było rok temu, gdy po części zasadniczej liderem był Lech, jak i dwa lata temu gdy przed finałem na najwyższym stopniu podium była Jagiellonia. W tym sezonie dla odmiany pierwsze miejsce zajmował trzeci zespół z największych ostatni rywali warszawiaków, czyli gdańska Lechia. Czy lechistom uda się przełamać klątwę legionistów?
Gdyby rozgrywki kończyły się po serii dwumeczów, jak to miało miejsce przed znamiennym sezonem 2013/14, Legia w ostatnim czasie mistrzem byłaby tylko raz. Trzy lata temu skończyła rundę zasadniczą na pierwszym miejscu. Warszawiacy są więc największym zwycięzcą kontrowersyjnej reformy, dzięki której udało im się wyrosnąć na hegemona polskiej ligi.
Lechia Gdańsk walczy za to o pierwsze od prawie 40 lat trofeum. Przez 30 kolejek podopieczni Piotra Stokowca byli najsolidniejszą drużyną całej ligi (jedynie 4 porażki, druga Legia już 6) i zasłużenie zasiadają na fotelu lidera od pół roku (!), czyli 13. serii spotkań.
Aby osiągnąć upragniony sukces, pozostaje jedynie wytrwać w tym samym miejscu przez najbliższe 3 tygodnie. Ale czy tego pozornie łatwego zadania nie pokrzyżują im uwielbiający atakować z drugiego miejsca warszawiacy?
Mecz o lidera czy o mistrza?
Cóż, do końca sezonu można jeszcze ugrać 15 punktów, ale nie ma co owijać w bawełnę - komfort psychiczny jaki uzyska zwycięzca tego spotkania pozwoli mu podejść do ostatnich 4 kolejek z większym luzem i z dużo mniejszą presją.
Lechia w przypadku pokonania Legii będzie sobie mogła pozwolić nawet na minimalną porażkę w którymś z następnych meczów. Obie drużyny zrównają się wówczas punktami, a o pierwszym miejscu zadecyduje bilans bramkowy z całego sezonu - w tej chwili lechiści mają +19 bramek, a legioniści +17. Legia natomiast nauczona doświadczeniem utwierdzi się w przekonaniu, że atakowanie z 2 pozycji znowu przyniesie zamierzony sukces. Tak jak w poprzednich latach.
Spotkanie w Gdańsku będzie więc kluczowe dla układu tabeli i w ogromnej mierze zadecyduje o tytule mistrza Polski 2018/19. Choć warto zaznaczyć, że na 5 kolejek przed końcem rundy obie ekipy osiągnęły już mały sukces, który pozwoli im od czerwca walczyć o dodatkową pulę pieniędzy.
Lechia Gdańsk - podwójny zwycięzca czy największy przegrany?
90 minut od zdobycia PP, 5 spotkań od zdobycia MP, w dodatku rozgrywając 3 mecze u siebie, w tym to najważniejsze- z wiceliderem. Wszystko w nogach i głowach gdańskich piłkarzy.
Gablota z trofeami zarosła kurzem w takich ilościach, że nawet słynny Rurek od stołu Kamila Durczoka może sobie nie poradzić z takim bałaganem. Nikt nie zaglądał do niej od lat 80-tych, gdy Lechia zdobyła puchar oraz superpuchar Polski. Wreszcie, po 35 latach, kibice z Gdańska mogą spoglądać w jej kierunku z nadzieją, że w jednym sezonie ilość trofeów na półkach ulegnie podwojeniu.
Więcej zalet niż wad
W największym mieście Trójmiasta nadzieje są ogromne, ale nie są one bez pokrycia. Piotrowi Stokowcowi udało się zmontować ekipę, która ma wszelkie argumenty, aby przechylić szalę sukcesów na swoją stronę.
W bramce najlepszy bramkarz tego sezonu, Dusan Kuciak. 15 czystych kont (czyli w prawie co drugim meczu), 77,2% obronionych strzałów oraz doświadczenie zdobyte zarówno w europejskich pucharach, jak i reprezentacji Słowacji. Do tego 3 mistrzostwa i 4 puchary Polski oraz mistrzostwo ligi słowackiej. Z takim CV wygryza pozostałych golkiperów ligi.
W obronie stabilny i spokojny Błażej Augustyn, niezły Michał Nalepa, nieopierzony Karol Fila i największa gwiazda drużyny - reprezentant Serbii Filip Mladenović.
W ofensywie Paixao, Sobiech, Michalak, Lipski i Haraslin, którzy mogą atakować nie oglądając się za siebie dzięki Łukasikowi, Makowskiemu i Kubickiemu. Prawdziwa mieszanka rutyny z młodością oraz Polaków wspartych naprawdę wartościowymi obcokrajowcami.
Na niekorzyść gdańszczan przemawiają przede wszystkim spadki formy poszczególnych gwiazd (jak np. w meczu z Pogonią bezbarwnego Paixao czy Haraslina), brak umiejętności gry pod presją (co było doskonale widać w ostatnich spotkaniach z Piastem i Cracovią) oraz rozregulowanie się defensywy w 3 ostatnich meczach (aż 9 straconych goli!).
Legia Warszawa - rutyna i doświadczenie
Piłkarze ze stolicy są pod stale rosnącą presją. Fatalne występy w europejskich pucharach, ogromna niechęć wobec niedawnej twarzy Legii, czyli Ricardo Sa Pinto czy totalna kompromitacja w pucharze Polski z Rakowem Częstochowa sprawiły, że aby uratować twarz w tym sezonie legioniści muszą zdobyć mistrzostwo kraju.
A akurat w tej rywalizacji warszawiacy są naprawdę dobrzy. Ostatnie 5 lat dało 7 trofeów, czyniąc stołeczną drużynę najlepszą ekipą dekady w Polsce. A mimo porażki w spotkaniu z Lechem w warszawskiej drużynie widać, że zmiana trenera uwolniła w piłkarzach nowe pokłady energii.
Spokój, opanowanie i przede wszystkim żelazna konsekwencja w kluczowych momentach sezonu sprawiają, że kibice w Warszawie (pomni 2 poprzednich lat) dalej patrzą w kierunku złotego medalu z błyskiem nadziei w oku.
Szeroka kadra kluczem do sukcesu?
Mimo że Sa Pinto próbował Legię przerobić na drużynę rodem z Ligi NOS trzeba mu oddać, że znaczna część Portugalczyków doskonale odnalazła się w Ekstraklasie. Andre Martins, Iuri Medeiros i Cafu należą do czołowych postaci naszych ligi.
Jeśli dodamy do tego wicelidera klasyfikacji asyst Dominika Nagya, kreatywnego Sebastiana Szymańskiego oraz będącego ostatnio w bardzo dobrej formie Carlitosa to naszym oczom ukaże się mieszanka mocno wybuchowa. Tak wybuchowa, że sama zrobiła sobie krzywdę przed (być może) najważniejszym spotkaniem sezonu.
Jednak skład warszawiaków jak na mistrzów Polski przystało jest na tyle szeroki, że nie ma w tym zespole piłkarzy nie do zastąpienia. Największy problem może być z obsadą… ławki trenerskiej, bo jak zastąpić trenera, który sam przyszedł na tymczasowe zastępstwo?
Wszystkie oczy na Gdańsk
Wielka bitwa o mistrzostwo Polski rozpocznie się dziś punktualnie o 20.30. Zwycięzca tego spotkania nie dość, że zagwarantuje sobie doskonałą pozycję wyjściową przed końcówką sezonu, to w dodatku zapewni sobie minimum 3. miejsce w ligowej tabeli na koniec rozgrywek.
Ale czy kogokolwiek z zainteresowanych zadowoli medal w innym kolorze niż złoty? Zarówno Lechia, jak i Legia walczą tylko i wyłącznie o 3 punkty. Z remisu może być usatysfakcjonowana tylko jedna drużyna - Piast Gliwice. Bo w przypadku remisu na stadionie Energa, do prowadzącego duetu będzie tracił już tylko 2 punkty…
Adrian Jankowski