Klub zastrzegł jego numer, on... przeszedł do wielkiego rywala. Kibice byli wściekli, poleciały butelki
Nigdy nie był czołowym piłkarzem świata, ale przewinął się przez kilka słynnych klubów i reprezentację Francji. Głośno było też o nim podczas bardzo pamiętnej afery. W tym roku Mathieu Valbuena skończy 40 lat, ale wciąż nie ma dość. Karierę kontynuuje na słonecznym Cyprze.
Kawał swojej piłkarskiej historii napisał w Olympique’u Marsylia. Trafił do niego w 2006 roku i przez kolejne osiem lat przywdziewał barwy ekipy znad Lazurowego Wybrzeża. Początki miał jeszcze dość niemrawe, ale potem wypłynął na szersze wody i regularnie potrafił dawać się rywalom we znaki.
Z marsylskim klubem sięgnął po mistrzostwo kraju w kampanii 2009/10. Trzykrotnie triumfował też w Pucharze Ligi Francuskiej, a dwa razy w Pucharze Francji. Łącznie dla Olympique'u rozegrał aż 330 spotkań, w których strzelił 38 goli i zanotował 58 asyst.
Debiut marzeń i turniej do zapomnienia
Wypromował się na tyle, że w 2010 roku, już jako 26-letni piłkarz, w końcu doczekał się powołania do reprezentacji Francji. Pierwszy mecz dla “Trójkolorowych” rozegrał dosłownie kilka dni przed mundialem w RPA. I nie mógł wymarzyć sobie lepszego debiutu. W towarzyskim starciu z Kostaryką wszedł z ławki w drugiej części gry, a kilka minut przed końcem spotkania zdobył zwycięską bramkę.
Same mistrzostwa świata były jednak dla niego, podobnie jak dla reprezentacji Francji, kompletnie nieudane. Valbuena rozegrał jedynie 21 minut w meczu z Meksykiem, a “Trójkolorowi” nie dość, że w fatalnym stylu odpadli już po fazie grupowej, to jeszcze rozpętali wewnątrz zespołu wielką aferę. Piłkarze się buntowali, obrażali selekcjonera, a ten musiał odejść zaraz po turnieju.
Reprezentacja przywitała więc Valbuenę aferą, ale Francuz nie wiedział jeszcze wówczas, że zdecydowanie większa rozpęta się kilka lat później. Już z nim w roli głównej. Zanim jednak wyszła ona na światło dzienne, mierzący 167 cm wzrostu piłkarz zdążył pożegnać się z Marsylią. Na rok powędrował do Dynama Moskwa, gdzie radził sobie naprawdę solidnie. W 40 meczach strzelił sześć goli i zanotował aż 17 asyst.
Wściekłość kibiców
Wtedy jednak postanowił wrócić do ojczyzny, do Olympique’u, ale.. nie do tego z Marsylii. Valbuena podpisał wówczas kontrakt z Lyonem, jednym z największych rywali klubu, w którym wcześniej spędził długie osiem lat. To rozgrzało kraj do czerwoności.
Gdy Valbuena z nowym zespołem przyjechał na obiekt Marsylii, kibice zgotowali mu piekło. Buczenie? To jeszcze nic. Na trybunie najbardziej zagorzałych sympatyków ekipy ze Stade Velodrome zawisła kukła z podobizną zawodnika, a gdy Francuz chciał wykonać rzut rożny, w jego kierunku poleciały butelki. Sędzia musiał przerwać mecz, który został wznowiony dopiero po 23 minutach.
Kibice Marsylii nie mogli pogodzić się z faktem, że piłkarz, którego uważali niemal za legendę, zdecydował się na transfer do ekipy odwiecznego rywala. Przecież niedługo wcześniej, gdy Francuz odchodził do Moskwy, zarząd Olympique'u zastrzegł noszony przez niego numer “28”, chcąc uhonorować w ten sposób gracza urodzonego w Bruges.
Pamiętna seksafera
Valbuena w tamtym okresie zdecydowanie nie mógł liczyć na spokój w swoim życiu. Nie dość, że za cel obrali go sobie kibice Marsylii, to jeszcze na jaw wyszła pamiętna seksafera z jego udziałem. Axel Angot, pracujący wówczas w Olympique’u jako “asystent piłkarzy”, przez przypadek znalazł bowiem na komputerze piłkarza seks-taśmę z nim w roli głównej.
Co zrobił? Początkowo nic. W końcu wpadł jednak na pomysł, aby rozpocząć szantaż i na tej sprawie zarobić. Historia jest niezwykle długa i skomplikowana, a szerzej opisywaliśmy ją TUTAJ. Natomiast w skrócie: w końcu informacja o istnieniu wspomnianego filmu dotarła, nie przez przypadek, do Karima Benzemy. Ten nie miał litości dla kumpla z kadry i postanowił współuczestniczyć w jego szantażowaniu, rzekomo kierując się dobrem samego Valbueny.
- Nie przykładał noża do gardła, ale wywierał na niego presję. Kiedy twój kolega z reprezentacji mówi ci “mam rozwiązanie”, to jest to sposób mówienia mafiosów. To brzmi jak coś z bardzo kiepskiego serialu o sycylijskich kryminalistach - tłumaczył adwokat Valbueny, gdy wszystko wyszło na jaw.
Skutki afery były ogromne. Benzema wyleciał z reprezentacji Francji i wrócił do niej dopiero sześć lat później. W tym czasie ominęło go EURO 2016 i MŚ 2018, a więc dwa turnieje, na których “Trójkolorowi” zdobywali kolejno srebro i złoto. Sprawa trafiła też oczywiście do sądu, ciągnęła się długimi latami, a były napastnik Realu Madryt w końcu usłyszał wyrok - rok pozbawienia wolności w zawieszeniu i 75 tysięcy euro grzywny.
Valbuena po wybuchu afery nigdy nie wrócił już do reprezentacji. Ostatni mecz w niej rozegrał w październiku 2015 roku. Jego licznik zamknął się na 52 spotkaniach w narodowych barwach. Strzelił osiem goli i zanotował 20 asyst. Najlepsze chwile przeżywał podczas mundialu w 2014 roku, gdy zdobył jedną bramkę i dorzucił trzy ostatnie podania przy golach kolegów.
Przez Turcję i Grecję na Cypr
Jak potoczyła się natomiast kariera klubowa kontrowersyjnego zawodnika? W Lyonie spędził dwa lata, zdecydowanie lepiej radząc sobie w drugim sezonie (10 goli i osiem asyst). Potem rozpoczął zwiedzanie nieco mniej uznanych lig:
- 2017-2019 - Fenerbahce (71 meczów, 12 goli, 24 asysty),
- 2019-2023 - Olympiakos Pireus (150 meczów, 18 goli, 43 asysty),
- 2023-? - Apollon Limassol (18 meczów, 5 goli, 3 asysty).
Sporo czasu spędził więc zwłaszcza w Olympiakosie i tam po latach przerwy znów mógł cieszyć się ze zdobywanych trofeów. Mistrzem Grecji był trzykrotnie. Przed obecnym sezonem pożegnał się jednak z klubem i jego dalszy los na pewien czas stanął pod znakiem zapytania. Valbuena nie chciał jednak zawieszać butów na kołku. Chociaż w tym roku skończy 40 lat, związał się z cypryjskim Apollonem i dalej cieszy się futbolem. W ostatnim meczu zdobył bramkę podczas derbowej rywalizacji z AEL-em.