"Kocha go cała Hiszpania". Bezcenna reakcja Camp Nou. Barwna legenda kończy karierę
Jest powszechnie znany ze względu na swoje żarty i kawały. Joaquin to jednak przede wszystkim naprawdę dobry piłkarz i żywa legenda nie tylko Betisu, ale całego hiszpańskiego futbolu. Tym bardziej może więc smucić, że to już ostatnie tygodnie jego kariery.
64. minuta niedawnego meczu pomiędzy Barceloną i Betisem. Trybuny Camp Nou, choć niego opustoszałe ze względu na trapiące tego wieczoru całe miasto bardzo obfite deszcze, wszczynają prawdziwy rumor. Wcale nie świętują jednak kolejnego w tym spotkaniu gola dla “Blaugrany” (ta wygrała 4:0), ani też aż tak gorąco nie żegnają schodzącego z boiska wychowanka “Dumy Katalonii”, Juana Mirandy. Głównym bohaterem całego zamieszania jest Joaquin.
41-letni skrzydłowy pod koniec kwietnia ogłosił, że po obecnym sezonie zakończy trwającą ponad dwie dekady karierę. Tym samym wychowanek i kapitan Betisu dał furtkę nie tylko kibicom “Verdiblancos”, by ci mogli go godnie pożegnać. Bo choć być może Andaluzyjczyk nie sięgnął na boisku po tyle, ile mu wróżono, to i tak jest jedną z najbarwniejszych postaci hiszpańskiej piłki w całej jej historii. Kraj go uwielbia, a teraz będzie miał okazję należycie go uhonorować.
Ksywka od fryzjera
Manuel Melado jest sewilskim poetą, tekściarzem, ale jego głównym zajęciem od zawsze było fryzjerstwo, co lubi zresztą powtarzać na każdym kroku. 73-latek do sezonu 2011/2012 pełnił również funkcję spikera na meczach Betisu na Estadio Benito Villamarin. Zasłynął wyszukanymi i nieszablonowymi zapowiedziami kolejnych piłkarzy “Beticos”. Jedną z tych najbardziej lubianych od zawsze była ta, która towarzyszyła zawodnikowi z numerem 17. “La finta y el sprint”, w dosłownym tłumaczeniu “zwód i sprint”, czyli w skrócie: Joaquin.
Urodzony w okolicach Kadyksu zawodnik opanował do perfekcji ten element gry. Wiele z jego 116 dotychczas strzelonych goli padło właśnie w ten sposób. Taki też podtytuł nosi poświęcona mu książka biograficzna autorstwa Samuela Silvy. “Symbol. Mit. Przykład” to z pozoru proste określenia, które padają pod jego adresem właśnie na jej kartach. Nie da się jednak nie zauważyć, że świetnie oddają one to, kim jest Joaquin dla hiszpańskiego futbolu.
Tu już nie chodzi tylko i wyłącznie o sam Betis, bo tam jest postacią pomnikową. Żaden piłkarz nie rozegrał dla klubu ze stolicy Andaluzji tyle meczów, co on. To zresztą drugi po Andonim Zubizarrecie zawodnik z największą liczbą występów w historii Primera Division. To też jedyny gracz w dziejach ligi, który strzelał w czterech różnych dekadach. Nic więc dziwnego, że jego decyzja o zawieszeniu butów na kołku nie była najszczęśliwszym dniem dla fanów hiszpańskiego futbolu.
- Szczególnie reakcja fanów Betisu mogła być tylko jedna i był nią czysty smutek. Oczywiście wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że w wieku 41 lat koniec jego kariery jest bliski. Kiedy Joaquin ostatecznie ogłosił swoją decyzję, kibice poczuli smutek, ale jednocześnie wdzięczność wobec piłkarza. I nie dotyczy to tylko sympatyków “Verdiblancos”, ale tak naprawdę wszystkich fanów hiszpańskiego futbolu. Odchodzi Joaquin, a wraz z nim bardzo ważna część w życiu każdego “Betico” - mówi w rozmowie z nami Rafael Pineda, dziennikarz zajmujący się Betisem w “El Pais”.
Nie o trofea chodzi
Jak w wielu tego typu historiach, droga Joaquina na sam szczyt nie była usłana różami. Ma w sumie ośmioro rodzeństwa, jego rodzice ciężko pracowali na to, by dzieci wyszły na ludzi. Choć sam chciał kiedyś zostać torreadorem, to w domu na pierwszym miejscu zawsze stawiano futbol. Dwaj bracia legendarnego skrzydłowego również próbowali swych sił w piłce. Lucas występował w Cadiz, a Ricardo w młodzieżowych grupach Betisu. To jednak Joaquinowi, nazwanemu tak po swoim wujku noszącym pseudonim “El Chino”, pisana była kariera piłkarza.
To zresztą wspomniany wujek okazał się dla niego ogromnym wsparciem, nie tylko tym finansowym, gdy Joaquin za młodu dzień w dzień musiał udawać się na treningi z rodzinnego El Puerto de Santa Maria do Sewilli. Jego wytrwała praca, mimo dość wybuchowego i bezkompromisowego charakteru, przyniosła ostatecznie efekty. W sezonie 1999/2000 zadebiutował w rezerwach Betisu, a już po roku awansował do pierwszego zespołu “Verdiblancos”. To z nimi sięgnął po dwa Puchary Króla, potem dołożył jeszcze to samo trofeum w barwach Valencii. Występował też w Maladze i we Fiorentinie.
Wspomniane trzy krajowe puchary to jedyne trofea w dorobku Joaquina. Być może ta nieco pustawa gablota to lekka skaza na bądź co bądź bardzo udanej karierze Hiszpana. I nie można tu powiedzieć, by Joaquin trafił na jakąś nieudaną generację tamtejszego futbolu. Jego dwaj rówieśnicy, Xabi Alonso i David Silva, mogą pochwalić się przecież dużo bogatszymi kolekcjami medali. Joaquin od zawsze szedł jednak swoimi ścieżkami. I właśnie dlatego jest tak lubiany na wielu stadionach La Ligi.
- Joaquin jest jednym z najpopularniejszych hiszpańskich piłkarzy w XXI wieku. To fenomen socjologiczny, który przeskoczył wiele poziomów w futbolu, by stać się prawdziwą osobowością. Ma wspaniały dar w kontaktach z innymi, jest geniuszem i nie znam nikogo, kto by go nie lubił. Poza tym to naprawdę wielki piłkarz, taki boiskowy artysta o ogromnym talencie i pięknej, trwającej 23 lata karierze. Towarzyszył mi przez moją całą dotychczasową karierę zawodową jako dziennikarz i doskonale go wspominam - opowiada Pineda.
Zawsze można zażartować
Może Joaquin nie zostanie więc zapamiętany ze względu na wiele trofeów, ale z pewnością nikt nie zapomni o jego boiskowym artyzmie oraz… żartach. 41-latek, niezależnie od tego, w którym klubie występował, był ulubieńcem trybun i jedną z najbarwniejszych postaci w szatni. “Diario AS” kiedyś opublikowało nawet listę najlepszych żartów opowiedzianych w różnych okolicznościach przez piłkarza Betisu. Do historii przeszło też wiele innych zabawnych sytuacji, jak choćby ta, kiedy będąc graczem Fiorentiny, zdecydował się udzielić wywiadu w wymyślonej przez siebie wariacji włoskiego.
Jego charakter i otwartość być może nie zawsze przynosiły mu tylko korzyści. Choć w reprezentacji Hiszpanii zadebiutował jeszcze przed mistrzostwami świata w Korei i Japonii oraz zagrał na dwóch mundialach i jednych mistrzostwach Europy, to ominęły go największe sukcesy “La Furia Roja”. Po części mógł mieć na to wpływ wywiad po przegranym meczu eliminacji EURO 2008, kiedy dość mocno skrytykował styl kadry Luisa Aragonesa. Ten dał mu jeszcze kilka szans, ale ostatecznie do Austrii i Szwajcarii go nie zabrał. Później Joaquin w reprezentacji już nie zagrał.
Nawet w Betisie nie zawsze było różowo. Gdy próbował odejść do Valencii, tak mocno skonfliktował się z klubem, że ten postanowił karnie (i ostatecznie bezskutecznie) wypożyczyć go do drugoligowego Albacete. Piłkarz potraktował tę sytuację bardzo profesjonalnie i pokonał blisko pół tysiąca kilometrów, by zrobić sobie zdjęcie z szefami nowego pracodawcy. Gdy ich jednak nie zastał, postanowił… zaprosić do pozowania robotników pracujących na stadionie klubu. Jak zwykle postanowił wszystko obrócić w żart i właśnie dlatego na Półwyspie Iberyjskim wspomina się o nim tylko i wyłącznie z uśmiechem na ustach.
- Nie ulega wątpliwości, żę Joaquin jest legendą Betisu i całego hiszpańskiego futbolu. Wraz z Luisem del Solem i Rafaelem Gordillo tworzą trójkę najlepszych zawodników w dziejach Betisu. To jednak właśnie Joaquin jako jedyny piłkarz zdobył z tym klubem dwa trofea - Puchary Króla w 2005 i 2022 roku. Dlatego myślę, że to największa postać w dotychczasowej historii “Verdiblancos” - podsumowuje Pineda.