Kupił sobie bilet, chciał grać za darmo. Oto nowy gracz Lecha Poznań. "Potencjał sięgający Bundesligi"
Był na tyle zdeterminowany, by zagrać w Europie, że sam kupił sobie bilet lotniczy do Norwegii. Tam odniósł sukces i do tego okazał się prawdziwą duszą towarzystwa. Teraz Ian Hoffmann chce powtórzyć ten scenariusz w Lechu Poznań. Wbrew opinii niektórych kibiców “Kolejorza”, Amerykanin wcale nie jest bowiem graczem z przypadku.
Tego transferu nie spodziewał się nikt. Zaledwie kilka dni temu gruchnęła wiadomość, że Ian Hoffmann ma zasilić szeregi Lecha Poznań. I choć mogłoby się wydawać, że kolejny transfer uspokoi kibiców “Kolejorza”, którzy wcześniej narzekali na bierność i opieszałość klubowych działaczy na rynku transferowym, ich reakcja była jednak nieco odmienna. Jak to bowiem możliwe, że do poznańskiego klubu, w teorii będącego jednym z głównych pretendentów do mistrzostwa Polski, trafia tego lata już drugi (po Danielu Hakansie) piłkarz z zaplecza ligi norweskiej?
Lech chce jednak udowodnić, że w tym szaleństwie jest metoda. Hoffmann wpisuje się w nową strategię “Dumy Wielkopolski”, którą ta obrała w ostatnich miesiącach. Amerykanin to piłkarz młody, aczkolwiek już ograny w seniorskim futbolu, choć może niekoniecznie na najwyższym poziomie. 22-latek jest natomiast zawodnikiem o sporym potencjale, a w swoim poprzednim klubie odgrywał kluczową rolę. W Poznaniu liczą, że teraz podobnie będzie również i przy Bułgarskiej.
Od tej ligi się odbił
Hoffmann jest pochodzenia amerykańsko-niemieckiego i jego dotychczasowa kariera przeplatała ze sobą te dwa kraje. Choć urodził się w Stanach Zjednoczonych, jako dziecko wyjechał z rodziną do Niemiec i przygodę z piłką rozpoczął w juniorach FC Koeln. Później bronił jeszcze barw akademii Karlsruhe, aż w końcu w 2020 roku powrócił za Ocean i dołączył do Houston Dynamo. To tam zadebiutował na seniorskim poziomie, ale jego pobyt w ojczyźnie nie okazał się zbytnio udany. Łącznie w Major League Soccer uzbierał zaledwie sześć występów i więcej czasu spędził na wypożyczeniach w zespołach z niższych lig.
- Ciężko powiedzieć coś na temat Hoffmanna przez pryzmat jego pobytu w MLS, bo on się od tej ligi po prostu odbił. Praktycznie nie grał, miał też spore problemy w rezerwach i stosunkowo szybko odszedł z Houston. Trudno mi więc na razie określić, czy ma szansę, by odnieść sukces w Lechu. Na papierze ten transfer wydaje się być obarczonym sporym ryzkiem, ale wiemy, że w naszej lidze często działa to na opak, więc być może Amerykanin okaże się w “Kolejorzu” prawdziwym objawieniem - mówi w rozmowie z nami Katarzyna Przepiórka z Amerykańskiej Piłki.
Co ciekawe, jeszcze zanim Amerykanin zadebiutował w dorosłej piłce, przyszło mu zanotować kilka epizodów na poziomie międzynarodowym. Kiedy występował w Niemczech, był powoływany do młodzieżowych reprezentacji USA. Defensor nie zniknął z amerykańskich radarów nawet po tym, kiedy udał się też na zgrupowanie juniorskich kadr Niemiec. Za Oceanem doskonale zdawali sobie sprawę z drzemiącego w nim potencjału, dlatego choćby z czystego obowiązku sprawdzili go na poziomie reprezentacyjnym.
- Młodzieżowe reprezentacje Stanów Zjednoczonych stosunkowo często rozgrywają mecze towarzyskie w Europie, w których są w stanie przetestować piłkarzy występujących na co dzień na Starym Kontynencie. Często jest to elementem zabezpieczenia się amerykańskiej federacji w przypadku graczy o podwójnym obywatelstwie. Hoffmann zebrał najwięcej meczów w barwach narodowych właśnie w okresie jego gry w Niemczech. Później były to już raczej sporadyczne powołania i nie był ważną postacią w tych najważniejszych drużynach, takich jak U-17, U-20 czy kadra olimpijska - zaznacza Przepiórka.
Za dobry na tę ligę
Pobyt w Houston Dynamo okazał się jednak na tyle dużym niewypałem, że na początku zeszłego roku Hoffmann znów zaczął sobie szukać miejsca w Europie. Amerykanin był bardzo zdeterminowany, by znaleźć angaż na Starym Kontynencie. Ostatecznie padło na Moss FK, czyli norweski zespół występujący na zapleczu Eliteserien. Thomas Myhre, trener tej ekipy, w niedawnej rozmowie z Moss Dagblad zdradził, że kiedy Hoffmann po raz pierwszy przyleciał do Norwegii, sam opłacił sobie lot ze Stanów i był gotów grać nawet za darmo.
- W transferze do Moss pomogły mu też koneksje rodzinne. Po tym, jak Hoffmann pokazał się z dobrej strony na treningach, klub zdecydował się podpisać z nim kontrakt. Na początku siedział na ławce, ale kiedy się z niej podniósł, szybko stał się jednym z kluczowych zawodników drużyny. Ian nie był jedynie ważną postacią na boisku, ale również poza nim - to po prostu fantastyczny człowiek, który świetnie odnalazł się w tym środowisku. Jego sprzedaż nie jest więc żadną niespodzianką, ale niewielu się spodziewało, że kolejnym krokiem w jego karierze będzie Lech Poznań - mówi nam Helge Kjoniksen, dziennikarz Moss Dagblad.
22-latek przez półtora roku rozegrał dla Moss w sumie 41 meczów. Szczególnie udany był dla niego obecny, rozpoczęty na początku kwietnia sezon. W nim Amerykanin łącznie w 16 występach zdobył cztery bramki i dołożył do tego trzy asysty. To w dużej mierze dzięki jego świetnej postawie klub z południa Norwegii aktualnie znajduje się na drugim miejscu w tabeli 1. divisjon - wyżej jest jedynie sensacyjnie zdegradowana w zeszłym sezonie Valerenga. Nie dziwi więc, że jego dobra postawa nie umknęła uwadze innych zespołów. Sporo mówiło się choćby o zainteresowaniu ze strony Tromso, które bierze udział w eliminacjach Ligi Konferencji.
- Nie jestem zaskoczony, że Hoffmann odszedł właśnie z Moss, bo tego lata zainteresowanie wokół jego osoby było naprawdę spore. To dobry zawodnik, który jest w stanie wznieść się na jeszcze wyższy poziom. Jest dynamiczny i niezły w pojedynkach indywidualnych. Może też występować na obu stronach defensywy. W Moss grał głównie jako lewy obrońca, choć lepiej czuje się na prawej flance. Nieźle też drybluje - chyba nie pamiętam dryblingu, który by przegrał. Wie, kiedy pozbyć się piłki i podać ją dalej, więc ma ten odpowiedni timing. Sądzę, że to za dobry gracz na ligę, w której dotąd występował - opowiada nam Jan Erik Syverud, kibic Moss FK i przedstawiciel grupy kibicowskiej “Krakevingen”.
Frederiksen może pomóc
Uniwersalność z pewnością działa na korzyść Hoffmanna. Tego lata “Kolejorza” opuścili bowiem już zarówno Barry Douglas, jak i Alan Czerwiński. Lech musi więc załatać braki na obu stronach defensywy i ktoś taki jak Amerykanin może okazać się dla poznaniaków bezcenny. Jego liczby z ostatnich miesięcy pokazują, że na boisku nie ogranicza się jedynie do bronienia, ale potrafi też wspomóc swój zespół w ofensywie. To z kolei umiejętność wręcz niezbędna dla bocznych obrońców grających przy Bułgarskiej.
- Ian jest bardzo szybkim i uzdolnionym technicznie piłkarzem, który dobrze radzi sobie z grą obiema nogami. Choć przez swój wzrost nie jest najlepszy w grze w powietrzu i musi wciąż popracować nad masą mięśniową oraz aspektami taktycznymi, to gracz, który powinien poradzić sobie w Ekstraklasie. Oczywiście będzie potrzebował trochę czasu, by lepiej zrozumieć specyfikę polskiej ligi. Nie jestem ekspertem od waszych rozgrywek, ale wiem, że Lech ma teraz duńskiego trenera, więc ten proces może być dla niego dużo prostszy - uważa Kjoniksen.
Oczywiście przeskok między zapleczem Eliteserien i Ekstraklasą jest dość wyraźny. Sprowadzenie Hoffmanna nie wiąże się na szczęście z jakimś wielkim wydatkiem dla Lecha. Jak podają norweskie media, “Kolejorz” zapłacił za Amerykanina ok. 200 tys. euro, choć jeśli ten będzie regularnie występował przy Bułgarskiej, kwota ta może ponoć wzrosnąć nawet do 450 tys. Nikt nie ukrywa też, że 22-latek przychodzi na razie do stolicy Wielkopolską jedynie walczyć o miejsce w pierwszym składzie.
- Celem Hoffmanna na najbliższe miesiące powinna być adaptacja w nowym zespole. Grając w Moss zaczął uczyć się norweskiego i ostatnio powiedział mi, że rozumie już praktycznie wszystko. Z pewnością zamierza znaleźć dla siebie miejsce w wyjściowym składzie, ale nawet jeśli w tym swoim pierwszym okresie w Lechu będzie musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, to kiedy wreszcie dostanie szansę, z pewnością zrobi wszystko, by ją wykorzystać. Bo to piłkarz o potencjale sięgającym nawet Bundesligi - podsumowuje Syverud.