Chelsea znowu zmieni właściciela? Wielki konflikt, napięcie w klubie rośnie

Chelsea znowu zmieni właściciela? Wielki konflikt, napięcie w klubie rośnie
rarrarorro / shutterstock.com
Radosław  - Przybysz
Radosław Przybysz12 Sep · 19:00
Nieco ponad dwa lata od zakupienia klubu od Romana Abramowicza amerykańscy współwłaściciele Chelsea chcą zakończyć współpracę. Todd Boehly chce wykupić udziały funduszu Clearlake Capital, a Clearlake Capital chce wykupić udziały Todda Boehly'ego. Brytyjska prasa pisze o "wojnie domowej" w londyńskim klubie. A my wyjaśniamy całą sytuację.
Gdy w 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę, kibice Chelsea nie mogli się spodziewać, że konflikt zbrojny na wschodzie Europy tak mocno wpłynie na ich klub. W wyniku sankcji nałożonych przez brytyjski rząd, rosyjski oligarcha (i dobry znajomy Władimira Putina) Roman Abramowicz został zmuszony do sprzedaży klubu po 19 latach. Okazyjną cenę 2,3 miliarda funtów szybko zapłaciło konsorcjum BlueCo, w którego skład weszło kilku inwestorów. Dzisiaj, po blisko dwóch i pół roku, ich drogi się rozchodzą.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kto jest kim?

Twarzą "nowej Chelsea" został, trochę mimo woli, Todd Boehly. To jemu najbardziej obrywało się w mediach za sportowy regres klubu i za brawurową politykę transferową. "The Blues" przez te dwa lata wydali ponad 1,2 mld funtów na transfery, zarobili ze sprzedaży zawodników 0,5 mld, ale mieli też pięciu trenerów, a sezon 2022/23 skończyli na 12. miejscu, najniższym od 29 lat.
W rzeczywistości Boehly ponosił pełną odpowiedzialność tylko za transfery dokonane latem 2022 roku, kiedy to do klubu trafili Wesley Fofana, Marc Cucurella, Raheem Sterling, Kalidou Koulibaly czy Pierre-Emerick Aubameyang. Pełnił wtedy rolę tymczasowego dyrektora sportowego po Marinie Granovskai. Zrezygnował z tej funkcji na początku 2023 roku i wtedy też przestał się angażować w codzienną działalność klubu, choć formalnie nadal jest prezesem BlueCo. Dogląda jednak biznesu zza Oceanu i rzadko pojawia się nad Tamizą.
50-letni współwłaściciel LA Dodgers (MLB), LA Lakers (NBA) i LA Sparks (WNBA) już w 2019 roku próbował kupić Chelsea od Abramowicza za ponad dwa miliardy funtów. Dziś jest jednym z decydujących współwłaścicieli, każda ważna decyzja musi uzyskać jego zgodę, ma też prawo weta, ale posiada tylko 13 procent akcji BlueCo (oprócz Chelsea do firmy-matki należy też m.in. francuski Strasbourg).
Kolejne 25,5% mają dwaj pozostali indywidualni właściciele i poplecznicy Boehly'ego: jego amerykański wspólnik Mark Walter (64 lata) i szwajcarski miliarder Hansjoerg Wyss (88 lat). Razem ta trójka posiada 38,5 procent akcji BlueCo.
Pozostałe 61,5 proc. należy do większościowego właściciela - funduszu Clearlake Capital, który założyli Behdad Eghbali, Jose Feliciano i Steven Chang. To 16. największa firma private equity na świecie, która ma w portfolio 50 różnych przedsiębiorstw. Tłumacząc bardzo prosto model jej działania: zaciąga dług, inwestuje w nie, zwiększa ich wartość i sprzedaje z zyskiem. Eghbali i Feliciano, podobnie jak Boehly, mają ostateczne prawo głosu w każdej ważnej decyzji dot. Chelsea.
Razem w 2022 roku próbowali kupić też Denver Broncos (NFL), ale udało się tylko w przypadku Chelsea. Zastrzegli wtedy w umowie, że przez następne dziesięć lat nie sprzedadzą swoich udziałów zewnętrznym inwestorom. Mogą jednak wykupić się wzajemnie i teraz obie strony spróbują to zrobić. Bloomberg poinformował jako pierwszy, że stosunki pomiędzy Boehlym i 48-letnim Eghbalim - bo to oni są najbardziej zaangażowani - są bardzo napięte i panowie nie wyobrażają sobie dalszej współpracy.

O co poszło?

Nie ma jednego, konkretnego powodu. The Athletic podaje trzy główne:
1. Fundamentalne różnice w podejściu do zarządzania klubem i wzajemne oskarżenia o nadmierną ingerencję w decyzje sportowe.
Odkąd stanowisko dyrektorów sportowych przejęli Laurence Stewart i Paul Winstanley, to Eghbali stał się dużo bardziej aktywny. Częściej pojawia się na Stamford Bridge w ich towarzystwie i osobiście angażuje w negocjacje niektórych transferów. To on jest dzisiaj najbardziej wpływowym człowiekiem w klubie. On prowadził proces zatrudnienia nowego menedżera, Enzo Mareski, i on dowodził letnimi zakupami piłkarzy.
Boehly ma zgoła inne podejście do biznesu, woli oddelegować zadania fachowcom. Anonimowe źródło z jego otoczenia określiło Eghbaliego jako "mającego obsesję na punkcie transferów". Tymczasem to jemu nadal obrywa się w mediach i internecie za dziwny kierunek sportowy, w którym zmierza klub. Według dziennikarza Bena Jacobsa 50-latek czuje się niedoceniany i pomijany w procesach decyzyjnych.
Z różnych stron można również usłyszeć opinie, że Boehly, inwestujący w Chelsea prywatne pieniądze, postrzega siebie jako tego, który ma długofalową wizję rozwoju klubu, a Clearlake jako fundusz, którego jedynym celem jest zwiększanie wartości posiadanego aktywu i zadowalanie inwestorów. To spojrzenie podziela coraz więcej kibiców, ale o tym później.
2. Decyzja o rozstaniu z Mauricio Pochettino.
Na początku współpracy obie strony były zgodne, że należy rozstać się z konfliktowym Thomasem Tuchelem. Ale w drugim sezonie sytuacja wyglądała inaczej. Boehly publicznie dawał do zrozumienia, że chce, by Pochettino dalej prowadził zespół, z którym zajął szóste miejsce po kiepskiej jesieni i bardzo dobrej wiośnie. Chwalił styl, którego nabrała drużyna, dzięki czemu "narracja wokół Chelsea zaczęła się zmieniać". Przed meczem ostatniej kolejki z Bournemouth zaprosił nawet Argentyńczyka na prywatną kolację.
Kilka dni później, po trwających dwa dni rozmowach i 18-stronicowym raporcie Stewarta i Winstanleya, zapadła jednak decyzja, by jednak pożegnać się z byłym menedżerem Tottenhamu i pójść w innym kierunku. Boehly nie skorzystał z prawa weta, ale tamta decyzja miała przelać czarę goryczy.
3. Impas w kwestii stadionu.
Gdy przejmowali klub, nowi właściciele zapowiadali, że do końca 2022 roku przedstawiony zostanie projekt dotyczący przyszłości stadionu Chelsea. Później deadline został przesunięty na lato 2023, a potem na bliżej nieokreślony termin w 2024 roku. Opcje są dwie: kosztowna modernizacja i powiększenie 40-tysięcznego Stamford Bridge (to dopiero dziewiąty pod względem wielkości stadion w Premier League) albo postawienie od zera nowego obiektu nieopodal, na terenach dawnego centrum konferencyjnego dzielnicy Earl's Court.
W październiku właściciele powierzyli to zadanie Jasonowi Gannonowi, byłemu dyrektorowi zarządzającemu supernowoczesnego SoFi Stadium w Los Angeles i byłemu pracownikowi Kroenke Group. Został on nowym CEO Chelsea w miejsce Chrisa Juraska. Akurat osoba Gannona ich łączy, obaj cenią go jako wybitnego specjalistę, ale na razie nic w tej sprawie nie drgnęło. To też ma być kolejnym powodem napiętych relacji. Zapewne każda ze stron wierzy, że rządząc samodzielnie byłaby w stanie przyspieszyć procesy i za kilka lat cieszyć się z większego stadionu (czyli z większych przychodów). Na razie, pierwszy raz od ponad dziesięciu lat, podwyższyli ceny karnetów na sezon 2024/25.
Do tych trzech powodów Ben Jacobs w swoim artykule dodaje różne spojrzenia na budowanie kadry, wątpliwości dotyczące obsady pionu sportowego i szeroko rozumiane różnice kulturowe, których przykład to wzajemne podważanie swoich kompetencji i znajomości piłkarskich realiów oraz wzajemne oskarżenia o krewki charakter i nerwowe reakcje wobec współpracowników.

Co dalej?

W sierpniu strony spotkały się, by porozmawiać o możliwym rozwiązaniu sprawy. Boehly przekonuje, że znalazł inwestorów, którzy pomogą mu wykupić udziały Clearlake. Nie wiadomo na razie, jaka będzie jego strategia, ale niewykluczone, że upubliczni swoją ofertę. Clearlake nic nie musi. Mogą albo zachować status quo, albo odkupić 38,5 proc. akcji Boehly'ego i jego stronników, na co ich bez wątpienia stać. Dziś Forbes wycenia Chelsea na ok. 2,5 mld funtów.
Strona funduszu podejrzewa, że Boehly wypuścił do mediów informacje o rozłamie chcąc wywrzeć na nich presję, by jak najdrożej sprzedać swoje udziały. Zwolennicy Boehly'ego widzą to dokładnie odwrotnie: Clearlake ma blefować i wymuszać jak najwyższą cenę, by zadowolić swoich inwestorów. Coraz to nowe teorie spiskowe zataczają coraz szersze kręgi. Szczególnie w sieci i szczególnie wśród kibiców, którym nikt niczego oficjalnie nie tłumaczy. Do tego zdążyli się już jednak przyzwyczaić.
Według otoczenia Boehy'ego sprawa powinna się rozstrzygnąć w ciągu ok. dwóch miesięcy, ale równie dobrze może się ciągnąć tak długo jak niedawne poszukiwania nowego współwłaściciela Manchesteru United przez znienawidzonych Glazerów. Na pewno nie będzie to sprzyjało przywróceniu stabilności w sportowym "projekcie" Chelsea.
Przeglądając komentarze i opinie sympatyków CFC można odnieść wrażenie, że większość z nich kibicuje w tym sporze Boehly'emu, bo traktuje go jako mniejsze zło. Argumentują, że już wcześniej próbował kupić klub, że w przeciwieństwie do Clearlake ma doświadczenie w innych sportowych franczyzach i że jego główną motywacją nie jest podwojenie rynkowej wartości klubu (a Eghbali wyraził takie ambicje do 2032 roku). Samodzielne rządy Clearlake zwiastują dla nich "koniec Chelsea, jaką znali".
Powraca nawet tęsknota za Abramowiczem, który "był jaki był, ale był". Też było burzliwie, ale przynajmniej z sukcesami na boisku. Obecne nastroje wśród bazy kibicowskiej najlepiej oddaje komentarz pod jednym z artykułów dotyczących całego zamieszania: - To sytuacja jak z hasła na plakacie filmu Alien vs Predator. "Ktokolwiek z nich wygra... my przegramy".
A na wszelkie pytania na najbliższej konferencji prasowej odpowie... Enzo Maresca.

Przeczytaj również