Kibice Legii znaleźli nowego kozła ofiarnego złych wyników? "On będzie popełniał błędy! Gdzie są koledzy?"
Legia znajduje się w ogromnym kryzysie, a jej kibice nie ustają w poszukiwaniu winnych. Ostatnio obiektem ich ataków został bramkarz Cezary Miszta, który nie spisał się najlepiej w Zabrzu i swoimi interwencjami rzekomo nie pomaga drużynie. Jak jest naprawdę?
To głównie Miszta mierzy się ostatnio z rolą zastępcy kontuzjowanego Artura Boruca, choć zdarza się, że między słupkami oglądamy występy Kacpra Tobiasza. Obaj zmiennicy to bardzo młodzi zawodnicy: pierwszy niedawno skończył 20 lat, a drugi ma o rok mniej.
Legionista
Miszta pochodzi z Łukowa, miasteczka, w którym kibicuje się głównie Legii. Nie inaczej było z bramkarzem - jego serce od małego biło dla “Wojskowych”. Treningi zaczynał w szkółce AmPlus Łuków, z której trafił do lokalnych Orląt. Tam na tyle się wyróżniał, że przeniósł się do pobliskiego Lublina i grał w juniorach Motoru.
- Występowałem w makrolidze z piłkarzami starszymi o dwa lata. Prezentowałem się też w kadrze województwa. Wypatrzyli mnie tam skauci Legii i zaprosili na testy. Sprawdziłem się. Kiedy zapytano mnie, czy chciałbym trafić na Łazienkowską, zgodziłem się bez wahania. Nie było sensu zastanawiać się, kiedy chce cię klub, któremu kibicujesz od małego - opowiadał Miszta w rozmowie z serwisem “legia.net”.
Przy Łazienkowskiej wspominają, że w 2016 r. szukali bramkarza do rocznika 2001, w którym mieli wówczas problemy z obsadą na tej pozycji:
- Czarek miał 14 lat, był drobny, szczupły i mierzył ok. 180 cm. Zrobiliśmy badania i wyszło, że powinien jeszcze sporo urosnąć - twierdzi nasz rozmówca z klubu, proszący o zachowanie anonimowości.
I tak się stało. W ciągu niecałego roku przybyło mu 12 cm. Pod kątem sportowym natomiast trenerzy byli zadowoleni. Miszta grał odważnie, czasami nieco chaotycznie, ale z widocznym polem do poprawy. Miał bardzo dobry refleks. Największy atut? Gra na linii. A co najważniejsze, reagował pozytywnie na porady i polecenia, był otwarty na naukę. To zaprocentowało treningami z pierwszym zespołem, w tym podczas zgrupowania w hiszpańskim Benidormie w 2017 r.
Wypożyczenia
Miszta po grze w juniorach został włączony do drużyny rezerw, w której spędził półtora roku. Wiosną 2019 r. nadal grał w Legii II, ale trenował już z pierwszą drużyną.
- To bardzo utalentowany chłopak, pracowity i poukładany. Bardzo lubiłem z nim trenować - wspomina Arkadiusz Malarz, z którego podśmiewywano się, że mógłby być ojcem Cezarego.
W klubie wtedy bronił Radosław Majecki, o którym Miszta wypowiadał się w superlatywach, jako o koledze, który wiele mu pomógł w sportowym rozwoju. Pozycja tego pierwszego była jednak niepodważalna. Naturalny krok stanowiło zatem wypożyczenie. Golkiper trafił najpierw do Sosnowca, gdzie jednak szybko nabawił się kontuzji i nawet nie zadebiutował. Jesienią 2019 r. wrócił do rezerw Legii. Wiosną 2020 r. pojawił się zaś w Radomiu.
- Generalnie sezon Czarka Miszty w Radomiaku był udany, zwłaszcza że w poprzednich latach mieliśmy spore problemy ze znalezieniem dobrego bramkarza, który łączyłby funkcje efektywnego golkipera i młodzieżowca - opowiada Marcin Borzęcki, dziennikarz Viaplay, ekspert od niemieckiego futbolu i kibic Radomiaka. I dodaje: - Wspominam go jako zawodnika bardzo skutecznego na linii, charakteryzującego się świetnym refleksem, natomiast im dalej interweniował od własnej bramki, tym było gorzej. Elektryczny na przedpolu, kiepsko radzący sobie z dośrodkowaniami, popełniający przy tym proste błędy. Te pomyłki piętrzyły się zwłaszcza w pierwszych jego występach, co być może można zrzucić na karb braku doświadczenia.
Im jednak więcej minut rozegrał, tym było pod tym względem lepiej. Po kilku kolejkach złapał większą pewność przy wyjściach poza pole bramkowe.
- Zyskał doświadczenie, które szybko zaczęło procentować. Grał dobrze, ale gdy jego wypożyczenie dobiegło końca, to nikt w klubie nie załamywał rąk - kończy Borzęcki.
Miszta zagrał dla radomian w 13 meczach, a jego zespół przegrał wtedy Ekstraklasę dopiero w barażach z Wartą Poznań.
Terminator
Udane półrocze dawało Miszcie nadzieję, że podąży drogą Majeckiego, który po rocznym pobycie w pierwszoligowej Stali Mielec wrócił do Warszawy i niedługo potem wywalczył sobie miejsce w składzie. W Legii jednak szykowano się do wielkiego comebacku - po 15 latach przerwy na Łazienkowską trafił Artur Boruc. Miszta pojawił się w stolicy latem 2020 r., ale musiał pogodzić się z rolą zmiennika i terminować u boku bramkarskiej gwiazdy.
- Plan był prosty: Czarek miał trenować i rosnąć u boku Artura, a jednocześnie być jego pierwszym zmiennikiem i grać w Pucharze Polski, a czasem i w lidze - słyszymy w Legii.
I tak się działo. W pierwszym zespole zadebiutował w ekstraklasowym spotkaniu z Wartą, gdy w przerwie zmienił Boruca. W tamtej rundzie wystąpił jeszcze dwukrotnie i w żadnym z tych trzech meczów nie puścił gola.
W sumie w mistrzowskim sezonie pod wodzą Czesława Michniewicza wystąpił dziewięciokrotnie. Rozwijał się więc planowo, a przy tym dawał bezpieczeństwo regulaminowe - w razie potrzeby gwarantował obsadę obowiązkowej pozycji młodzieżowca w wyjściowym składzie. Co ważne, sportowo nie zawodził.
- Trudno się do niego o coś przyczepić w pierwszym sezonie. Owszem, zdarzały się mu błędy w ustawieniu, ale to bardzo młody chłopak. Gdzieś musi je popełnić - twierdzi Malarz.
Wyboje
Nowy sezon zaczął się dla Miszty pechowo. W meczu o Superpuchar Polski z Rakowem podczas odważnego wyjścia poza pole karne zderzył się piłkarzem rywali Sebastianem Musiolikiem i złamał nos. Mimo tego nie zszedł z boiska. Bronił jeszcze w serii rzutów karnych, ale nie dał rady obronić żadnego ze strzałów. Do gry wrócił po miesiącu, najpierw w rezerwach. W tym czasie, gdy Boruc odpoczywał, to bronił Tobiasz. Miszta na swą szansę czekał do spotkania z Wigrami w Pucharze Polski i nie spisał się tam najlepiej - m. in. popełnił błąd przy akcji bramkowej dla gospodarzy. Mimo tego stanął między słupkami w ligowym meczu, znów z Rakowem.
- Michniewicz przed spotkaniem mocno się zastanawiał, czy nie postawić na Tobiasza. Krzysztof Dowhań i Ricardo Pereira optowali jednak za Czarkiem i przekonali Czesia - usłyszeliśmy wówczas w Książenicach.
Miszta zagrał, Legia przegrała 2:3, a on powinien był zachować się lepiej przynajmniej przy dwóch straconych golach: m. in. nieroztropnie sprokurował rzut karny.
- Myślę, że w takich spotkaniach jak dziś, drużyna może dużo pomóc bramkarzowi, który popełnia mały błąd. Wygrywając spotkanie, wtedy te błędy bolą mniej. Wiem doskonale, co będzie w głowie Czarka Miszty po takim spotkaniu, jak będzie wyglądał jego wieczór czy jutrzejszy dzień. Zespół mógł mu pomóc, tak się niestety nie stało - podkreślał po meczu Czesław Michniewicz.
Kibice jednak załamywali ręce, zwłaszcza że parę dni później do stolicy przylatywał Leicester na mecz Ligi Europy. Tymczasem Maciej Szczęsny w rozmowie ze “sport.pl” twierdził: - Nie mówię, że na Misztę trzeba chuchać i dmuchać, ale nie można wytwarzać na nim presji i szukać problemu, który być może nie zaistnieje. Równie dobrze może się okazać, że Miszta zagra świetnie i będzie to dla niego przełomowy mecz w Legii.
Bello di notte?
Może nie był to przełom, ale Miszta mógł być zadowolony. Legia sensacyjnie wygrała z “Lisami”, on nie puścił gola i parokrotnie wyciągnął zespół z tarapatów. Do tego został wybrany do jedenastki kolejki Ligi Europy. Przy czym zdarzyły mu się tzw. puste przeloty podczas wyjść do dośrodkowań. W Gdańsku przeciwko Lechii było już gorzej i stracił miejsce w zespole. Michniewicz postawił na Tobiasza, który ma opinię zawodnika silniejszego mentalnie.
- Nie każdy jest Majeckim, który ma wrodzoną pewność siebie i chłodny umysł przy niepowodzeniach. Czarek zaś jest też kibicem, to prawdziwy legionista, przeżywa, to co dzieje się z drużyną i wokół niego - dowiadujemy się w Legii. - Mentalność nie jest słabszą stroną Czarka. Jest bardzo mocny psychicznie. Na każdy mecz wychodzi z pozytywnym nastawieniem - twierdzi z kolei Malarz.
Tobiasz w meczu z Lechem obronił rzut karny, ale w Neapolu wystąpił już Miszta. Michniewicz zdecydował się na zmianę i choć przegrał 0:3, to zespół na niej dobrze wyszedł. Golkiper młodzieżówki bowiem długo bronił jak w transie. Radził sobie w wydawałoby się beznadziejnych sytuacjach. Gdy jednak gospodarze zdobyli pierwszą bramkę, to popełnił dwa błędy. Mimo tego znów trafił do drużyny kolejki Ligi Europy. Można więc pokusić się o opinię, że Miszta, niczym kiedyś Zbigniew Boniek, najlepiej wypada w wielkich meczach.
Krytyka
Po zmianie trenera Miszta pozostał pierwszym wyborem, ale właściwie w każdym meczu w rodzimych rozgrywkach można było mu coś wytknąć. Po porażkach ze Stalą, a w szczególności z Górnikiem Zabrze, kibice w internecie zaczęli otwarcie kwestionować umiejętności Miszty. Zdarzają się też niewybredne ataki na młodego bramkarza.
- On będzie popełniał błędy! Gdyby był w innej drużynie, to nikt by tego nie roztrząsał. W Legii zawsze jest się na świeczniku, ale to nie on ma być liderem tej drużyny i nigdy nie będzie - złości się Malarz. - Nie można zrzucać winy na chłopaka. Trwa szukanie winnych, a najłatwiej wskazać na bramkarza. Zmiana na tej pozycji nie sprawi przecież, że zespół zacznie grać lepiej - wtóruje mu nasz rozmówca z klubu.
W sztabie wiedzą, że sytuacja, w jakiej znalazł się bramkarz, jest przede wszystkim najtrudniejsza dla niego samego i w tym momencie ciąży na nim ogromna odpowiedzialność. Nie od dziś przy tym wiadomo, że w Legii młodym trudno o kredyt zaufania. Już latem Czesław Michniewicz chciał ściągnąć doświadczonego zmiennika dla Boruca.
- Nie ma czasu na promowanie młodych. W szczególności, gdy gra się w pucharach. Majecki mógł sobie pozwolić na puszczanie szmat, bo nikt nie zwracał na nie szczególnej uwagi. Zawsze bowiem miał oparcie w kolegach, którzy zwykle potrafili odwrócić losy meczu - mówi z kolei pytany przez nas inny były członek sztabu "Wojskowych".
Co dalej?
Czy zatem Miszta nie został wsadzony na zbyt wysokiego konia?
- Ten koń nie jest dla niego za wysoki. Czarek wciąż może zostać wielkim bramkarzem. Potrzeba spokoju, wsparcia, żmudnej pracy, ale też wsparcia kolegów. Bramkarz nigdy nie jest sam na boisku. Gdzie są koledzy!? - pyta retorycznie Malarz.
Możliwe, że wkrótce do bramki wróci Boruc, którego problemy zdrowotne dobiegają końca, ale nim to nastąpi kibice zastanawiają się, który z młodych powinien bronić.
- Gdybym był trenerem, to chyba bałbym się teraz postawić na Czarka. Ciśnienie rośnie z każdym meczem, a jemu potrzeba oczyścić głowę po tym rollercoasterze z ostatnich miesięcy - twierdzi przywołany wyżej były członek sztabu Legii. Jednocześnie zgadza się, że szkoleniowcy i drużyna powinni okazać mu wsparcie.
- Nie no, przy założeniu, że Artur nie będzie jeszcze gotowy w najbliższych dniach, to powinien bronić Miszta. Potrzebny jest wybrany mecz, najlepiej bez straty bramki. To podbuduje drużynę i Czarka. Jestem przekonany, że on sobie poradzi i wyjdzie z tego znacznie silniejszy - nie ma z kolei wątpliwości Malarz.
Podobnie chyba uważa trener Marek Gołębiewski. W spotkaniu z Leicester w bramce wystąpi właśnie Cezary Miszta.