Kilka miesięcy temu świętowali mistrzostwo, teraz… zamykają tabelę. "Żadnego zwycięstwa w 12 meczach"
W poprzednim sezonie całkowicie zdominowali rozgrywki ligowe w swoim kraju. Drugi zespół wyprzedzili ostatecznie o 14 punktów i mogli świętować pierwszy tytuł mistrzowski od 2009 roku. Co stało się zatem, że dziś, zaledwie kilka miesięcy później, są na samym dnie? Zaglądamy do Szwajcarii i bierzemy na tapet FC Zürich
W marcu tego roku, gdy FC Zürich okupował pozycję lidera w swojej lidze, opublikowaliśmy poświęcony mu artykuł, który znajdziecie TUTAJ.
- Rok temu ledwo obronili się przed spadkiem, teraz zmierzają po mistrzostwo. "Przerwą dominację dwóch klubów" - pisaliśmy już w tytule.
Zmierzali po mistrzostwo i faktycznie dotarli do mety jako pierwsi. Z przewagą 14 punktów, która mogła być nawet wyższa, ale na samym finiszu w szeregi zespołu wdało się już rozluźnienie, które zaowocowało zaledwie jednym zdobytym oczkiem na przestrzeni trzech ostatnich meczów.
Zawirowania trenerskie
Latem klub stał się trochę ofiarą swojego sukcesu. Po architekta pierwszego od 13 lat mistrzostwa kraju - trenera Andre Breitenreitera - zgłosiło się niemieckie Hoffenheim. 49-latek przyjął ofertę i dziś z dobrym skutkiem prowadzi “Wieśniaków” na bundesligowych boiskach. Jego nowy zespół zajmuje obecnie wysokie czwarte miejsce w lidze.
- Breitenreiter był cudotwórcą i wiadomo było, że będzie go trudno zastąpić - mówi nam Kryspin Sankowski, który na Twitterze prowadzi profil “Szwajcarska Piłka”.
Niemiecki menedżer zostawił zatem zespół, który miał stanąć do walki o awans do Ligi Mistrzów. Zastąpił go Franco Foda, były szkoleniowiec takich klubów jak Sturm Graz i FC Kaiserslautern, a także ex-selekcjoner reprezentacji Austrii, którą prowadził przez prawie pięć lat (m.in. na EURO 2020).
Dziś Fody nie ma już w klubie. Przez niecałe trzy miesiące zdążył on wykręcił “oszałamiającą” średnią jednego punktu zdobytego na mecz. Prowadzony przez niego zespół odpadł z walki o Champions League po dwumeczu z Karabachem Agdam, choć trzeba przyznać - bardzo wyrównanym (2:3 i 2:2 po dogrywce), a także zdobył - uwaga - dwa punkty w ośmiu ligowych meczach.
- U Fody drużyna była częściej przy piłce (w poprzednim sezonie tylko dwie drużyny w lidze miały mniejsze średnie posiadanie piłki), ale w grze ofensywnej nie było widać żadnego pomysłu. Zero. Gra bez piłki nie wyglądała tak źle, agresja z jaką piłkarze naciskali na rywali mogła się podobać. Ale kiedy tylko sami mieli piłkę przy nodze, nie wiedzieli, co z nią zrobić. Nawet kiedy stworzyli sobie jakąś sytuację, zawodziła skuteczność (a to był jeden z największych atutów drużyny Breitenreitera - strzelali więcej goli, niż przewidywały statystyki). Co gorsza, gra w defensywie też pozostawiała wiele do życzenia. Patrząc jak Foda eksperymentował z taktyką, chyba sam nie miał pomysłu na tę drużynę. Próbował nawet ustawienia swojego poprzednika, ale tym razem to już po prostu nie działało - tłumaczy autor “Szwajcarskiej Piłki”.
Poza tym “Złote Lwy”, jeszcze z Fodą u steru, awansowały do fazy grupowej Ligi Europy, ale tam zaczęły zmagania od porażek w meczach z Arsenalem oraz Bodo/Glimt. 18 września 56-latek urodzony w Mainz poprowadził zespół po raz ostatni.
Najpierw tymczasowo zastępował go Genesio Colatrella, wcześniej asystent trenera i szkoleniowiec zespołu młodzieżowego. Efekt? Dwa remisy i porażka. W końcu jednak zatrudniono nowego trenera, który ma podjąć się misji ratowania drużyny przed katastrofą. To Bo Henriksen, 47-letni Duńczyk, prowadzący do niedawna duńskie FC Midtjylland.
Henriksen w klubie jest oficjalnie od 10 października. Ma za sobą trzy spotkania w roli menedżera FC Zürich:
- Porażka 0:5 z PSV Eindhoven (Liga Europy),
- Remis 0:0 z Young Boys Berno (liga szwajcarska),
- Remis 0:0 z FC Basel (liga szwajcarska).
Duński szkoleniowiec nie miał zatem łatwego startu. Od razu musiał wskoczyć na najgłębsze wody i poprowadzić drużynę w starciach z naprawdę mocnymi ekipami. Zwycięstwa jeszcze się nie doczekał, ale w obecnej sytuacji ugranie dwóch punktów podczas rywalizacji z obecnym liderem rozgrywek i inną znaną marką trzeba uznać za niezły prognostyk.
- Bo Henriksen wprowadził trochę ożywienia do gry FC Zürich, ale potrzeba jeszcze dowodów w postaci goli, bo w pierwszych trzech meczach nie strzelili ani jednego. Trzeba mu jednak oddać, że terminarz na początku pracy ma ekstremalnie trudny, a remisy z Young Boys i FC Basel to duży sukces. Nastrajają pozytywnie - potwierdza Sankowski.
Fatalnie w lidze, fatalnie w Europie
Po 12 rozegranych meczach obrońca tytułu zamyka ligową tabelę. Bez żadnego zwycięstwa na koncie. Pamiętając wydarzenia z rozgrywek 2021/22, wygląda to wręcz nieprawdopodobnie. Pocieszeniem może być fakt, że degradacja grozi tylko jednej drużynie (i to po barażu). FC Zürich powinien w końcu zacząć punktować i nieco polepszyć swoją sytuację.
Lepiej nie wygląda to wcale w Lidze Europy. Tam “Złote Lwy” przegrały póki co wszystkie spotkania.
Transferowe zamieszanie
Tak wyraźnej obniżki formy nie możemy natomiast przypisywać jedynie zmianie na stanowisku trenera. Jak to bowiem często bywa po bardzo udanych sezonach - spore zainteresowanie wzbudzili najbardziej wyróżniający się piłkarze aktualnych mistrzów Szwajcarii.
I tak w ostatnim dniu okna transferowego do Leeds United powędrował za 4,5 mln euro sześciokrotny reprezentant Włoch - Wilfried Gnonto. W poprzednim sezonie autor dziesięciu goli i pięciu asyst.
“Złote Lwy” straciły też, a raczej przede wszystkim, swojego najlepszego strzelca z rozgrywek 2021/22 - Assana Ceesaya. Gambijski napastnik w samej tylko lidze zdobył wówczas aż 20 bramek i do tego zanotował 11 asyst. Powędrował jednak do Lecce. I to bez kwoty odstępnego.
Gdy dodamy do tego odejścia Ousmane Doumbii, jednego z kluczowych pomocników w poprzednim sezonie, mogłoby się wydawać, że zespół został bardzo wyraźnie osłabiony. Nieco inną optykę na tę kwestię ma natomiast nasz rozmówca.
- Po przyjściu Santiniego, Okity, Avdijaja i Viunnyka, atak na papierze prezentuje się nie gorzej od tego z poprzedniego sezonu, a może nawet lepiej, więc to raczej wina taktyki, a nie nazwisk. Zresztą siłą Breitenreitera było to, że z przeciętnych piłkarzy (niektórzy jeszcze niedawno grali w drugiej lidze), był w stanie wycisnąć maksimum. Poza Marchesano, Omeragiciem i Doumbią, w tamtej drużynie nie było dużych gwiazd - tłumaczy autor “Szwajcarskiej Piłki”.
***
- Patrząc na ostatnie lata, powiedziałbym, że ich aktualne miejsce w tabeli jest mniej zaskakujące, niż to na koniec poprzedniego sezonu. Wygranie ligi to było coś niewyobrażalnego, błysk geniuszu ze strony Breitenreitera, ale też Marinko Jurendicia, dyrektora sportowego. Niemiecki trener wykorzystał potencjał drużyny do maksimum, dla wielu zawodników był to sezon życia i raczej nieprędko znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie to powtórzyć - dodaje Sankowski.
Lech Poznań też zaczął sezon ligowy fatalnie, okupując dno ligowej tabeli. Dość szybko zdołał się jednak pozbierać. W przypadku FC Zürich trwa to zdecydowanie zbyt długo. Mistrzowi kraju po prostu nie przystoi. Z ciekawością będziemy przyglądać się zatem dalszym losom rywalizacji na szwajcarskich boiskach, bo póki co wymyka się ona poza powszechne ramy.