Lech Poznań z dodatkową przeszkodą do pokonania w rewanżu. "W Bodo go to nie dotknęło"

Lech z dodatkową przeszkodą do pokonania w rewanżu. Ważny test. "W Bodo go to nie dotknęło"
Damian Kosciesza / PressFocus
To nie był ekscytujący mecz, wbrew temu co mówi John van den Brom. To nawet nie był dobry mecz, szczególnie ze strony Lecha. “Kolejorz” osiągnął jednak założony cel. Więc o ile dwa strzały przez 90 minut mogą razić w oczy, o tyle ten remis trzeba docenić. Bez zachwytu.
Dwukrotnie AS Roma. AZ Alkmaar i Celtic Glasgow. Oto zespoły, które w Lidze Konferencji rywalizowały na boisku Bodo/Glimt i łącznie straciły tam 12 goli. Choćby z tego powodu należy szanować bezbramkowy remis Lecha na sztucznej murawie za kołem podbiegunowym.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bolało? Ale było warto

Remis, rzecz jasna, wywalczony w bólach i okraszony cierpieniem kibiców “Kolejorza” przez blisko 90 minut. Trudno się to oglądało. Szczególnie w pierwszej połowie, gdy od samego początku gospodarze sunęli z jednym atakiem po drugim, a lechici wyglądali na zagubionych. Na ich szczęście piłkarze Bodo kilka razy celowali nie w bramkę, a 20. rząd trybun. Jasne, przewyższali gości kulturą gry, dynamiką, pomysłami w ofensywie, lecz de facto niewiele z tego wynikało. Ot, momentami było gorąco, ale ile Filip Bednarek miał trudnych interwencji? Może jedną, gdy Gronbaek szukał szansy technicznym uderzeniem po długim słupku. I tyle. Bodo robiło sporo szumu, jednak głównie do momentu, w którym konieczność stanowiło oddanie strzału.
Przy czym po przerwie z każdą minutą Norwegowie gaśli, a lechici czuli się pewniej. Poprawili organizację gry, lepiej wyglądali w środku boiska. Plusik dla Johna van den Broma za wprowadzenie Filipa Marchwińskiego, bo dzięki tej zmianie gospodarze sprawiali lechitom mniej problemów. Gdyby nie kuriozalne pudło “Marchewy”, moglibyśmy mówić o wybitnym “nosie” Holendra. Ale też nie oceniajmy występu pomocnika wyłącznie przez pryzmat fatalnej pomyłki. Dał Lechowi harmonię w drugiej linii, co ograniczyło zapędy ofensywne Bodo. Zobaczyliśmy także inną twarz Alana Czerwińskiego czy Filipa Szymczaka, mnóstwo dobrej roboty we własnym polu karnym wykonywali Bartosz Salamon i Antonio Milić.
To pozytywy. Wprawdzie trudno podzielać optymizm Johna van den Broma, którego nieco poniosło na konferencji po ostatnim gwizdku, ale koniec końców Lech ma, co chciał. Korzystny wynik przed rewanżem, gdzie powinniśmy obejrzeć zupełnie inny mecz.

Do poprawy

Inny szczególnie w ofensywie, bo o ile lechici generalnie zdali egzamin z defensywy i organizacji, o tyle ich bierność w ataku mogła irytować. Dwa strzały przez całe spotkanie to wynik poniżej krytyki. Można mieć poczucie niedosytu nie tylko z powodu sytuacji Marchwińskiego, ale też dlatego, że Lech jakby bał się mocniej zaatakować, mimo coraz słabszego z biegiem meczu rywala. Nie tłumaczmy wszystkiego nastawionym na zero z tyłu planem Van den Broma. Aż się prosiło, by chwilami bardziej przycisnąć Bodo, jednocześnie nie otwierając wrót linii obrony. Kilka zrywów świetnego dziś Michała Skórasia czy przytomne piłki Joela Pereiry to za mało. Gdyby bramkarz gospodarzy z początkiem spotkania odpalił grilla, pewnie zdążyłby spałaszować kilka kiełbasek. Pracy za wiele nie miał. Niemiłosiernie wiało nudą, szczególnie w ostatnim fragmencie.
Z jednej strony więc doceńmy solidny występ defensywy Lecha, bez którego nie udałoby się uniknąć porażki, ale z drugiej nie udawajmy, że wszystko w każdej formacji zagrało jak należy. Nie chowajmy czwartkowego obrazu gry do szuflady tylko z uwagi na niezły wynik. W Poznaniu musi nastąpić znaczna poprawa z przodu. Możemy wymagać i przy tym spodziewać się podjęcia większego ryzyka, odwagi w ofensywie, pomysłów na sforsowanie obrony Norwegów. Ci nie rozłożą przecież przed “Kolejorzem” czerwonego dywanu, nie oddadzą awansu do następnej rundy bez walki.
Ponadto przy Bułgarskiej pojawi się coś, co na dalekiej północy lechitów nie dotknęło - duża presja. Po remisie w Bodo to mistrzowie Polski przystąpią do rewanżu z łatką lekkiego faworyta. Może nie będzie to mecz z gatunku “Lech musi, Bodo może”. Ale kilkadziesiąt tysięcy osób pojawi się na stadionie oczekując wyraźnego progresu względem tego, co było dzisiaj. Oczekując awansu. I dopiero wynik rewanżu da nam odpowiedź na pytanie, czy warto było rozegrać pierwsze spotkanie w taki, a nie inny sposób. To będzie realna weryfikacja planu van den Broma na ten dwumecz. Egzamin dojrzałości. Na razie Holender i jego piłkarze zapracowali na kredyt zaufania. O “spacerku” w Poznaniu mogą jednak zapomnieć.

Przeczytaj również