Koszmar Borussii Dortmund. Trener szokuje, kapitana miażdżą. "To absolutnie szalone"
Borussia pogrążyła się w poważnym kryzysie. Ostatnio zespół z Dortmundu wykazywał wyraźne i oczywiste oznaki braku pewności siebie. Brakuje podstaw, szwankują najprostsze prawidła gry w piłkę. Na ławce trenerskiej natomiast siedzi facet, który w oczach ma jedynie strach.
Gracze Borussii Dortmund otrzymali już wiele gwizdów od swoich fanów. Krytyka prawdopodobnie odbiła się szerokim echem wśród większości zawodników. Są rozbici. Zdemotywowani. - To absolutnie szalone, jak tracimy bramki - uskarżał się trener Nuri Sahin po przegranym 1:2 meczu z Augsburgiem z zeszłego weekendu.
Mental do wymiany
Właściwie trudno mu się dziwić. Jego obrońcy wręcz zachęcali przeciwników do strzelania goli. Autor dwóch trafień Alexis Claude-Maurice mógł rozbić piknik w szesnastce Borussii, a i tak nikt by się nim nie zainteresował. Jakby go nie było. Sahin mógł tylko rozłożyć ręce w geście bezradności.
- W pewnym momencie nie chodzi już o taktykę, lecz o zwykłą obronę własnej bramki. Czasami wystarcza wola wygrywania pojedynków. A z tym mamy teraz największe trudności - przekazał dziennikarzom.
Zarzucanie swoim graczom braku zaangażowania to poważne oskarżenie. W ekipie z Dortmundu dużo jest obecnie jesiennej szarości lub pastelowych kolorów, aniżeli ostrej żółci i jaskrawej czerni, jakie widnieją w herbie klubu. Pięć wyjazdowych porażek z rzędu (Stuttgart, Berlin, Madryt, Augsburg i Wolfsburg) pozostawiło po sobie ślad. Porażka napędza porażkę, dlatego pupile z Signal Iduna Park coraz częściej rozpoczynają mecze ze zwieszonymi głowami. Nie wierząc w sukces.
Istnieje również ogromny problem z kontuzjami. We wtorkowym starciu w Pucharze Niemiec w Wolfsburgu na ławce zasiadło sześciu nastolatków, a ze wszystkich rezerwowych tylko Marcel Sabitzer miał dłuższą styczność z pierwszym składem. Nie można jednak wszystkiego zrzucać na zrządzenie losu, urazy i problemy fizyczne. Kłopotów u finalisty ostatniej edycji Ligi Mistrzów widać znacznie, znacznie więcej.
Jednym z wielu wyjaśnień, dlaczego żółto-czarnym konsekwentnie nie idzie od początku sezonu, może być fakt, że w drużynie brakuje jasnej struktury, hierarchii. Nie ma czołowych postaci, które podniosłyby pozostałych zawodników w trudnych momentach. Bardzo plastycznie wytłumaczył to Julian Brandt, który z obecnej kadry dla ekipy z Westfalii gra najdłużej, bo już szósty rok.
- Jako lider możesz spróbować zjednoczyć wszystkich. Ale jeśli wielu graczy lub prawie wszyscy kompletnie ignorują twoje uwagi, to czujesz się jak nauczyciel, który dużo mówi, ale nikt go nie słucha - wyjaśnił.
Emre Can’t
Naturalnym liderem powinien być kapitan. Sęk w tym, że Emre Can jest obecnie bardziej balastem niż wsparciem dla Borussii. To on, oprócz trenera, znajduje się w samym środku ostrej krytyki. Zawalił przy drugiej bramce Augsburga, a w starciu z Realem był gorzej niż beznadziejny. 10 minut po wejściu na boisko nie dał rady utrzymać tempa sprintu Viniciusa, mającego w nogach ponad godzinę gry.
Osobowość Cana polaryzuje od miesięcy. Jego nazwisko jest najbardziej kwestionowane. Dla wielu fanów i ekspertów 30-letni defensywny pomocnik zmarnował swoje zasługi, a niektórzy fani uważają go nawet za “persona non grata”. Znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji, która obecnie pogarsza się z każdym spotkaniem.
- Jest dla nas niezwykle ważny w zespole. Nie pozwolę mu być odpowiedzialnym za wszystko, co złe. Pójdę w ogień za moich chłopców - dał jasno do zrozumienia Sahin.
Jednak po występach takich jak ten w Augsburgu czy Madrycie, 36-latkowi coraz trudniej jest w dalszym ciągu chronić Cana, nawet jeśli na konferencji prasowej cały czas stoi za nim murem.
Decyzje od czapy
W rezultacie BVB ma za sobą najgorszy ligowy początek od 2014 roku z 13 punktami po ośmiu meczach, co daje dopiero siódme miejsce w lidze.
Innymi słowy, nie było tak źle od ostatniego sezon kadencji Juergena Kloppa, pod koniec którego przyszły szkoleniowiec Liverpoolu w irytacji podał się do dymisji, a zespół, po tym, jak zetknął się ze strefą spadkową, ostatecznie walczył o awans do Ligi Europy.
Teraz jeszcze, na domiar złego, po raz pierwszy od dziesięciu lat klub odpadł z Pucharu Niemiec przed 1/8 finału. To wszystko stawia Nuriego Sahina w olbrzymich tarapatach. 20 lat temu w wieku 16 lat, 11 miesięcy i jednego dnia zapisał się w historii BVB jako najmłodszy piłkarz Bundesligi. Tydzień temu doznał upokorzenia, bo wprowadzając młodego gracza, 18-letniego Almugera Kadara, ten odwdzięczył mu się czerwoną kartką. Winą obarczono trenera, który w trudnych momentach wpuszcza na boisko nastolatków.
Najbardziej jaskrawym błędem było jednak to, co wydarzyło się kilka dni wcześniej na Santiago Bernabeu. Borussia przed przerwą prowadziła z Realem 2:0 w trzeciej kolejce fazy ligowej Champions League i wydawało się, że rewanż za finał będzie bardziej niż słodki. Krótko po rozpoczęciu gry w drugiej połowie trener, nie wiedząc czemu, przeszedł z obrony czteroosobowej na pięciu defensorów. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego nakazał swoim zawodnikom grać inaczej, przecząc odważnemu i przede wszystkim skutecznemu podejściu z pierwszych 45 minut. Rezultat? Pięć goli rywala i sromotna porażka 2:5.
- Biorę to na siebie - mówił po meczu Sahin, przyznając się do fatalnej pomyłki.
To jeszcze nie moment Piszczka
Statek zmierza na zderzenie z górą lodową i nie ma nikogo, kto mógłby zmienić kurs. Po wpadce w Pucharze Niemiec atmosfera całkowicie siadła. Sahin nie może być jedynym winowajcą. Trudne pytania dotykają również zespół zarządzający: Hansa-Joachima Watzkego, Larsa Rickena, Sebastiana Kehla i Matthiasa Sammera. Dlaczego ich wybory trenerskie okazują się niewypałem? Peter Bosz, Lucien Favre i Marco Rose ostatecznie ponosili porażki z powodu braku wsparcia ze strony fanów. Musieli odejść.
Najnowszy trend działu sportowego Borussii to dawanie szans trenerom bliskim piłkarzom, przystępnym i przyjaznym. Takim jak Juergen Klopp. Ale i to nie działa. Edin Terzic zrobił awans do finału Ligi Mistrzów, ale na krajowym podwórku był ciągle krytykowany. Nuri Sahin nawet nie zdążył zaistnieć, a już jego pozycja wisi na włosku. Desperacka tęsknota za miłością między zarządem, zespołem i fanami po dziesięciu latach po odejściu Kloppa nie słabnie. Żałoba się nie skończyła.
Czy po ewentualnym zwolnieniu Sahina, co nastąpi prędzej czy później, otwiera się jakaś szansa dla jego asystenta? Wątpliwe. Zarząd Borussii raczej nie popełni tego samego błędu i nie odda ponownie sterów niedoświadczonemu szkoleniowcowi, zwłaszcza w obliczu walki o jakiekolwiek europejskie puchary w przyszłym sezonie. Operacja Sahin nie powiodła się, trzeba więc wrócić do pragmatycznego podejścia. Łukasz Piszczek musi jeszcze poczekać na lepsze czasy, przynajmniej do momentu, aż klub sportowo wyjdzie na prostą. Co do tego, że będzie przygotowany na wykorzystanie swojej szansy - nie powinniśmy mieć wątpliwości.