Kasper Hamalainen o Lechu Poznań, Legii Warszawa i Polsce. "Przyklejono mi łatkę" [NASZ WYWIAD]
W barwach Lecha i Legii uzbierał prawie 250 występów, 60 bramek i 50 asyst. Dziś piłkarz roku w rodzinnym Turku, gdzie walczy o powrót do fińskiej ekstraklasy. Kasper Hamalainen nie myśli na razie o końcu kariery, ale uważnie śledzi losy swoich byłych klubów i nie ma wątpliwości, że jeszcze wróci do Polski...
RADOSŁAW PRZYBYSZ: Dzień dobry Kasper.
KASPER HAMALAINEN: Dzień dobry, jak tam? (po polsku)
Widzę, że co nieco jeszcze pamiętasz z polskiego języka.
Szczerze mówiąc to nadal się go uczę. Myślę o przyszłości, nigdy nie wiesz, co się może zdarzyć, dlatego chcę cały czas rozwijać mój polski. Przydał mi się też w Czechach, a teraz dalsza nauka sprawia mi dużo frajdy.
W jakim sensie łączysz przyszłość z Polską?
Spędziłem tu większość kariery, nawiązałem dużo cennych znajomości, poznałem wartościowych ludzi. W tym sensie nie chcę zamykać za sobą żadnych drzwi w Polsce, bo było nam tu bardzo dobrze i jeszcze nieraz chcielibyśmy tu przylecieć, co najmniej w odwiedziny. Odkąd odszedłem, nie było to jeszcze możliwe przez pandemię.
Słuchałem niedawno podcastu, w którym Bogusław Leśnodorski mówił, że w Legii byłeś idealnym rezerwowym - dwunastym zawodnikiem zawsze gotowym, by pomóc z ławki. Odpowiada ci ten opis?
To prawda, że odgrywałem głównie taką rolę. Na początku kilka razy dałem dobrą zmianę i już na stałe przyklejono mi taką łatkę. Miało to swoje dobre i złe strony. Oczywiście chciałbym każdy mecz zaczynać w pierwszym składzie i grać najwięcej jak się da, ale skoro parokrotnie wniosłem coś dobrego z ławki, to trenerzy uznali, że warto wpuszczać mnie na przykład po godzinie. Cóż, zawsze dawałem z siebie wszystko.
Jego zdaniem, pasowałeś do tej roli, bo nigdy nie robiłeś z tego problemu, miałeś idealne podejście - drużyna na pierwszym miejscu.
To też kwestia pewnych różnic kulturowych. Ludzie z Finlandii, ogólnie ze Skandynawii, nie są pierwszymi, którzy zaczynają dyskutować z trenerem, gdy tylko pojawia się jakiś problem. Najpierw patrzymy w lustro i zastanawiamy się, co możemy zmienić ze swojej strony. Dzisiaj w piłce wszystko dzieje się coraz szybciej. Każdy chce jak najszybciej zacząć grać, by jak najszybciej zmienić klub i jak najszybciej zarabiać coraz większe pieniądze. Młodym piłkarzom brakuje tej cierpliwości, by poczekać na swoją szansę. To złożona i delikatna kwestia do ogarnięcia z perspektywy całego klubu. Ja też oczywiście nie byłem zadowolony tym, ile czasu dostawałem w Legii, ale rozumiałem, że jeśli zacznę się o to wykłócać, to wpłynie to też na moich kolegów z drużyny. Dlatego, na ile mogłem, podchodziłem do tematu na spokojnie.
Czasem zapominamy, że piłka nożna to sport drużynowy i za bardzo skupiamy się na jednostkach. To też kamyczek do naszego ogródka - dziennikarzy, komentatorów.
A z drugiej strony to wielkie zadanie dla trenerów. Jak zadowolić 25 zawodników, z których każdy chce grać? Jak uspokoić tych, którzy zaczynają sprawiać kłopoty? Dla mnie to najtrudniejszy aspekt pracy szkoleniowca.
Zawsze w takich momentach przypomina się słynny, pomeczowy wywiad Gerarda Badii, w którym narzekał na piłkarzy co chwilę zmieniających klub, byle tylko odrobinę więcej zarobić.
Ale to nie dotyczy tylko piłki. Tak dzisiaj wygląda życie. Ludziom brakuje cierpliwości. Zawsze chcą czegoś innego.
Odchodząc z Legii nie miałeś innych opcji, by zostać w Polsce?
Miałem, ale jasno dałem do zrozumienia, że po tylu latach potrzebuję zmiany. Spędziłem w Polsce sześć i pół roku. Wiedziałem, że przede mną ostatni zagraniczny kontrakt, a potem wrócę do Finlandii. Dlatego od razu grzecznie odmówiłem innym propozycjom z Polski.
Zatem czemu Czechy? To nie jest wielka zmiana jeśli chodzi o klimat, kulturę czy poziom piłkarski.
To prawda, ale tego lata czekałem trochę za długo ze zmianą klubu, szukałem idealnej propozycji, a takie na koniec nigdy się nie pojawiają. W końcu przyszedł wrzesień, zacząłem trochę panikować i jeszcze raz przyglądać dostępnym możliwościom. Większość klubów znalazła już kogoś na moje miejsce i "druga fala" też zaczęła mi trochę uciekać. I wtedy pojawiła się propozycja z FK Jablonec. Proponowali szkołę dla dzieci i wszystkie udogodnienia, na których nam zależało. Dlatego tam poszedłem.
Wróćmy jednak do Polski. Kto był najlepszym piłkarzem, z którym grałeś w jednej drużynie?
Było ich wielu, ale pierwszy na myśl przychodzi oczywiście Vadis. Bardzo go lubiłem jako piłkarza i jako człowieka. Gdy przychodził, nie był w najlepszej formie, ale ewoluował w totalnego szefa. Zdominował tę ligę.
A kto był najtrudniejszym przeciwnikiem?
Kiedyś już mnie o to pytano i wskazałem wtedy Tomasza Jodłowca. Pamiętam, że grałem przeciw niemu jeszcze w Lechu, a on był wtedy w Legii. Był naprawdę duży, świetny fizycznie, dobry w odbiorze. Postawię na niego.
Śledzisz nadal sytuację Lecha i Legii?
Tak, śledzę oba zespoły i jestem na bieżąco. Dzisiaj są oczywiście na dwóch końcach skali. W Lechu wszystko idzie po myśli, a w Legii jest zupełnie odwrotnie. Mam nadzieję, że oba kluby będą odnosić sukcesy i że Legia wygrzebie się z kryzysu. Nie po raz pierwszy źle zaczęła sezon, ale tym razem trwa to znacznie dłużej. Zwykle to było pierwsze 10-12 kolejek, nie dłużej.
Spotkałem się z opiniami, że polskie kluby mają takie problemy w europejskich pucharach, bo nasza liga nie ma stałej grupy dwóch, trzech największych, najbogatszych klubów, które zawsze są na szczycie, a reszta musi do nich równać.
Dokładnie tak jak w Czechach, gdzie masz Slavię Praga, Spartę i Viktorię Pilzno. Za moich czasów Legia była dużo silniejsza, grała w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Ale w Lechu też mieliśmy problem z awansem do fazy grupowej, udało nam się to tylko raz. Nie wiem do końca, z czego to wynika. Może eliminacje zaczynają się za wcześnie dla polskich klubów, kiedy nie są jeszcze w stu procentach gotowe, ale z drugiej strony termin jest taki sam dla wszystkich...
Na razie Lech kroczy po mistrzostwo pod wodzą Macieja Skorży, z którym świętowaliście wspólnie tytuł w 2015 roku. Jaki to trener?
Bardzo wymagający. Oczekuje wiele od piłkarzy, co jest dobre. Gdy widzi, że masz potencjał, chce, żebyś dawał dużo drużynie i żebyś sam się rozwijał. I to nam się udawało w Lechu. Gdy przyszedł, szybko zaczęliśmy wygrywać, wróciła do nas mentalność zwycięzców. Pracowaliśmy ciężko i przestrzegaliśmy zasad, a było ich sporo. Od takich małych sprawa zaczyna się budowa zespołu, który trzyma się razem, świetnie funkcjonuje na boisku i wygrywa.
Dziś Lech stanowi chyba wzór do naśladowania dla polskich klubów - zostawiając na chwilę trofea - jeśli chodzi o szkolenie i promocję młodych Polaków, a potem zarabianie na nich.
Mieli na koncie już kilka takich sprzedaży zanim jeszcze tam przyszedłem. Dało się już wtedy wyczuć, że taka jest filozofia klubu. Pierwszy przykład, który przychodzi mi do głowy, to Karol Linetty. Zaczynał w pierwszej drużynie jako bardzo młody chłopak, a po kilku latach brał na siebie odpowiedzialność i zauważyłem, że z jego możliwościami fizycznymi i mentalnością może odejść na Zachód. Wcześniej był też Aleksandar Tonew, który odszedł za duże pieniądze do Aston Villi.
Ty natomiast latem zeszłego roku wróciłeś do klubu, którego jesteś wychowankiem, czyli Turunu Palloseura. Jak od tego czasu wam się układa?
Przyszedłem latem, w środku sezonu, bo w Finlandii gra się systemem wiosna-jesień. TPS to jeden z najbardziej zasłużonych i najstarszych klubów w Finlandii, w tym roku świętuje sto lat istnienia. Przez lata trwała słynna, derbowa rywalizacja z Interem Turku, ale ostatnie 15-20 lat to dla TPS ciągłe wzloty i upadki, balansowanie między pierwszą i drugą ligą. Dlatego celem przed sezonem był awans, ale po pierwszych 15 kolejkach byliśmy drudzy od końca, w klubie panował chaos. Latem doszło do paru zmian, przyszło kilku nowych zawodników, w tym ja, i zaczęliśmy wygrywać. Po kolejnych 10 meczach znowu walczyliśmy o awans. Zabrakło naprawdę niewiele. Teraz zaczęliśmy przygotowania przed nowym sezonem, w którym celem znów będzie powrót do elity. Cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć i że wróciłem do domu.
Masz kontrakt jeszcze na dwa lata, więc zakładam, że zamierzasz go wypełnić.
Tak, czuję się dobrze. Chcę grać tak długo, jak długo będę w stanie biegać.
A na jakiej teraz grasz pozycji?
Na "ósemce", tzw. box to box midfielder.
Czyli rzeczywiście musisz trochę pobiegać.
Tak, ale w bardziej jednostajnym rytmie. Na tej pozycji nie masz takich przyspieszeń jak w ataku. Nadal mam parę w nogach, ale podchodzę do przyszłości spokojnie, z roku na rok.
Ostatnio do Ekstraklasy trafia coraz więcej zawodników z Półwyspu Skandynawskiego, zwłaszcza do Lecha. Co prawda głównie Szwedów i Norwegów, ale może masz do polecenia jakichś Finów?
Oczywiście. Problem w tym, że zazwyczaj kluby nie wysyłają skautów do Finlandii przez słabą opinię o tutejszej piłce. Ale liga się rozwija, tak jak cały fiński futbol. Reprezentacja niedawno zadebiutowała w mistrzostwach Europy. Mamy naprawdę niezłych piłkarzy, ale zazwyczaj najpierw idą oni do Szwecji, a dopiero potem do mocniejszych lig. Chodzi o to, że skauci latają częściej na mecze w Szwecji, Danii czy Norwegii niż w Finlandii. Szkoda, bo można tu znaleźć dobrych piłkarzy. To taka moja mała rada dla polskich klubów.