Kokaina, wojna z Mourinho i picie krwi gwiazdy porno. Jak piłkarz-skandalista zmarnował potencjał
Miał wielki talent do piłki i jeszcze większą skłonność do popadania w tarapaty. Przyłapano go na zażywaniu kokainy, bił kelnerów, miał też… wysysać krew gwiazdy porno. Historia Adriana Mutu, najlepszego strzelca w historii reprezentacji Rumunii, to materiał na niezły film.
Przez długie lata nic nie zapowiadało tego, że Mutu wyrośnie na piłkarza-skandalistę. Wychowywał się w domu, w którym właściwie niczego nie brakowało. Jego rodzice byli nauczycielami, on - uzdolnionym uczniem. Pasjonował się literaturą, ale był też dobry z matematyki. Wszechstronny umysł zaprowadził go na studia prawnicze, które ostatecznie ukończył już w trakcie piłkarskiej kariery. Ją rozpoczynał zaś w klubie FC Arges.
Najpierw młody Mutu przedzierał się przez zespoły młodzieżowe, ale już jako młokos wyglądał na boisku tak dobrze, że w wieku 17 lat zadebiutował w pierwszej drużynie. Szybko zwrócił na siebie uwagę krajowych gigantów. Chciała go u siebie Steaua, chciał Rapid, ale on zagrał im na nosie i ostatecznie podpisał kontrakt z Dinamem Bukareszt.
Podróż do wielkiego świata
Liga rumuńska błyskawicznie zrobiła się dla niego zbyt ciasna. Po zmianie klubu został w niej jeszcze tylko przez rok. Wydatnie pomógł zespołowi w wywalczeniu podwójnej korony, a na początku 2000 roku zgłosił się po niego wielki Inter Mediolan, który wyłożył na stół 6,5 mln euro. Dla Dinama był to świetny biznes - w końcu zaledwie 12 miesięcy wcześniej zapłacili za rumuńskiego napastnika 600 tysięcy euro. Przebitka była zatem wyraźna.
Wyraźny, niestety dla Mutu, był też przeskok z ligi rumuńskiej do włoskiej Serie A. Co prawda Rumun zaliczył mocny start, bo w derbach Mediolanu zdobył zwycięską bramkę, ale potem nie wszystko szło już jak z płatka. Problemem okazała się przede wszystkim konkurencja w ataku. “Nerazzurri” mieli wówczas w swojej kadrze takie postacie jak Alvaro Recoba, Roberto Baggio, Christian Vieri, Ivan Zamorano czy Ronaldo Nazario, choć ten ostatnim w momencie przybycia Mutu leczył akurat poważną kontuzję.
Przygoda Rumuna z Mediolanem zakończyła się więc szybko i bez happy endu. Rozegrał on tylko 14 meczów, strzelił dwa gole, dorzucił jedną asystę. W poszukiwaniu bardziej regularnych występów odszedł do Hellasu Verona i choć rzeczywiście grał więcej, to w pierwszym sezonie nie radził sobie najlepiej. W 26 meczach zdobył tylko pięć bramek. Zdecydowanie lepiej było w kolejnej kampanii, gdy w końcu pokazał swój instynkt snajpera. Trafił do siatki 12 razy i przyciągnął uwagę mającej zdecydowanie większe aspiracje Parmy. To wtedy jego kariera nabrała sporego rozpędu.
Mutu wszedł do nowego klubu z drzwiami i futryną. Był jak w transie. Znakomicie dogadywał się m.in. z legendarnym Adriano, a ich duet potrafił wyczyniać cuda. Ostatecznie rumuński napastnik, który najlepiej czuł się podwieszony pod innego snajpera, zakończył kampanię 2002/03 z imponującym dorobkiem 22 goli i 12 asyst. Parmie pozwoliło to na zajęcie piątego miejsca w lidze, jemu zaś na drugą lokatę w rankingu najlepszych strzelców, tuż za byłym kolegą z Interu - Christianem Vierim.
Co jednak ciekawe, nawet mocny duet Mutu - Adriano nie był w stanie wyeliminować… Wisły Kraków. Oba zespoły spotkały się w dwumeczu Pucharu UEFA, a “Biała Gwiazda”, choć pierwsze spotkanie przegrała 1:2, po szalonym rewanżu, i dogrywce, pokonała włoskiego rywala 4:1. Mutu w obu starciach grał od deski do deski. Zdobył nawet jedną bramkę, i to nie byle jaką, bo bezpośrednio z rzutu wolnego. W ostatecznym rezultacie nic ona jednak nie dała.
Głośny transfer i świetny start
Mutu niedługo później trafił zaś na listę życzeń Chelsea, którą dopiero co przejął Roman Abramowicz. Rosyjski miliarder wszedł do londyńskiego klubu z zamiarem stworzenia prawdziwego eldorado, a ówczesny szkoleniowiec zespołu, Claudio Ranieri, nie miał wątpliwości, kogo chce sprowadzić na Stamford Bridge. Ponoć stwierdził nawet, że woli Mutu niż… Ronaldinho.
- Pan Abramowicz natychmiast poprosił mnie o sporządzenie listy graczy, których chcę. Umieściłem Mutu na samej górze. Jest mistrzem, silnym charakterem - a ja wymagam mistrzów i silnych charakterów w tej drużynie - opowiadał włoski menedżer.
W międzyczasie Mutu został nawet nominowany do Złotej Piłki. Ostatecznie w głosowaniu otrzymał… jeden głos, co dało mu 22. miejsce, ex aequo z Ronaldinho, Janem Koller, Filippo Inzaghim oraz Francesco Toldo.
Rumun przeżywał więc swój złoty czas, ale później z miesiąca na miesiąc coraz częściej mówiono już nie o jego piłkarskich popisach, a pozaboiskowych występkach. Pojawiły się m.in. informacje, że pobił swoją ówczesną żonę, i choć zarzuty te ostatecznie wycofano, to doszło do rozwodu. Wówczas Rumun zaczął pozwalać sobie na coraz więcej. Media obiegła choćby informacja, że… wysysał krew z aktorki filmów dla dorosłych, Laury Anderson.
Póki szło mu na boisku, kibice i ludzie w klubie bardziej przymykali oko na krnąbrną naturę Mutu. A faktycznie na starcie przygody z Chelsea radził on sobie kapitalnie. Debiut? Zwycięski gol w meczu z Leicester. Drugie ligowe spotkanie? Bramka. Trzecie? Dublet w starciu z Tottenhamem. Wydawało się wówczas, że wydane przez “The Blues” 22 mln euro z okładem szybko się spłacą.
Wojna z Mourinho, kokaina we krwi
Potem jednak wszystko posypało się jak domek z kart. Mutu coraz gorzej wyglądał na boisku, a gwoździem do trumny było dla niego przybycie Jose Mourinho. Panowie zdecydowanie nie złapali wspólnego języka. Portugalczyk oskarżał napastnika o imprezowy tryb życia oraz zażywanie kokainy. I choć początkowo przeprowadzony test na obecność tego narkotyku dał wynik negatywny, to jakiś czas później w organizmie piłkarza faktycznie wykryto niedozwolony środek.
Zanim jednak to się stało, Mutu poszedł z Mourinho na otwartą wojnę.
- Jestem w otwartym konflikcie z Mourinho, który zabronił mi jeździć na reprezentację i powiedział, że mam kontuzję. To nieprawda. Od pięciu dni jestem w dobrej formie i on o tym wiedział. Nie obchodzi mnie kara pieniężna. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że reprezentacja narodowa jest dla mnie najważniejsza. Powiedziałem Mourinho, że jestem w formie. On się z tym nie zgodził i pokazał mi kartkę od personelu medycznego - mówił wprost Mutu.
W końcu jednak “The Special One” nie musiał przejmować się tym, co zrobić z rumuńskim napastnikiem, bo temat zamknął się sam. Dopingowa wpadka sprawiła, że Chelsea rozwiązała z Mutu kontrakt, a Rumun został zawieszony przez angielską federację na siedem miesięcy. Jakiś czas później w dość oryginalny, ale typowy dla siebie sposób, tłumaczył się mediom.
- Jedynym powodem, dla którego wziąłem to, co wziąłem, była chęć poprawienia swojej sprawności seksualnej - mówił bez ogródek.
Chelsea, która wydała na Mutu całkiem sporo pieniędzy, a szybko została bez piłkarza, domagała się od niego ogromnego odszkodowania i po wielu latach sprawę wygrała. W 2018 roku Sąd Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie podtrzymał wcześniejszą decyzję FIFA i nakazał będącemu już wtedy na sportowej emeryturze Rumunowi zapłacenie 15,2 mln funtów.
Przez Turyn do Florencji
Przygoda Mutu z Chelsea była zatem krótka i burzliwa, ale wcale nie wysłała kontrowersyjnego napastnika na peryferia futbolu. Zakotwiczył on w Juventusie, gdzie po odcierpieniu kary zawieszenia wrócił do gry i miał trochę swoich przebłysków. Ostatecznie uciekł z Turynu, jak wielu innych piłkarzy, gdy “Stara Dama” została zdegradowana do Serie B za korupcyjną przeszłość. Kiedy Rumun żegnał się z Juve, miał na koncie 46 meczów, 11 goli i osiem asyst.
Kolejnym przystankiem w jego karierze była Fiorentina. Mutu w końcu odnalazł miejsce, gdzie zakotwiczył na dłużej. Znów potrafił zachwycać na murawie, a sezony 2006/07, 2007/08 i 2008/09 były dla niego naprawdę bardzo udane. W trakcie pięcioletniej przygody z “Violą” rozegrał aż 149 meczów i strzelił 69 goli. Dorzucił do tego 29 asyst oraz… 31 kartek. Sporo.
Powrót do wysokiej formy nie oznaczał natomiast, że Mutu wyzbył się udziału w kolejnych aferach i skandalach, bo tych wciąż nie brakowało. Znów zaliczył dopingową wpadkę. Tym razem w jego organizmie wykryto Sabutraminę, środek hamujący apetyt. Rumun został wtedy zawieszony na pół roku, a mając najwyraźniej zbyt dużo wolnego czasu, postanowił… pobić kelnera w jednej z restauracji.
O trudnym charakterze Mutu regularnie przekonywali się zresztą nie tylko kibice klubów, które reprezentował, ale też fani rumuńskiego zespołu narodowego. Raz bohater tego artykułu miał nawet zostać wyrzucony z kadry dożywotnio, gdy przyłapano go na zakrapianej imprezie w nocy przed meczem z San Marino. Ostatecznie na groźbach się skończyło i Mutu wrócił do reprezentacji.
Zapisał się w historii
W niej potrafił spisywać się świetnie. W 77 meczach strzelił 35 goli i do dziś jest najlepszym strzelcem w historii kadry, wspólnie z prawdziwą legendą tamtejszego futbolu - Gheorghe Hagim. Co jednak ciekawe, ten drugi do wykręcenia takiego dorobku potrzebował znacznie więcej rozegranych meczów - aż 125. To pokazuje jedynie, jak dużym potencjałem dysponował Mutu. Z reprezentacją dwa razy pojechał na wielkie turnieje. Na EURO 2000 furory nie zrobił. Osiem lat później podczas mistrzostw Europy zdobył bramkę w starciu z Włochami.
Ostatnie lata jego klubowej kariery to natomiast stopniowy zjazd. Grał dla Ceseny, Ajaccio, Petrolul czy indyjskiego Pune City. Buty na kołku zawiesił ostatecznie w 2016 roku. Jego ostatnim przystankiem było rumuńskie AS Ardealul Mures.
Dziś Mutu spełnia się jako trener. Ponoć jest już zupełnie innym człowiekiem i nie w głowie mu imprezy czy afery. Jako szkoleniowiec pracował m.in. w takich klubach jak FC Voluntari, Wahda Reserve, FC U Craiova, Rapid Bukareszt, Neftczi Baku czy CFR Cluj. W tych dwóch ostatnich nie wytrzymywał jednak długo, bo kolejno pięć miesięcy oraz nieco ponad dwa miesiące. Od kwietnia tego roku pozostaje bezrobotny.
- Może gdybym w przeszłości podjął inne decyzje, mógłbym w pewnym momencie zdobyć nawet Złotą Piłkę. Wolałbym jednak o tym za dużo nie myśleć - tak Mutu w skrócie podsumował swoją karierę w rozmowie z Corriere dello Sport.
Czy rzeczywiście mógł osiągnąć aż tak wiele? To dziś wróżenie z fusów. Trzeba jednak przyznać, że miał naprawdę duży potencjał.