Kopciuszek na skraju katastrofy. Napisał piękną historię, teraz szoruje o dno

Kopciuszek na skraju katastrofy. Napisał piękną historię, teraz szoruje o dno
Andy Thomas / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper KlasińskiDzisiaj · 18:00
W poprzednim sezonie Luton Town posmakowało Premier League. “The Hatters” byli kopciuszkiem w pełnym tego słowa znaczeniu i pomimo dzielnej walki nie zdołali się utrzymać. Dziś zaczyna im spoglądać w oczy widmo kolejnego spadku: do trzeciej ligi. To, co dzieje się z Luton po powrocie do Championship, może szokować.
Napisali jedną z najciekawszych historii poprzedniego sezonu, wyjątkową na realia Premier League. Ruszyli na podbój najbogatszej ligi świata z kameralnym stadionem, bez rozpoznawalnych nazwisk w kadrze i dużego budżetu. Luton Town, choć nie było gotowe na rywalizację na najwyższym szczeblu w Anglii, walczyło dzielnie i skończyło rozgrywki jako najlepszy z beniaminków. Nie wystarczyło to jednak do utrzymania.
Dalsza część tekstu pod wideo
Rok spędzony w elicie powinien stanowić szansę na rozwój - przyniósł poważny zastrzyk gotówki, zmusił do rozbudowy stadionu i podniósł reputację klubu. Tymczasem “The Hatters” po powrocie do Championship, zamiast bić się o powrót do wyższej ligi, drżą o swój los. Za nami już niemal 2/3 sezonu, a zajmują przedostatnie miejsce. Klub, który zyskał sympatię fanów angielskiego futbolu, stoi na skraju sportowej katastrofy.

Niegotowi

Jeszcze wiosną 2023 roku, gdy Luton znajdowało się w samym centrum walki o awans do Premier League, mało kto zakładał, że “The Hatters” mogą wejść do elity. Wątpić w to mogliśmy nawet gdy ekipa Roba Edwardsa zaczynała rywalizację w barażach, choć zajęła najwyższą pozycję w tabeli z biorącego w nich udział kwartetu. W to po prostu trudno było uwierzyć. Tymczasem drużyna zajmująca 19. miejsce w ligowej klasyfikacji wydatków na pensje, obroniła się na murawie i zapewniła sobie awans po rozstrzygniętym serią rzutów karnych finale z innym zaskoczeniem, Coventry City.
luton town grafika 1 7.02.2025
Capology
Roczne wydatki na pensje klubów Championship w sezonie 2022/23 - Luton płaciło piłkarzom niecałą 1/3 tego, co przewodzący zestawieniu Watford | Źródło: Capology
Natychmiast po zapewnieniu sobie miejsca na najwyższym poziomie w kraju stało się jasne, przed jak wielkim wyzwaniem stanęło Luton. Było właściwie skazane na pożarcie w debiutanckim sezonie w Premier League. Kadra, finanse, stadion - tu nic nie przystawało do poziomu najbogatszej ligi świata, choć oczywiście udało się do niej wejść w czystej, sportowej walce, wieńcząc dziesięcioletnią wspinaczkę z piątego szczebla rozgrywkowego. Kenilworth Road musiało zostać pilnie rozbudowane, aby spełnić panujące wymogi. Przebudowano jedną z trybun kosztem dziesięciu milionów funtów, ale nie udało się zdążyć na start rozgrywek. Pierwszy domowy mecz beniaminka na zaledwie 12-tysięcznym obiekcie został więc przełożony.
Skalę tego, jak trudne zadanie stało przed kopciuszkiem sezonu 2023/24, najbardziej pokazywał jego skład. Wśród zawodników, którzy wywalczyli awans i mieli przystąpić do kolejnej kampanii w barwach “The Hatters”, znajdowało się zaledwie czterech piłkarzy znających smak rywalizacji w Premier League. Łącznie razem zaliczyli… 24 występy.
  • Reece Burke - 5 meczów dla West Hamu (2014/15)
  • Dan Potts - 2 mecze dla West Hamu (2012/13)
  • Luke Freeman - 11 meczów dla Sheffield United (2019/20) - odszedł za darmo tuż po starcie sezonu
  • Cauley Woodrow - 6 meczów dla Fulham (2013/14)
Żeby było ciekawiej, po awansie w lidze zagrało tylko dwóch z nich: Burke i Woodrow.

Liczyli się ze spadkiem

Latem po awansie postawiono na rozsądne podejście. Nie było szastania pieniędzmi czy poważnej przebudowy kadry. Postawiono raczej na jej lekkie podrasowanie, głównie zawodnikami, którzy w razie spadku najpewniej nie zaczęliby kręcić nosem, czując się zbyt dobrzy na Championship. Na letnie transfery wydano niespełna 20 milionów funtów. Dla porównania inny beniaminek, Burnley, zapłacił wtedy za nowych graczy niemal 100 milionów. A tę granicę niedawno przekroczyło powracające po ponad dwóch dekadach Ipswich Town. Na sprawę mogliśmy spojrzeć dwojako: albo traktować to podejście Luton jako rozsądne, bez nadmiernego ryzyka obciążania budżetu w razie ewentualnej relegacji, albo naiwność lub pogodzenie się ze swoim losem praktycznie bez walki. Piłkarzy Luton typowano na chłopców do bicia. I nie mogło to dziwić. Ich polityka mówiła jasno - liczą się ze spadkiem, pewnie nawet będą w stanie go zaakceptować. Wszak bili się z rywalami z zupełnie innej kategorii wagowej.
luton town grafika 2 07.02.2025
Capology
Roczne wydatki na pensje klubów Premier League w sezonie 2023/24 | Źródło: Capology
Pomimo tego ekipa, wzmocniona m.in. wykupionym po wypożyczeniu z Aston Villi Marvelousem Nakambą, wypożyczonym z Arsenalu Albertem Sambim Lokongą, znajdującym się na bocznym torze Rossem Barkleyem czy odkurzonym już po starcie rozgrywek doświadczonym Androsem Townsendem, walczyła dzielnie. Na własnym terenie potrafiła rzucić wyzwanie Arsenalowi czy urwać punkty Liverpoolowi. Dodatkowo nadzieje na pozostanie w Premier League rozbudziła kara punktowa dla Nottingham Forest, utrudniająca sytuację bezpośrednich rywali. Słaby finisz sezonu pogrążył jednak skazywanego na pożarcie beniaminka. Szczególnie bolesna była wyjazdowa przegrana z 3:4 Bournemouth, pomimo prowadzenia 3:0 do przerwy, z połowy marca.
Wypuszczenie niemal pewnych punktów stanowiło poważny cios. Później Luton w dziesięciu meczach zdobyło zaledwie pięć oczek. Niemniej, i tak zostało najlepszym z beniaminków. A to można uznać za spore zaskoczenie, nawet jeśli dorobek 26 punktów nie dałby szans na utrzymanie w żadnym z wcześniejszych sezonów Premier League.
Ostatecznie “The Hatters” napisali ciekawą historię. Z kameralnym stadionem, którego nietypowe wejście stało się tak “nadużywaną” ciekawostką, że aż została ona memem. Z Pellym Ruddockiem Mpanzu, który jako pierwszy zawodnik w historii przeszedł z jednym klubem drogę z piątej do pierwszej ligi angielskiej. Z pokazem jedności po tym, jak kapitan, Tom Lockyer, zasłabł podczas meczu z Bournemouth. Ze zdrowym, pro-kibicowskim podejściem, czego dowód stanowiła decyzja o pozostaniu przy tym samym modelu koszulek na następne rozgrywki, aby nie zmuszać fanów do kupowania nowych trykotów. Aż chciało się zaczekać na powrót tej sympatycznej, ciekawej ekipy do elity. Tymczasem… nastąpił szok.

Kolejny spadek?

Po 30 kolejkach obecnego sezonu zawodnicy Luton (dziś już czwarta drużyna, jeśli chodzi o wysokość pensji w drugiej lidze) zajmują przedostatnie, 23. miejsce w tabeli Championship z dorobkiem tylko 27 punktów. Ich forma jest katastrofalna. W ostatnich ośmiu kolejkach zdobyli zaledwie dwa punkty. Poprzednią wygraną zaliczyli jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia, a na wyjeździe zwyciężyli raz - w piątej kolejce. Tylko ostatnie w tabeli Plymouth strzeliło mniej goli. To, co stało się z ekipą Roba Edwardsa, trudno wytłumaczyć. Tragiczne wyniki poskutkowały jego odejściem, choć po spadku dostał nowy, czteroletni kontrakt, stanowiący dowód zaufania, jakim darzyli go przełożeni.
Latem odeszli zaś zawodnicy ściągnięci, by pociągnąć drużynę po awansie. Nie udało się zapewnić wzmocnień o odpowiedniej jakości, choć klub otrzymał tzw. “spadochronowe” po spadku - jak podawał portal Football League World, mowa o niemal 50 milionach funtów. Skupiono się przede wszystkim na przyszłości - głównie planowaniu budowy nowego, 25-tysięcznego stadionu (otwarcie najprawdopodobniej w 2027 roku) oraz zapewnieniu poduszki finansowej dzięki zarobionym w Premier League pieniądzom - ale działania w “teraźniejszości” okazały się nieskuteczne. Nowe nabytki nie spełniły oczekiwań i nie weszły w buty najważniejszych ogniw. W efekcie trzon składu nie został odświeżony. Niektórzy eksperci właśnie w tym upatrują przyczyn zaskakującego kryzysu.
- Edwards jest ofiarą własnego sukcesu. Luton nie powinni nigdy wejść do Premier League, a on ich do niej wprowadził. Wykręcili wynik zdecydowanie ponad stan. (...) Stracili Barkleya, Lokongę, Townsenda, gdy odchodzili piłkarze takiego kalibru, to w mojej opinii Rob [Edwards] powinien ustąpić i powiedzieć: “zaprowadziłem ten klub tak daleko, jak tylko mogłem”. Znalazłby kolejną posadę. Następna sprawa to zawodnicy, którzy zaliczyli sezon w Premier League: [Carlton] Morris, [Elijah] Adebayo strzelali gole, [Alfiego] Doughty’ego łączono z odejściem. (...) W drużynach, które weszły na szczyt dzięki ciężkiej pracy, a potem musiały zrobić krok w dół, pojawiają się negatywne emocje. Tacy piłkarze myślą: “powinienem grać w Premier League” - oceniał Lee Hendrie w programie Soccer Saturday: The Debate na antenie Sky Sports.
Luton na pewno nie pomogły też urazy. Liczne osłabienia poważnie skomplikowały sprawę, a Edwards nie chciał zrezygnować z preferowanego przez siebie systemu z trójką z tyłu, rzucając piłkarzy po nieoptymalnych dla nich pozycjach. Przyczyn kryzysu można więc dopatrywać się również w jego uporze, ale właściwie cała ekipa “The Hatters” zanotowała zjazd. W obecnej dyspozycji trudno wyobrazić sobie, aby wspomnieni Adebayo, Morris czy Doughty, uważani jeszcze niedawno za graczy mogących spróbować sił w innych klubach Premier League - choć zapewne z dolnej części tabeli, mogli liczyć na jakiekolwiek zainteresowanie. Ale to właśnie na nich, zwłaszcza po odejściu Barkleya, powinna spoczywać odpowiedzialność za wyciągnięcie drużyny z dołka.
To, co stało się z Luton, aż trudno zrozumieć. Wygląda jednak na to, że sukces i smak Premier League przyszły tam zbyt szybko. Poprzednie dwa sezony były grą na ponad sto procent - teraz nie są już w stanie pokazać pełni swoich możliwości. Można się zastanawiać, czy dobry wybór stanowiło ostrożne podejście po awansie do Premier League. Może powinni sypnąć groszem i zaryzykować. Z drugiej strony, co działoby się wówczas po spadku? Czy byliby w stanie utrzymać duże pensje? Niewykluczone, że znaleźli się w położeniu bez wyjścia. Obecnie kluczową sprawą jest to, czy “The Hatters” się odblokują. I czy zdążą to zrobić, zanim będzie za późno. Jeśli się nie uda, to piękna historia kopciuszka błyskawicznie zmieni się w koszmar.

Przeczytaj również