Znakomity ruch UEFA. A byli za to krytykowani. "Wyszło na ich"

Znakomity ruch UEFA. A byli za to krytykowani. "Wyszło na ich"
Ink Drop / shutterstock.com
Dominik - Budziński
Dominik Budziński28 Jun 2024 · 13:00
Na niemieckich stadionach trwa właśnie trzeci turniej o mistrzostwo Europy, do którego przystąpiło nie jak kiedyś 16 drużyn, a aż 24. I z dnia na dzień coraz mocniej utwierdzamy się w przekonaniu, że tamta decyzja UEFA o poszerzeniu składu EURO była strzałem w dziesiątkę.
Gdy ponad dekadę temu świat obiegła informacja o dopuszczeniu do gry w mistrzostwach Europy aż 24 reprezentacji, dominowały raczej głosy krytyki. Że prestiż imprezy coraz mniejszy, że zaraz na turniej pojedzie połowa kontynentu, a liczba chłopców do bicia tylko się zwiększy. Obawy były poniekąd uzasadnione, ale wydaje się, że ostatecznie niepotrzebne.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ile oczywiście głosów, tyle opinii, natomiast trudno nie odnieść wrażenia, że to właśnie ci maluczcy, którzy przed zmianą formatu nie mieli wielkich szans na awans, teraz dodają imprezom o mistrzostwo Europy kolorytu. Rozgrywają najciekawsze mecze, nie kalkulują, stawiają na odważny i pełen pasji futbol, często karcą tych silniejszych. A na trybunach są kapitalnie wspierani przez fanów, którzy możliwość kibicowania zespołowi na tak dużej imprezie doceniają sto razy bardziej niż niemal zawsze grający o pełną pulę Francuzi, Anglicy, Hiszpanie czy Niemcy.
Gdyby nie poszerzenie składu EURO i zmienienie jego formatu, w 2016 roku być może nie oglądalibyśmy kapitalnie grającej Islandii, która, przyjeżdżając na swój pierwszy wielki turniej, wyrzuciła za burtę faworyzowaną Anglię, wcześniej remisując choćby z Portugalią. Nie widzielibyśmy też w akcji odważnych Walijczyków, docierających aż do półfinału po wcześniejszym wyeliminowaniu Belgii. Ba, patrząc z polskiej perspektywy, na imprezie mogłoby zabraknąć biało-czerwonych, akurat wtedy rozgrywających najlepszy w XXI wieku turniej. Wszystkie te zespoły w grupach eliminacyjnych zajmowały drugie lokaty. Przy starych zasadach - grałyby jedynie w barażach.
Pięć lat później, podczas EURO przesuniętego o rok przez zawirowania pandemiczne, też kilku kopciuszków potwierdziło, że z nimi te turnieje są jedynie ciekawsze. Idealnym przykładem może być tu reprezentacja Węgier, która trafiła do grupy śmierci z Francją, Niemcami i Portugalią, i choć ostatecznie z niej nie wyszła, to grała wyjątkowo odważnie, a mecze z jej udziałem były pełne emocji i zwrotów akcji.
Największym potwierdzeniem słuszności decyzji UEFA jest natomiast obecnie trwający turniej w Niemczech. Gdybyśmy musieli oglądać w akcji tylko gigantów pokroju Anglii, Belgii czy Francji, zasnęlibyśmy z nudów. Mało bramek, mało energii, wyrachowany futbol, nastawiony głównie na osiągnięcie wyniku bez wielkiego marnowania sił. Coś strasznego.
Na szczęście jednak atrakcyjność tego EURO ratują ci, dla których sama obecność w Niemczech to już ogromne wydarzenie. Kapitalnie patrzy się choćby na Gruzję, która może i jakością kadry, na papierze, odstaje od większości uczestników turnieju, ale gra bez absolutnie żadnych kompleksów. Nie liczy na szczęśliwy remis 0:0, tylko idzie na wymianę. Wóz albo przewóz. Sukces albo porażka. Póki co to nastawienie się opłaca, bo Gruzini po sensacyjnym pokonaniu Portugalii wyszli z grupy. Gdyby wciąż obowiązywał stary format mistrzostw Europy, ta historia nie miałaby miejsca.
Gruzja nie jest zresztą w tym odosobniona. Momentami naprawdę dobrze oglądało się Albanię czy Rumunię, choć jedni i drudzy wygrywali swoje grupy eliminacyjne, zatem dawałoby im to też awans na “stare” EURO z 16 drużynami. Chodzi natomiast o sam fakt, że te zespoły w teorii z drugiej, trzeciej, czasami nawet czwartej europejskiej półki, które teraz mają większe szanse na przebicie, momentami dodają mistrzostwom Europy więcej atrakcyjności, niż giganci, dla których wielkie turnieje to absolutna norma.
Słowacja postawiła się Belgii, Słowenia zatrzymała Anglię, wspomniana Gruzja ograła Portugalię, a Rumunia rozgromiła mającą w składzie kilka gwiazd Ukrainę. Ba, żeby nie skupiać się już tylko na tych największych kopciuszkach, warto dodać, że przy starym formacie, na tym EURO mogłoby zabraknąć nawet Austrii czy Szwajcarii, które teraz uchodzą za czarne konie imprezy.
Dobrze zatem, że UEFA zdecydowała się na taki ruch. Im więcej drużyn, tym więcej różnorodności, a ta okazuje się naprawdę sporym atutem turniejów o mistrzostwo Europy. Czy bowiem na jakiejkolwiek innej piłkarskiej imprezie z taką pasją oglądalibyśmy w akcji w wielu przypadkach nieznanych nam piłkarzy z Gruzji, Albanii czy - trzy lata temu - Macedonii Północnej? Pewnie nie.
W świecie futbolu coraz bardziej zdominowanym przez taktyczne zawirowania, szczegółowe statystyki, schematy, wyrachowanie, jest jak widać jeszcze miejsce na futbol w czystej postaci. Bardziej szalony, momentami wręcz podwórkowy, czasami w pozytywnym tego słowa znaczeniu naiwny. Kopciuszkowie przyjeżdżają spełniać swoje marzenia i nie kalkulują.
Ktoś powie pewnie, że taka Gruzja, która awansowała na turniej, choć w grupie eliminacyjnej zajęła dopiero czwarte miejsce, nawet nie zasłużyła na możliwość gry w mistrzostwach Europy. I pewnie będzie w tym sporo racji. Nie zapominajmy jednak, że futbol to nadal tylko rozrywka. A otworzenie bram raju dla tych maluczkich, nie tylko przez zwiększenie liczebności drużyn, ale też wplątanie w to Ligi Narodów, okazuje się z punktu widzenia atrakcyjności widowiska prawdziwym strzałem w dziesiątkę.

Przeczytaj również