Koniec wymówek. PSG musi wygrać Ligę Mistrzów, konkurencja zostanie w tyle
W nadchodzącym sezonie PSG nie może, ale musi wygrać Ligę Mistrzów. Każdy inny wynik będzie trzeba uznać za porażkę, klęskę, wpadkę, niespełnienie zakładanych celów. Presja staje się ogromna, jednak wynika ona z faktu, że żadna inna drużyna nie inwestuje tak wiele, by zwiększyć szanse na końcowy triumf. Czas wymówek dobiegł końca. Pora na osiągnięcie sukcesu.
W najbliższych miesiącach Neymar i spółka będą szukać okazji na wyrównanie rachunków. Minione rozgrywki nie należały bowiem do udanych dla zespołu ze stolicy Francji. Paryżanie co prawda dokonali udanej wendety na Barcelonie i Bayernie Monachium, ale finalnie nie przełożyło się to na końcowe zwycięstwo. Próba konkwisty Europy znów zakończyła się fiaskiem. W dodatku zespół z Parku Książąt, chociaż wydawało się to niemożliwe, dał się nieoczekiwanie pokonać na własnym podwórku. PSG zostało zdetronizowane przez Lille. Na reakcję nie trzeba było długo czekać.
Dream-team
Mimo że okienko transferowe właściwie dopiero się rozpoczęło, już można wskazać króla tegorocznego mercato. Kiedy cały świat ogląda każdego eurocenta dwa razy, Nasser Al-Khelaifi zastanawia się jedynie, czy dziś ogłosić pozyskanie Sergio Ramosa, a może Gianluigiego Donnarummy. W postpandemicznym świecie różnica między bogatymi a biednymi stała się jeszcze większa. Zwłaszcza, że coraz więcej klubów wielkich z nazwy, tak naprawdę można zaklasyfikować do finansowej klasy średniej. Na placu boju multimilionerów pozostały jedynie najgrubsze ryby, które w drodze po sukces rozpoczęły bieg przez płotki.
W Hiszpanii Barcelona musi ciułać na pensję, żeby w ogóle opłacić piłkarzy, podczas gdy w Realu Madryt “wzmocnieniami” mogą się okazać Gareth Bale i Isco. We Włoszech mistrz kraju grzecznie sprzedaje jednego z liderów, żeby w ogóle uratować klubowy budżet. W Niemczech Borussia Dortmund musi przystać na ofertę za Jadona Sancho, a Bayern Monachium jak zwykle nie planuje wzmocnień opiewających na setki milionów euro. Nawet angielskie kluby, szczególnie te znane z awersji do oszczędności, jak Manchester City czy Chelsea, na razie nie szastają gotówką na prawo i lewo. I wtedy na europejską scenę drobnomieszczaństwa wkraczają arystokraci z Paryża. Bohema ustępuje konsumpcjonizmowi.
W ostatnich tygodniach PSG nie bawi się w półśrodki, wchodząc na piłkarski rynek nie pyta “czy”, ale “za ile”. Po porażkach w Champions League i Ligue 1 Nasser Al-Khelaifi, według UEFA obrońca i naczelny stróż piłkarskiej sprawiedliwości, postanowił pokazać wszystkim, kto tu rządzi. Ostatnie działania wicemistrzów Francji przypominają zabawę w grze komputerowej, kiedy człowiek chce się rozluźnić, odstresować, więc wykupuje wszystkie bonusy i rusza na zakupy. Hulaj dusza, piekła (i Financial Fair Play) nie ma. Jednak wielkie inwestycje idą w parze ze znacznym wzrostem oczekiwań. Przy takich wzmocnieniach nikogo nie zadowoli wynik inny niż zdobycie pierwszej Ligi Mistrzów w historii.
Spełnić cel
Kiedy w 2011 roku Qatar Sports Investments przejęło władzę pod wieżą Eiffla wytyczono jasny cel - PSG ma zostać królem Europy. Dominacja na prowincji ma być jedynie miłym dodatkiem. Katarczycy nie pompują miliardów w klub, żeby na koniec roku móc się pochwalić udowodnieniem wyższości nad Lyonem i Marsylią. Zamiarem paryskiego projektu jest zaburzenie hierarchii na Starym Kontynencie i osiągnięcie piłkarskiego apogeum.
- Jestem pewien, że pewnego dnia wygramy Ligę Mistrzów. To nasz cel, a nie nasze marzenie. Chcę zmienić PSG w zwycięski klub. Pod koniec sezonu ujawniły się nasze słabości. Ja jestem pierwszym, który przyzna się do winy, Musimy wprowadzić zmiany - mówił w 2018 roku Nasser Al-Khelaifi w rozmowie z “France Football”.
PSG zgarnęło wówczas cztery krajowe trofea, jednak z Ligą Mistrzów pożegnało się na etapie 1/8 finału. Z każdym rokiem paryżanie starają się iść o krok dalej. Najpierw przełamali klątwę szybkiej porażki po fazie grupowej. W ostatnich dwóch latach dochodzili do półfinału i finału Champions League. Problem w tym, że koniec końców zawsze czegoś brakowało, coś szło nie po myśli piłkarzy, trenera, a przede wszystkim właścicieli. A każda porażka tylko zwiększała apetyt i wpływy do klubowego budżetu na transfery. Katarskie źródło wiecznej obfitości raczej prędko nie wyschnie.
Od PSG trzeba obecnie wymagać zwycięstwa. Naturalnie, Liga Mistrzów to specyficzne rozgrywki, w których czasem wystarczy jeden słabszy dzień, by trudy całego sezonu poszły na marne. Ale każdy transfer, głośny zakup, hitowe wzmocnienie minimalizują szanse na to, że o wyniku przesądzi łut szczęścia, a paryżanom pozostanie odłożyć huczne plany na przyszły rok. Nie bogini Fortuna, a fortuna właścicieli z Bliskiego Wschodu ma zadecydować o zwycięstwie.
- Zainwestowaliśmy wiele w nasz klub, aby wygrać Ligę Mistrzów i pozostałe trofea. Mamy wszystko, aby triumfować w tych rozgrywkach. Neymar i Kylian Mbappe nie mają wymówki, aby odejść. Gdzie mogliby pójść? Który kluby mogą z nami konkurować pod względem ambicji projektu? - retorycznie pytał Al-Khelaifi na łamach “L’Equipe”.
- W PSG spotkałem się z obsesją wygrywania. Tu wszyscy naprawdę chcą zdobyć Ligę Mistrzów. To jest cel tego klubu - mówił Mauricio Pochettino.
Przy każdej możliwej okazji włodarze i trener poruszają temat rozgrywek, które spędzają im sen z powiek. Przedłużenie kontraktu z Neymarem, kolejny transfer, zwykła konferencja prasowa - w Parku Książąt wszystko sprowadza się do tego, żeby “uszate” trofeum po raz pierwszy zagościło w klubowej gablocie. Donnarumma, Ramos i Wijnaldum nie zostali sprowadzeni po to, żeby odzyskać prymat w Ligue 1, bo tym razem nikt paryżan zatrzymać nie powinien. Ale sama detronizacja wygłodniałych “Mastifów” z Lille ma być jedynie aperitifem przed prawdziwą ucztą.
Bez wad
PSG od lat wydaje na transfery setki milionów, aczkolwiek po raz pierwszy w katarskiej erze skład na papierze może być pozbawiony mankamentów. Dotychczas drużyny z Parku Książąt cechowała ogromna dysproporcja umiejętności. Kiedy w cieniu Pól Elizejskich szaleli Zlatan Ibrahimović z Edinsonem Cavanim, w ekipie brakowało bramkarza i środkowych pomocników ze ścisłego topu. W ostatnich latach na decydujące mecze w wyjściowych jedenastkach wychodzili jednocześnie Neymar, Kylian Mbappe, ale gwiazdom ze światowego firmamentu towarzyszyli co najwyżej średni zawodnicy pokroju Abdou Diallo czy Mitchella Bakkera. Tymczasem niedługo Mauricio Pochettino będzie mógł posłać w bój prawdziwy skład marzeń, w teorii pozbawiony skaz, słabych punktów, niedociągnięć.
Umiejętności nowych nabytków idą w parze z odpowiednim doborem charakterów. Do Paryża zmierzają gracze posiadający gen wygrywania we krwi. Poza Gianluigim Donnarummą, który nie zanotował jeszcze debiutu w Lidze Mistrzów, ściągnięto piłkarzy znających smak zwycięstwa w tych rozgrywkach. A kwestia doświadczenia może się okazać kluczem do otwarcia bram futbolowego raju. Bo największym problemem trapiącym paryżan był brak umiejętności udźwignięcia presji w kluczowych momentach. Przypomnijmy ostatni półfinał z Manchesterem City, kiedy w obu meczach piłkarze z Francji wylatywali z boiska z czerwonymi kartkami.
Ktoś powie, że Sergio Ramos też nie należy do grona niewiniątek i teraz to on będzie pierwszym kandydatem do wykluczenia, jednak warto skupić się na tym, jaki może wywrzeć wpływ na kolegów z szatni. Poza tym, że na Parc des Princes trafił znakomity obrońca, to również ostoja, posiadacz niebywałych cech przywódczych i człowiek stworzony do bycia liderem. A choćby w rewanżowym starciu na Etihad zabrakło kogoś takiego, zawodnika, który potrafiłby spoić grupę, opanować swoich partnerów, zapewnić coś ekstra w kluczowym momencie. Być może ten transfer okaże się brakującym elementem paryskiej układanki. Z kim lepiej rozpocząć marsz po Ligę Mistrzów, jeśli nie z żywą legendą tego turnieju.
Georginio Wijnaldum też odgrywał kluczową rolę w Liverpoolu, kiedy “The Reds” w 2019 roku rzucili Europę na kolana. Gianluigi Donnarumma może przyjechać do Paryża z tytułem mistrza Europy. Achraf Hakimi ma dopiero 22 lata, a już wygrał Ligę Mistrzów z Realem i Scudetto z Interem. W klubie nadal pozostają także Kylian Mbappe i Presnel Kimpembe, czyli mistrzowie świata. A nikt nie powiedział, że PSG skończy swoje działania na podpisie Donnarummy. W mediach już huczy od plotek na temat Cristiano Ronaldo, Paula Pogby czy nawet Leo Messiego. I stety bądź nie, obserwujemy naturalną kolej rzeczy, brutalny proces zmian hierarchii na szczytach światowego futbolu.
Piłkarscy romantycy mogą się zżymać, mogą protestować, ale prawda jest taka, że od lat sukces zależy od liczby zer na klubowym koncie. A w obliczu finansowego kryzysu i zapaści spowodowanej pandemią, dysproporcja między klubami "normalnymi" a klubami spod katarskiej egidy tylko nabiera na sile. W tym roku Ligę Mistrzów wygrała Chelsea, która w tamtym sezonie wydała najwięcej na wzmocnienia. W finale “The Blues” zagrali z bajońsko bogatym Manchesterem City, gdzie Pep Guardiola czuje się nieswojo, jeśli zdarzy się okienko transferowe bez wydania przynajmniej stu milionów. Każdy by chciał, żeby co roku pojawiały się magiczne i poruszające zespoły pokroju Atalanty czy Ajaksu, takie zbudowane na kanwie filozofii oraz idei, a niekoniecznie petrodolarów. Jednak trudno wierzyć w siłę kopciuszków w starciu z Neymarem, Mbappe, Ramosem, Di Marią, Donnarummą, Hakimim, Verrattim i kto wie, kim jeszcze.
Inne drużyny mogą jedynie z zazdrością przyglądać się, jak paryżanie pokazują im miejsce w szeregu. Na razie pod względem finansowym, ale prędzej czy później także sportowym. Skład pełen indywidualistów jednoczy się, by PSG po raz pierwszy w historii sięgnęło po Ligę Mistrzów. Jeśli nie teraz, to kiedy?