La Ekstraklasa! Polska liga Hiszpanami stoi. I dobrze, bo to oni podnoszą jakość rozgrywek

La Ekstraklasa! Polska liga Hiszpanami stoi. I dobrze, bo to oni podnoszą jakość rozgrywek
Marcin Kadziolka / Shutterstock.com
Jak zakupy to tylko w Hiszpanii, w Hiszpanii… Aż 16 piłkarzy z tego kraju znajduje się w klasyfikacji kanadyjskiej naszej ligi. Ci w większości sympatyczni i opaleni panowie w bieżącym sezonie zanotowali już 104 trafienia oraz 36 asyst! Znaczna większość z nich to kluczowe postacie swoich zespołów, od których trenerzy zaczynają wybór pierwszej jedenastki. Moda na Hiszpanów trwa i z tego co obserwujemy jeszcze długo nie przeminie.
Nie ma co się dziwić ekstraklasowym drużynom, że każda chce mieć swojego Igora Angulo albo chociaż Jesusa Imaza. W końcu polski rynek transferowy oferuje przecenionych młodzików, piłkarzy z wolnymi kontraktami w wieku tuż-przed-emerytalnym albo koty w worku (pół sezonu wyniki miał, pół sezonu wyników nie miał).
Dalsza część tekstu pod wideo
A tu taka gratka! Anonimowy Hiszpan wyciągnięty z Segunda B, C, D, XYZ, a najlepiej z rezerw jakiegoś znanego klubu, gdzie nikt nie wiąże z nim żadnej nadziei, nagle widzi wyciągniętą rękę wprost ze środka Europy, oferującą niezłą kasę i grę w wyższej (wyższej ≠ lepszej) lidze.
Transakcja idealna - klub daje krótki kontrakt gościowi ze sprawdzonego źródełka, a piłkarz ma szansę wybić się w kraju, który jest niezłą katapultą do silniejszych lig Starego Kontynentu. I co najciekawsze, to faktycznie działa!

Tanio, szybko i dobrze

Nie świadczy to za dobrze o Ekstraklasie, ale niestety fakty są nieubłagane - niższe ligi hiszpańskie to sportowo idealny odpowiednik naszego najwyższego poziomu rozgrywkowego.
Spoglądając na ostatnie kluby najlepszych stranierich rodzimej ligi można się przeżegnać i rozpocząć googlowanie nazw, mając z tyłu głowy pytanie: gdzie to w ogóle jest i gdzie to codziennie gra?
- Igor Angulo (Real Union Club)

- Airam Cabrera (Extramadura)

- Javi Hernandez (Burgos CF)

- Carlitos (Villarreal CF B)

- Jesuz Imaz (Cadiz) - dobra, to co niektórym coś mówi
A to tylko wierzchołek góry lodowej. Ale nie chodzi tu o to, żeby czołowych piłkarzy naszej ligi poniżać, tylko pokazać jak nisko upadliśmy jeśli chodzi o poziom rozgrywek.
Bo Hiszpanie w naszym kraju naprawdę robią dobrą robotę. Ogólną modę rozpoczęła Wisła Kraków, która za przewodnictwem Kiko Ramireza zamieniła w szatni język polski na hiszpański. I choć wielu spodziewało się ogromnego niewypału, to ostateczny werdykt okazał się raczej pozytywny.
Bieżący sezon jest tego kolejnym potwierdzeniem. Na pierwszych 6 miejscach tabeli strzelców mamy… 5 piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego (pierwszy Angulo, drudzy ex aequo Carlitos, Paixao, Robak i Imaz, a szóstą lokatę zajmuje Cabrera). Czy dla polskich trenerów szukających dobrych (i tanich!) snajperów potrzeba jeszcze jakiejś zachęty do kupna biletów do słonecznej części Europy?

Są wyniki, nie ma kasy

Co ciekawe, na dłuższą metę na przyjeździe opalonych przybyszów wychodzimy (jako liga) lepiej niż oni sami. Trendem stało się pozostawanie Hiszpanów w naszej lidze i czynienie jej mocniejszą, a sami stranieri nie są bohaterami głośnych (i dużych) transferów do lepszych piłkarsko europejskich krajów.
W TOP 3 transferów, w których polski klub zainkasował za swojego Hiszpana gotówkę mamy Daniego Quintanę (700 tys. euro do Al-Ahli), Carlitosa (450 tys. do Legii Warszawa) i Jesusa Imaza (100 tys. euro do Jagiellonii). Powiedzieć że słabo to wygląda, to nie powiedzieć nic. Dwa zakupy wewnątrzkrajowe + ratujący całość honoru Dani Quintana. Oczywiście coś jeszcze pewnie by się znalazło, ale możecie wierzyć na słowo, że nie było to związane z jakąś konkretną kasą dla polskiego klubu.
Tak więc kibicom Ekstraklasy pozostaje tylko zacierać ręce, gdy usłyszą o szukaniu nowych nabytków do naszych zespołów w południowo-zachodniej części Europy. Gorzej z menedżerami, którzy zapewne zarobią na transferze tylko raz, ale na szczęście całą polską ligę mało to obchodzi.

„Szrot” lepszego sortu

Moda zmienną jest. Szczególnie w Polsce, gdzie raz skłaniamy się ku Latynosom, raz ku piłkarzom z Bałkanów, jeszcze innym razem tęsknie spoglądamy na grajków z byłej Czechosłowacji. Ostatnie trendy kierowały się ku Półwyspowi Iberyjskiemu i Chorwacji. Ci ostatni na papierze wyglądali nawet nieźle:
… ale dzisiaj już wiemy, że jakąkolwiek wartość miała mniej niż połowa z nich.
Jasne, że i wśród Hiszpanów mieliśmy niejedną transferową wtopę. Doskonale wie o tym poznański Lech, który na fali zeszłorocznych wyczynów Carlitosa i Angulo kupił sobie Dioniego (a wcześniej Sisiego) czy warszawska Legia, która kilka lat temu chwaliła się transferami Descargi czy Arruabareny (to ten co miał „Lewego” zjadać na śniadanie). Nie wszystko złoto co się świeci, bo obaj mimo dobrych CV zbledli przy anonimowym wówczas Inakim Astizie.
Wisła Kraków też nie wszystkimi piłkarzami z zaciągu Ramireza zachwyciła. Ale patrząc szerzej, na przestrzeni ostatnich lat trzeba przyznać, że Hiszpanom dobrze się u nas żyje (i gra!). A teraz nastąpił największy rozkwit ich siły.

Każda moda przemija

Ale miejmy nadzieję, że ta akurat utrzyma się jak najdłużej. W końcu korzystają na tym wszyscy - zawodnicy, drużyny i kibice. Pomyślmy sobie gdzie teraz byłby Górnik Zabrze, gdyby nie grał w nim Angulo?
Kto strzelałby gole dla Legii jeśli nie Carlitos? Czy Cracovia walczyłaby o europejskie puchary bez Cabrery i Hernandeza? Jakie miejsce w tabeli zajmowałaby Jagiellonia, gdyby odjąć jej 9 bramek Imaza?
Tylko tak jakoś przykro się robi, gdy pomyślimy sobie gdzie oni wszyscy grali wcześniej. I na jakie (nie tylko hiszpańskie) ligi byli za słabi, a jaką furorę robią w kraju nad Wisłą…
Adrian Jankowski

Przeczytaj również