Katastrofalny bilans Onany. Wściekli piłkarze United nie chcieli go pocieszać. "Ten remis jest jak porażka"
Remis Manchesteru United w Stambule oznacza, że ta drużyna nie ma już kontroli nad własnym losem. Może być tak, że nawet Liga Europy okaże się poza zasięgiem, co pokazuje jak mocno Erik ten Hag kręci się w kółko. Żadna drużyna w Lidze Mistrzów nie straciła tylu punktów w meczach, w których prowadziła. To jest wyjątkowo irytujący cykl, a kiksy Andre Onany jeszcze bardziej eksponują drogę donikąd.
Dopiero co rozegrał świetny mecz z Evertonem. Ogólnie sześć ostatnich spotkań miał takich, że w końcu mówiono, że Ten Hag może odetchnąć i że Kameruńczyk wreszcie odpala. Momentem przełomu był obroniony rzut karny przeciwko Kopenhadze - idealny pod względem okoliczności i scenerii. Aż wierzyć się nie chce jak szybko to się posypało. Właściwie w trzy tygodnie Onana od gościa, którego ściskała cała drużyna, przeszedł do tego, którego po końcowym gwizdku w Stambule pocieszał jedynie rezerwowy Altay Bayindir. Liga Mistrzów rzadko widzi tak beznadziejne występy bramkarzy, zwłaszcza, gdy chodzi o ludzi z uznaną marką w momencie, gdy stawka jest naprawdę spora.
Brak kontroli
Niesamowite jest to, że Manchester United strzelił w tym sezonie LM aż dziesięć goli na wyjazdach i nie wygrał żadnego meczu. Kluczowe spotkanie z Bayernem w ostatniej kolejce rozegra na Old Trafford, ale co z tego, skoro na końcu i tak wszystko zależeć będzie od wyniku starcia Kopenhaga - Galatasaray. To wyjątkowo trudne położenie nie jest wynikiem środowego remisu, tylko konsekwencją całego sezonu, gdzie Manchester w żadnym spotkaniu nie miał kontroli od początku do końca. Niby w listopadzie trzy razy wygrał, ale z rywalami z dołu tabeli i za każdym razem dopuszczał ich do głosu. Już kilka razy to przerabialiśmy: za każdym razem, gdy Erik ten Hag robi dwa ruchy wprzód, zaraz potem przychodzi dzwon i zaczyna się przesuwanie pionka do tyłu. W takich warunkach nikomu nie przejdzie przez usta słowa postęp.
Do pewnego momentu wydawało się, że piekło Stambułu wcale ich nie przygniotło. Manchester zrobił w tym meczu dużo. Równie dobrze moglibyśmy zachwycać się teraz odwagą Garnacho albo fantastycznym strzałem Bruno Fernandesa. Moglibyśmy wyróżnić Harry’ego Maguire’a. Na pochwałę zasługują akcja na 3:1 i determinacja Scotta McTominaya. Nawet Facundo Pellistri mógłby mieć tutaj swój kącik lukru, ale zmarnował sytuację na 4:3, więc zamiast niego, trzeba szukać gdzie indziej i grzebać w czarnych scenariuszach. Każdej z trzech bramek dla Galatasaray dało się uniknąć, a dwie pierwsze to kompromitacja. Onana zna Hakima Ziyecha jeszcze z czasów Ajaxu, teoretycznie powinno to dać mu kilka punktów do pewności, ale ostatecznie to Marokańczyk strzelił dwa gole, robiąc Kameruńczykowi smród.
Powracający koszmar
Manchester stał się zaprzeczeniem tego, czym był w czasach Alexa Fergusona. Tamta ekipa miała mentalność na zasadzie: gramy do końca, w każdej chwili możemy wrócić. Teraz to rywal przejął ten schemat. Piłkarze Ten Haga grają w taki sposób, że przeciwnik zawsze może ich dopaść, robi to łatwo, bez jakiegoś przesadnego wyważania drzwi. Już nawet wynik 2:0 nie jest tarczą. Manchester w tej edycji Ligi Mistrzów prowadził w pięciu spotkaniach, ale wygrał tylko jedno. Stracił w sumie aż 14 goli - to przedostatni wynik w rozgrywkach. Gorszy jest tylko Royal Antwerp, który na Camp Nou dostał piątkę, ale tłumaczyć może to tym, że wcześniej w Lidze Mistrzów po prostu nie grał.
Drużynę Ten Haga trudno usprawiedliwiać. Holender uparł się przed sezonem, że Andre Onana wyniesie ekipę na wyższy poziom. Wspierał go podczas trudnego początku, przez chwilę zbierał nawet pochwały, że nie zboczył z drogi, ale teraz musi wziąć ten problem na klatę. Już nawet pomijając stratę goli, Onana miał w tym meczu kilka ryzykownych podań, które mogły wyrządzić szkodę. Na 31 zagrań aż 16 było niecelnych. Trenerzy chwalą dziś bramkarzy, gdy odważnie grają nogami i próbują rozgrywać. Świetnie, że piruety Onany na środku boiska stały się internetowym viralem, ale szkoda, że tak samo pewny nie był wtedy, gdy stał na linii. To był koszmar jak w meczu z Bayernem, zbyt często powtarzający się, by znowu to usprawiedliwiać. W sumie zaliczył cztery porządne wpadki w pięciu meczach. Kolejne spotkanie United rozegrają na St. James’s Park z Newcastle, potem zmierzą się z Chelsea, więc klimat robi się nieciekawy.
Siedem kiksów
Manchester w lidze traci tylko sześć punktów do lidera. Ostatnio pojawiały się głosy, że Ten Hag odwraca negatywną spiralę i że mimo tylu wybojów, nadal wychodzi z twarzą. Niektórzy twierdzą, że ciągle jest faworytem do wygrania statuetki trenera listopada w PL, bo przecież jako jedyny wygrał wszystkie mecze. Dobrze ujął to jednak niedawno Roy Keane, mówiąc: “Oni cieszą się, że mają szóste miejsce. Gdyby ktoś w moich czasach cieszył się szóstym miejscem, byłby wyśmiany”. Trzeba pamiętać o tym, że Manchester przegrał w tym sezonie derby z City 0:3, chociaż równie dobrze mógłby to być wynik 0:5. Poniósł porażkę w każdym dużym teście, do którego podchodził.
Mecz z Galatasaray, choć zremisowany, też jest jak porażka. Gdyby Manuel Neuer w meczu z Bayernu z Kopenhagą nie popisał się kapitalną podwójną interwencją, byłoby już po zawodach. Wielkie drużyny grają tak, by zawsze mieć wszystko we własnych rękach. Zawsze znajdują sposoby na zwycięstwo, a nie na to, jak spaprać sprawę najbardziej spektakularnie jak się da. Środa w Stambule była świetna dla postronnego kibica, bo działo się dużo i gęsto. Dla zaangażowanego fana to była jednak męka. Statystycy “Opta” podpowiadają, że Onana w ostatnich pięciu sezonach LM popełnił aż siedem błędów, które bezpośrednio przyczyniły się do gola. Żaden bramkarz nie ma tak katastrofalnego wyniku. Ten granat cały czas był otwarty, teraz po prostu wybuchł i znowu zostawił Manchester w ogniu.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.