"Każdy dokłada cegiełkę". Ważne słowa prezesa Rakowa Częstochowa. Wskazał drugoplanowych bohaterów klubu

- Jesteśmy w stanie zrobić coś, co polska piłka będzie w stanie zapamiętać na lata - cieszył się po meczu prezes Rakowa. Ale ta przygoda w Europie już zapisała się w świadomości kibiców. Szczególnie, że wyjazd na Cypr wielopoziomowo naprawdę dał się we znaki mistrzom Polski.
Raków Częstochowa w cypryjskim ukropie wyeliminował Aris Limassol i zapewnił sobie awans do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Mistrzowie Polski zdołali pokonać rywala dwukrotnie: 2:1 i 1:0. Wynik dwumeczu z pozoru sprawia wrażenie komfortowego zwycięstwa, ale tak naprawdę trzeba było ogromnego wysiłku, by osiągnąć ten sukces.
Szczęśliwa połowa
Zespół Dawida Szwargi wiedział, że choć przyjeżdża na Cypr z jednobramkową zaliczką, to osiągnięcie dobrego rezultatu na stadionie w Limassolu będzie trudne. Po trenerze i zawodnikach Arisu było widać, że czują się dość pewnie przed rewanżem. Piłkarze Rakowa w pierwszej połowie grali mądrze. Po odbiorze piłki widać było chęć możliwie najdłuższego utrzymania się przy niej, tak by kraść cenne sekundy i nakazywać biegać przeciwnikowi. Choć i tej mądrości dopomogło szczęście. Aris, mimo zapobiegawczej taktyki Rakowa, zdołał dojść kilka razy do swoich szans, ale albo świetnie bronił Vladan Kovacević, albo strzały mijały bramkę, jak np. próba Mariusza Stępińskiego w słupek.
W pierwszych 45 minutach bardzo dobrze wyglądali choćby Gustav Berggren czy Fabian Piasecki. Pierwszy z nich wyróżniał się w środkowej części pola. Wykazywał duży spokój i często wygrywał pojedynki z rywalem. Piasecki zaś wykonywał tytaniczną pracę w okolicy obrońców Arisu. Podejmował fizyczną walkę, z której często wychodził zwycięsko. Potrafił do tego rozrzucić piłkę na boki boiska lub wywalczyć rzut wolny.
Zawodnicy schodząc do szatni na przerwę wyglądali na zmęczonych. Temperatura na dwie godziny przed meczem wynosiła 38,2 stopni Celsjusza, a odczuwalna o około 6 więcej! To musiało “wejść w nogi”. Przed rozpoczęciem drugiej części meczu można było mieć uzasadnione obawy o to, że Aris w końcu wykorzysta którąś ze szans.
Odmiana
Druga odsłona tego spotkania zaczęła się znakomicie, choć raczej nic tego nie zapowiadało. Warto dodać, że piękny gol Frana Tudora padł po rzucie wolnym wywalczonym przez obrońcę, Bogdana Racovitana. Scenariusz meczu zaczął przypominać ten z Baku, gdy Raków również remisował bezbramkowo z Karabachem, a na początku drugiej połowy bramkę zdobył niezawodny Tudor.
Na boisku zaczęło się dziać coś, czego raczej się wcześniej nie zakładało. Raków nabrał rozpędu i zaczął dominować w spotkaniu. Wynikało to między innymi z tego, że Aris to drużyna młoda, która nie ma wielu doświadczonych zawodników. Gol chorwackiego wahadłowego nadszarpnął ich morale: - Mamy młodą drużynę, która nie ma doświadczenia pucharowego. Po stracie bramki zaczęły się nerwy. Nie mogę niczego zarzucić chłopakom. Próbowaliśmy do samego końca, by wpadła pierwsza bramka - wyjaśniał nam po meczu Daniel Sikorski, dyrektor sportowy Arisu.
Im bliżej końca meczu, tym gospodarze byli coraz bardziej nerwowi, co było na rękę piłkarzom Rakowa, których pewność w grze robiła się coraz większa. - Dobrze broniliśmy w pierwszej połowie - nie możemy ciągle grać pressingiem. W drugiej podkręciliśmy tempo i mogliśmy jeszcze strzelić dwie-trzy bramki - tłumaczył nam strzelec gola, Tudor.
Wszyscy budują
Ciekawym rozwiązaniem było okrywanie zawodników chłodzącymi ręcznikami podczas przerwy na nawodnienie w 70. minucie. To tylko jeden z wielu przykładów tego, z jak dużą starannością patrzy na szczegóły sztab Rakowa. Suma takich didaskaliów mogła mieć i zapewne miała wpływ na końcowy sukces.
Po zakończonym meczu wielu zawodników i pracowników klubu żywiołowo śledziło dynamicznie zmieniający się przebieg dogrywki między Spartą Praga i FC Kopenhagą. Już wiemy, że w IV rundzie eliminacji mistrzowie Polski będą rywalizować z Duńczykami.
Zadowolenia z awansu do ostatniej rundy kwalifikacji nie krył Wojciech Cygan, prezes Rady Nadzorczej Rakowa: - Te emocje zostaną z nami na zawsze. Jesteśmy w stanie zrobić coś, co polska piłka będzie w stanie zapamiętać na lata. Robimy coś, co na zawsze już z nami zostanie. Każdy dokłada cegiełkę - klub to nie tylko trenerzy i piłkarze. Wszyscy budują Raków: pracownicy od organizacji meczów, finansów, marketingu, czy komunikacji.
Pierwszy mecz z FC Kopenhagą Raków rozegra w najbliższy wtorek 22 sierpnia na boisku w Sosnowcu. Rewanż w stolicy Danii w środę 30 sierpnia.
Z Limassolu, Błażej Łukaszewski