Były gwiazdy i marzenia o MŚ, jest korupcja i upadek klubów. Totalna zapaść w Chinach
Planowali ściągnąć do siebie największe piłkarskie gwiazdy i zostać nowymi mistrzami świata. Zamiast tego futbolowe Chiny są pogrążone w totalnym chaosie. Kluby upadają, reprezentacja notuje kolejne blamaże, a najnowszy skandal dotyczy korupcji, która nie jest tam niczym nowym.
Według hucznych zapowiedzi sprzed ośmiu lat Chiny zamierzały do 2050 roku zbudować kadrę, która będzie w stanie zdobyć mistrzostwo świata. Już wtedy brzmiało to dość utopijnie, ale z dzisiejszej perspektywy jest to po prostu niedorzeczne. W Państwie Środka ligowy futbol tkwi bowiem w marazmie. Kolejne, nawet te najbardziej zasłużone kluby ogłaszają upadłość, a na domiar złego teraz tamtejsze władze muszą zmierzyć się z kolejną aferą korupcyjną.
To właśnie chciwość okazuje się jedną z największych zmor trapiących chiński futbol. Tamtejsze władze w XXI wieku średnio co kilka lat odkrywają kolejne ustawione mecze. Przy tym należy podkreślić, że nie patyczkują się z winnymi i po prostu wsadzają ich za za kratki. Skandalu o takiej skali jak ten najnowszy w historii chińskiej piłki jeszcze jednak nie było. Wyroki są rekordowo wysokie, a wymiar sprawiedliwości nie oszczędza nikogo, nawet niedawnych notabli. A przecież to tylko jeden z wielu problemów.
Znalazł się recydywista
Prezydent Xi Jinping już kilka lat temu zapowiedział walkę z korupcją w sporcie. Śledczy szczególną uwagą objęli piłkę nożną, na którą w ostatnich latach przeznaczono ogromne środki finansowe, a która nie przynosi Chinom jakichkolwiek większych sukcesów. Aktualnie prowadzone śledztwo trwało już od dłuższego czasu, ale prawdziwa bomba wybuchła 10 września. Tego dnia w Dalian zwołano konferencję prasową, na której Zhang Xiaopeng z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego ogłosił najnowsze ustalenia śledczych.
- Chińskie władze już od kilku lat prowadziły śledztwo w sprawie korupcji w tamtejszej piłce. Wiele osób zostało aresztowanych i spędziło w areszcie długie miesiące. Były prezes federacji Chen Xuyuan został skazany na dożywocie, a jego zastępca spędzi w więzieniu 17 lat. Na wrześniowej konferencji ujawniono, że ustawionych zostało ponad 120 meczów, a 43 osoby otrzymały zakazy działaności w piłce. Wśród nich jest kilku byłych reprezentantów Chin: Jin Jingdao, Guo Tianyu i Gu Chao, a także dwóch obcokrajowców: Son Jun-ho i Donovan Ewolo - mówi nam Maciej Łoś ze strony Piłkarskie Państwo Środka.
Według informacji Xinhua News Agency tym razem w ustawianie meczów zamieszanych było w sumie 128 podejrzanych i aż 41 klubów. Spośród 44 skazanych dożywotni zakaz pracy w piłce otrzymały 43 osoby, ale to tylko dlatego że Shen Liuxi, były gracz Hangzhou Greentown, otrzymał już tę karę w 2013 roku. Do tego 17 oskarżonych (15 piłkarzy i dwóch sędziów) zostało ukaranych pięcioletnimi zakazami.
Szukali rekompensaty
Już po ogłoszeniu decyzji Chińskiego Związku Piłkarskiego głos zabrali dwaj skazani obcokrajowcy. Son Jun-ho, swego czasu zawodnik Shandong Taishan, a przy tym 20-krotny reprezentant Korei Południowej i uczestnik mundialu w Katarze, w czasie śledztwa został nawet zatrzymany. W areszcie spędził w sumie aż dziesięć miesięcy, a po wyjściu na wolność wrócił do ojczyzny, gdzie w międzyczasie związał z Suwon FC. Na specjalnie zwołanej przez niego konferencji prasowej zaprzeczył zarzutom i sam oskarżył chińskie władze, że to one zmusiły go w czasie przesłuchania do przyznania się do winy.
Z kolei Donovan Ewolo w Chinach spędził w sumie cztery lata, ale jego sprawa dotyczyła konkretnie okresu gry w Heilongjiang Ice City. Były młodzieżowy reprezentant Kamerunu również postanowił bronić swojego dobrego imienia. W wywiadzie z The South China Morning Post wprawdzie potwierdził, że dostał raz na konto 50 tys. juanów (ok. 25 tys. złotych), ale myślał, że to jedynie premia od prezydenta klubu. W dodatku był to okres, kiedy pracodawca już od kilku miesięcy mu nie płacił i afrykański napastnik pomyślał, że być może w ten sposób władze chcą po części uregulować zaległości.
- Mniej prawdopodobna wydaje mi się wersja Sona. Jednym z innych zawieszonych jest Jin Jingdao, pochodzący z prowincji blisko Korei Północnej i mówiący po koreańsku. Z nim Son najmocniej się trzymał podczas swojej gry w Chinach. Co do Donovana, różnie może być. Dziwne jest tłumaczenie, że wziął pieniądze od kapitana i nic nie podejrzewał. To nie piłkarze mają wypłacać pensje i premie, tylko kluby. Na pewno ciekawym wątkiem jest, że dużo zawieszonych zawodników grało w klubach, które miały zaległości w wypłatach pensji. Kluby im nie płaciły, czasem nawet przez kilka miesięcy, dlatego zaczęli szukać innych sposobów, żeby zarobić - tłumaczy Łoś.
Brakuje wiarygodności
Bez względu na to, czy obaj panowie są rzeczywiście winni lub nie, ich oświadczenia nie rzucają pozytywnego światła na futbol w Państwie Środka. Wizerunek chińskiej piłki nożnej w ostatnich latach został nadszarpnięty już wielokrotnie. Oczywiście nie pomogła pandemia koronawirusa oraz wycofanie się z finansowania piłki przez kilka ogromnych konglomeratów. Nikt nie chce inwestować jednak w produkt o tak wątpliwej reputacji. Kryzys nie omija nawet tych teoretycznie największych. Choćby Guangzhou FC, najsłynniejszy chiński klub, ze względu na problemy finansowe aktualnie występuje jedynie w drugiej lidze.
- Ciężko tak jednoznacznie stwierdzić, co jest aktualnie największym problemem piłki za Wielkim Murem. Na pewno Chińczykom nie udało się przez tyle lat wyplenić korupcji, a ta obecna afera nie jest pierwszą w XXI wieku. Nie jest łatwo budować przyszłość chińskiej piłki, skoro najważniejsze osoby w federacji przyjmowały nielegalnie korzyści majątkowe. Futbol w Państwie Środka nie ma wiarygodności i będzie potrzeba dużo czasu, żeby to się zmieniło - uważa Łoś.
Pierwsze wielkie skandale korupcyjne wokół chińskiego futbolu odkryto jeszcze pod koniec ubiegłego wieku, a potem problemy nawarstwiły się już lawinowo. W 2001 roku jedynym skazanym okazał się sędzia Gong Jianping, ale wielu uznało go później za “kozła ofiarnego”. Brak wyraźnej reakcji władz wpłynął na przeogromną aferę korupcyjną z lat 2003-2009, która doprowadziła do wielu zatrzymań, karnych degradacji, ujętych punktów i kar finansowych. Wówczas najwyższy wyrok pozbawienia wolności wyniósł jednak 12 lat. Teraz jest to dożywocie.
Czas pożegnać weteranów
Kiepska sytuacja chińskich klubów wpływa też oczywiście na poziom reprezentacji narodowej. Chiny na mundialu wystąpiły tylko raz - w 2002 roku, ale nie strzeliły wtedy ani jednego gola i zakończyły swój udział już na fazie grupowej. Wydawało się, że być może poszerzenie mistrzostw świata do 48 drużyn ułatwi im nieco drogę do turnieju, ale dotychczasowe wyniki wcale na to nie wskazują. Po dwóch meczach III fazy eliminacji strefy AFC drużyna prowadzona przez Branko Ivankovicia pozostaje bez punktu. We wrześniu zanotowała kompromitującą porażkę 0:7 z Japonią i przegrała po golu w doliczonym czasie gry 1:2 z Arabią Saudyjską. Ogólnie w tym roku odniosła tylko jedno zwycięstwo.
W dodatku nie widać efektów chińskiego szkolenia. Na próżno szukać chińskich piłkarzy w najlepszych ligach. Państwo Środka w obecnym sezonie nie ma swojego przedstawiciela w żadnych klubie z europejskiego TOP5. Ba! Formalnie ani jeden Chińczyk nie występuje w jakimkolwiek klubie z najwyższego poziomu rozgrywkowego na Starym Kontynencie! Tę statystykę może podreperować Shaocong Wu, który czeka na wizę, dzięki której będzie mógł związać się z… Radomiakiem Radom. “Polski” rodzynek nie może jednak zamazywać rzeczywistego obrazu chińskiego futbolu.
- Atmosfera jest zdecydowanie pesymistyczna i na razie nie ma mowy o powrocie do jakichkolwiek mocarstwowych planów. Wręcz przeciwnie - teraz wygląda to bardziej jak rozpaczliwa próba ratowania tego, co jeszcze zostało. Najważniejsze jest oczyszczenie federacji z osób zamieszanych w aferę korupcyjną. To jest rak, który niszczy chińską piłkę. Ratunku potrzebują także liga i kluby, które borykają się z dużymi problemami. Bez tego nie będzie można budować także reprezentacji. Kadra narodowa jest w opłakanym stanie i konieczna jest w niej rewolucja. Średnia wieku zespołu wciąż jest bardzo wysoka. Mundial w 2026 roku bardzo się oddalił, dlatego być może to jest dobry moment, by pożegnać weteranów i poszukać nowych liderów - podsumowuje nasz rozmówca.