Kim my jesteśmy? Ten sam element ciągle nie działa. Santos dostał go w spadku. "Wciąż idzie jak po grudzie"

Kim my jesteśmy? Ten sam element ciągle nie działa. Santos dostał go w spadku. "Wciąż idzie jak po grudzie"
własne
Dlaczego Polacy przegrali z Mołdawią, mimo prowadzenia po pierwszej połowie? Co zawiodło w reprezentacji? Wydaje się, że leczenie doraźne już nie pomoże. Potrzebna jest solidna retrospekcja, którą zaczniemy od meczów sprzed kilku lat.

Obrona obronie nierówna

Dalsza część tekstu pod wideo
mołdawia analiza 2
screen
Historię reprezentacji Polski w erze postnawałkowej tak naprawdę nie wiadomo od czego zacząć, ponieważ… czy jesteśmy pewni, że w ogóle się zaczęła? Czy któryś z czterech trenerów otrzymał póki co tak duży kredyt zaufania, że mógł w pełni wdrożyć w życie swoje pomysły na kadrę? W ostatnim roku zespół Czesława Michniewicza dał się zapamiętać jako drużyna wycofana, do bólu reaktywna, czekająca pod własną bramką nie wiadomo na co, ponieważ pressing (jeśli jakikolwiek) nie był ani spójny, ani nie dawał podstaw do wyprowadzania kontrataków. Polscy skrzydłowi byli na tyle głęboko ustawieni, że nie mogli nagle przemieścić się kilkadziesiąt metrów wyżej, zanim rywale zdążyli odbudować ustawienie w obronie. Pisaliśmy wówczas np. TUTAJ o ”teleportowaniu się”, które rzecz jasna nie było możliwe.
Co więcej, pomimo gry w bardzo niskim bloku obronnym i wystawianiu wielu defensorów w świetle bramki, Polacy nie potrafili wykorzystać tego nawet w ”zwykłej” ochronie stref największego zagrożenia. Tracili bardzo wysokie wartości goli oczekiwanych (xG), pozwalając rywalom na oddawanie dziesiątek strzałów na bramkę z niemal każdej odległości i pozycji, czego symbolem był mecz przeciwko Arabii Saudyjskiej i popisy Salema Al-Dawsariego. Według modelu statystycznego Saudyjczycy powinni w tym spotkaniu zdobyć dwa gole, a skończyli na zerze.
Po mundialu w Katarze nie przedłużono umowy z Czesławem Michniewiczem z powodu, jak powszechnie się mówi, stylu gry reprezentacji. Pytanie tylko, czy istnieje w ogóle coś takiego jak styl? W końcu Atletico Madryt trenera Simeone słynęło z równie niskiego ustawienia, lecz było w tym niesłychanie skuteczne. Dobra jest więc taka strategia (sposób!), której wcielenie zapewnia największe szanse na zwycięstwo z daną grupą piłkarzy. W gabinetach PZPN ewidentnie coś dzwoniło, lecz niekoniecznie w odpowiednim kościele i ”jak zwykle” stanęło na presji środowiska i zdecydowanej opinii społecznej.
mołdawia analiza 3
screen
Tymczasem postawiono na ”Michniewicza+”, Fernando Santosa. Doświadczenie Portugalczyka i umiejętność zwyciężania w konkretnych meczach miała okazać się warunkiem najważniejszym w jego zatrudnieniu. Podobny SPOSÓB gry do poprzedniego selekcjonera nie musiał wcale przeszkadzać w tym, by osiągać sukcesy. Zarówno w defensywie, jak i ofensywie, cytując klasyka, ponieważ w dzisiejszej piłce nożnej konieczne są umiejętności solidnej gry w ataku pozycyjnym, jak i niskiej obronie. Takim ”kameleonem” ma być wciąż trener Santos, będący na swoim stanowisku dopiero czwarty miesiąc. Do tej pory widać wyraźnie, że dopiero poznaje tę reprezentację, jej piłkarzy oraz zachowania w grupie, dokonując korekt w konkretnych meczach. Na przykład w pierwszej połowie spotkania z Niemcami na tyle dobrze zestawił niską obronę, że ”Biało-czerwoni” chronili zarówno światło bramki, jak i podtrzymywali presję na rywalu z piłką, ograniczając mu opcje gry do przodu. Nie było już płaskiego i biernego 6-3-1 Michniewicza, a 5-3-2, w którym pomocnicy harowali na całej szerokości boiska - z lepszym lub gorszym skutkiem, zdążając do przeciwników lub nie, lecz zamysł w grze był wyraźnie dostrzegalny.
mołdawia analiza 4
screen
Jeśli rywale pod presją wycofywali piłkę, był to sygnał dla całego zespołu do wyższego podejścia. Już w drugim meczu Santosa przeciwko Albanii przenosili się całym zespołem na dalszą połowę, spychali gości do linii bocznej, a całość dopełniał ”odkurzony” stoper, Bartosz Salamon, wychodząc z interwencją odważnie i wysoko. Stanowił zdecydowaną przeciwwagę wobec zachowawczego Kamila Glika za kadencji poprzednich szkoleniowców, co porównaliśmy TUTAJ.

Cała naprzód

mołdawia analiza 5
screen
W marcu proporcje w grze obronnej zostały zachowane w naprawdę dobrym stopniu, za to w czerwcu po połowicznie dobrym meczu z Niemcami przyszło absurdalne starcie z Mołdawią, zakończone blamażem w drugiej części spotkania. W ciągu kilku dni wajcha z niskiej obrony została drastycznie przestawiona na atak, w którym Polacy nie potrafili zachować odpowiednich proporcji i w związku z tym cierpiało przejście do obrony. Chwilami pole karne Mołdawii atakowało aż ośmiu zawodników, w tym wszyscy trzej pomocnicy…
mołdawia analiza 6
screen
…których zbyt wysokie ustawienie pozostawiało ”ocean” wolnej przestrzeni przed ostatnimi obrońcami. Ci zmuszeni byli biec w tył, podczas gdy napastnik rywali, Ion Nicolaescu, pozostawał de facto za ich plecami, choć pędził w kierunku bramki. W tych sytuacjach wyszła jak na dłoni nieumiejętność obrony przestrzeni polskich defensorów, którzy zamiast spychać ”dziewiątkę” z dala od światła bramki i asekurować się nawzajem, sami zostali skupieni przez mołdawskiego snajpera.
Ciągłe zmiany koncepcji i miotanie się między skrajnymi sposobami gry spowodowały, że w grze Polaków zaczęły pojawiać się coraz to nowsze błędy, których dotąd wspólnie nie doświadczali.
mołdawia analiza 7
screen
W tym momencie warto skupić się właśnie na ”doświadczaniu”. Mówi się, że w futbolu nie ma dwóch takich samych sytuacji i na tym swoją pewność siebie buduje Piotr Zieliński. Jako jeden z nielicznych polskich piłkarzy swobodnie czuję się w rozegraniu ataku pod presją przeciwnika, ponieważ znajdował się w niezliczonej ilości podobnych sytuacji w klubie. Podobnych, ale nie takich samych. Zawodnik Napoli od lat wykazywał cechy, dzięki którym polska kadra mogła określić się na nowo, lecz samodzielne dążenia Piotra pozostawały bez odpowiedzi kompanów. Nieśmiało pragnął to wykorzystać wyszydzany przez wielu Paulo Sousa, u którego Zieliński stawał się momentami najniżej ustawionym pomocnikiem. Brał piłkę, schodził między stoperów, skupiał uwagę rywala na sobie i otwierał wyższe strefy. Robił coś, czego dotąd z trudem można było, nomen omen, doświadczyć w polskiej kadrze, nastawionej głównie na przeszkadzanie rywalom w ich grze. Nadzieje Zielińskiego przepadły wraz z trenerem, który dokonał dezercji, wylatując do Brazylii. Oprócz powodów moralnych tej decyzji, które są oczywiste, kultura piłkarska w Polsce z pewnością nie pomagała mu w realizacji celów z Zielińskim jako liderem.
mołdawia analiza 8
screen
Sousa odszedł, a reprezentacja jakby cofnęła się w rozwoju. Zamiast ”dyrygenta” przed stoperami pozostali sami środkowi obrońcy i cały sznur pomocników ustawionych tyłem do kierunku gry, z którymi rozwój ataków pozycyjnych był zwyczajnie niemożliwy. Gestykulacja Roberta Lewandowskiego w takich sytuacjach mówiła sama za siebie i niewiele brakowało jej do słynnych sekund ciszy podczas wywiadu, w którym kapitan kadry próbował przedstawić założenia gry reprezentacji Jerzego Brzęczka.
mołdawia analiza 9
screen
Kolejny selekcjoner odziedziczył ten sam nienaprawiony element. Fernando Santos od słynnego debiutu z Czechami, kiedy Karol Linetty nie kontrolował przestrzeni za plecami, stara się subtelnie zmieniać proporcje w środku pola, by usprawnić wyprowadzenie piłki, lecz wciąż idzie to jak po grudzie.
mołdawia analiza 1
własne
Zieliński często wyciąga rywali z ich stref, w wolną przestrzeń wbiegają inni gracze, lecz stoperzy nie zawsze są skłonni do podań prostopadłych. Wygląda na to, że do tej pory rzadko tego doświadczali. Ciekawe dlaczego?
mołdawia analiza 10
screen
Nagle po kilku miesiącach przerwy do polskiej kadry wrócił Arkadiusz Milik, który po raz ostatni stanowił ważne ogniwo reprezentacji za kadencji… Paulo Sousy. Wówczas charakterystyczne trio w ataku stanowili Lewandowski, Piątek i właśnie Milik, który w Kiszyniowie znów pełnił rolę podwieszonego napastnika. Zawodnik Juventusu bardzo dobrze odnajdywał się między obroną a pomocą Mołdawii, wchodził we współpracę z Robertem Lewandowskim i to głównie dzięki niemu Polacy dostawali się za ostatnią linię obrony. Dawno w zespole ”Biało-czerwonych” nie było piłkarza, który świadomie ustawiał się między formacjami przeciwnika, w dodatku bokiem lub twarzą do bramki, a jego dalsze działania z piłką zostały dbale wykonane. Niestety, bardzo dobry występ Milika przyćmiła druga połowa meczu, której przebieg tak skrajnie nie przystawał do pierwszej części gry, jak Polska zmienia koncepcje gry pod wodzą kolejnych trenerów.

O co w tym wszystkim chodzi?

W tak naprawdę jedynej pomeczowej wypowiedzi polskiego piłkarza, Jana Bednarka, przebiła się dziwna chęć do samobiczowania, a sens samego zdania o wakacjach jest równie absurdalny, co sam mecz. Złośliwi powiedzą, że chociaż tutaj można zauważyć ”łączność z bazą”. Pytanie jednak, czy chodzi o bazę kibicowską, która co rusz daje się ponieść emocjom, czy polska kadra zbudowana jest na czymś trwalszym. Własnego ośrodka jak nie było, tak nie ma, ”Biało-czerwoni” korzystają z usług stadionów i hoteli w różnych częściach kraju i najwyraźniej przekłada się to wprost na ich sferę mentalną.
W dalszej części wypowiedzi Bednarka ujawniło się również to, że sam obrońca Southampton, jak i pewnie wielu innych graczy, bardziej obawia się niepochlebnych opinii kibiców reprezentacji niż tego, że sami w drugiej części spotkania zagrali znacznie poniżej swoich możliwości, co celnie zauważył Michał Zachodny:
Warto w tym miejscu zadać sobie pytanie: czym jest to spowodowane? Skoro chcemy się poprawić, należy koniecznie poszukać przyczyn, a nie odwoływać się do skutków porażki, czy mitycznego ”stylu gry”.
Należy zdać sobie sprawę z tego, że polscy piłkarze nie mają się do czego odwołać, ponieważ ich model gry nieustannie się zmienia. To być może dlatego w sytuacjach kryzysowych tj. strata bramki kontaktowej, czy wyrównywanie stanu rywalizacji przez Mołdawię, nie mają z czego czerpać, by odmienić losy meczu znów na swoją korzyść. Albo chociaż spróbować, do czego niezbędne jest przekonanie, że jako grupa są w stanie tego dokonać na warunkach, które każdy zawodnik zaakceptował według własnej woli.
Można odnieść wrażenie, że właśnie czynnik indywidualny w grze reprezentantów Polski jest bardzo słabo rozwinięty i w konsekwencji trudno jakkolwiek wykorzystać go w działaniu całego zespołu. Polski piłkarz przez lata przyzwyczaił się do tego, że najważniejsza w grze jest jego reakcja na akcję przeciwnika, w związku z czym był praktycznie od niego zależny. ”Czynnik sprawczy” wyraźnie stał po stronie rywali.
Ponadto przed meczem z Mołdawią Wojciech Szczęsny przyznał, że cierpienie znajduje się w DNA reprezentacji Polski, lecz trudno w tej ”drodze krzyżowej” dostrzec sensu działań. Dopóki nie wiemy, kim jesteśmy i jak możemy wykorzystać najlepsze umiejętności kadrowiczów, dopóty będziemy zataczać wciąż te same koła. Kibice ”wierni po porażce” będą ”grillować”, dobrowolnie godząc się na piłkarskie niewolnictwo.

Czy można inaczej?

Bardzo ciekawą przeciwwagę wobec zamknięcia się na jeden sposób gry zaprezentował Oscar Cano podczas Ogólnopolskiej Konferencji Trenerów w Łodzi w lipcu zeszłego roku. Według hiszpańskiego paradygmatu (czyli tak naprawdę człowieka myślącego) piłkarz powinien mieć swobodę w rozumieniu gry, wyrażać siebie i czuć się w tym bezpiecznie. Bezpiecznie, wystawiając się na ryzyko i popełniając błędy, które są częścią gry, jakkolwiek paradoksalnie to nie brzmi. W takim rozumieniu pomyłka jest nawet pożądana, bo można z niej wyciągnąć naukę. W żadnym wypadku nie chodzi tu slogany związane z szeroko pojętym ”rozwojem osobistym”, a o zdarzenia, w których to piłkarz jest panem sytuacji, nawet kiedy nie wszystko pójdzie po jego myśli i np. straci futbolówkę. Pewnie będzie nawet pozytywnie zmotywowany do tego, by w kolejnej próbie przechylić szalę na swoją korzyść i wygrać pojedynek, nie skupiając się na tym, że będzie na niego czekać kara, tj. ”grillowanie” według Jana Bednarka.
Czy Polska dysponuje zawodnikami, którzy chcą podejmować ryzyko i czuć się przy tym odpowiedzialnie, nie zadręczając się złudnymi konsekwencjami? Oczywiście, że tak. Piłkarze reprezentacji Polski U-17 trenera Marcina Włodarskiego oraz ”młodzi seniorzy” w kadrze Fernando Santosa, m.in. Jakub Kamiński czy Michał Skóraś, przeszli (w różnym stopniu) szkolenie na zupełnie innych zasadach. Ich trenerzy w procesie treningowym zaczęli zmieniać środowisko, a nie decyzje graczy w danych sytuacjach. Piłkarze zostali wrzuceni w nie do końca określone ramy, wewnątrz których samodzielnie podejmowali decyzje boiskowe i co akcje doświadczali je na nowo. To nie wiek decyduje o ich doświadczeniu, a liczba powtórzeń podobnych akcji na treningach, dzięki którym młodzież jest skłonna do podejmowania ryzyka podczas meczów każdej rangi. Wtedy właśnie potrafi wyrazić siebie, łącząc to w przyszłości w grze w biało-czerwonej drużynie, która póki co nie ma swojego imienia, ale może je sobie nadać. Jeśli tylko będzie chciała.

Przeczytaj również