Kiedyś król futbolu, dziś gwiazdor więzienia. Wspominamy najlepsze momenty w karierze Ronaldinho

Kiedyś król futbolu, dziś gwiazdor więzienia. Wspominamy najlepsze momenty w karierze Ronaldinho
Maxisport/shutterstock.com
Historia Ronaldinho jest jednocześnie jedną z najpiękniejszych, jak i najsmutniejszych w dziejach nowoczesnego futbolu. Mimo, że mowa o człowieku, którego twarz zawsze przyozdabiał szeroki uśmiech, trudno nie czuć nutki żalu patrząc na przekrój losów brazylijskiego magika. 39-latek osiągnął w futbolu wszystko, stanowił inspirację dla całego świata, ale niestety nie potrafił zapanować nad samym sobą. R10 na boisku cechowała, a nawet nadal cechuje młodzieńcza fantazja, która niestety idzie w parze ze skrajną nieodpowiedzialnością na co dzień.
W ostatnich dniach cały świat obiegła szokująca informacja o zamknięciu Ronaldinho w więzieniu z powodu próby przekroczenia granicy, posługując się...paragwajskim paszportem. Na tak kuriozalny pomysł, będąc jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na całym świecie, mógł wpaść tylko Ronaldinho.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kolejne informacje dotyczące R10 mówiły, że w ośrodku penitencjarnym ma się odbyć coś, co brazylijski tygrysek lubi najbardziej, czyli turniej futsalowy. Były gwiazdor Barcelony oraz reprezentacji Canarinhos oczywiście nie omieszkał zaprezentować swojego kunsztu, ośmieszając współpartnerów i nawiązując jednocześnie do swoich najlepszych lat w zawodowej piłce.
Z jednej strony, miło wciąż widzieć, że Ronaldinho ma w nogach to “coś”, ten dryg, boski dotyk, który sprawia, że Brazylijczyk, choćby nie wiem jak się zapuścił, dysponuje brylantową wręcz techniką. Z drugiej jednak, niezwykle przykre jest oglądanie swojego idola za kratkami. Więzienne przygody Ronaldinho robią furorę na całym świecie, ale lepiej pamiętać go z wyczynów podczas profesjonalnej kariery. A trochę ich było.

Samba w stolicy Anglii

Prawdziwy popis swojej techniki użytkowej Ronaldinho zaprezentował 8 marca 2005 r. w rewanżowym starciu z londyńską Chelsea. Drużyna prowadzona przez Jose Mourinho była wtedy w świetnej dyspozycji, a dla samego Portugalczyka priorytetem było odprawienie z kwitkiem “Dumy Katalonii”.
Plany “The Special One” nieco pokrzyżował pierwszy mecz na Camp Nou, w którym Katalończycy odnieśli zwycięstwo 2:1. O dziwo, gwiazdor “Blaugrany”, Ronaldinho zanotował przeciętny występ, a na listę strzelców wpisali się tylko Maxi Lopez i Samuel Eto’o. To, co najlepsze Brazylijczyk zostawił na kolejne spotkanie.
Podczas rewanżu kibice zgromadzeni na Stamford Bridge musieli być w ekstazie po pierwszych 20 minutach, gdy ich ulubieńcy wypracowali sobie przewagę 3:0. Każdy jednak zapomniał o wyniku, ponieważ w pewnym momencie Ronaldinho po prostu zatrzymał czas. Seria fake-shotów Brazylijczyka zamroziła Ricardo Carvalho, Johna Terry’ego i cały Londyn. Chelsea finalnie wyeliminowała “Dumę Katalonii”, ale w pamięci każdego kibica został tylko ten magiczny gol barcelońskiej “dziesiątki”.

Futbol ponad podziałami

Bramka Ronaldinho została wybrana przez UEFA najładniejszym trafieniem edycji 2004/05, a sam Brazylijczyk otrzymał również nagrodę dla najlepszego napastnika. Kolekcja indywidualnych skalpów rosła z każdym dniem, ale dopiero w trakcie kampanii 2005/06 R10 zaczął także święcić triumfy drużynowe.
Sezon Barcelony zakończony zdobyciem krajowego mistrzostwa oraz Ligi Mistrzów naturalnie nie byłby możliwy bez kolosalnego wkładu Ronaldinho. Właśnie na przestrzeni lat 2005-06 wychowanek Gremio osiągnął futbolowy szczyt szczytów, prezentując zagrania rodem z podwórka, gdy licealiści dają lekcję pokory chłopcom z podstawówki.
Żeby nie być gołosłownym, wystarczy przypomnieć ligowe El Clasico rozgrywane na Santiago Bernabeu, które zmieniło się w istny teatr jednego aktora. Mimo, że po boisku biegali wówczas Messi, Xavi, Zidane, Beckham i wiele innych legend, wszyscy mogli tylko przyglądać się popisom Ronaldinho.
“Ronnie” w pojedynkę zniszczył Real, który musiał ustąpić Barcelonie miejsce na fotelu lidera. Nikt w obozie “Królewskich” nie czuł jednak jakiejkolwiek wrogości do Brazylijczyka, ponieważ sami kibice zgromadzeni w madryckiej świątyni futbolu oklaskiwali lidera rywali z Katalonii.
- Zacząłem śledzić Barcelonę po Klasyku wygranym 3:0 na Bernabeu. Miałem 9 lat i pamiętam kibiców na trybunach, którzy oklaskiwali Ronaldinho po jego bramkach. To uświadomiło mi, jak wielkim klubem jest Barça i jej zawodnicy - opowiadał w jednym z wywiadów obecny reprezentant ekipy z Camp Nou, Arthur Melo.
Za swoje wyczyny Brazylijczyk otrzymał wówczas Złotą Piłkę. Niestety, jedyną w trakcie całej swojej kariery. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że Ronaldinho byłby w stanie zdobyć jeszcze minimum 2-3 nagrody przyznawane przez magazyn France Football, gdyby głowa dojechała do nóg. Wszyscy niestety wiemy, że w pewnym momencie R10 przestał skupiać się na futbolu, a po opuszczeniu Barcelony nigdy już nie wspiął się na szczyt. Chociaż bywały przebłyski. Zresztą, najlepszym świadectwem jakości “Ronniego” jest jego ostatni gol zdobyty na Camp Nou. Magia w najczystszej postaci.zal sp

Starcie pokoleń

W 2011 r. Ronaldinho wrócił do ojczyzny, aby przywdziać trykot Flamengo. Już po kilku kolejkach okazało się, że Brazylijczyk, mimo, delikatnie mówiąc, niezbyt sportowej sylwetki, nadal jest w stanie decydować o losach spotkań. Przekonał się o tym choćby Santos, którego gwiazdą w owych latach był pewien niezbyt jeszcze znany szerszej publice skrzydłowy. Może go kojarzycie, jego imię to Neymar.
Spotkanie przeszło do historii brazylijskiej Serie A, ponieważ obfitowało w piękne bramki, sztuczki techniczne, zwroty akcji i wszystko, co najpiękniejsze w wykonaniu piłkarskich wirtuozów rodem z “Kraju Kawy”. Młodziutki Neymar zdobył wówczas dwie bramki, ale na ustach wszystkich był Ronaldinho, który zanotował ostatniego w karierze hat-tricka.
Po tym pamiętnym meczu Neymar niezwykle ciepło wypowiadał się o Ronaldinho, nie ukrywając, że wreszcie mógł się spotkać ze swoim piłkarskim idolem. Obecny zawodnik PSG nie jest naturalnie jedynym, który opisywał R10 w samych superlatywach. Wiele gwiazd otwarcie przyznaje, że pod względem pokładów talentu nikt nie mógł się równać z wiecznie uśmiechniętym Brazylijczykiem.

Wieczna La Zabawa

Bramki zdobywane przez Ronaldinho były piękne, ale stanowiły one tylko dopełnienie, swoisty smaczek jego boiskowych wyczynów. Tym, co przyciągało kibiców na stadion i przed telewizory były nieustanne popisy “Ronniego” z piłką. Gdy on dostawał piłkę, można się było tylko zastanawiać w jaki sposób tym razem rywal zostanie upokorzony. Mimo upływu lat, R10 zawsze znajdował sposób na udany drybling.
W obecnych czasach coraz większą uwagę przykuwa się do założeń taktycznych, realizacji przez piłkarzy planu gry, trzymania pozycji i innych niuansów, a gdzieś w tym całym galimatiasie zanika zwykła radość z gry. W negatywny sposób zmieniło się choćby podejście do soli futbolu, czyli dryblingów o czym świadczą np. niedawne incydenty z Neymarem. Wygrany pojedynek 1 na 1 przestał być dowodem jakości, a stał się synonimem upokorzenia, pychy lepiej wyszkolonego gracza.
Kierunek, w którym zmierza futbol sprawia, że kariera oraz nastawienie Ronaldinho zasługują na jeszcze większą estymę. Brazylijski geniusz nie dbał o jakiekolwiek zalecenia taktyczne. On po prostu brał piłkę i na naszych oczach stwarzał ósmy cud świata. Jako, że obecnie każdy z nas ma nieco więcej czasu polecam po prostu poświęcić kilka(dziesiąt) minut na oglądanie kompilacji Ronaldinho. Zapewniam, że na niektóre sztuczki nie wpadliby nawet Harry Houdini czy akrobaci w Cirque du Soleil. Ronaldinho był jedyny i niepowtarzalny.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również