Kadry nie da się oglądać, selekcjonera nie da się słuchać. Znowu te same sztuczki. "Tu bieda, tam bzdury"
- Czas leczy rany. Nic nie było tak potrzebne reprezentacji Polski jak przerwa po żenującym finiszu Ligi Narodów - pisałem przed meczem z Litwą.
Cóż, nie. Czas nie leczy ran. Biało-czerwoni szybko przypomnieli, dlaczego nikt za nimi nie tęsknił. Drużyny Michała Probierza nie da się oglądać, a samego selekcjonera nie da się słuchać.
Cóż, nie. Czas nie leczy ran. Biało-czerwoni szybko przypomnieli, dlaczego nikt za nimi nie tęsknił. Drużyny Michała Probierza nie da się oglądać, a samego selekcjonera nie da się słuchać.
- Swego czasu byli niekochani, dziś są niechciani, bo tej reprezentacji po prostu nie chce się oglądać. Ten mecz może być symbolem degrengolady kadry w ostatnich latach. To zespół przykry, niepoukładany, słaby. Smutny. Bezjajeczny. Biało-czerwoni wystawili sobie piątkowego wieczoru doskonałe świadectwo piłkarskiego ubóstwa. Można szukać ziaren optymizmu (...), ale wszystko to przykrywa jeden, prosty i niepodważalny fakt. Jesteśmy słabi. Boleśnie słabi.
To nie jest fragment tekstu na gorąco po Litwie. Nie są to też słowa po klapie na finiszu ostatniej Ligi Narodów. Otóż pisałem je rok i ponad cztery miesiące temu, gdy Polska w żałosnym stylu zakończyła nieudane eliminacje do EURO 2024. Po bieda-remisie z Czechami na PGE Narodowym.
Minęło więc blisko półtora roku, a reprezentacja właściwie dalej znajduje się w tym samym miejscu. Czyli generalnie w d….
Głupi byłem, naiwny
Liga Narodów, która miała posłużyć za plac budowy pod właśnie rozpoczęte kwalifikacje do MŚ, niczego w tym zespole nie zbudowała. Nie dość, że Polacy z niej spadli, to jeszcze zmarnowali cenny czas. Jedyne, co udało się ustalić selekcjonerowi z korzyścią dla drużyny, to wybór Łukasza Skorupskiego na bramkarza numer jeden. Czyli nic odkrywczego, bo to właśnie “Skorup” był faworytem do sukcesji po Wojtku Szczęsnym. A teraz być może uratował Probierzowi posadę - gdyby Litwini trafili do siatki w 70. minucie, to na Narodowym by nie przegrali. “Być może”, bo pewnie Cezaremu Kuleszy nie kwapi się do zwolnienia “swojego” trenera. Nie przesądzamy jednak, czy temat nie wróci ze zdwojoną siłą po Malcie, bo jeśli Litwa zasłużyła w Warszawie na punkty, to Malta też może napsuć słabym biało-czerwonym krwi.
Tak, właśnie tu jest reprezentacja Polski. Po obrzydliwym, szczęśliwie wygranym meczu z dostającą ostatnio od każdego, wbrew słowom selekcjonera łatwo “otwieraną” Litwą, zastanawiamy się, czy rozregulowana ekipa Probierza poradzi sobie z Maltą. Niewiarygodne, jaki zjazd zanotowała, dokąd to wszystko poszło. Porównajmy sobie zeszłoroczny baraż z Estonią, zakończony wynikiem 5:1 - tutaj nawet nie było tylu okazji bramkowych co wtedy goli. Przytaczane przez trenera na konferencji 24 strzały kreują fałszywy obraz, co przytomnie zauważył Paweł Gołaszewski.
Poza trzema punktami nie ma nic optymistycznego. Nic. Są jednostki, które nie zawiodły, jak bohater Skorupski (bramkarz bohaterem z Litwą, litości!), Bednarek, Cash czy Kamiński z Boguszem. Nie ma to jednak większego znaczenia dla rozwoju reprezentacji. Michał Probierz niczego porządnego nie stworzył. Przebłyski, pojedyncze, pozytywne momenty z EURO 2024 czy Ligi Narodów mogą iść do kosza. Naiwny byłem, wierząc po mistrzostwach w Niemczech, że jest na czym bazować, że te momenty można przekuć w coś trwałego. Jesienią, zanim doszło do klęski ze Szkocją, były zrywy, teraz, bez Zielińskiego i Zalewskiego, nie było nawet tego.
Tu bieda, tam bzdury
Zero pomysłu, zero wypracowanych sensownych schematów, nerwowość, chaos, mental na ziemi. Pałowanie wrzutek - wymarzony scenariusz dla dobrze zorganizowanych, silnych Litwinów, o czym - sam to przyznał - wiedział Michał Probierz. Przerzuty między wahadłami, gdzie szczyt inwencji stanowiła taktyka kick and run od Frankowskiego, gdy akurat nie ładował piłki w pole karne. Brak gry kombinacyjnej, bo Jakub Piotrowski raczej z niej nie słynie. Apatia, męczarnie. Wymowne, że gol padł po tym, jak Kamiński i Bogusz wymyślili coś innego, wykazali się odwaga, dołożyli dynamikę, pomysł. Chociaż tyle.
- Po meczu można powiedzieć, że wiele elementów nie funkcjonowało, ale to jest piłka nożna. Trzeba wziąć na siebie większą odpowiedzialność. Mamy zawodników, którzy od dłuższego czasu grają w reprezentacji i to jest ich czas - nie pierwszy raz zwrócił na to uwagę kapitan.
A zatem nie tylko bez pomysłu, ale i bez liderów. Wielu piłkarzy znowu wygląda, jakby ktoś ich podmienił po zamianie koszulki klubowej na reprezentacyjną. Krytykując Michała Probierza, nie można przejść obojętnie obok co rusz rozczarowujących zawodników.
Nie mam natomiast wątpliwości, że selekcjoner bardziej przeszkadza niż pomaga. Półtora roku zostało zmarnowane. Piątkowy mecz jak na tacy nam to wyłożył. Kuriozalnie brzmią dzisiaj wywody o ofensywnej grze, gdy Polacy skonstruowali mniej sensownych, składnych akcji od Litwinów. Leży plan na mecz, leży taktyka. Biało-czerwoni sprawiali wrażenie kompletnie nieprzygotowanych na przeciwnika, zdziwieni jego pressingiem i kilkoma dynamicznymi wypadami. Leżą wybory personalne - kompletnie nielogiczne, jak zastąpienie Zielińskiego Piotrowskim, gdy w blokach czekali Bogusz i Urbański. Jak uporczywe granie Kiwiorem, który bez rytmu meczowego jest cieniem poważnego piłkarza, a ławę grzeje będący w świetnej formie Mateusz Skrzypczak.
Swoją drogą, zero minut Urbańskiego selekcjoner tłumaczył pośrednio brakiem jego gry w klubie. Chciałoby się spuścić na to zasłonę milczenia, bo przyspawanie do ławki Kiwiora czy wcześniej Modera zupełnie mu nie przeszkadzało. To jednak kolejny przykład, gdy Michał Probierz układa się wygodnie pod własną tezę. Na pomeczowej konferencji znów zasypał nas kilkoma podobnymi zabiegami. Niestety, jego drużyny nie da się oglądać, a samego selekcjonera nie da się słuchać. Szukajcie go na innej planecie.
Nie ma także mowy o żadnej zmianie pokoleniowej, którą w ubiegłym roku zamazywał Urbański. Oczywiście, w Lidze Narodów selekcjoner jak z maszyny losującej wyciągał następne nazwiska, ale jak przyszły konkrety, czyli eliminacje, to wyłożył na stół zgrane karty. I było o krok od kolejnej kompromitacji.
Kolejny rok w plecy
Nie byłem zwolennikiem zatrudnienia średniego ekstraklasowego trenera na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski, jednak uznałem, że jak już trener ten swoją szansę dostał, to warto dać mu czas i zobaczyć, co zbuduje. A nuż się uda. Nabrałem się po EURO, otrzymaliśmy przebłyski, ziarna optymizmu w Lidze Narodów, ale jej finał był już nie tyle alarmem ostrzegawczym, co syreny wyły z pełną mocą. Start eliminacji, na które - przypomnę - Michał Probierz miał zbudować “swoją” drużynę, raczej rozwiał wszelkie wątpliwości. Zmarnowano półtora roku i prawdopodobnie jeszcze jeden rok zostanie zmarnowany. Mecz z Maltą realnie niczego nie zmieni, nawet wygrany 8:0. A jeśli tej bezbarwnej reprezentacji coś się w dalszej perspektywie uda, to - bardzo mi przykro - nie dzięki, a pomimo jej trenerowi. Michał Probierz niestety dał powodu, by myśleć inaczej.
Choć bardzo chciałbym się mylić.