Lech Poznań zawiódł, a czas ucieka. Van den Brom znów to robi. "Z taką obroną nie ma na co liczyć"

Lech Poznań zawiódł, a czas ucieka. Van den Brom znów to robi. "Z taką obroną nie ma na co liczyć"
Paweł Jaskółka/Press Focus
Lech Poznań (kolejny raz) zawiódł, bo tak można nazwać utratę prowadzenia 3:0 w meczu domowym z Jagiellonią Białystok. Podopieczni Johna van den Broma do 54. minuty mieli w swoich rękach bardzo cenne trzy punkty, ale na własne życzenie zniweczyli cały trud.
Oczywiście na samym początku trzeba dodać, że sam remis z przebiegu gry można uznać za sprawiedliwy wynik. Jednak wypuścić u siebie 3:0 to duża sztuka. Jedna z lepszych pierwszych połów w całym sezonie zderzyła się z jedną z najgorszych, biorąc pod uwagę drugie 45 minut w obecnych rozgrywkach. Właściwie kibice Lecha mogą powiedzieć, że to nic nowego, bo przecież nie tak dawno po pokonaniu mistrzów Polski u siebie 4:1, Lech trzy dni później zaliczył największą porażkę od 23 lat. Teraz można mówić o podobnym negatywnym skoku emocjonalnym, tylko tym razem ta sinusoida miała miejsce na przełomie 90 minut.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jagiellonia do Poznania przyjechała grać w piłkę i nie porzuciła swoich ideałów przez cały mecz, za co została nagrodzona. Miała też większe posiadanie piłki od Lecha (58 proc. do 42 proc.), a ostatni raz taka sytuacja w meczu ligowym w Poznaniu miała miejsce 28 sierpnia 2021 roku, kiedy to Pogoń miała 53 proc. posiadania piłki, ale Lech grał ponad 30 minut w osłabieniu (czerwona kartka Kwekweskiriego, wynik 1:1 - dane "EkstraStats").
Remis więc można uznać za sprawiedliwy wynik, tak samo jak zwycięstwa Pogoni w meczu z Lechem, czy Spartaka Trnawa w rewanżowym starciu eliminacji Ligi Konferencji Europy. Problem z Lechem jest inny. Jest drużyną niezwykle chwiejną i o ile faktycznie w Szczecinie nie było co zbierać, to w Trnawie czy z Jagiellonią to są straty na własne życzenie i nie powinny się przydarzyć.

Kolejna wpadka

Lech w tym sezonie regularnie notuje wpadki, po których przez kilka kolejnych spotkań się podnosi. Kiedy wydaje się, że mija pewien kac związany ze sporym rozczarowaniem, to "Kolejorz" znowu robi coś niezwykłego, bo tak trzeba nazwać to, jak bardzo Lech potrafi negatywnie zaskoczyć w tym sezonie.
Jaka jest tego wina? To głównie brak organizacji w grze defensywnej. O ile ofensywa daje radę, bo Lech może tu liczyć na trzech liderów w postaci Ishaka, Velde, Marchwińskiego, a nawet teraz można dopisać Ba Loue, o tyle w defensywie jest kompletna zaćma. Lech tylko w tym sezonie ligowym stracił już 18 goli. I okej, ktoś powie, że lider z Białegostoku stracił ich aż 17, ale to Lech z najdroższą kadrą w historii miał grać o mistrzostwo Polski, a dla drużyny z Podlasia obecny sezon jest miłą niespodzianką z nadzieją na wielki sukces.
Wracając do tych 18 straconych goli. Biorąc pod uwagę poprzednie sezony, to "Kolejorz" tylko raz na podobnym etapie sezonu miał gorszą defensywę w lidze. To był sezon 2020/21, zakończony na 11. miejscu - najgorszym w historii ery rodziny Rutkowskich przy Bułgarskiej.
Liczba straconych bramek przez Lecha Poznań w poprzednich sezonach po 12. kolejce:
  • 2022/23 - 11 goli
  • 21/22 - 7 goli
  • 20/21 - 20 goli - sezon - 11. miejsce na koniec sezonu - 38 straconych
  • 19/20 - 15 goli
  • 18/19 - 15 goli
  • 17/18 - 7 goli
  • 16/17 - 14 goli

Strzelać w Poznaniu każdy może

John van den Brom już przed meczem z ŁKS Łódź nieco oburzał się na kolejne pytania dziennikarzy o problemy z defensywą i zachowaniem czystego konta. Po spotkaniu z beniaminkiem ekstraklasy trener dopytywany o kwestię liczby czystych kont w tym sezonie rozpoczął wypowiedź, że "nie chce odpowiadać kolejny raz na to pytanie". Holender nieco zaklinał rzeczywistość, bo po meczu z Jagiellonią sam głośno się zastanawiał, dlaczego jego obrońcy tak fatalnie zachowali się przy drugim golu. Dlaczego nie blokują piłek?
Prawda o Lechu dzisiaj jest taka, że przy Bułgarskiej może strzelić każdy, bo tak trzeba nazwać stracone gole z ŁKS Łódź (dwa gole w siedmiu meczach w tym sezonie na wyjeździe), Puszcza (pięć goli na wyjeździe) czy Stal Mielec (dwa gole na wyjazdach w tym sezonie). Jeśli takie drużyny, które nie potrafią trafić na innych stadionach, trafiają z Lechem, to dlaczego Pogoń u siebie nie ma strzelić pięciu, a Jagiellonia nie ma strzelić trzech, skoro mówimy o najlepszej ofensywie w lidze? Na dziesięć meczów w Poznaniu tylko Radomiak i Warta nie pokonali poznańskiego bramkarza.
Najbardziej zatrważające w przypadku defensywy Lecha jest to, że w we wszystkich 16 spotkaniach w tym sezonie tylko dwa razy udało się zachować czyste konto. Jeśli spojrzymy na ligę, to od Lecha gorszy bilans w defensywie mają tylko trzej beniaminkowie - Puszcza (23), Ruch (20) i ŁKS (22).
Ewidentnie Lech kiedy prowadzi w meczu u siebie, to po przerwie ściąga nogę z gazu. Można tylko zapytać, dlaczego? Skoro lechici nie grają teraz w pucharach. Teraz co prawda jest okres grania co trzy dni, ale tutaj także widzieliśmy błąd w zarządzaniu kadrą przez Johna van den Broma, który zamiast zmienić Ishaka w meczu z ŁKS (grał 90 minut), zmienił go w spotkaniu trudniejszym z Jagiellonią i po wejściu Szymczaka było widać ogromną dysproporcję w jakości na tej pozycji. Przypomnijmy, że Szwed nie jest jeszcze gotowy na granie pełnych spotkań w tak krótkim odstępie czasu.
Problem jest i John van den Brom nie wie, jak go rozwiązać. Trener po meczu mówi, że martwiłby się wtedy, kiedy jego drużyna by nie kreowała sytuacja. Tylko czy tym się wygrywa trofea? Lech obecnie ma całkiem niezłą sytuację w defensywie. Nie licząc Barry'ego Douglasa (wraca po kontuzji) czy Bartosza Salamona, do dyspozycji trenera są wszyscy. Jednak w defensywie też zawodzą wszyscy - od Pereiry, poprzez Dagerstala, do Anderssona z Mrozkiem na czele. Wszyscy popełniają proste błędy, kryją na radar, mają małą liczbę udanych interwencji. Było widać poprawę w grze defensywnej, jeśli chodzi o działanie zespołowe. Zawodnicy próbowali niwelować odległości, jednak lepsi rywale i tak potrafią rozmontować defensywę Lecha.
Jeśli chodzi o przeszłość Johna van den Broma, to jego ekipy "lubią" tracić gole. W Lechu obecnie ta statystyka i tak nie wygląda najgorzej, na co wpływ ma spora liczba czystych kont Filipa Bednarka w poprzednim sezonie.
Średnie straconych goli w ostatnich pięciu klubach prowadzonych przez Johna van den Broma:
  • Lech Poznań - 72 mecze, 80 straconych goli - 0,9 gola na mecz
  • Al-Taawoun - 7 meczów, 15 goli - 2,14 gola na mecz
  • Gent - 60 meczów, 93 gole - 1,55 gola na mecz
  • Utrecht - 39 - 50 goli - 0,78 gola
  • Alkmaar - 216 meczów, 308 goli - 1,43 gola na mecz
Widać, że tych goli traconych jest dużo i ekipy holenderskiego trenera błędy w obronie naprawiają ofensywą, tylko czy w polskiej lidze da się tak grać? Kiedy już teraz problemy z defensywą kosztowały punkty z Jagiellonią, honor w Szczecinie i puchary w Trnawie.
Lech punktuje nieźle i w tabeli też wygląda to nieźle, bo każdy w lidze się myli. Lech po 12 kolejkach ma średnią 2 pkt na mecz, ma dwa punkty przewagi nad Rakowem i cztery nad Legią (oba zespoły mają jedno spotkanie rozegrane mniej od "Kolejorza"). Jednak nawet prowadzenie 3:0 z dobrze grającą Jagiellonią nie pozwoliło zrealizować celu, to pozwala to myśleć, że Lech każdą sytuację jest w stanie zawalić. Dlatego nie mogą dziwić nerwy kibiców w meczach domowych z teoretycznie słabszymi rywalami jak ŁKS i Stal, bo gdyby tamte zespoły miały lepszy celownik, to te mecze mogłyby zakończyć się niespodziankami.
Lech ma obecnie po 12 meczach tylko trzy punkty więcej niż na podobnym etapie w poprzednim sezonie i cztery mniej biorąc pod uwagę analogicznie sezon mistrzowski 2021/22. Jednak jeśli Lech nie uszczelni swojej defensywy, to z obroną popełniająca tak dużą liczbę błędów indywidualnych będzie mu bardzo trudno myśleć o trofeach.
Przed trenerem van den Bromem ważne wyzwanie, bo pokazał, że umie budować piłkarzy, ale cały czas ma problem ze zbudowaniem solidnej drużyny opartej o właściwą organizację w grze defensywnej, co jest kluczem do sukcesu Lecha w tym sezonie.

Przeczytaj również