Kevin sam na piedestale. De Bruyne na starcie Premier League udowadnia, że jest najlepszym pomocnikiem świata

W piłkarskim środowisku coraz częściej podnoszona jest kwestia odpowiedniego doceniania zawodników, którzy nie występują na pozycjach stricte ofensywnych. Jest to widoczne choćby w trakcie ostatnich plebiscytów, gdzie o główne nagrody walczą Leo Messi z Virgilem van Dijkiem. I tak, jak holenderski stoper swoją znakomitą grą zapracował sobie na miano „Messiego linii defensywy”, tak samo Kevin de Bruyne zasługuje na tytuł „Messiego środka pola”.
Początek sezonu w wykonaniu belgijskiego pomocnika jest nieco trudny do ubrania w słowa. Epitety w stylu: fantastyczny, spektakularny, rewelacyjny, niebywały brzmią okazale, ale nawet one nie oddają w pełni klasy prezentowanej przez de Bruyne. Aby zrozumieć geniusz tkwiący w nogach 28-latka najlepiej po prostu regularnie oglądać, a konkretniej mówiąc delektować się jego występami.
Poprzedni sezon niemal do zapomnienia
W trakcie ostatnich kilku tygodni Kevin de Bruyne zachwyca swoją formą, jednocześnie wracając na usta wszystkich futbolowych ekspertów. Wszak w trakcie kampanii 2018/19 okazji do pochwał gry Belga było jak na lekarstwo. Zawodnik Manchesteru City większą część sezonu spędził właśnie na leczeniu się, a nie na grze.
Zerwane więzadła w kolanie oraz powtarzające się drobniejsze kontuzje uda znacząco wyhamowały poczynania Belga. Zakładam, że w przypadku wielu innych piłkarzy tak poważne urazy wiązałyby się z mozolnym odbudowywaniem dyspozycji po powrocie do zdrowia.
Początek bieżących rozgrywek już pokazał, że de Bruyne nie potrzebuje ani chwili na odnalezienie formy, jednak warto również zwrócić uwagę na to jak Belg prezentował się pomiędzy jedną kontuzją a drugą. Mam tu na myśli przede wszystkim rewanżowe spotkanie Manchesteru City przeciwko Tottenhamowi na etapie ćwierćfinałów Ligi Mistrzów.
Co prawda „Obywatele” po tym meczu pożegnali się z rozgrywkami, jednak Kevin de Bruyne jako jedyny podopieczny Pepa Guardioli mógł opuszczać Etihad z podniesioną głową. 28-latek mimo braku rytmu meczowego zanotował występ o jakim wielu może tylko pomarzyć. Zanotowanie trzech asyst w jednym meczu przeciwko przyszłemu finaliście Ligi Mistrzów, w dodatku chwilę po zakończeniu rekonwalescencji zerwanego więzadła to prawdziwy ewenement. A właśnie tego dokonał Kevin de Bruyne. Chapeau bas.
Powrót króla środka pola
Na szczęście od kilku miesięcy Belga wreszcie zaczęły omijać kontuzje. Jednak powrót do zdrowia nie musiał wcale oznaczać renesansu formy. Wszak na starcie tego sezonu, poza de Bruynem, Pep Guardiola miał do dyspozycji także Davida i Bernardo Silvów, Fernandinho, Rodriego czy młodego Phila Fodena.
Można było mieć pewne obawy czy de Bruyne, który przez kilka ostatnich miesięcy częściej zwiedzał sale szpitalne niż piłkarskie stadiony, będzie w stanie znów wcielić się w rolę lidera Manchesteru City. Kevin nie tracił czasu i wszelkie tego typu wątpliwości rozwiał w ciągu zaledwie kilku spotkań.
De Bruyne jest wielki, a o jego klasie najlepiej świadczy fakt, iż poziom rywala niemal w ogóle nie wpływa na jego grę. Belgowi nie robi żadnej różnicy czy mierzy się z Watfordem (2 asysty, 1 gol), Brighton (1 gol, 1 asysta) czy Tottenhamem (2 asysty). Ba! Kevin nawet nie baczy na partnerów, którzy go otaczają. 28-latek z równie wielką precyzją potrafi wykreować sytuacje bramkowe zarówno Aguero czy Sterlingowi, jak i kolegom z reprezentacji.
Najlepszy i kropka
Forma de Bruyne jest, jak już wspominałem, trudna do ubrania w słowa. Belg gra tak dobrze, iż wszelkiego rodzaju pochwały bledną w zestawieniu z różnorakimi statystykami z ostatnich kilku tygodni.
28-letni zawodnik City wzbił się na tak wysoki poziom, iż bez żadnego cienia zawahania mogę powiedzieć, że to właśnie on jest obecnie najlepszym środkowym pomocnikiem świata. Ktoś może powiedzieć, że asysty, nawet w tak hurtowych ilościach, to nie wszystko i trzeba także docenić zawodników środka pola o nieco bardziej defensywnych inklinacjach, jak np. N’Golo Kante czy Fabinho.
Podpisuję się rękami i nogami pod stwierdzeniem, iż zadania pomocnika nie ograniczają się wyłącznie do notowania kluczowych podań, jednak de Bruyne błyszczy nawet pod względem gry w destrukcji. Przeciwko Szkocji Kevin zanotował 5 odbiorów, zawodnicy Brighton 6 razy tracili piłkę na rzecz Belga, w spotkaniu z West Hamem 28-latek zanotował 4 udane wślizgi i aż 9 odbiorów. De Bruyne nie jest wyłącznie „maszyną” do notowania asyst. To „maszyna”, która w środku pola wykona absolutnie wszystkie zadania.
Może N’Golo Kante ma na swoim koncie jeszcze więcej przejęć, a np. Bernardo Silva częściej notuje udane dryblingi, jednak nie ma na świecie drugiego pomocnika, który niemal do perfekcji opanował tak wiele cech jak de Bruyne.
Czas na rekordy
Oszałamiające liczby Kevina oczywiście idą w parze z historycznymi rekordami, które Belg notuje na swoim koncie. Były zawodnik Wolfsburga już został jedynym zawodnikiem, który w trakcie pierwszych sześciu kolejek Premier League zanotował 7 asyst. Również żaden inny gracz szybciej nie dobił do granicy 50 asyst w najwyższej klasie rozgrywkowej na Wyspach. De Bruyne potrzebował na to 123 spotkań. Drugiemu w tej klasyfikacji Mesutowi Özilowi zajęło to niemal 20 meczów więcej.
Coraz głośniej mówi się o rekordzie, który dopiero może paść łupem Belga. Mowa o największej liczbie asyst w jednym sezonie Premier League. Na razie na pierwszym miejscu w tej historycznej klasyfikacji widnieje nazwisko Henry’ego, ale już niedługo może dojść do detronizacji legendy Arsenalu.
De Bruyne już 2 lata temu był niezwykle bliski pobicia wyczynu Francuza, ale nawet forma z sezonu 2016/17 nijak się ma do aktualnej dyspozycji Belga. Jeśli Kevin w najbliższych miesiącach nie zanotuje ogromnego regresu, rekord sprzed ponad 15 lat zmieni właściciela.
Innym ciekawym wyzwaniem, które stoi przed Kevinem de Bruyne jest możliwość zostania pierwszym zawodnikiem w historii Manchesteru City, który sięgnie po statuetkę najlepszego gracza sezonu tzw. Premier League POTY (Player of the Year).
Może brzmieć to nieprawdopodobnie, jednak ani 4 tytuły mistrzowskie zdobyte w ostatniej dekadzie, ani zanotowanie najlepszego sezonu punktowego (100 oczek) w historii, ani niemal permanentnie doskonała forma Davida Silvy czy Kuna Aguero nie przełożyły się na to indywidualne wyróżnienie. De Bruyne może być pierwszy.
Naturalnie, znajdujemy się dopiero na starcie sezonu, a do końca rozgrywek pozostało jeszcze wiele spotkań, aczkolwiek w przypadku de Bruyne trudno wysnuć jakiekolwiek obawy o spadek dyspozycji. Tak naprawdę jedynym czynnikiem, który znacząco mógłby zahamować marsz Kevina po tytuł najlepszego zawodnika Premier League jest podatność na kontuzje.
Jeśli jednak urazy będą omijać szerokim łukiem belgijskiego pomocnika, jestem pewien, iż w jego ręce trafią zarówno tytuł POTY, jak i rekord asyst w jednym sezonie Premier League. Wszak zdrowy Kevin to po prostu gwarant bramek, asyst i wszystkiego czego trzeba wymagać od najlepszego pomocnika świata.
Mateusz Jankowski