Kolejny Polak w Anglii, start ma obiecujący. "Idę do przodu, marzę o Premier League" [NASZ WYWIAD]

Kolejny Polak w Anglii, start ma obiecujący. "Idę do przodu, marzę o Premier League" [NASZ WYWIAD]
David Greaves / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot08 Sep · 16:41
Jego letni transfer był ewenementem. Rzadko się zdarza, by klub z Championship wykładał na stół kasę za piłkarza z polskiej pierwszej ligi, nawet jej gwiazdę. Olaf Kobacki dostał jednak szansę i nie zastanawiał się nawet chwili. Początki w Anglii ma obiecujące. Step by step.
Gdy miał 16 lat, wyjechał z akademii Lecha Poznań do Atalanty Bergamo, gdzie spędził kilka lat w zespołach młodzieżowych. Następnie wrócił do Polski i przede wszystkim błyszczał na zapleczu Ekstraklasy w barwach Arki Gdynia. Był też mniej udany rok w elicie w barwach Miedzi Legnica. Ostatnim sezonem, znów w Gdyni, pokazał jednak, że przerasta I ligę. Olaf Kobacki strzelił 15 goli, zanotował pięć asyst i został dostrzeżony przez Sheffield Wednesday. Wszystkie strony się dogadały i skrzydłowy wyjechał do Anglii. Tam mają na niego określony pomysł, łapie kolejne minuty, zaskarbił sobie też sympatię kibiców. W rozmowie z nami “Kobi” opowiada o kulisach przeprowadzki na Wyspy, początkach w klubie z Championship, planie na najbliższe miesiące i współpracy z trenerem, który dopiero co skończył 35 lat, a ma bardzo pokaźne CV. Jest też parę słów o Arce. Zapraszamy.
Dalsza część tekstu pod wideo
***
MATEUSZ HAWROT, MECZYKI.PL: Jak się czujesz po dwóch miesiącach w klubie?
OLAF KOBACKI, PIŁKARZ SHEFFIELD WEDNESDAY: Bardzo dobrze. Bałem się, że językowo będzie ciężej, ale daję sobie radę, wszystko rozumiem, więc mnie to cieszy, mogę też pogadać z chłopakami w szatni. Słyszałem różne historie, że wiele osób miało z tym problem. A może plusem jest to, że byłem już wcześniej za granicą i nie mam takiej bariery, by rozmawiać. Nie czuję się samotny, mam normalny kontakt z ludźmi itd.
I co dalej? Powoli do przodu. Fizycznie też dobrze się czuję. Myślę, że jak wchodzę do gry i łapie te minuty, to raczej na plus niż na minus. Nie oszukujmy się, piłka jest inna niż w polskiej pierwszej lidze, inna niż w Polsce. A już w okresie przygotowawczym dostałem informację, że będą mnie powoli wprowadzać, by nie wrzucać na głęboką wodę i nie “spalić”. Małymi krokami do przodu.
Po ostatnim meczu Pucharu Ligi z Grimsby (5:1), w którym zagrałeś 90 minut i miałeś asystę, widziałem, że kibice domagali się na Twitterze twojej częstszej gry, nawet w pierwszym składzie. Dostajesz swoje szanse. Normalnie jesteś częścią drużyny, co na starcie nie zawsze jest oczywiste.
Tak. Wiem, że trener ma na mnie jakiś pomysł, to też było dla mnie ważne. Chce po prostu dać mi czas, nie wszystko od razu. Ale cieszę się z tego, że jak wchodzę na boisko, w pucharze czy Championship, to są to wejścia pozytywne. Ostatnio była asysta, więc pierwsza liczba w oficjalnym meczu. Moim zdaniem na ten moment Sheffield to był dobry wybór. Dostaję szanse, trzeba je tylko wykorzystywać. Po przerwie reprezentacyjnej mamy mecz z QPR, później od razu pucharowy z Blackpool - grania jest dużo, jestem zadowolony, że dostaję te szanse od samego początku pobytu tutaj. Czy to w pucharze, czy w lidze, nawet jeśli jest to mniej minut.
Zatrzymajmy się przy trenerze. Danny Rohl ma 35 lat i bardzo ciekawą drogę za sobą. Jaki to jest trener i człowiek?
Tak, był m.in. asystentem Hansiego Flicka. Fajny trener z dużą wiedzą, co pokazuje m.in. na odprawach. Ma swoją wizję, tłumaczy, jak chce, by to wyglądało. Nic, tylko teraz to wykonywać. Choć na boiskach Championship nie jest to proste, szczególnie że rywale też mają i dobre pomysły, i dobrych piłkarzy. A pamiętajmy, że Sheffield Wednesday było w ostatnim sezonie na 20. miejscu w tabeli.
Można powiedzieć, że trener Rohl dokonał cudu, utrzymując zespół. A też chwilę mu zajęło zbudowanie jego fundamentów.
Nie wszystko od razu zaczyna funkcjonować, szczególnie w tak trudnej lidze. Teraz też mieliśmy słabszy okres, trzy dość wysokie porażki, bez strzelonej bramki.
sheffield wednesday wyniki 06.09
własne
Była już “pogadanka” w klubie. To moment, że w końcu trzeba zacząć grać, by nie obudzić się zbyt późno. Trzy drużyny spadają z ligi. Co do tych meczów - inaczej można spojrzeć na przegrane z Sunderlandem i Leeds, to są topowe kluby, będą walczyć o awans. Można było się spodziewać ciężarów. Ale już z Millwall powinniśmy myśleć o zwycięstwie, wygrać, a dostaliśmy “trójkę”. Nie ma wyjścia, trzeba zakasać rękawy i robić swoje, by zamiast dołka była lepsza sytuacja.
Jak u ciebie z dostosowaniem do nowych warunków treningu, intensywności itd.? Wielu piłkarzy mówi o tym, że przeskok jest duży, różnica wyraźna. Inna sprawa, że ty już tę zachodnią piłkę poznałeś w Atalancie Bergamo.
Zacznę od tego, że na pewno ogromna to jest różnica między Premier League i Championship. Graliśmy sparing z Brighton i było to widoczne piłkarsko. Natomiast fizycznie nie czuję, bym odstawał, zawsze dobrze wyglądałem pod tym kątem, nie martwiłem się o to. Biegam na oczekiwanym tutaj poziomie. Jak mieliśmy testy, to wydolnościowo byłem w TOP3 drużyny. Siłowo też nie odstaję.
A co zrobiło na tobie największe wrażenie w klubie?
Wszystko jest na plus, ale na pewno organizacja. Po pierwsze, masz bardzo dużo ludzi w sztabie i każdy jest odpowiedzialny za swoją “działkę”, podczas gdy u nas jedna osoba robi kilka rzeczy naraz. A tam masz człowieka od wszystkiego po kolei. Od stałych fragmentów w ofensywie, w defensywie, jednego analityka, drugiego. Każdy ma swoje zadania w klubie i je realizuje.
Do tego dołożyłbym posiłki w klubie. W Polsce to różnie bywa, ale zazwyczaj jedziesz na zbiórkę, trening i wracasz, bo trzeba sobie ogarnąć jedzenie - obiad, wcześniej śniadanie.

A tutaj przychodzisz rano, jesz śniadanie, masz chwilę dla siebie, potem jakaś odprawa, rozgrzewka na siłowni itd. Dopiero wtedy wychodzisz na boisko, po treningu masz obiad i po nim do domu. Tak naprawdę spędzasz tutaj 5 czy 6 godzin w klubie, jakbyś normalnie chodził do pracy.
I przy okazji lepiej się integrujesz z zespołem.
Tak. Chociaż mieliśmy dwa obozy - jeden tygodniowy, drugi trwał tydzień z haczykiem - więc tam było sporo czasu na integrację. Wyjazdów meczowych też jest sporo, więc tego czasu razem dużo się spędza.
Wyjazdów sporo, meczów ogólnie też. 46 w lidze, do tego puchar, łącznie około 50. To też sygnał, że tych okazji do gry nie zabraknie.
Tak, przed transferem patrzyłem też przez pryzmat tego, ile będzie szans na grę. Nie oszukujmy się, rotacja musi być, może pojedyncze jednostki zagrają po 40, 40-kilka spotkań w sezonie po 90 minut. Jak nasz kapitan Barry Bannan, który sezon w sezon tyle gra, a ma już 30-kilka lat. Są wyjątki.
Masz coś, nad czym musisz tam szczególnie pracować, by wejść na jeszcze wyższy poziom?
Na pewno najcięższe dla mnie na ten moment było 1 na 1 w ofensywie. Gdy trafiam na obrońcę +90 kg, to nie jest to proste. Nawet jeśli nie zabierze mi piłki, to może być po prostu silniejszy. Tego czasem nie przeskoczysz, ja nagle nie będę ważył 90 kg. Muszę więc znaleźć swoje sposoby, by tych obrońców mijać i sobie z nimi radzić. Ale to jest akurat fajne, bo nie czuję, bym odstawał w drużynie pod jakimkolwiek aspektem. Taktycznie, wiadomo, też sobie daję radę, a naprawdę wszystko jest inaczej, porównując do tego, co było w Arce. Trener ma inne pomysły itd., trzeba się przystosować.
Jak z grą w obronie? Jak się w niej czujesz na tym poziomie, jak cię oceniają?
Mi się wydaje, że akurat dużo pracuje w obronie. Takie jest moje zdanie. Chwalili mnie tutaj za to, że gdy jest jakaś strata, to się nie zastanawiam, tylko wracam, robię swoje, staram się pomóc.
Za to w pierwszym tygodniu czy dwóch trochę katorgą były dla mnie tzw. małe gry. Ta piłka chodzi tutaj dużo szybciej, są zawodnicy na wyższym poziomie, mamy reprezentantów kraju. Czuć, że jakość treningów jest inna, trzeba się więcej nabiegać, by odebrać piłkę. Stąd może się wydawać, że jest ciężej.
A ty jeszcze przyszedłeś z pierwszej ligi, nie Ekstraklasy. I trafiłeś do Championship, co by nie mówić - czołowej ligi w Europie poza TOP5.
Tak, a jeszcze jest gigantyczna różnica między Championship i Premier League, przywołałem już ten sparing z Brighton.
Może w Pucharze Ligi traficie na jeszcze lepszy i większy klub niż Brighton.
Jeśli przejdziemy Blackpool z League One, to jest duże prawdopodobieństwo, że w następnej rundzie trafimy kogoś z Premier League. I to na własnym stadionie, więc byłby świetny klimat.
Masz jakiś konkretny cel na ten sezon? Minimum minut, meczów, goli, asyst, cokolwiek?
Przed poprzednim sezonem, jeszcze w Arce, nie zakładałem sobie celów, nie miałem dużego ciśnienia i wyszło mi to na plus, więc chcę to kontynuować. Myślę, że taka niepotrzebna presja dla samego siebie jest bez sensu. Trzeba robić swoje, jak najwięcej, dawać z siebie 100% w każdym meczu i tyle. Wychodzę na boisko z myślą, by pomóc drużynie, strzelić, asystować, a nie o tym, czy założyłem sobie 10 czy 15 bramek. Bo później byłoby 14 i ciśnienie, by strzelać, zamiast podać w dogodnej sytuacji. Więc w ogóle nie nakładam na siebie tego typu presji.
Jakie latem miałeś realne kierunki poza Sheffield Wednesday? Wiem, że sporo klubów było zainteresowanych, ale od zainteresowania do konkretów daleka droga.
Dla wielu był problem z kwotą transferu (kilkaset tysięcy euro - przyp. red.), trzeba było wyłożyć pieniądze na transfer definitywny. W Polsce nie każdy może sobie pozwolić, by tyle zapłacić, szczególnie za gracza z pierwszej ligi.
Jestem wdzięczny prezesowi Arki, że wspierał mnie w tym transferze do Sheffield, nie był przeciwny. Chciałem wykorzystać tę szansę, by raz jeszcze wyjechać na Zachód i spróbować swoich sił. Umówmy się, nie będę młodszy, a coraz starszy. Trzy sezony w Polsce za mną, 23 lata to odpowiedni moment, by znowu dać sobie szansę za granicą, oprócz juniorów spróbować w seniorach i zobaczyć, jak to pójdzie.
Czy w chwili transferu do Sheffield była jakakolwiek inna oferta transferu, od klubu, który też mógłby tyle zapłacić?
Na tamten moment nie było.
Można więc powiedzieć, że przyszła idealna propozycja w idealnym momencie. I to z Championship, a nie, dajmy na to, ligi bułgarskiej.
Moim marzeniem zawsze było grać w Premier League. Myślę, że bliżej celu się nie da. Po prostu lubię ten klimat angielskiej piłki, zawsze jakoś tak najbardziej mnie przyciągała. Trzeba spełniać marzenia i dążyć do nich. To też miało duży wpływ na tę decyzję, że nie zastanawiałem się nawet chwili. Z Anglii często do ciebie nie dzwonią.
Jak żyje się w Sheffield?
Przyjemnie. Nie jest to Londyn, ale przynajmniej nie trzeba półtorej godziny jeździć przez miasto, tylko wszędzie w miarę szybko się dostaniesz. Sporo jest też bliższych wyjazdów, kluby są dookoła, a nie jak w Arce ostatnio, co niemal kolejkę trzeba było zjeżdżać całą Polskę (śmiech).
Ogólnie na plus. I miasto, i ludzie - mili, pomocni. To dla mnie ważne, na początku w klubie wszyscy z wszystkim mi pomagali, choćby przy szukaniu mieszkania. Tak naprawdę ja musiałem jedynie poszukać i zdecydować, a ludzie z klubu pomogli mi z umawianiem spotkaniem, by było mi jak najłatwiej i jak najszybciej się wprowadzić. Na lotnisko - do Manchesteru lub Leeds - też mam blisko, około godzinę drogi.
Muszę jeszcze zapytać o Arkę. Jak odebrałeś wiadomość o zwolnieniu trenera Łobodzińskiego? Pracowałeś z nim i w Legnicy, i w Gdyni, postawił na ciebie, myślę, że sporo ci dał.
Bardzo dobrze wspominam współpracę z trenerem Łobodzińskim. Pod jego wodzą dobrze wyglądałem, zawsze będę go miło wspominał i pozytywnie o nim wypowiadał. Dziękowaliśmy już sobie za ten ostatni rok udanej współpracy w Gdyni. Z kolei co do Arki - śledzę jej mecze, śledzę media, patrzę, jak Arka funkcjonuje i sobie radzi. I to trochę męczące, że cały czas poruszany jest temat końcówki ostatniego sezonu jako jakiegoś fatum.
Myślę, że ta końcówka siedziała w głowie trenerowi i odnoszę wrażenie, że czasem siedzi w głowie piłkarzom na boisku, szczególnie w tych gorszych momentach.
Ale wiesz, to było trzy miesiące temu. Nowy sezon to czysta karta. Wiadomo, tak działa psychika, że czasem człowiek się zastanawia, co mogło pójść lepiej, wszystko jest jakimś procesem. Moim zdaniem jednak powinniśmy przede wszystkim zaufać chłopakom, drużynie. Rok temu Arka też nie zaczęła najlepiej sezonu, punktowo było podobnie jak teraz. Wtedy nikt nie oczekiwał walki o awans. A zrobiliśmy dobry wynik, byliśmy bardzo blisko awansu. Ale awansował Motor. Takie jest życie, sport.
Szczęścia też wam brakowało.
Też. Zdarzają się też niewykorzystane sytuacje, moje czy kogoś innego, w meczu derbowym czy w finale baraży. Każdy się myli, ale uważam też, że każdy dawał z siebie 100%, by ten awans zrobić. Nikomu nie było na rękę, by to się nie udało. Jestem o tym przekonany.
Po zwolnieniu Wojciecha Łobodzińskiego Arka nadal nie ogłosiła, kto na stałe go zastąpi. Klub się nie spieszy z następcą, na razie zespół prowadzi trener Grzegorczyk.
Ja bym powiedział, że może to i dobrze, że się nie spieszy. Bo jak ten wybór ma nastąpić, to niech będzie przemyślany, nie na rok, a na lata. O to w tym chodzi. By zgadzała się wizja i projekt.
Na koniec - czego ci życzyć?
Zdrowia, by omijać kontuzje.
Dorzucę do tego: żebyś rozegrał w tym sezonie łącznie więcej meczów niż w poprzednim.
Już cztery w tym sezonie są. Może nie tyle minut co w Arce, ale mówię - idę małymi krokami do przodu. Buduję tutaj swoją pozycję od zera. Przyszedłem z pustą kartką. To też wymaga czasu.

Przeczytaj również