Tego potrzebuje Lech Poznań. "Drugi w tym sezonie to pierwszy przegrany"
Czas stop. W ostatni dzień stycznia do gry wraca piłkarska ekstraklasa, a wraz z nią granie zaczyna aktualny lider tabeli. Mowa o Lechu Poznań, po którym można spodziewać się wszystkiego, ale jedno jest pewne - w tym sezonie dla "Kolejorza" drugie miejsce to będzie pierwszy przegrany.
- Naszą główną ambicją w klubie jest wygranie mistrzostwa i do tego będziemy dążyć. Oczywiście chcemy być pierwsi, ale nie mogę powiedzieć, że bycie drugim-trzecim będzie katastrofą. Mamy ligę, gdzie jest bardzo wiele zespołów. Patrzymy w tabelę i widzimy konkurencje i naszą ambicją zawsze będzie wygranie ligi. Zobaczymy, czy na to zasłużymy. Jeśli wiosną będziemy grali źle i zakończymy jako drudzy, to będzie to duże rozczarowanie. Jednak jeśli zagramy bardzo dobrze i skończymy na 2., 3. miejscu, bo inni będą grali ekstremalnie dobrze, to nie powiemy, że jesteśmy rozczarowani. Jednak gramy o mistrzostwo, to główny cel i zrobimy wszystko, żeby je zdobyć - mówił pytany przez nas w czwartek Niels Frederiksen, trener "Kolejorza".
W tytule tekstu postawiliśmy tezę, że drugie miejsce dla Lecha w tym sezonie to będzie porażka. Z wypowiedzi duńskiego trenera dało się wyczuć, że będzie ona do zaakceptowania, jeśli jego zespół będzie grał dobrze, ale inni jeszcze lepiej.
Duńczyk potrzebuje sukcesu jak Skorża
Czy możemy się z tym zgodzić? Naszym zdaniem jest to jednak wypowiedź kurtuazyjna. Zacznijmy od samego Duńczyka. Niels Frederiksen jest w podobnej sytuacji, co Maciej Skorża na starcie 2022 roku. Wtedy też Lech był liderem i "musiał". Miał za pasem swoje 100-lecie i o niczym innym nie marzył każdy fan Lecha, jak tytuł w tamtym roku. Dlaczego Frederiksen jest w takiej samej sytuacji co Skorża?
Obaj zaczynali swoją pracę po fatalnym dla Lecha sezonie. Obaj startując, byli pełni obaw i szli w nieznane. Skorża kończył sezon na 11. miejscu. Frederiksen? Musiał sprzątać po Rumaku i nie było pewne, że to podniesie. Ba! Wydawało się, że będzie to trwało znacznie dłużej. Podobnie poradził sobie jak Skorża i jesień skończył jako lider.
Co ich jeszcze łączy? Obaj potrzebowali i potrzebują sukcesu. Skorża potrzebował Lecha do odbudowania się na polskim rynku, gdzie w tamtym czasie bardziej był kojarzony ze słabym wynikiem w Szczecinie i długim rozbratem z polską piłką niż licznymi sukcesami z przeszłości. Duńczyk z kolei przyjechał do Polski, żeby zaistnieć poza swoim lokalnym rynkiem i inny wynik niż mistrzostwo będzie dla niego porażką.
Wygrana Skorży w lidze pozwoliła mu znowu umocnić się na pozycji najlepszego polskiego trenera i później umożliwiła pracę w Urawie Red Diamonds, gdzie wygrał z tym klubem azjatycką Ligę Mistrzów. Podobnego sukcesu potrzebuje Frederiksen, więc o jego determinację możemy być spokojni. Tym bardziej w obliczu wstydliwej wpadki w Pucharze Polski, która Skorży się nie przytrafiła, bo on przegrał puchar dopiero w Warszawie, a na Duńczyku będzie ciążyć i w ramach niepowodzenia w lidze, będzie dopisywana zdecydowanie na jego konto.
A czego potrzebuje Lech?
Lech właściwie jak zwykle - ma wszystko, tylko nie sukces sportowy, którego w Poznaniu brakuje od lat, biorąc pod uwagę szereg pustych sezonów bez żadnego trofeum. A ostatnio nawet brakuje europejskich pucharów i od dwóch sezonów. "Kolejorz" żyje wspomnieniami, "grubym okresem" pomiędzy 2022 rokiem a wiosną 2023, kiedy udało się zdobyć mistrzostwo Polski i zanotować historyczny sukces w Lidze Konferencji, który może w obecnych rozgrywkach powtórzyć Legia czy Jagiellonia.
I dlatego tę rundę Lech musi potraktować jako oczyszczenie. Nie uda się tego zrobić Pucharem Polski, który ostatnio dla Lecha podnosił jeszcze grający w nim Robert Lewandowski. To powód do wstydu, jak bardzo mała lista sukcesów, jednak Lech jest w takim momencie, że nikt kibicowi nie może odebrać jednego, ale kluczowego - nadziei.
Nadzieja jest, bo Lech jest liderem tabeli, grał jesienią najlepszą piłkę. Zimą zachowywał się mądrze. Zaczął sprzątać, nie upierał się przy Loncarze, Ba Loui, Anderssonie i Szymczaku, że to są piłkarze na miarę dzisiejszego "Kolejorza" i walki o mistrzostwo. Nie są. Ściągnięto - dość szybko jak na Lecha - dwóch piłkarzy, czyli Gisliego Thordarsona i Rasmusa Carstensena. Oba transfery na papierze wyglądają ciekawie. Szczególnie ostatnio o tym drugim słyszymy sporo pozytywnych rzeczy z szatni "Kolejorza".
Kontuzji jest mało, właściwie jest jedna, kluczowa - Patrika Walemarka, ale on powinien w ciągu tygodnia, maksymalnie dwóch wrócić do gry.
W Poznaniu czekają jeszcze na napastnika i kadra wtedy będzie wyglądała praktycznie na kompletną (oczywiście jeśli ten napastnik nie okaże się niewypałem). Na każdej pozycji będzie zawodnik do rotacji czy jako realna alternatywa. Może z wyjątkiem lewej obrony, ale tutaj jest kilku piłkarzy, którzy będą mogli zastąpić Gurgula.
Lech ma mądry sztab, który ma już półroczne doświadczenie. Diagnozuje problemy i stara się je rozwiązywać. Jest głód sukcesu, więc... czego potrzebuje? Dowiezienia tytułu, co zamaże plamę po fatalnym poprzednim sezonie i przywróci wiarę, że może być największym polskim klubem dłużej niż na rok.
Dlaczego od Lecha należy oczekiwać mistrzostwa?
To już poniekąd pisaliśmy wyżej, ale też przecież jest wariant, że Lech tego mistrzostwa nie dowiezie. I to jednak byłoby dużo większe rozczarowanie niż to, co odpowiadał Frederiksen.
O tytuł będą się biły cztery zespoły - Lech, Raków, Jagiellonia i Legia. Dwie pierwsze ekipy grają tylko w lidze, dwie następne aż na trzech frontach. Różnice na dzisiaj są bardzo małe między pierwszą trójką, Legia ma stratę już większą, bo sześciopunktową, a w tle jest jeszcze wysoka porażka z Lechem, która ma znaczenie przy bezpośrednim bilansie.
Największa presja przed startem rundy jest w Poznaniu i Częstochowie, bo oba zespoły mają co udowadniać po fatalnym zeszłym sezonie i po wpadkach w Pucharze Polski. Naszym zdaniem to te dwie ekipy na dzisiaj mają największą szansę na tytuł i jedna z nich po tym sezonie (a być może dwie), powiedzą, że są największymi przegranymi rozgrywek 2024/25.
W Częstochowie postawili na ciszę, mało się mówi o Rakowie, jednak wymienia w gronie faworytów, głównie ze względu na Marka Papszuna i dobry wynik jesienią. W Poznaniu? Kruchy spokój, bo jednak końcówka rundy jesiennej była bardzo słaba, a przed próbą generalną z Widzewem "zdarzył się" sparing i porażka 1:7.
"Kruchy spokój", bo jedna porażka może naprawdę źle wpłynąć na Lecha i zamazać ten niezły obraz całej jesieni, co widzieliśmy już pod jej koniec. Wiemy sami, jak jest w Poznaniu. Kiedy jest źle, mówimy, że jest bardzo źle, a kiedy jest dobrze, często mówimy, że jest bardzo dobrze.
Dlatego przed startem wiosny wydaje się, że Lech ma praktycznie wszystko, co potrzebuje, żeby walczyć o mistrzostwo. Jak będzie? Tego nie wiemy, ale jednak "Kolejorz" musi odgonić od siebie łatkę przegrywa, a może zrobić to w tym sezonie. To bardzo duża szansa. Zresztą kolejna.
Jednak taka jest specyfika miasta i tego klubu, który pragnie sukcesów częściej niż raz na 5-7 lat i każdy widzi, że są ku temu argumenty, żeby tak myśleć. I o to toczy się ta runda, żeby postawić kropkę nad "i", a żeby pozorny spokój bycia mocną drużyną nie był kruchy i nie zależał od jednego meczu. O to będzie jednak niezwykle trudno.
Czas start.