Lech Poznań się nie zatrzymuje i pisze historię. Za kilka dni kolejny sukces. "Czekano na to bardzo długo"

Lech się nie zatrzymuje i pisze historię. Za kilka dni kolejny, duży sukces. "Czekano na to bardzo długo"
Paweł Jaskółka/Press Focus
Lech Poznań po raz trzeci awansował do wiosennej części europejskich pucharów. Zrobił to w sposób, który zapisze się w historii klubu i pamięci kibiców. Piłkarze zagrali koncert z półfinalistą ostatniej Ligi Mistrzów. Nawet ci, którzy byli już skreślani. To piękna puenta 100-lecia klubu.
Co to był za wieczór, co to była za noc. Właściwie druga najlepsza pucharowa w XXI wieku po Austrii Wiedeń. Chyba nikt się nie spodziewał, że "Kolejorz" w tak dobrym stylu i tak gładko rozprawi się z hiszpańskim potentatem. Okej, Villarreal miał pewny awans do następnej rundy, brakowało im kilku piłkarzy, ale "Żółta Łódź Podwodna" była ekipą z najwyższym współczynnikiem w całej Lidze Konferencji, jest faworytem rozgrywek i w fazie grupowej nie zanotowała jeszcze porażki. A Lech? Był po czterech meczach bez zwycięstwa, kolejnym ciosie od Rakowa Częstochowa. Wisiał nad widmem przepaści, zaprzepaszczenia całego dorobku tego sezonu w dwa tygodnie, bo przecież w lidze straty odrobić będzie bardzo ciężko, a w Pucharze Polski "Kolejorza" już nie ma.
Dalsza część tekstu pod wideo
Czwartkowy mecz był "meczem o wszystko". John van den Brom na przedmeczowej odprawie uderzył do piłkarzy w podobne tony, że mogą stworzyć "coś historycznego". I to się wydarzyło, bo Lech zagrał odważnie, bez bojaźni. Tak, jak w pierwszym meczu, ale naprawił błędy z pierwszego starcia.
W końcu kto jak kto, ale holenderski szkoleniowiec właśnie po to został zatrudniony w Poznaniu, czyli po takie wieczory i sukcesy w europejskich pucharach. Nikt w Polsce nie ma takiego CV jak on. To był jego szósty występ w europejskich pucharach i po raz drugi udało mu się z niej wyjść.
Dzisiaj trzeba chwalić, dlatego zacząłem od trenera, ale pochwały należą się całemu sztabowi. Podnieść zespół w trzy dni to nie jest łatwa sztuka. Szczególnie po wspomnianej porażce z Rakowem. Ma ten mecz z Villarrealem znamiona starcia z Piastem Gliwice z 14 maja tego roku. Tam jeszcze pomogła Cracovia, ale też mało kto wierzył, że lechici podniosą się po kolejnym ciosie na Stadionie Narodowym. Jednak europejskie puchary smakują inaczej. To nie jest codzienność, tym bardziej nie jest nią pokonywanie czołowych drużyn z lig TOP 5 i to nie po genialnych paradach Bednarka, fuksie, tylko dobrej taktyce, świetnym wykonaniu planu i mądrej grze.
Wyjściowy skład na Villlarreal? Wystarczy poczytać komentarze pod tweetem poniżej czy na oficjalnym koncie Lecha. Marchwiński i Velde w pierwszym składzie? Przecież przed pierwszym gwizdkiem to nie miało prawa się udać. A jednak. Obaj wypracowali bramkę na 1:0. Jak inaczej to nazwać jak nos trenera? Obaj nie pomogli z Rakowem, cztery dni później zostali bohaterami. Może to będzie swoisty "game-changer" dla tych piłkarzy?

Wszystko się zgadzało

To była taka noc, gdzie wszystko się zgadzało. Warto poświęcić kilka słów bohaterom tego spotkania.
Pewny w bramce był Bednarek. Nie miał zbyt wiele roboty, ale był świetny na przedpolu. Dobrze wyglądał w otwarciu gry. Nie pierwszy raz wytrzymał presję dużego meczu w Europie. Obrona? Każdy zagrał na swoim najwyższym poziomie. Bardzo dobry mecz Satki i Milicia. Rebocho także pomógł, Pereiera grał na swoim poziomie.
Nie było Karlstroema, to był problem, ale Murawski i Kwekweskiri zagrali koncert. Można się zastanawiać, czy Czesław Michniewicz nie żałuje, że na liście 47 piłkarzy w szerokiej kadrze na Katar nie ma właśnie "Murasia", bo to on jest ostatnio czołowym piłkarzem Lecha, a i zweryfikował się pozytywnie na arenie międzynarodowej. Wszedł na poziom, w jakim przy Bułgarskiej go jeszcze nie widziano.
No i ofensywa. Genialny Ishak. To chyba najlepszy piłkarz całej fazy grupowej w niebiesko-białych barwach. Strzelał w obu meczach z Austrią, strzelił dwa Villarrealowi w Walencji, a w czwartek miał udział przy wszystkich trzech bramkach. To niekwestionowany lider i kapitan zespołu. Jeśli Lech Poznań zarobił w Europie ponad 5 milionów Euro, to lwią część tej kwoty powinien przelać na jego konto i zatrzymać go przy Bułgarskiej, choć wiemy, że jest to bardzo mało prawdopodobne.
W taktyce Johna van den Broma największą rolę od zawsze odgrywały skrzydła. Wiele razy słusznie narzekano na piłkarzy na tej pozycji. W czwartek one uskrzydliły Lecha. Velde i Skóraś zagrali koncert. Ten pierwszy - już oficjalnie - spłacił swój transfer. W Europie ma 13 meczów, sześć goli i cztery asysty. W 73 minuty strzelił gola, zaliczył asystę, na pięć udanych dryblingów miał cztery. Stoczył osiem pojedynków, a siedem z nich wygrał. To dziwny piłkarz, ale pokażcie innego z takimi liczbami w Europie. To był dla niego najlepszy piłkarski wieczór w życiu. Skóraś? Po czwartku może pakować walizkę do Kataru. Jego wyjazd się wahał, teraz trener Czesław Michniewicz nie może mieć już wątpliwości. Zagrał świetnie w obu meczach z Villarrealem.
Jeszcze, żeby tego wszystkiego było mało, to po 229 dniach w koszulce Lecha znowu wystąpił "kapitan bez opaski", czyli Bartosz Salamon. To tylko dopełnia kompletny obraz sukcesu, jaki miał miejsce w czwartkowy wieczór.

Twierdza Bułgarska trwa

Zastanawia jeszcze jedna rzecz, jakie siły wstępują w Lecha Poznań przy Bułgarskiej? W pucharach lechici w siedmiu meczach strzelili 19 goli, stracili tylko dwa. Zanotowali sześć zwycięstw i zremisowali tylko jeden mecz z Hapoelem Beer Szewa. Niesamowity bilans.
"Kolejorz" pokonując Villarreal 3:0, nie zostawił sytuacji losowi. Nawiasem mówiąc, w Izraelu w ciągu dwóch dni wydarzyły się dziwne rzeczy... Mowa oczywiście o piłce nożnej. Benfica w środę musiała wygrać różnicą pięciu goli i to zrobiła. Hapoel, przy ewentualnym remisie Lecha, musiał wygrać 4:0 i... też to zrobił. Ewentualny podział punktów w Poznaniu w tym meczu wyrzuciłby Lecha z pucharów. To się w Izraelu zdziwili...
Lech nie pozostawił sprawy losowi. Sam załatwił sprawę. Ten rok zapadnie w pamięci kibiców i całej klubowej społeczności na długo, nie tylko ze względu na 100-lecie, ale sukcesy osiągnięte w tym powoli mijającym roku. Mistrzostwo Polski po siedmiu latach, awans w europejskich pucharach na wiosnę i dwie wygrane w fazie grupowej po 12 latach, a na to wszystko we wtorek nastąpi oficjalne otwarcie Akademii Lecha Poznań, na co czekano bardzo długo.
Chwilo trwaj, można by rzec, a władze Lecha dostały od losu drugą szansę. Piotr Rutkowski przed meczem mówił, że jeśli "Kolejorz" awansuje, to kadra była "wystarczająca". Ta szansa to możliwość naprawienia błędów transferowych z lata i wycofanie się z dziwnych decyzji. Jest teraz możliwość, aby kadra nie była już "wystarczająca", a jakościowa i solidna, by w przyszłym roku na twarzach kibiców Lecha rysował się jak najczęściej taki uśmiech, jak w czwartkowy wieczór.
Ta przygoda pucharowa zaczęła się 5 lipca i nie wiadomo, kiedy się zakończy. Poznań znowu zacznie żyć Lechem i o to chodziło.

Przeczytaj również