Komedia pomyłek na Old Trafford. Czy „Czerwone Diabły” wydostaną się z marazmu?

Komedia pomyłek na Old Trafford. Czy „Czerwone Diabły” wydostaną się z marazmu?
Shutterstock
Proces zmian w futbolu nigdy nie jest łatwy. Kluby po utracie swojej największej gwiazdy lub roszadach na ławce trenerskiej zawsze potrzebują czasu, aby wrócić na właściwe tory. Proces ten jest zwykle zależny od długości pracy poprzedniego szkoleniowca, który układał drużynę po swojemu.
Gdy po 27 latach z Old Trafford pożegnał się Sir Alex Ferguson, nikt nie wymagał od jego następców regularnego wygrywania ligi czy walki o najcenniejsze europejskie trofea. Van Gaal oraz Moyes niestety przecenili cierpliwość fanów i okres ochronny w końcu musiał dobiec końca.
Dalsza część tekstu pod wideo
Klub pokroju Manchesteru United potrzebuje sukcesów i właśnie w celu ich przywrócenia na Old Trafford zdecydowano się postawić na Jose Mourinho, postać kontrowersyjną aczkolwiek niezwykle utytułowaną.
Portugalczyk miał za zadanie przywrócić do czerwonej części Manchesteru trofea, piękną i skuteczną grę, „Czerwone Diabły” znów miały dołączyć do światowej elity, ale tyle w kwestii teoretycznej. W praktyce kibice obserwują regres drużyny, która powoli zaczyna odstawać nie tylko od takich potęg jak Real czy Barcelona, ale również krajowych rywali z Liverpoolem i Tottenhamem na czele.

Każdy może, Mourinho nie

Właśnie trwa trzeci sezon Portugalczyka na Old Trafford i z pewnością okres ten nie będzie uznawany za owocny. United co prawda dosyć regularnie dorzucają do gabloty kolejne trofea, ale czy Carabao Cup lub Liga Europy mają przesłonić klęski podopiecznych „Mou” w najważniejszych rozgrywkach?
Ambicje Manchesteru United powinny być nieco większe, szczególnie biorąc pod uwagę, że tuż obok Old Trafford doszło do podobnej rewolucji. Pep Guardiola przybył do Manchesteru w tym samym czasie co Mourinho, zastał równie duży nieporządek po swym poprzedniku, otrzymał do dyspozycji podobną kwotę na transfery, ale w przypadku „Obywateli” efekty są piorunujące.
Poprzedni sezon na „Wyspach” upłynął pod znakiem dominacji Manchesteru City, który zdewastował ligę, bijąc wszelkie możliwe rekordy zdobyczy punktowych, bramek czy posiadania piłki.
A to wszystko dzięki perfekcyjnej kadrze, którą kataloński szkoleniowiec od trzech lat sumiennie buduje. Dzięki regularnym wzmocnieniom „Obywatele” dysponują szeroką, piekielnie silną drużyną, która jest przygotowana na kontuzje i absencje.
Podczas gdy Guardiola budował ekipę perfekcyjną, która od dwóch lat sieje postrach w Anglii, Mourinho, krótko mówiąc, wyrzucał pieniądze w błoto, ściągając do „Teatru Marzeń” zgraję średniej jakości piłkarzy, z którymi można walczyć co najwyżej o Carabao Cup.
Nie każdy trener musi posiadać wysokie umiejętności w zakresie wyszukiwania perełek na rynku transferowym, ale jednak wydając ponad 400 milionów w 3 lata można od nabytków United oczekiwać czegoś więcej niż kompromitujących porażek z drugoligowcami.
City odjechało rywalom zza miedzy, ale pozostali konkurenci również nie śpią. Wystarczy spojrzeć na Chelsea, która po przybyciu Sarriego zmieniła się nie do poznania, co owocuje wysoką pozycją w tabeli i dobrymi rezultatami w meczach pucharowych.
Włoski szkoleniowiec udowadnia, że nie trzeba wydawać kilkuset milionów i czekać 3 lat na jakiekolwiek rezultaty. O beznadziejnie nudno grającej Chelsea Antonio Conte nikt już nie pamięta, ponieważ aktualnie „The Blues” zachwycają widzów widowiskową grą.
Guardiola nauczył swoich zawodników zmodyfikowanej wersji „tiki-taki”, Sarri również skupia się na zdominowaniu rywali przy użyciu setek podań, a tymczasem Mourinho sprawił, że United gra przewidywalnie, a jeśli już wygrywa to w męczarniach. Jeśli styl gry odzwierciedla umiejętności trenera, to Mourinho aktualnie wygląda na amatora.

(Nie)zjednoczeni

Portugalczyk był zawsze znany ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi podczas konferencji prasowych oraz dosyć chłodnych relacji z dziennikarzami, ale również z całkowitej wiary w swoich piłkarzy.
W Chelsea czy Realu Mourinho starał się zdejmować presję ze swoich podopiecznych, zrzucając ewentualne winy na sędziego, pogodę czy terminarz, ale na Old Trafford wszystko się zmieniło.
Ostatnimi czasy „Mou” wręcz upokarza zawodników, mówiąc dla przykładu, że Alexis nie miał odpowiednich partnerów do gry podczas tournée czy też publicznie krytykując Martiala za opuszczenie zgrupowania na rzecz narodzin dziecka.
Jakby tego było mało, Mourinho nie omieszkał skłócić się również z największą gwiazdą drużyny – Paulem Pogbą. W trakcie letniego okienka transferowego media podgrzewały temat transferu Francuza do Barcelony z powodu rzekomego konfliktu pomiędzy dwoma panami.
Sam zawodnik nie zaprzeczał doniesieniom, mówiąc że w futbolu wszystko jest możliwe i zobaczymy co przyniesie przyszłość. Mourinho przyznał na jednej z konferencji, że Pogba nigdy nie prosił o transfer, ale patrząc na ostatni trening „Czerwonych Diabłów” nietrudno dostrzec, że relacje na linii Paul-Jose są niezwykle napięte.

Papierowi liderzy

Manchester fatalnie rozpoczął sezon i z pewnością nie jest to odpowiedni moment na kłótnie wewnątrz drużyny. Pogba, który powinien być liderem United, bryluje pod względem statystyk, ale prawda jest taka, że gdyby nie rzuty karne dorobek Francuza byłby o wiele skromniejszy.
Oglądając mecze możemy łatwo dostrzec, że na boisku często czuje się nieco zagubiony, wdaje się w niepotrzebne dryblingi, gra poniżej oczekiwań.
Takie akcje w wykonaniu Pogby niestety nie są pierwszyzną. Francuz, który zachwycał nas podczas Mistrzostw Świata ewidentnie zostawił formę w Rosji. Sprzeczki z trenerem oraz chęć odejścia z klubu być może mają kluczowy wpływ na regres formy 25-latka.
W przypadku niezadowalającej postawy Pogby liderem drużyny powinien być Alexis Sanchez, ale w jego przypadku nie można mówić o jakimkolwiek spadku formy, ponieważ Chilijczyk od momentu transferu po prostu gra fatalnie.
Transakcja na linii Arsenal-Manchester wydawała się niezwykle korzystna dla klubu z Old Trafford, ale czas pokazał, że wymiana Mchitarjana na Alexisa to kolejna przyczyna stale postępującej degrengolady.
Sanchez, który od razu wskoczył na najwyższy szczebel w drabince płacowej nie odwdzięcza się absolutnie niczym na boisku, ale mimo kuriozalnych statystyk nie traci miejsca w pierwszym składzie.
W prawidłowo działającym klubie Alexis już kilka tygodni temu zostałby odesłany na ławkę w poszukiwaniu formy, ale Mourinho mimo posiadania w kadrze zdecydowanie lepszych piłkarzy, nie rezygnuje z usług bezużytecznego Chilijczyka.

Było, minęło

Manchester musi wrócić na zaszczytne miejsce w czołówce, ale naprawdę niewiele wskazuje na poprawę sytuacji z obecnym trenerem, któremu chyba podoba się marazm w jaki wpadły „Czerwone Diabły” pod jego wodzą.
Każdy logicznie myślący szkoleniowiec w przypadku kryzysu szukałby rozwiązania błędów, które zostały popełnione, ale najwidoczniej Mourinho nie należy do tej grupy trenerów. Portugalczyk woli chełpić się dawno minionymi sukcesami, niż odnaleźć przyczynę porażek United.
Trudno optymistycznie spoglądać w przyszłość w kontekście Manchesteru skoro Mourinho skupia się na przeszłości. Lokalni rywale w postaci City w najbliższej przyszłości raczej nie dogonią United pod względem mistrzostw Anglii (rekordowe 20), ale trudno uznawać to za jakiś sukces.
Naturalnie, dorobki United oraz Mourinho są wspaniałe i obfitują w trofea, ale wypełniona po brzegi gablota jest marnym pocieszeniem, gdy klub we wrześniu traci 8 punktów do lidera i przy okazji odpada z pucharu z drugoligowcem po meczu na własnym stadionie.

Pieniądze to nie wszystko

Pragnę zaznaczyć, że obecna, niezbyt ciekawa sytuacja, w której znalazł się Manchester United nie jest w 100% winą Jose Mourinho. Ktoś go przecież zatrudnił i co najbardziej kuriozalne przedłużył z nim kontrakt do 2020 roku.
Ed Woodward, czyli dyrektor generalny klubu również odpowiada za sukcesywny upadek drużyny, która jeszcze kilka lat temu bez problemu zdobywała kolejne tytuły mistrza Anglii.
Z meczu na mecz przepaść dzieląca United i resztę topowych drużyn się pogłębia, ale zarząd 20-krotnych mistrzów Anglii nie przywiązuje do tego wielkiej wagi. W końcu klub bije wszelkie rekordy pod względem przychodów oraz wartości.
Któżby się przejmował kompromitującymi wynikami skoro kwestie finansowe są w jak najlepszym porządku, a od czasu do czasu do gabloty wpadnie niezbyt wartościowy puchar pokroju Ligi Europy.

Następny przystanek: Upadek?

Relacje między Woodwardem a Mourinho są (a jakżeby inaczej w przypadku Portugalczyka) napięte, co przede wszystkim było widoczne podczas okienka transferowego, kiedy mimo próśb trenera zarząd nie zdecydował się na wzmocnienie środka obrony.
Z jednej strony można rozumieć postawę działaczy „Czerwonych Diabłów”, ponieważ w ubiegłym roku musieli oni już wydać ponad 35 milionów na Lindelofa, który okazał się kolejnym (tylko) solidnym piłkarzem. Szwed jest dobrym uzupełnieniem kadry, ale nigdy nie stanie się on następcą Vidica czy Ferdinanda.
Jest jednak druga strona medalu: stan środka obrony Manchesteru jest tragiczny i obowiązkiem Woodwarda było wzmocnienie tej jakże newralgicznej pozycji. Na przykładzie City (Laporte) czy Liverpoolu (Van Dijk) łatwo można dostrzec, że co prawda kosztowne, aczkolwiek przede wszystkim przemyślane transfery procentują na boisku.
Manchester United nie wróci na właściwe tory, jeśli zarząd nie będzie respektował próśb trenera, a ów szkoleniowiec nie przestanie kłócić się z zawodnikami. Szczególnie, biorąc pod uwagę, że 55-latek sam prowadzi klub ku upadkowi, nieustannie podejmując nielogiczne decyzje przy wyborze wyjściowej jedenastki.
Jose Mourinho pracuje na najwyższym poziomie od ponad 15 lat i nic nie wskazuje na to żeby kiedykolwiek zmienił swoją burzliwą naturę choleryka. Właśnie z tego powodu wydaje się, że utracony blask „Czerwonym Diabłom” może przywrócić tylko nowy trener, który zdoła wykorzystać zasoby oraz zaufanie zarządu.
Związek między Portugalczykiem a United stał się toksyczny i tylko cud mógłby sprawić, że wszelkie nieporozumienia odeszłyby na dalszy tor, a każdy członek klubu wreszcie skupił się na wygrywaniu.
Aczkolwiek zamiast czekać na cud, przyjmując w międzyczasie kolejne bolesne ciosy zarząd Manchesteru powinien przyznać się do błędu i dokonać zmiany na stanowisku szkoleniowca zanim nie jest za późno.
Jeśli „Mou” pozostanie trenerem, z klubem być może pożegnają się Pogba, na którego z otwartymi rękami czekają w Turynie, Madrycie i Barcelonie oraz Martial z Rashfordem, którym może w końcu znudzić się obserwowanie z wysokości ławki rezerwowych nieudolnych wyczynów Alexisa.
Chilijczyk staje się powoli swoistym symbolem upadku United. Działacze United nierozsądnie zainwestowali w wypalonego zawodnika, który z powodu horrendalnie wysokiej pensji nie traci uznania w oczach szalonego trenera. Na tak kruchych fundamentach „Czerwone Diabły” na pewno się nie odrodzą.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również