Kiedyś błyszczał w Polsce, potem w mocnej lidze. Karcił nawet gigantów. "Nadal to ma"
Spędził w Polsce kilka lat i dał się poznać jako piłkarz obdarzony naprawdę ciekawym wachlarzem możliwości. Potem Ekstraklasę chciał zamienić na mocniejszą ligę, ale… wylądował na bezrobociu. Pelle van Amersfoort, były gwiazdor Cracovii, swego dopiął dopiero kilka miesięcy później. Wrócił do ojczyzny, po czym solidnie rozkręcił się na holenderskich boiskach.
Od najmłodszych lat uchodził za spory talent. Dostawał powołania do kolejnych reprezentacji młodzieżowych, od kadry U16 do tej U21. Chociaż konkurencję miał sporą, bo Holandia słynie z produkcji piłkarskich perełek, cieszył się sporym zaufaniem kolejnych selekcjonerów. Grał m.in. u boku Frenkiego de Jonga, Denzela Dumfriesa czy Stevena Bergwijna.
Szybki debiut i cenne wypożyczenie
W podobnym czasie Van Amersfoort błyszczał też w juniorskich zespołach Heerenveen, gdzie pokazywał wyjątkową uniwersalność. Dawał radę jako ofensywny pomocnik, ale bez problemu potrafił odnaleźć się też w roli napastnika. To nie uszło uwadze ówczesnego szkoleniowca pierwszej drużyny i Pelle kilka miesięcy po swoich 18. urodzinach zadebiutował w ekipie popularnych “De Superfriezen”.
Wtedy nie miał jeszcze wielkich szans na przebicie się do składu. Grał raczej epizodycznie i w końcu został wysłany na wypożyczenie do Almere City. To był, jak się potem okazało, wyjątkowo dobry ruch. Van Amersfoort nie tylko zbierał cenne minuty na zapleczu holenderskiej ekstraklasy, ale od razu stał się kluczowym zawodnikiem drużyny. Świetnie radził sobie zwłaszcza w drugiej części sezonu, który kończył ostatecznie z dorobkiem ośmiu goli i ośmiu asyst. Był zatem blisko double-double w pierwszej pełnej kampanii, jaką zaliczył na seniorskim poziomie.
Dopiero wtedy, już po złapaniu odpowiednich szlifów szczebel niżej, otrzymał większy kredyt zaufania w Heerenveen. Przez trzy kolejne sezony grał dość regularnie, choć z różnym skutkiem. Daleko było mu do liczb notowanych w Almere. Nie zawsze mógł też liczyć na miejsce w pierwszym składzie. Wykorzystała to Cracovia, która mimo wszystko dość niespodziewanie skusiła byłego reprezentanta młodzieżówek “Oranje”.
Udane lata w Polsce
Ten ruch wydawał się bardzo ciekawy już na starcie. I faktycznie. Van Amersfoort, wtedy mający na karku wciąż stosunkowo niewiele, bo 23 lata, szybko udowodnił, że co jak co, ale w piłkę to on grać potrafi.
Jako środkowy pomocnik pierwszy sezon przy Kałuży zakończył z bardzo solidnym bilansem 11 goli i pięciu asyst. Znacząco przyczynił się do triumfu “Pasów” w Pucharze Polski, trafiając do siatki najpierw przeciwko Jagiellonii, potem GKS-owi Tychy, a w końcu także podczas wielkiego finału, gdy Cracovia pokonała Lechię Gdańsk. Temu rywalowi dał się też we znaki w meczu Ekstraklasy, notując swój pierwszy po przenosinach do Polski dublet. Ponadto karcił m.in. Lecha Poznań, Legię Warszawa czy Raków Częstochowa.
Holender rozkwitł pod wodza Michała Probierza, a potem kibiców z Krakowa cieszył swoją grą jeszcze przez dwa kolejne sezony. Najpierw jako podopieczny obecnego selekcjonera, potem już Jacka Zielińskiego. Gdy latem 2022 roku żegnał się z Cracovią, miał na koncie 110 rozegranych meczów, 27 goli i 18 asyst. Kibice “Pasów” do dziś pamiętają pewnie jego koncert z rywalizacji przeciwko Piastowi Gliwice, gdy ustrzelił hat-tricka. Potem taka sztuka nie udała się żadnemu zawodnikowi z Kałuży przez kilka dobrych lat. Aż do ostatniego weekendu, gdy trzy razy do siatki trafił David Olafsson.
Marzenia o transferze i… bezrobocie
Van Amersfoort chciał zrobić kolejny krok w swojej karierze i odejść do lepszej ligi, mocniejszego klubu. Nie przedłużył więc kontraktu z Cracovią, czekał na oferty, rozmawiał ponoć z Schalke 04, o czym w “Oknie Transferowym” na kanale Meczyki.pl informował w tamtym okresie Tomasz Włodarczyk.
- Pelle van Amersfoort rozmawia z Schalke 04. Kończy mu się kontrakt, jest poważne zainteresowanie ze strony niemieckiego klubu. On sam marzy, żeby dołączyć do ligi z TOP 5 - mogliśmy wówczas usłyszeć.
Mijały jednak dni, tygodnie, miesiące, a Holender… wciąż nie mógł znaleźć nowego klubu. Taki stan rzeczy potrwał ponad pół roku, aż do zimy. Marzenia Van Amersfoorta o podboju którejś z pięciu topowych lig spaliły na panewce, a on poszedł tam, skąd przywędrował do Cracovii. Zasilił macierzyste Heerenveen. Chyba nie tak miało to wyglądać.
Był gracz Cracovii wylądował natomiast w dobrze znanym sobie środowisku, już jako zdecydowanie bardziej doświadczony piłkarz, w mimo wszystko mocnej lidze, plasującej się tuż za jego wymarzoną wcześniej piątką. Do nowej-starej szatni wchodził w środku sezonu, a kilkumiesięczna rozłąka z piłką na pewno nie ułatwiała startu, ale z tygodnia na tydzień Van Amersfoort wyglądał coraz lepiej.
“Dycha” w Eredivisie, potem Katar
Samego siebie przeszedł natomiast dopiero w kolejnym, już pełnym sezonie. Przesunięty na pozycję napastnika przypomniał o swojej smykałce do strzelania goli. W lidze zdobył 10 bramek, co okazało się najlepszym wynikiem w drużynie. Karcił nawet gigantów. Jego dublet dał Heerenveen niespodziewany triumf nad Ajaksem.
Ponadto Van Amersfoort trzy kolejne trafienia dołożył w meczu Pucharu Holandii z VVV-Venlo. Wystarczyło mu do tego… 45 minut na murawie.
Wyjątkowo udany sezon na boiskach Eredivisie ponownie rozbudził plotki o przyszłości Holendra, który tym razem postanowił schować piłkarskie marzenia do kieszeni, a włożyć do niej… kupę kasy. Tak można określić kierunek, jaki obrał. Van Amersfoort reprezentuje aktualnie katarskie Al-Shahania FC. Tam, obok swojego rodaka, Svena van Beeka, jest największą gwiazdą. Nie tylko w teorii, ale i praktyce. W ośmiu pierwszych kolejkach sezonu strzelił już cztery gole. a dwa kolejne dołożył w krajowym pucharze.
Dziś Van Amersfoort ma 28 lat. Nie jest już młodzieniaszkiem, ale daleko mu też do piłkarskiej starości. Póki co Holender próbuje nachapać się na Półwyspie Arabskim. Czy wróci jeszcze do poważnego grania w Europie? Czas pokaże. Możliwości, co pokazywał w ostatnich miesiącach, bez wątpienia nadal ma.