Łączony z branżą porno, w szatni był dziwakiem, punktował hipokryzję piłkarzy. "I tak go kochaliśmy"
Na takich jak Benoit Assou-Ekotto mówi się, że to niezły ananas. Każdy go lubił, ale traktował na dystans. Zresztą... on też podkreślał, że w futbolu przyjaźń nie istnieje. Na trening przychodził jak do pracy i padł obiektem światowego viralu, gdy połączono go z branżą porno.
Benoit Assou-Ekotto był dość oryginalnym piłkarzem. Oryginalnym, bo nie pasjonował się piłką nożną. Traktował ją jak normalną pracę.
Gwiazda porno?
- A co Ty będziesz robił, gdy skończysz grać w piłkę? - zapytał Clive Allen, który wiedział, że Benoit niespecjalnie przepada za futbolem i jego otoczeniem. - Myślę, że zostanę gwiazdą porno - wypalił piłkarz
Clive był w sztabie Tottenhamu od czasów Martina Jola. Prowadził rezerwy klubu, a i dwa razy pełnił funkcję trenera tymczasowego. Zamurowało go. Minęło kilka sekund ciszy i wypalił: - Benoit, gdy zrobisz swój pierwszy film, chcę bilety na premierę! - Nie ma problemu trenerze - odparł z całkowitą powagą piłkarz.
Obaj są zdania, że zrobili sobie z drugiego jaja. Tylko te "jaja" odbiły się dużo negatywniej na Ekotto, którego przedstawiano w mediach jako przyszłą gwiazdę porno. Co najlepsze... naprawdę dostał oferty z takich filmów, ale nie po autobiografii Allena z 2019 roku, a po słowach Harry'ego Redknappa dwa lata wcześniej. Angielski trener prowadził Birmingham City. Najpierw jako "strażak", potem przedłużono mu umowę o rok. Odpowiadał więc za transfery latem 2017 roku. Harry, jak to Harry - czasami lubił błysnąć angielskim humorem, rzucić anegdotę, opowiadając z wyjątkową swadą. Prowadził Ekotto w Tottenhamie, wypożyczył też do Queens Park Rangers. Kameruńczyk grał w 2017 roku w Metz, a Anglik wyznał, że chce go w Birmingham City. Dostał więc pytanie w podcaście "Spurs Show", czy istnieje szansa, że transfer się powiedzie. Wtedy palnął:
- Jedyny problem jest taki, że przyznał, że chce zostać gwiazdą porno. Może uda mi się wycisnąć go jeszcze przez rok, zanim zdecyduje się to zrobić.
Ekotto nie interesował się futbolem. Nie czytał artykułów sportowych, nie wiedział co się dzieje, kto gdzie dołączył. W ogóle go to nie obchodziło. Nowy piłkarz w klubie, jakaś gwiazda? Nie znam. Dowiedział się o tym porno, bo ktoś gdzieś go oznaczył. Zbył to śmiechem, bo doskonale wiedział, że... Harry to Harry. Stary, dobry gawędziarz i nakręcacz. Bardzo go lubił, bo Redknapp nie traktował go jak dziecko i innych również. “Jesteś dorosły, bierz odpowiedzialność, wiesz kiedy jest mecz”. To mu się podobało. Tylko, że później z tym żartem o porno zrobiło się trochę nieswojo albo, jak mawia młodzież, "krindżowo":
- Moja mama to odkryła w Dzień Matki. Powiedziała, że wolałaby jednak inny prezent niż coś takiego (Redknapp powiedział to 26 maja). To był tylko żart. Co za absurd, że potraktowano to tak poważnie - mówił we "France Football".
Dręczyciel hipokrytów
W szatni patrzyli na niego, jak na dziwaka. Nikogo nie udawał i nie zamierzał udawać. Może trochę zazdrościli mu swobody wyrażania myśli. Tego, że ma wszystko gdzieś i wycofuje się ze świata wielkiej piłki. Że potrafi być szczery i mówi głośno to, o czym oni nie mają odwagi powiedzieć. Ekotto nie udawał, że Tottenham to dla niego wymarzony klub i od dziecka pragnął występować w Premier League:
- Jeśli gram w piłkę nożną z przyjaciółmi we Francji, to tak... mogę ją naprawdę pokochać. Jednak przyjeżdżając do Anglii, gdzie nikogo nie znałem, nie mówiłem po angielsku… po co tu jestem? No w poszukiwaniu pracy. Kariera trwa tylko 10-15 lat. To tylko praca. Tak, jest to bardzo, bardzo dobra robota. Nie mówię, że jej nienawidzę, ale na pewno się nią nie pasjonuję - mówił w wywiadzie udzielonym "Guardianowi" w 2010 roku.
- Przychodzę rano na trening o 10:30 i wtedy zaczynam być profesjonalistą. Kończę o pierwszej i nie gram już później w piłkę. Gdy jestem w pracy, to wykonuję ją na 100%, ale potem jestem londyńskim turystą. Mam kartę Oyster (karta komunikacji), jeżdżę metrem, jem. Nie rozumiem, czemu wszyscy kłamią. Prezes mojego byłego klubu Lens, Gervais Martel, powiedział, że odszedłem, bo dają mi więcej kasy w Anglii i że nie dbam o klub. Zapytałem: "Czy jest jeden zawodnik na świecie, który podpisuje kontrakt z klubem i mówi: Ojej, tak podoba mi się twoja koszulka, jest taka piękna, czerwona. Kocham ją.” Nie. Jego naprawdę to nie obchodzi. Pierwszą rzeczą, o której z nim gadasz, są pieniądze - kontynuował.
Brzydził się hipokryzją. Bo zawodnik będzie powtarzał w wywiadach, że oddaje serce dla klubu, stara się dla kibiców, a później w szatni okazuje się zupełnie innym człowiekiem. Ma to daleko w nosie i mówi tak dla poklasku i świętego spokoju. Stąd aluzja do rozmowy o pieniądzach w gabinetach, gdzie nie widać ekscytacji wybraniem nowych barw klubowych. Za biurkiem rozmawia się o kasie i to ona napędza do działania. Kiedyś do jednego z kolegów wypalił, bo już nie wytrzymał: - Stary, czy ty masz dwie osobowości? Wszystko przez to, że znał jego sposób bycia, słyszał go przecież codziennie w szatni. Co drugie słowo przekleństwo, brak szacunku, szyderka. A później wyjście do kamery i jakieś kocopoły o zaangażowaniu, pasji i tego typu rzeczach. Gdy Ekotto coś takiego słyszał, to zaciskał zęby i pięści.
Bez kumpli
Bliskich kumpli nie miał, bo ich nie szukał. Może jakaś mała gadka na treningu i tyle, jak koledzy z pracy: - Nie mam nawet do nikogo numeru telefonu, z wyjątkiem Adela Taarabta, który jest wypożyczony w QPR i znam go z Lens. Tylko do niego dzwonię. Nie dzwonię do innych z mojej drużyny. Nie wierzę w przyjaźnie w piłce nożnej - mówił.
Rafael van der Vaart dołączył do Tottenhamu z Realu Madryt jako wielki talent, któremu się w stolicy Hiszpanii nie powiodło. Wszyscy go znali. Ekotto nie znał. Dopytywał kolegów z szatni, co to za goguś przyjechał. Być może Rafaelowi też nie spodobała się ignorancja kolegi z drużyny. Wytworzyła się zła krew - on tu z Realu przychodzi, a ten udaje durnia. Mógł pomyśleć, że to szyderka i prowokacja, a to był… cały Ekotto. Szczery. Nie chciał dogryźć, tylko naprawdę nie wiedział. Najlepsze jest to, że napięcie zniknęło, gdy... się pobili:
- Czasami można pracować z partnerem, który jest fałszywy przez sześć miesięcy do roku, ale po kilku latach wybucha i mówi: nie, nie podoba mi się to. Musisz coś takiego powiedzieć już pierwszego dnia i wtedy nie będzie więcej problemów. Kiedyś pokłóciliśmy się w szatni o wolne. Miał jakieś oczekiwania, co do tego elementu. W niedzielę się z nim pobiłem, a kilka dni później już dał mi piłkę. Zdobyłem też bramkę z Evertonem (ale nie z wolnego, tylko po pięknym uderzeniu z dystansu - przyp. red.) i naprawdę się ucieszył. To nas trochę zbliżyło.

Brazylijczyk Sandro, również piłkarz Tottenhamu, widział tę sytuację trochę inaczej, co trochę pokazuje, jaki wybuchowy charakter miał Kameruńczyk:
- Benoit lubił wykonywać rzuty wolne. Raz w meczu, gdy dostaliśmy rzut wolny z dobrej pozycji, to Rafael van der Vaart przejął piłkę i uderzył. Assou potraktował to osobiście. To on chciał strzelać, to jego piłka. My raczej zawsze, gdy Assou chciał coś zrobić, po prostu mu pozwalaliśmy. W przerwie wchodzimy do szatni, a on uderza Rafaela! Próbowałem go złapać. Chwytam go i ciągnę, bo próbuje zaatakować Rafę. “Czemu oddałeś strzał? Dlaczego to robisz? To moja piłka, przyjacielu… nie zabieraj jej! Następnym razem cię zabiję!” Był taki zły... Następnego dnia przychodzimy na trening, a Van der Vaart podchodzi do mnie i dziękuje mi za uratowanie życia.
Na mundialu w Brazylii Kameruńczyk zasłynął tym, że przy stanie 0:4 w doliczonym czasie z Chorwacją pobił się z Moukandjo, czyli kolegą z reprezentacji. Strzelił mu z tzw. dyni! Wyglądało to zawstydzająco, komicznie i żenująco. Na oczach milionów widzów, bo przecież mundial to piłkarskie święto. Ale… co go to obchodziło? Na pewno nie był to jego żaden kumpel.
Piłkarski dziwak
Ekotto tak bardzo nie interesował się piłką nożną, że nie wiedział z kim jest w weekend mecz. Pewnie to trochę naciągana opinia Petera Croucha, jednak prawdą jest, że Ekotto w terminarz nie patrzył. Czasami wiedział, że zbliżają się Derby Północnego Londynu albo jakiś inny hit, ale raczej się tym nie przejmował. Przychodził do roboty. Jak kurier, piekarz, elektryk, kasjerka, urzędniczka. Tylko "trochę" więcej zarabiał. Niemniej traktował to tak samo. Całkiem niedawno, bo we wrześniu tego roku, wspomniany Crouch udzielił wywiadu "Daily Mail", w którym także wspominał Assou-Ekotto. Jakby nie patrzeć, to Kameruńczyk jest małą ikoną Tottenhamu. Legenda to może za duże słowo, ale spędził w klubie aż dziewięć lat (w tym rok na wypożyczeniu w QPR). Na pewno to ze “Spurs” jest kojarzony wśród ogromnej części kibiców. "Crouchy" grał z nim przez dwa lata i tak o nim opowiadał:
- Benoit pojawiał się z torbą Tesco zawierającą za każdym razem te same cztery produkty: rogalik, gorącą czekoladę, colę i paczkę chipsów. Rogalik, okej. Jest Francuzem z Kamerunu. Gorąca czekolada. Ta sama historia, rozumiem. Zanurzał w niej rogalika. Ale chipsy i cola??? To było jak dwa dyskretne lunche. Jeden należał do paryżanki w średnim wieku, a drugi do 12-latki na Seven Sisters Road. I działało! Zawsze był w świetnej formie i rzadko doznawał kontuzji.
Zdarzało mu się przyjechać na trening nowiuśkim Lamborghini, żeby za jakiś czas wsiąść skromnego Smarta. Tak w zależności od nastroju. Kąpieli lodowych unikał. Krioterapia? Kriokomory? Temperatura -100 stopni? O nie, nie będzie tam właził. Twierdził, że sam jest sobie lekarzem i dietetykiem. Umie się dobrze prowadzić, nic mu nie dolega, więc nie będzie jak ten baran wchodził do jakiejś tuby czy lodowatej wody i zmuszał do czegoś, co nie jest mu do życia potrzebne. No to przecież nie będą go zmuszali.
- Benoit był naprawdę dziwnym facetem, ale bardzo go kochaliśmy - podsumował Crouch.
Profesjonalista
Assou-Ekotto może mieć tylko żal, że zrobiono z niego kompletnego ignoranta, który piłkę nożną miał głęboko w czterech literach. Tak naprawdę to tak nie wyglądało. On się nią nie interesował, nie podniecał, nie opowiadał niestworzonych historii, nie podlizywał się kibicom. Po słowach o tym, że traktuje to jak pracę, wiele osób mogło naciągnąć teorię jak gumę, że się do tego wszystkiego nie przykładał. Bo przecież jak robota, to odwalić swoje i do widzenia szefie. Może i Crouch mówił, że jadł chipsy, ale na boisku i treningach nie odstawał. Przecież nie nabiłby 203 występów w Tottenhamie, gdyby olewał tę robotę.
Pasję do piłki odkrył już po zakończeniu kariery. W 2022 roku rozmawiał z dziennikarzem "The Athletic" i pochwalił się, że gra w amatorskiej drużynie SC Saint-Nicolas-lez-Arras, zlokalizowanej niedaleko jego domu na północy Francji, głównie w drużynie oldbojów, a do pierwszego składu się nawet nie chce specjalnie pchać, bo tam już są za młodzi, których on jeszcze mniej rozumie. Lubi piłkę, ale właśnie tę amatorską, z kumplami, z rodziną. Bez wielkich pieniędzy. Jest jednak wdzięczny futbolowi za to, że mógł zarobić dzięki niemu mnóstwo kasy. Minęło 11 lat od wywiadu w "Guardianie" i pozostał wierny ideałom. Nadal wytykał hipokryzję, nadal się nią brzydził, perspektywa się nie zmieniła.
- Wiem, że płacą mi tym, czym Tottenham nie mógł mi zapłacić - szczęściem - mówił szczerze po latach.
W Tottenhamie nie unikał kibiców. Właśnie odwrotnie. Dzięki swojemu podejściu nie zamykał się w czterech ścianach. Na mecz jeździł metrem. Nie taksówką, uciekając za ciemną szybą, tylko normalnie szedł na stadion ulicą razem z kibicami. Nieraz urządzał sobie malutkie pogawędki, kiedy trochę podszkolił angielski. Duża część kibiców właśnie za to go doceniła, pomimo łatki dziwaka. Rany trochę się zabliźniły, jednak końcówka w Tottenhamie udana już nie była. Męczył się. Kiedy 2 lutego zwolniono go z kontraktu, to na Instagramie wstawił post z Melem Gibsonem z filmu “Braveheart”, który krzyczy: wolność!
Cały Benoit. Przede wszystkim szczery.