Lech Poznań zrobił za mało. "Kolejny stracony dzień"

Lech Poznań zrobił za mało. "Kolejny stracony dzień"
Paweł Jaskółka/Press Focus
Dawid - Dobrasz
Dawid Dobrasz18 Jul 2024 · 09:50
Raper "Peja", który pochodzi z Poznania i kiedyś nawet był bardzo aktywny w strukturach kibicowskich Lecha, dobrych kilka lat temu napisał popularny utwór pod tytułem: "Kolejny stracony dzień". Dlaczego o tym piszemy? Bo od końca poprzedniego sezonu (25 maja) "Kolejorz" zrobił bardzo mało, by w kibicach ponownie obudzić nadzieję, że wraca "wielki Lech". Między ostatnim a pierwszym meczem nowego sezonu w wykonaniu lechitów minie 57 dni. I trudno nie odnieść wrażenia, że Lech tego czasu nie wykorzystał.
Dłuższe pisanie o poprzednim sezonie nie ma sensu. Dla Lecha był on katastrofalny. Można go opisać jednym zdaniem. Najdroższa kadra w historii klubu nie potrafiła wywalczyć celu minimum, czyli awansu do europejskich pucharów. A ostatnie pół roku i powierzenie misji prowadzenia "Kolejorza" Mariuszowi Rumakowi do dzisiaj wielu osobom nie mieści się w głowie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po takim sezonie powinno dojść do szeregu szybkich działań. Tymczasem Lech zatrudnił nowego trenera, włączył do pierwszego zespołu kilku młodych piłkarzy z wypożyczeń, pozbył się niektórych "zgranych kart" (lecz nie wszystkich), ściągnął dwóch zawodników jako uzupełnienie kadry, którzy nie byli z drużyną na obozie i... tyle.
Właściwie przez 57 dni wokół Lecha wydarzyło się znowu więcej złego niż dobrego. Kibice przez ostatnie blisko dwa miesiące bardziej skupiali się na weryfikacji słów Piotra Rutkowskiego, który na spotkaniu z dziennikarzami zapowiadał, że zdaje sobie sprawę z tej katastrofy, za którą jest głównym odpowiedzialnym. Prezes Lecha jednak znowu zrobił po swojemu.

Zmarnowany czas

Dlatego przed startem sezonu trudno nie odnieść wrażenia, że Lech stracił czas. Miał blisko dwa miesiące na obudzenie wśród fanów nadziei, że nowy sezon będzie powrotem do walki o mistrzostwo i Puchar Polski. Dzisiaj jedyną przesłanką jest nowy trener i jego asystent, który do drużyny dołączył niewiele ponad tydzień temu. Próżno szukać głosów, że "Kolejorz" będzie walczył o mistrzostwo.
Nie ma się co dziwić. Dalej Lech nie przeprowadził kluczowych transferów, dalej w kadrze są tacy piłkarze jak Ba Loua czy młody Borowski. Choć tego drugiego nie winimy, to jednak właściciel klubu zapowiadał, że ten piłkarz opuści Lecha. Nie udało się sprzedać Marchwińskiego i Velde, którzy jedną nogą są poza klubem, a przynajmniej jeden z nich zacznie sezon w podstawowym składzie.
Wydarzyło się za mało, żeby można było grubą kreską odciąć poprzedni sezon. On cały czas rezonuje na nowe rozgrywki. To wszystko miało wpływ na kampanię marketingową Lecha pod nazwą "nowe rozdanie". Poznaniacy musieli z nią wystartować pod kątem sprzedaży karnetów i to spotkało się ze słuszną głęboką krytyką wśród mediów oraz fanów. No bo jak można reklamować "nowe rozdanie", gdzie w tamtym momencie nie zmieniło się nic oprócz trenera? Gdzie dalej w kadrze byli niechciani piłkarze, gdzie - co prawda zgodnie z planem - do struktur klubu wrócił Mariusz Rumak, co spotkało się z głębokim oburzeniem fanów, a za poprzedni sezon z gabinetów nie spadła żadna głowa. Za to wszystko, co w Lechu się dzieje, odpowiadają ci sami ludzie.
Lech twierdzi, że w strukturach klubu najważniejszą osobą jest pierwszy trener. I okej, jednak powtórzyło się to, co zimą. Nowy trener nie dostał żadnych nowych narzędzi. No bo jak inaczej niż źle oceniać to, że w sparingach przed sezonem nowi piłkarze zagrali łącznie 75 minut...
Mistrzowski Lech z sezonu 2021/22 potrafił zimą ściągnąć Kristoffera Velde, bo wiedział, że latem odchodzi Kamiński. Teraz wiadomo od praktycznie roku, że z klubu odejdą Marchwiński, Velde czy Ba Loua (ma to się wydarzyć w drugiej połowie sierpnia), a dalej nie przyszedł nikt. Przesunięto Gholizadeha na pozycję nr "10", a na bokach sezon rozpoczną Hotić i Velde.

Na co starczy ta kadra?

W Lechu jest stwierdzenie, że obecna kadra dalej jest mocna, a sztab na czele z Nielsem Frederiksenem ma ją przebudzić. Tyle że dalej brakuje świeżej krwi, a przede wszystkim jakości, o czym sam w rozmowie z dziennikarzami przyznawał kapitan Mikael Ishak. Ale Lech znowu zaryzykował i na wzmocnienia czeka. Jednak ryzyko w tym momencie po prostu się nie opłaca. Nie jest racjonalne.
Lech mówił o ściągnięciu nowego lewego obrońcy, już się nieco z tego wycofuje. Kilka rzeczy dobrze zdiagnozowano, jak brak szybkości w środku pola czy na skrzydłach. Tacy piłkarze są poszukiwani, ale problemów w Lechu jest więcej.
Przede wszystkim na dzisiaj duża grupa kibiców odwróciła się od Lecha. I to na każdym polu. I o ile faktycznie władze mogą twierdzić, że spirala błędów z poprzedniego sezonu była konsekwencją złych decyzji i teraz wystarczy to tylko delikatnie przypudrować, o tyle taki klub jak Lech powinien myśleć o tym, jak jest postrzegany. Nie tylko przez swoich fanów, ale też przez społeczność polskiej piłki. Czasami tak duży klub musi zrobić coś "pod publiczkę". Poprawić PR wokół siebie.
A Lech 2024 jest memem. W klubie od stycznia nie wydarzyło się nic dobrego. Nie ma punktu zaczepienia, a nie wspominamy już o takich rzeczach jak brak prezentacji przed sezonem, spadek rezerw do III ligi czy ich sparing z drużyną z Izraela, co przez fanów zostało odebrane ze słusznym oburzeniem.
Lecha ciężko za coś pochwalić. Jeśli to wszystko spowoduje kontynuacje wiosny 2024, to nie będzie można być zdziwionym. No bo jeśli zrobiłeś bardzo mało, żeby dać sobie nadzieję na coś innego, to dlaczego masz oczekiwać czegoś innego?
Kończąc Peją ze wspomnianej piosenki:
"Znów kolejny dzień ci uciekł, głupot narobiłeś jeszcze więcej

Jak na razie do tej pory życia swego zmienić nie chcę"

Przeczytaj również