LeBron James musi odejść. W tym zespole NBA powinien zakończyć karierę
Było miło, ale się skończyło. LeBron James powinien odejść z Los Angeles Lakers. “Król” zasługuje na więcej w ostatnich latach kariery.
Zemsta podobno najlepiej smakuje na zimno. Kibice Los Angeles Lakers mogli wierzyć w to, że ich ulubieńcy dokonają skutecznej wendety na Denver Nuggets. Rok temu Nikola Jokić i spółka utopili “Jeziorowców”, odnosząc zwycięstwo 4:0 w finałach Zachodu. Tym razem obie drużyny spotkały się już na etapie pierwszej rundy play-offów. I jedynym sukcesem zespołu z Miasta Aniołów było wygranie jednego z pięciu meczów i uniknięcie tzw. sweepa. Marne to pocieszenie dla drużyny, której ambicją zawsze jest walka o najwyższe cele.
Porażka 1:4 z Nuggets musiała być szczególnie bolesna dla LeBrona Jamesa. Pod względem indywidualnym 39-latek nie mógł bowiem mieć sobie wiele do zarzucenia. Choćby w ostatnim meczu serii otarł się o efektowne triple-double, notując 30 punktów, dziewięć zbiórek i 11 asyst. Trafił 11 z 21 oddanych rzutów, dorzucił do tego cztery przechwyty, z nim na parkiecie Lakers mieli dodatni bilans. To wciąż było jednak za mało, aby zdetronizować Nuggets. Niewykluczone, że porażka na wagę odpadnięcia z play-offów była ostatnim występem Jamesa w purpurowo-złotych barwach.
Przesuwając granice
Wraz z upływem czasu ten sezon LeBrona nabierze jeszcze większego znaczenia. Nigdy wcześniej tak doświadczony zawodnik nie notował takich liczb. Udowodnił, że nawet zbliżając się do czterdziestki, można dominować na parkiecie. W trakcie sezonu przeszedł do historii jako pierwszy koszykarz, który przekroczył barierę 40 000 punktów w NBA. W pojedynkę punktował lepiej niż wszyscy zawodnicy w swoich sezonach numer 21 na parkietach najlepszej ligi świata. Gdyby nikt nie wiedział, o kim mowa, nie uwierzyłby, że patrzy i podziwia grę kogoś, kto nieuchronnie zbliża się do sportowej emerytury.
James pokazał, że nawet po dwóch dekadach gry wciąż może stać się jeszcze lepszy. W sezonie regularnym trafiał 41% rzutów za trzy, co stanowiło jego najwyższy wynik w karierze. Średnio w każdym meczu notował 25,7 punktu, 8,3 asysty i 7,3 zbiórki. Z nim na parkiecie Lakers byli 3,1 punktu na plusie w każdym meczu, bez niego 2,1 punktu na minusie. Toczył nierówną walkę z upływającym czasem, potrafiąc odnosić nad nim zwycięstwo. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że bez dokonań 39-latka “Jeziorowcy” mogliby nawet nie dostać się do play-offów. Fazę zasadniczą skończyli bowiem dopiero na ósmym miejscu, w play-inach pokonali New Orleans Pelicans różnicą tylko czterech punktów. Czuć było, że sam LBJ wspierany przez Anthony’ego Davisa to za mało, aby przeciwstawić się piekielnie mocnym Denver Nuggets. LeBron robił jednak, co mógł, aby zagrozić aktualnym mistrzom.
- Czy ponownie założę trykot Lakers? Nie będę teraz odpowiadał na to pytanie. Spotkam się z klubem, z moim agentem, z rodziną i zobaczymy, co jest najlepsze dla mojej kariery. Gra w koszykówkę jest bardzo obciążająca, psychicznie, fizycznie, mentalnie. To wymaga poświęcenia i ciężkiej pracy, ale daje satysfakcję - powiedział po porażce w Denver.
Dobry zawodnik, gorszy menedżer
Przegrana seria z Nuggets pokazała, że skład Lakers jest niezbalansowany i nieprzygotowany do walki o mistrzostwo. Sam tandem LeBron - Davis to za mało, aby rzucić wyzwanie idealnie skomponowanej drużynie z Ball Arena. I tutaj trzeba skrytykować Jamesa, który ponosi odpowiedzialność za obecny kształt własnego zespołu. Każdy, kto śledzi jego karierę, wie, że jego wpływ na funkcjonowanie poszczególnych drużyn nigdy nie ograniczał się do występów na parkiecie. W przypadku wielu transferów do Los Angeles czy wcześniej do Cleveland Cavaliers czuć było, że miał decydujący głos. Czasem jego ruchy okazywały się strzałami w dziesiątkę, czasem nie.
Lakers wciąż pokutują za błąd, jakim było sprowadzenie Russella Westbrooka w lipcu 2021 roku. LeBron miał naciskać na wymianę, w której oddano Kyle'a Kuzmę, Kentaviousa Caldwella-Pope'a, Montrezla Harella i jeden pick w drafcie. Z perspektywy czasu wiemy, że Russ zupełnie nie odnalazł się w Mieście Aniołów. Poza pojedynczymi przebłyskami pozostawił po sobie bardzo złe wrażenie i po dwóch latach odszedł. Problem w tym, że włodarze z Los Angeles znów przeprowadzili ruchy, które na dłuższą metę nie okazały się zbawieniem.
W lutym ubiegłego roku Westbrook został oddany w zamian za D'Angelo Russella, Jarreda Vanderbilta i Malika Beasleya. Beasley zdążył już odejść do Milwaukee Bucks. Vanderbilt nie rozegrał ani minuty w decydującym meczu z Nuggets. Z kolei Russell przeplata mecze doskonałe z fatalnymi. W trzecim starciu przeciwko Denver przeszedł samego siebie, zdobywając okrągłe zero punktów. Nie trafił ani jednego z siedmiu oddanych rzutów, jako rozgrywający zakończył mecz z lichym bilansem dwóch asyst. Grał tak źle, że został wygwizdany przez własnych kibiców.
- Źródła informowały, że każdy członek Los Angeles Lakers, który był zaangażowany w wymianę po Westbrooka - w tym LeBron James - przyznał wewnątrz klubu, że dokonał błędnej oceny i ponosi część winy - informował Dave McMenamin z ESPN. - LeBron naciskał na ściągnięcie Russa i dlatego ponosi winę w takim samym stopniu, jak dyrektor Rob Pelinka. Zdrowa dyskusja i możliwość sprzeciwu są częścią każdego związku, nawet, kiedy po drugiej stronie masz tak potężną osobę, jak Bron. Wydaje się zasadne, aby zastanowić się, co James miał na myśli, inicjując lub wyrażając zgodę na pójście po Westbrooka, kiedy jego sportowy regres był łatwy do przewidzenia - wtórował Vincent Goodwill, redaktor Yahoo Sports.
- Mój Boże, nie pamiętam czasów, kiedy Lakers byliby tak pozbawieni strzelców. Jest tak źle. LeBron, miałeś Kyle'a Kuzmę, miałeś Kentaviousa Caldwella-Pope'a, to byli członkowie mistrzowskiej drużyny, którzy potrafią rzucać zza łuku. A ty byłeś jedną z osób, które zachęcały do oddania ich, żeby dostać swojego brata, Russella Westbrooka - dodał Stephen A. Smith, najpopularniejszy dziennikarz zajmujący się NBA.
Tempus fugit
Ostatnie dni pokazały, że w NBA dochodzi do brutalnej wymiany pokoleniowej. Gwiazdy największego kalibru na własnej skórze przekonują się, że w sporcie i w życiu nic nie jest wieczne. Najlepiej potwierdza to fakt, że po raz pierwszy od 2005 roku żaden z trójki Stephen Curry, Kevin Durant, LeBron James nie zagra w drugiej rundzie play-offów. Golden State Warriors nawet nie przebrnęli przez play-iny. Phoenix Suns zostali pozamiatani wynikiem 0:4 przez Minnesotę Timberwolves. Z kolei Nuggets znów pokazali “Jeziorowcom” miejsce w szeregu.
- Kiedy byłem małym dzieckiem, nosiłem koszulkę z nazwiskiem Jamesa. Od dawna jest jednym z moich ulubionych zawodników. Teraz po tym zwycięstwie brak mi słów. To spełnienie marzeń. Nie wiem, co powiedzieć - rzucił Jamal Murray po ostatnim meczu.
To ten moment w historii, kiedy idole muszą uznać wyższość swoich dawnych fanów. Przy czym pojedyncza porażka jeszcze nie musi oznaczać niechybnego końca kariery. Rozwiązaniem może być zmiana barw w celu znalezienie sposobu na zejście ze sceny w najlepszym możliwym stylu. Curry na pewno nie opuści Warriors, ale już Durant czy James mogą pomyśleć o zmianie scenerii. Szczególnie 39-latek powinien bardzo poważnie rozważyć zamknięcie sześcioletniego epizodu w Los Angeles. Lakers na obecną chwilę nie emanują wystarczającą siłą i trudno oczekiwać, że latem sytuacja ulegnie diametralnej zmianie. Prawdopodobna roszada na ławce trenerskiej i pożegnanie Darvina Hama nie uczyni z tej ekipy kandydatów do tytułu. “Jeziorowcy” nadal będą zmagać się z niewystarczającym potencjałem kadrowym, który w dużej mierze wynika z błędu, jakim było pozyskanie Westbrooka. Transferowe domino spowodowało, że dziś zespół musi nadal polegać wyłącznie na wyczynach LeBrona i Davisa. O ile AD raczej na pewno pozostanie w Crypto.com Arena, o tyle umowa Jamesa wygaśnie tego lata. Właśnie wtedy nadarzy się okazja na ostatni wielki ruch.
Powrót Króla
- Powrót do Cavs? Drzwi nie są zamknięte. Nie mówię, że wrócę i będę tam grał, bo nie wiem. Nie wiem, co przyniesie przyszłość i czy zostanę wolnym agentem - rzucił dwa lata temu w rozmowie z The Athletic.
Wtedy LBJ finalnie podpisał nową umowę z Lakers. Teraz znów stanie przed dylematem i niewykluczone, że podejmie inną decyzję. Trudno bowiem wyobrazić sobie lepszy scenariusz niż powrót do Cleveland Cavaliers, czyli najbardziej wyjątkowego miejsca w swojej karierze. To tam zadebiutował, tam spędził 11 lat, rozgrywając łącznie 849 meczów. Poprowadził ten zespół do pięciu finałów NBA, w tym jednego zakończonego mistrzostwem, pierwszym i jak na razie jedynym w dziejach “Kawalerzystów”.
Historia i względy sentymentalne idą w parze z realnymi potrzebami tej drużyny. To ciekawy projekt, w którym nieco brakuje jednak ręki weterana. Trzon stanowią stosunkowo młodzi zawodnicy - Donovan Mitchell ma 27 lat, Jarrett Allen 26, Darius Garland 24, a Evan Mobley tylko 22. Momentami widać, że koszykarzom Cavs brakuje doświadczenia. W czwartym meczu trwającej serii z Orlando Magic potrafili prowadzić 60:49, żeby drugą połowę rozpocząć od serii 5:27 na korzyść rywali. Ostatecznie przegrali różnicą 23 punktów. Ewidentnie w tej ekipie brakuje czegoś lub konkretnie kogoś.
- Cavaliers to dobry zespół, którego elementy nie do końca do siebie pasują. Donovan Mitchell i Darius Garland pokrywają się na parkiecie, to samo dotyczy Mobleya i Allena. LeBron mógłby rozwiązać te problemy. Miałby szansę na ostatni pierścień, który byłby idealnym zwieńczeniem jego dziedzictwa - opisał Stephen Noh, dziennikarz Sportingnews.com.
Trudno przewidzieć, jak dalej potoczą się losy jednego z dwóch najwybitniejszych koszykarzy w historii. Aktualnie plany LeBrona zna tylko LeBron we własnej osobie. Nie można wykluczyć zarówno pozostania w Lakers, powrotu do Cavs, jak i nawet potencjalnych przenosin do jeszcze innej drużyny. Ale pod kątem sportowym wydaje się, że podpisanie nowej umowy z “Jeziorowcami” nie byłoby najlepszym ruchem. Inne drużyny mogą zaoferować znacznie ciekawsze perspektywy.
Życie to nie film, jednak ponowne występy Jamesa w Cleveland stanowiłyby hollywoodzkie zakończenie jego kariery. Znów znalazłby się w miejscu, gdzie zaczął przygodę z NBA trwającą już ponad dwie dekady. Zbigniew Wodecki śpiewał: “Lubię wracać tam, gdzie byłem”. Oby LBJ wyszedł z podobnego założenia, dokonując ostatecznego wyboru, na który czeka cały świat koszykówki.