Korea Północna mistrzem świata. To nie dowcip. Mają tam odpowiednik Yamala
Męski futbol młodzieżowy od lat jest zdominowany mniej więcej przez te same nacje co turnieje seniorów. W piłce nożnej kobiet jest jednak inaczej i mamy w niej do czynienia z wyjątkowym przypadkiem. Tegoroczne mistrzostwa świata U-17 i U-20 padły bowiem łupem… Korei Północnej.
Wszystko wydarzyło się w szalenie małym odstępie czasu. Najpierw w czempionacie do lat 20, który miał miejsce na przełomie sierpnia i września w Kolumbii, triumfowały podopieczne Ri Song-ho. Nie minęły dwa miesiące, a po mistrzostwo świata sięgnęły również ich koleżanki z drużyny U-17. Korea Północna w tym roku w kobiecym futbolu młodzieżowym nie miała sobie równych i sięgnęła po wszystko, co się tylko dało. I co ciekawe, nie było to wcale aż tak wielkie zaskoczenie.
Na północ od 38. równoleżnika piłka nożna stanowi od lat jeden z filarów sportowego ekosystemu. I o ile futbol w wykonaniu panów nie przysparza Kim Dzong Unowi zbyt wielu powodów do dumy, o tyle panie, zwłaszcza na poziomie młodzieżowym, zachwycają i stanowią przykład dla swoich kolegów po fachu. Koreanki są obecnie jedną z najbardziej liczących się nacji na całym świecie. I gdyby nie sytuacja panująca w tym państwie, to pewnie o wielu z tych dziewczyn już niedługo zrobiłoby się głośno w Europie - nie tylko przez pryzmat ich świetnych występów na turniejach reprezentacyjnych.
Podwójne złoto
Oba tegoroczne triumfy nie były przypadkowe. Na MŚ U-20 Korea Północna wręcz przejechała się po swoich rywalkach. W fazie grupowej strzeliła aż 17 goli i nie dała szans Holandii, Argentynie oraz Kostaryce. Po wyjściu z grupy straciła już tylko dwa trafienia i to w wygranym aż 5:2 spotkaniu 1/8 finału przeciwko Austrii. Później trzy wygrane po 1:0 z Brazylią, Stanami Zjednoczonymi i Japonią, czyli liczącymi się siłami w futbolu kobiecym, doprowadziły reprezentację Korei Północnej do trzeciego triumfu w historii ich udziałów w mundialu U-20.
Apetyty Koreanek nie zostały jednak wtedy do końca zaspokojone. Zawodniczki z drużyny U-17 nie chciały być słabsze od starszych koleżanek i na turnieju rozegranym na Dominikanie również sięgnęły po złoto. I w tym przypadku powtórzył się podobny scenariusz - łatwe wygranie grupy z Anglią, Kenią i Meksykiem oraz triumfalny marsz w fazie pucharowej wiodący przez rywalizację z Polską, USA i Hiszpanią. Również w tej kategorii wiekowej było to już trzecie mistrzostwo świata w historii Korei Północnej, które tylko potwierdziło pozycję tego kraju na arenie międzynarodowej.
- Już od połowy lat 80. kobieca piłka jest w Korei Północnej poważnie traktowana. Dziewczynki grają w futbol w szkołach, a skauci jeżdżą po kraju i szukają najlepszych, które trafiają do akademii i szkolą się w dobrych warunkach. To daje efekty, bo Koreanki już kilka razy zdobywały medale mistrzostw świata w młodzieżowych kategoriach wiekowych - mówi nam Michał Banaszak, założyciel Polskiego Instytutu Dyplomacji Sportowej.
Przeszkodami pandemia i… piżmowiec
Nie jest też tak, że Korea Północna osiąga sukcesy jedynie w młodszych kategoriach wiekowych. Seniorska reprezentacja może i nie ma aż tak okazałych osiągnięć, ale wystąpiła dwukrotnie na Igrzyskach Olimpijskich, a trzy razy triumfowała w Pucharze Azji. Problem w tym, że po raz ostatni wzięła udział w tym drugim czempionacie aż 14 lat temu. Tylko o rok krócej czeka z kolei na udział w mundialu. Na feralnym turnieju w Niemczech w 2011 roku część Koreanek nie przeszła bowiem testów antydopingowych. Sztab tłumaczył, że podczas treningu w piłkarki trafił piorun, a do ich wyleczenia użyto gruczołów piżmowca, które mogły być przyczyną pozytywnego wyniku testów. I choć FIFA uznała takie tłumaczenie za prawdopodobne, to wykluczyła Koreanki z kolejnych mistrzostw.
- Z kolei w trakcie pandemii koronawirusa Kim Dzong Un zamknął kraj i nie pozwolił sportowcom jeździć na zawody. W ten sposób tamtejsze reprezentacje opuściły eliminacje mundialu. Nie zmienia to faktu, że piłkarki mają szansę, by pokazać się w czołówce. Ostatnie turnieje opuściły przez COVID i kuriozalną wpadkę dopingową. Choć brak ogrania zawodniczek w silnych klubach oczywiście też działa na ich niekorzyść, być może na kolejnym mundialu reprezentacja oparta na tegorocznych mistrzyniach świata znowu pokaże się szerszej publiczności - nie wyklucza Banaszak.
Seniorska kadra kobiet i tak ma się dużo lepiej niż drużyna mężczyzn. Ta również straciła eliminacje do ostatniego mundialu z uwagi na izolację związaną z pandemią. Z kolei w aktualnie trwającej rywalizacji o udział w MŚ 2026 jej szanse na wejście do kolejnej fazy eliminacji są już tylko iluzoryczne. Koreańczycy na mundialu w sumie wystąpili zresztą dotąd tylko dwukrotnie. W 1966 dotarli aż do ćwierćfinału, w którym prowadzili z Portugalią już 3:0, ale ostatecznie przegrali 3:5. Z tym samym rywalem Koreańczycy zmierzyli się również podczas swojego drugiego udziału w mundialu. W 2010 roku nie wyszli jednak z grupy, która oprócz tych dwóch ekip składała się także z Brazylii oraz Wybrzeża Kości Słoniowej.
- W piłce seniorskiej - również tej kobiecej - konkurencja jest dziś bardzo silna. Na mundialu w 1966 nikomu nieznani północnokoreańscy piłkarze doszli do ćwierćfinału i postraszyli w nim Portugalię. Dziś coś takiego wydaje się niemożliwe, bo jednak liczy się międzynarodowe ogranie. Nawet jeśli Maroko sprawiło sensację i doszło do półfinału w Katarze, to głównie dzięki piłkarzom grającym na co dzień w dobrych i bardzo dobrych europejskich klubach. Z kolei niemal wszyscy obecni reprezentanci Korei Północnej grają w swojej lidze, co blokuje rozwój tamtejszej piłki - opowiada nasz rozmówca.
Jest jak Yamal
Z tego samego powodu jedynie od wielkiego święta możemy podziwiać też Choe Il-son. Ta urodzona w 2007 roku napastniczka jest jedną z najbardziej utalentowanych piłkarek swojego pokolenia na całym świecie. Pod pewnym względem jest dla kobiecej piłki kimś takim jak Lamine Yamal w futbolu męskim - zresztą są oni rówieśnikami. Tyle że reprezentant Hiszpanii aktualnie jest liderem Barcelony, natomiast Choe Il-son, która w tym roku triumfowała na obu młodzieżowych mundialach, występuje w rodzimym Klubie 25 Kwietnia i niewiele wskazuje, by w najbliższym czasie miała się przenieść do szerzej znanego zespołu.
- Abyśmy usłyszeli więcej o Choe Il-son, musiałaby zacząć grać w jakimś europejskim czy amerykańskim klubie, żeby można było ją regularnie oglądać. Z powodów politycznych przeprowadzka do USA jest niemożliwa, a do Europy mało prawdopodobna. Pewnie zostanie więc czekać na jej kolejne mecze w reprezentacji. Choć w przypadku piłkarzy, niektórym zdarzało się w ostatnich latach grać w Europie. Był “północnokoreański Rooney”, czyli Jong Tae-se, który grał w 2. Bundeslidze czy Han Kwang-song, któr przez moment znalazł w kadrze Juventusu - przypomina nasz rozmówca.
Aktualna drużyna Cho Il-Son podlega bezpośrednio pod Ministerstwo Obrony, czyli de facto północnokoreańską armię. Inną liczącą się ekipą w tamtejszej lidze kobiet jest z kolei Amnokgang Sports Club, czyli drużyna będącą we władaniu Ministerstwa Bezpieczeństwa, w skład którego wchodzi policja. Podobna sytuacja ma również miejsce w rozgrywkach męskich. Kluby są albo uzależnione od danych agencji rządowych, albo od państwowych firm. A to oczywiście nie do końca sprzyja rozwojowi piłki - przynajmniej na poziomie seniorskim, bowiem w futbolu młodzieżowym również panowie potrafili w XXI wieku sięgnąć po medale mistrzostw Azji.
Uniknąć za wszelką cenę
Izolacja jest zapewne główną przeszkodą przed tym, aby północnokoreańska piłka wykonała kolejny krok naprzód. Na razie stanowi jednak problem przede wszystkim w futbolu męskim. Kobieca reprezentacja w aktualnym rankingu FIFA zajmuje bowiem dziewiąte miejsce, zdarzało się, że była nawet piąta, a przez ostatnie dwie dekady nie spadła poniżej 12. lokaty. Niestety te sukcesy nie do końca są konsumowane przez państwo. Władze doceniają je jedynie na arenie krajowej, a brak możliwości wyjazdu nie jest korzystny dla młodych zawodniczek i zawodników. Jeśli z kolei już jakiś znany zagraniczny atleta przyjeżdża do Korei Północnej, to nie do końca po to, aby dzielić się tam swoją wiedzą.
- Chyba najgłośniejszym takim przypadkiem było zaproszenie Dennisa Rodmana. Były mistrz NBA nie mógł się nachwalić Kima, gdy grał w kosza na jego urodzinach. Jeśli już Kim wykorzystuje politycznie sport, to na użytek wewnętrznej propagandy. Tak było choćby w przypadku doniosłego relacjonowania zdobyczy olimpijskich czy obecnych sukcesów piłkarek - zauważa Banaszak.
Być może szansą na zmianę takiego postrzegania Korei Północnej byłoby zorganizowanie przez ten kraj jakiejś dużej imprezy sportowej. W przeszłości w mediach przewijały się doniesienia na temat tego typu planów. Kim Dzong Un jest wielkim fanem sportu, szczególnie koszykówki, a sam mieszkał też poza ojczyzną, kiedy uczył się w Szwajcarii. Z pewnością mógłby wykorzystać sport w celu ocieplenia wizerunku Korei Północnej na arenie międzynarodowej. Wiązałoby się to jednak ze zmianą podejścia tego kraju w kwestii izolacji, a w obecnej sytuacji politycznej chyba nie ma na to większych szans.
- Ogrzanie się w blasku jakieś organizowanej w kraju imprezy raczej nie wchodzi w grę. Pojawiały się pomysły przeprowadzenia tam niektórych zawodów Igrzysk Olimpijskich w 2018 roku czy rozegrania jakiegoś turnieju piłkarskiego pod patronatem FIFA, ale nic z tego nie wyszło. Kim może i chciałby coś takiego zrobić, ale wiązałoby się to z koniecznością wpuszczenia do siebie zagranicznych kibiców i dziennikarzy. A tego z kolei pragnie za wszelką cenę uniknąć - podsumowuje nasz rozmówca.