Dramat kolejnego piłkarza Chelsea. Pasmo złych decyzji, lekarze na celowniku. "Absolutny chaos"
Kontuzje w Chelsea to refren, który uderzał po uszach w poprzednim roku, ale w tym obecnym wcale nie jest lepiej. Wesley Fofana albo Romeo Lavia, czyli zawodnicy kupieni za 145 milionów funtów są jak awatary, które istnieją tylko w przestrzeni wirtualnej. Ten ostatni właśnie poinformował, że w tym sezonie już nie zagra. W sumie obaj uzbierali 32 minuty, a przecież to niejedyni piłkarze-widmo w szatni "The Blues".
To już nie jest tylko wynik pecha, zdarzeń jednostkowych i nieregularnych. Jeśli Chelsea w tym sezonie gdziekolwiek pokazuje regularność, to właśnie w gabinetach lekarzy, gdzie co chwilę dzieją się rzeczy paranormalne. Christopher Nkunku pojawia się i znika. Notoryczne problemy ze zdrowiem ma też Reece James, a teraz nowe światło rzuca przypadek Romeo Lavii. Warto poczytać, co o tym sądzą Belgowie, bo według dziennikarza Sachy Tavolieriego to sztab Chelsea naciskał na szybszy powrót pomocnika, nie słuchał porad lekarzy, a teraz dostaje rachunek. Fotki, na których Belg wraca do treningów, można spalić albo przerzucić do archiwum.
Piętra frustracji
Lavia w poprzednim sezonie jako gracz Southampton też miał kontuzję (uda), ale trwała dwa miesiące i nie przeszkodziła mu w tym, by uzbierać na boiskach Premier League ponad 2231 minut. Żaden gracz poniżej 20. roku życia nie wykręcił lepszego wyniku. Belg przebił m.in. Harveya Elliotta i Wilfreda Gnonto. Nie był graczem obarczonym ogromną kartoteką urazów, więc dopiero gdy trafił do Chelsea, wpadł w kołowrotek, z którego na razie nie ma wyjścia. Już wcześniej obóz piłkarza podrzucał mediom informację, że w sztabie medycznym Chelsea nie dzieje się dobrze. Oświadczenie gracza o kontuzji nie pozostawia wątpliwości: kryzys kontuzji w klubie trwa i podobnie jak w zeszłym sezonie nie pozwala drużynie rozwinąć skrzydeł.
Kibic Chelsea jest dziś poddany ogromnej próbie. Trudno znaleźć w ostatnich dwóch latach inną grupę fanów, która z podobną regularnością czołgana jest po kolejnych piętrach frustracji. Chwili spokoju nie ma nawet wtedy, gdy grają reprezentacje, bo właśnie w tym czasie wyszło oświadczenie Lavii. Belg na wiosnę nie wniesie ożywienia do drugiej linii. Nie pomoże zespołowi w półfinale Pucharu Anglii z Manchesterem City. Przegapi też pewnie EURO 2024, bo Domenico Tedesco powołania wyśle w czerwcu i raczej nie będzie zerkał na gracza, który przez cały rok nie kopał piłki. W reprezentacji dotąd zagrał zresztą raz i to tylko przez 10 minut. Niestety, ale wokół Lavii na razie więcej jest bicia piany i dyskusji o potencjale niż konkretów na boisku.
Uśmiech Liverpoolu
Angielskie tabloidy już to podliczyły: każda minuta gry 20-latka kosztowała w tym sezonie Chelsea aż 1,8 mln funtów. Cały jego dorobek pochodzi ze spotkania z Crystal Palace (2:1) w grudniu, gdy wszedł na boisku za Iana Maatsena i pokazał się na tyle dobrze, że wielu kibiców od razu zaczęło krzyczeć o podstawowej jedenastce. Zaraz potem ponownie odezwały się problemy ze ścięgnem podkolanowym. Lavia latem kosztował 53 mln funtów plus 5 mln w formie dodatków - brzmi to wyjątkowo gorzko, choć uśmiecha się na pewno Liverpool, który w sierpniu trzy razy usłyszał “nie”, aż w końcu przygarnął dużo tańszego Wataru Endo ze Stuttgartu i nie wyszedł na tym najgorzej. Chelsea sprzątnęła też sprzed nosa “The Reds” Moisesa Caicedo, którego pozytywem jest to, że gra, choć pod względem formy i jakości ciągle nie jest graczem o takiej stabilności, jaką sugerowałaby cena 115 mln funtów.
Lavia przed rozpoczęciem tego sezonu nie kosztował aż tak dużo, bo przychodził z Southampton, czyli klubu, który spadł z ligi i automatycznie miał gorszą pozycję licytacyjną. Przychodził z dużymi oczekiwaniami, bo jako jeden z niewielu w zespole “Świętych” ciągnął drużynę do przodu, mając 19 lat, ale grając tak, jakby Premier League nie różniła się znacząco od zwykłego placu w Belgii. Pep Guardiola zachwycił się Lavią już w 2019 roku, gdy obejrzał go z bliska podczas turnieju, gdzie grał Anderlecht. To od początku był piłkarz przyszłości: świetny w odbiorze, elegancki w grze do przodu, do tego doskonale umiejący mijać pressing. Jeden z angielskich komentatorów rzucił kiedyś zdanie, że Lavia w kontaktach fizycznych wychodzi bez szwanku, tak jakby cały czas grał owinięty w folię spożywczą.
Zmiany u medyków
Southampton zrobił świetny biznes, gdy tuż przed sezonem 22/23 kupił go z Manchesteru City za 22 mln euro. Podbił jego wartość trzykrotnie, chociaż cały zespół grał słabo i w tamtym czasie nie był idealnym środowiskiem dla budowania pozycji młodzieży. City zagwarantowało sobie 20 procent od przyszłego transferu, ale nawet biorąc pod uwagę ten fakt, “Święci” zarobili przyzwoite pieniądze. Nawet Sadio Mane albo Luke Shaw nie odchodzili za takie kwoty. Więcej kosztował tylko Virgil van Dijk, co pokazuje na jaką półkę wskoczył Lavia i kim mógłby się stać w Chelsea, gdyby dalej rozwijał się etap po etapie.
“The Blues” znaleźli się dziś w dziwnym potrzasku: naściągali mnóstwo graczy z kontuzjami, którzy nie grają, a teraz, żeby zrównoważyć finansowe Fair Play, muszą sprzedać wychowanka, który… gra. To jest właśnie paradoks Conora Gallaghera, szykującego się do letniej sprzedaży. Pewnie do końca sezonu będzie też sporo dyskusji, co nie gra ze sztabem medycznym, który w erze Toda Boehly’ego nieustannie przechodzi przeobrażenia. Nawet na początku tego roku odszedł przecież dyrektor Dimitrios Kalogiannidis, wcześniej związany z klubem w rożnych rolach od 13 lat.
Absolutny chaos
Swoje trzy grosze dorzuca też co jakiś czas trener personalny Trevoha Chalobaha, Ed Hodge. “Absolutny chaos” - napisał jesienią na Instagramie, przyglądając się fotkom z treningów i temu, jak źle rozciągają się poszczególni gracze Chelsea. Przeciążenie mięśni ma być powodem, dlaczego Mauricio Pochettino ma w kadrze tak wielu porcelanowych graczy. Fofana i Lavia nie zagrają do końca sezonu, James ma wrócić pod koniec kwietnia. Kontuzjowani są też m.in. Nkunku, Chukwuemeka, Colwill i Ugochukwu, a gdyby zliczyć liczbę dni, w których gracze Chelsea byli poza grą, to więcej w lidze ma ich tylko Newcastle. Do czerwca to się może zmienić na niekorzyść Chelsea, drugi sezon z rzędu windując ich na najwyższy stopień podium.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.