Lech bił dla niego rekord, on w Polsce zachwycał. Dziś ma 41 lat i nadal gra w pierwszej lidze
Młodsi kibice mogą go nawet nie pamiętać, ale swego czasu Hernan Rengifo świetnie radził sobie w barwach Lecha Poznań. Dziś, prawie dwie dekady później, Peruwiańczyk nadal gra w piłkę. I to w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ma 41 lat.
Latem 2007 roku Lech Poznań przeszedł do transferowej ofensywy. Zanim rok później przy Bułgarskiej wylądowali Robert Lewandowski, Manuel Arboleda, Semir Stilić czy Sławomir Peszko, postawiono w Poznaniu na mocno egzotyczne wzmocnienia. Drużynę zasilili Luis Henriquez z Panamy i dwójka Peruwiańczyków - Anderson Cueto oraz Hernan Rengifo. Dwaj ostatni dołączyli tym samym do swojego rodaka, Henry'ego Quinterosa, który kilkanaście miesięcy wcześniej przetarł szlaki piłkarzom z tej części Ameryki Południowej.
Warto było tyle wydać
Rengifo przychodził za 800 tysięcy euro, co nawet dziś jak na standardy polskiej Ekstraklasy jest kwotą robiącą pewne wrażenie. Wtedy była to natomiast po prostu bardzo duża kasa. Rengifo otrzymał w tamtym momencie łatkę najdroższego piłkarza sprowadzonego do Lecha. Ponad trzy lata później przebił go Rafał Murawski, a potem jeszcze tylko pięciu graczy - Pedro Tiba, Kristoffer Velde, Adriel Ba Loua, Afonso Sousa i Ali Gholizadeh.
“Kolejorz”, kontraktując Rengifo, nie kupował jednak kota w worku, tylko reprezentanta kraju i topowego strzelca tamtejszych rozgrywek klubowych. Smykałkę do zdobywania bramek napastnik urodzony w Chachapoyas szybko potwierdził także w Polsce. Premierowy sezonach na boiskach Ekstraklasy kończył z dorobkiem 12 goli i trzech asyst, znacząco pomagając Lechowi w zajęciu przyzwoitego czwartego miejsca, które dało przepustkę do Pucharu UEFA. Na tym gruncie Rengifo też czuł się jak ryba w wodzie.
Peruwiańczyk był wtedy nie do wygryzienia na pozycji numer dziewięć, choć w międzyczasie Lech sprowadził Roberta Lewandowskiego. Dziś legendarny napastnik musiał wtedy znać swoje miejsce w szeregu. Występował więc podwieszony pod Peruwiańczyka, a zdarzało mu się nawet zagrać na skrzydle. Rengifo robił zaś swoje i karcił kolejnych rywali. Strzelił Grasshoppersowi Zurych, Austrii Wiedeń (dwa razy), Deportivo La Coruna i w obu spotkaniach z Udinese. W klasyfikacji strzelców rozgrywek uzbierał tyle samo trafień co m.in. Luis Suarez, Milan Baros czy zdecydowanie bardziej popularny Peruwiańczyk - Claudio Pizarro.
Rengifo grał wtedy sezon życia. Zachwycał nie tylko w Europie, ale też na polskim podwórku, gdzie poprowadził “Kolejorza” do zwycięstwa w Pucharze Polski, notując bilans trzech goli i trzech asyst w pięciu spotkaniach. Na boiskach Ekstraklasy dał się natomiast bardziej wykazać Lewandowskiemu, z którym stworzył dobrze uzupełniający się duet. “Lewy” trafił 14 razy, Peruwiańczyk zdobył dziewięć bramek.
Konflikt interesów i pożegnanie
Potem jednak zawrzało na linii Rengifo - włodarze Lecha. Kontrakt napastnika był ważny jeszcze tylko przez rok, a “Kolejorz”, zadowolony z jakości swojego piłkarza, chciał ową umowę przedłużyć. Problem w tym, że zawodnik szczególnie się do tego nie palił. Zagrał jeszcze w kilku początkowych meczach nowego sezonu, strzelił nawet trzy gole w pierwszych pięciu kolejkach ligowych, ale po kompromitującej porażce Lecha w meczu Pucharu Polski ze Stalą Stalowa Wola został odsunięty od zespołu. Zagrał tam tylko 55 minut i, jak mówił potem ówczesny dyrektor sportowy klubu, Marek Pogorzelczyk - “nawet nie pobrudził getrów”.
Ostatni raz Rengifo zagrał więc dla Lecha pod koniec września 2009 roku, choć oficjalnie zawodnikiem poznańskiego klubu pozostawał aż do stycznia 2010. W międzyczasie obcował jednak nie z pierwszą drużyną, a zespołem funkcjonującej jeszcze wtedy Młodej Ekstraklasy. Chociaż sytuacja Peruwiańczyka w stolicy Wielkopolski zrobiła się patowa, i tak mógł on wówczas liczyć na zaufanie selekcjonera reprezentacji Peru. W Lechu nie grał, a jechał na kadrę i strzelał gola Argentynie. Wcześniej pokonał też Ikera Casillasa w meczu z Hiszpanią. Miał patent na wielkich.
Chociaż sam piłkarz i jego agent mieli ponoć spore aspiracje, dlatego nie chcieli przedłużać umowy z Lechem, by iść szczebel czy dwa wyżej, to ostatecznie Rengifo po zakończeniu przygody z “Kolejorzem” odszedł “tylko” do cypryjskiej Omonii Nikozja. W niej spędził dwa kolejne lata, rozegrał 39 spotkań i strzelił 10 goli. Miał swoje przebłyski, bo trafiał do siatki choćby w meczach el. Ligi Europy z Metalistem Charków czy ADO Den Hag, ale im dalej w las, tym bardziej jego pozycja w zespole słabła.
41-latek na murawie
Wówczas, a był to rok 2012, Rengifo postawił na powrót do ojczyzny. Potem zaliczył jeszcze jeden krótki epizod na Starym Kontynencie, reprezentując przez pięć miesięcy turecki Sivasspor, ale tam rozegrał… jeden mecz. I to by było na tyle. Kolejne ponad 10 lat kariery to występy dla kolejnych peruwiańskich klubów. W żadnym z nich były gracz Lecha nia osiadał na dłużej, a raczej robił sobie tournee. Być może przystań znalazł teraz w AD Tarma, bo zawodnikiem tego klubu jest od stycznia 2022 roku. Czyli mimo wszystko już kawałek czasu.
W kwietniu tego roku Rengifo skończył 41 lat, ale wciąż ma w sobie na tyle dużo energii, by nie tylko grać w piłkę, ale robić to na naprawdę solidnym poziomie. Jego zespół to bowiem pierwszoligowiec, który jest aktualnie wiceliderem rozgrywek. “Renifer”, jak nazywano go w Poznaniu, w 2024 roku rozegrał 12 spotkań i zdobył dwie bramki. Bardziej skuteczny był w sezonach 2023 (sześć trafień) i 2022 (osiem).
Weteran z Peru nie jest już liderem drużyny, czasami w ogóle nie podnosi się z ławki, a w niektórych meczach gra po kilka czy kilkanaście minut. Biorąc jednak pod uwagę jego metrykę, już to jest sporą sztuką.