Klub Polaka podnosi się po spadku. Już zdeklasował rywali. "Odbudowa smakuje lepiej od porażki"
Nowi właściciele zaczęli od spadku do niższej ligi, ale mają ambitny cel. Birmingham City chce w ciągu pięciu lat awansować z League One do Premier League. Drogę do odbudowy zaczyna od kosmicznego okienka transferowego. A to tylko początek wielkiego projektu. Klub Krystiana Bielika wyrasta na hegemona.
Czegoś takiego na tym poziomie jeszcze nie widzieli. Deklasacja. Przynajmniej pod względem finansowym. Tak można nazwać porównanie wydatków na transfery w trzeciej lidze angielskiej. Birmingham City zapłaciło za nowych piłkarzy już ponad 12 milionów funtów. To ponad dwa razy więcej, niż cała reszta ligi razem wzięta. Klub Krystiana Bielika, który niedawno spadł z Championship, nie zamierza pozostawiać żadnych wątpliwości - celuje w bezproblemowy awans.
“Odbudowa smakuje lepiej od porażki”
Poprzedni sezon był katastrofalny dla Birmingham City. Zasłużony klub wylądował na trzecim poziomie rozgrywkowym po raz pierwszy od 29 lat. Jeszcze na początku poprzedniej dekady grał w Premier League i wygrał Puchar Ligi, a dzięki temu (już jako spadkowicz z elity) mógł grać w fazie grupowej Ligi Europy. 13-letni, stabilny pobyt w Championship dobiegł końca w atmosferze sporego rozczarowania.
W poszukiwaniu przyczyn relegacji często wskazywano palcem na kluczową decyzję nowych właścicieli klubu. Pod koniec rozgrywek 2022/23 został on przejęty przez konsorcjum kierowane przez amerykańskiego biznesmena, Toma Wagnera, a jedną z jego twarzy jest też żywa legenda futbolu amerykańskiego, Tom Brady. Nowi inwestorzy zapowiadali pokaźne inwestycje i budowę nowego, ekscytującego projektu. Zaczęli nieźle, od ciekawego okienka transferowego, ale potem sami włożyli sobie kij w szprychy.
Drużynę prowadził John Eustace, a jego podopieczni zaczęli sezon zaskakująco dobrze, po 11 seriach gier plasując się w strefie baraży o awans do Premier League. Amerykanie mieli jednak inną wizję rozwoju zespołu. Pożegnali Anglika i zadeklarowali, że zastąpią go nowym menedżerem, preferującym bardziej ofensywny styl gry. Padło na wielkie nazwisko: Wayne’a Rooneya. I lepsze stało się wrogiem dobrego. Styl gry zespołów prowadzonych wcześniej przez dawnego gwiazdora Manchesteru United i ich wyniki nie potwierdzały zapowiedzi. Wiele osób drapało się po głowie, widząc, że zatrudniono właśnie jego. Na boisku zmaterializowały się wszystkie wątpliwości.
Drużyna zaczęła punktować najgorzej w lidze, ponad dwukrotnie słabiej niż na starcie kampanii, za kadencji Eustace’a (0,67 do 1,64 pkt/mecz). Wygrała tylko dwa z 15 meczów pod wodzą nowego szkoleniowca i osunęła się tuż nad kreskę. Pikującej ku spadkowi ekipy nie uratowali zatrudnieni później Tony Mowbray oraz Gary Rowett. Katastrofa stała się faktem, a wszystko zapoczątkowała absurdalna zmiana trenera.
Po relegacji wściekłość kibiców mieszała się ze smutkiem. Dyrektor wykonawczy klubu, Garry Cook, miał jednak swoje spojrzenie na sprawę.
- Odbudowa smakuje lepiej od porażki - cytował jego słowa Telegraph.
I, jak się okazuje, nie rzucał słów na wiatr. Bo tego lata Birmingham City zrobiło wszystko, by dać jasny sygnał, że w League One jest tylko “przejazdem” i nie zamierza się tam rozgościć.
Transferowa deklasacja
Jak uspokoić zmartwionych kibiców? Sypnąć groszem. I to konkretnie. Właśnie to zrobili właściciele Birmingham w ostatnich tygodniach. To, na co postawili “The Blues”, jest absolutnie bezprecedensowe. Kompletnie zmietli oni ligową konkurencję na rynku transferowym.
Na ten moment spadkowicz wydał 12 milionów funtów na nowych piłkarzy. To kwota niebagatelna, szalona wręcz dla trzecioligowca. Dość powiedzieć, że pod względem wydatków transferowych plasowaliby się na podium poziom wyżej - w Championship. Ustępowaliby tylko spadkowiczowi z Premier League - Burnley, a także Leeds United, jednemu z faworytów w walce o awans do elity.
Największe wrażenie robi jednak zestawienie z resztą stawki League One. Po pierwsze żaden inny angielski trzecioligowiec nigdy nie zapłacił tyle za transfery w jednym sezonie. Po drugie Birmingham dwa razy wydało rekordową w historii ligi sumę na piłkarza. Najpierw 3,5 miliona funtów na Islandczyka z holenderskiego Go Ahead Eagles, Willuma Thora Willumsona. Potem przebiło ten zakup, ściągając z niemieckiego Darmstadt austriackiego obrońcę, Christopha Klarera. A na sam koniec możemy jeszcze zwrócić uwagę, że wspomniane 12 milionów funtów to ponad dwukrotnie więcej, niż wydatki pozostałych 23 drużyn z League One razem wziętych. Łącznie przeznaczyły one na wzmocnienia 5,8 miliona funtów - średnio wychodzi po około 250 tysięcy.
Nastroje na St Andrew’s są więc zgoła odmienne niż jeszcze kilka miesięcy temu. Frustracja spowodowana decyzją o zatrudnieniu Rooneya, późniejszym chaosem i spadkiem, ustąpiła nadziei. Widać, że nowi właściciele rzeczywiście robią wszystko, żeby zapewnić “The Blues” jak najszybszy powrót do Championship. Samymi transferami też wybiegają krok do przodu. Nie ściągają graczy, by tylko wywalczyć awans. Biorą zawodników pozwalających rywalizować za rok w wyższej lidze. Bo to, że w niej zagrają, biorą już niemal za pewnik.
Pięcioletni projekt
Przedstawiciele zarządzającego klubem Knighthead Capital Management chcą wprowadzić klub do Premier League w ciągu pięciu lat. Startują w trzeciej lidze, więc idea jest bardzo ambitna. To lato to okazja do resetu. Wpadki z poprzednich rozgrywek stanowiły pole do nauki, a i fani nabrali zaufania do ludzi, którzy podejmują kluczowe decyzje dla ich ukochanej drużyny. Widzą, że nie rzucają słów na wiatr.
Nawet nowo zatrudniony trener, Chris Davies, wreszcie zdaje się odpowiadać zapowiadanej przez nich ofensywnej filozofii. Choć 39-latek debiutuje w roli samodzielnego trenera, jego CV pozwala liczyć na ciekawy futbol. Większość kariery spędził jako asystent w sztabie Brendana Rodgersa w Liverpoolu, Celticu czy Leicester City. Krótko pracował też z Juergenem Kloppem. Ostatnio z kolei pomagał Ange’owi Postecoglou w Tottenhamie. To wręcz antyteza Rooneya - człowiek nieznany, lecz, patrząc na CV, w przeciwieństwie do niego, wpisujący się w koncepcję przełożonych.
Właściciele w międzyczasie zainwestowali w podniesienie standardu klubowej infrastruktury. Zgodnie z informacjami BBC, teraz zamierzają przeznaczyć około 15 milionów funtów na modernizację znajdującego się w złym stanie stadionu. W pięcioletniej perspektywie - jak twierdzi Wagner “szalonej” - chcieliby wybudować nowy obiekt wart nawet trzy miliardy funtów z planowaną pojemnością około 60 tysięcy miejsc. Sam Amerykanin mówi nawet, że chce, by stał się on “Wembley w Midlands”- rejonie, w którym leży Birmingham. Plan to wprowadzenie klubu na zupełnie nowy poziom na wszystkich możliwych polach.
Amerykańscy inwestorzy patrzą kilka kroków do przodu. Co ważne, środki inwestowane w infrastrukturę można “odliczyć” od kwoty podlegającej ograniczeniom zgodnie z ligowymi zasadami finansowymi. Zapis ten pozwala na komfortową rozbudowę kluczowych obiektów, podnoszących potencjał klubu jako wielopoziomowej organizacji. Na razie nie ma też informacji, aby kwoty wydane na piłkarzy miały stanowić zagrożenie dla spełnienia wymogów Profit and Sustainability Rules, więc kibice mogą spoglądać w przyszłość ze spokojem. A ta maluje się w radosnych barwach.
Powalczą o rekord
Już teraz w angielskich mediach możemy przeczytać, że Birmingham City spróbuje rzucić rękawicę rekordowi Wolverhampton Wanderers. “Wilki” w sezonie 2013/14, po dwóch spadkach z rzędu, wygrały League One z dorobkiem 103 punktów. Już sam fakt, że dobrze zorientowani dziennikarze przedstawiają takie przewidywania, mówi za siebie. W trzeciej lidze urósł taki hegemon, że tamtejsi bukmacherzy płacą pięć do jednego za przebicie osiągnięcia “Wolves”. Pięć do jednego za najlepszy wynik w historii ligi! Kurs kosmicznie niski, ale bardzo wymowny.
W centrum tego projektu mamy Krystiana Bielika. Polak to zawodnik, który powinien przerastać League One. Od dłuższego czasu stanowi ważne ogniwo drużyny. W sparingach miał nawet okazję zakładać opaskę kapitańską. Były gracz Arsenalu powinien należeć do grona zawodników gotowych do gry szczebel wyżej po nieuchronnym, jak się wydaje, awansie. W jego przypadku pozostanie na St Andrew’s po spadku zdaje się mieć sens, bo z klubem o takich ambicjach można liczyć na wartościowy progres.
Trudno mówić teraz, że powrót do Championship to cel minimum Birmingham. Wszystko inne, niż finisz na szczycie tabeli, będzie zaskoczeniem. Właściciele regularnie wspominają o wielkim potencjale. To przecież klub z drugiego co do wielkości miasta w Anglii, z oddanymi kibicami, a teraz i pokaźnym zapleczem finansowym oraz świetnymi na realia League One umowami sponsorskimi.
Bielik i spółka powinni rozjechać swoją ligę. W ich przypadku krok do tyłu w postaci rozczarowującego spadku z Championship może stanowić początek dynamicznej drogi w górę. Buńczuczne zapowiedzi oczywiście nie muszą się spełnić, ale to lato pozwala zakładać, że pierwszy krok jest tylko kwestią czasu. Zasłużony angielski klub szykuje się do wyjścia z dołka, w jakim nie był od prawie 30 lat. I może okazać się kolejnym ciekawym projektem, który wypłynie na mapie piłkarskiej Anglii.