"Nie jesteśmy frajerami". Kij w szprychy dla malkontentów i setki milionów złotych. "Wielka szansa"
Cezary Kulesza i PZPN popełnili w ostatnich miesiącach wiele błędów, ale ostatecznie udało się uratować sytuację i rzutem na taśmę weszliśmy, a właściwie wpełznęliśmy na Euro. Reprezentacja Polski ostatecznie jedzie na Mistrzostwa Europy, czyli tam, gdzie miała awansować w cuglach. Kamień z serca nie tylko dla kibiców i całej polskiej społeczności, ale przede wszystkim dla Polskiego Związku Piłki Nożnej. To szansa, żeby zakończyć najgorszy okres od lat.
Trzeba napisać wprost. To nie przypadek, że jako ostatnia - 24 ekipa - jedziemy na mistrzostwa Europy, a mało kto by powiedział, że tak się ta historia skończy. Po wylosowaniu grup - byliśmy pewni awansu, mieliśmy budować, a wszystko rozwaliliśmy. Zatrudnienie Santosa, fatalna noc w Mołdawii i jej konsekwencje. Potem ratowanie eliminacji i ostatecznie się udało.
Cezary Kulesza wycofał się z błędnej decyzji i postawił na swojego konia. Konia, którego zna. I to Michał Probierz ratuje te eliminacje i daje mu szansę na kolejną kadencję. Miał szansę jeszcze jesienią, ale wtedy ta kadra dalej była w rozsypce.
Baraże były nadzieją, ale przede wszystkim trzeba było odbudować mental i atmosferę w naszym zespole. Byliśmy drużyną kruchą i pogubioną. I to się udało, bo w Walii zagraliśmy słaby mecz, ale przede wszystkim nie pękliśmy. To duża zasługa Michała Probierza i jego sztabu. Zagraliśmy słabo, ale mieliśmy team spirit.
Byliśmy zespołem, ale ostatecznie zadecydowało to, co mieliśmy lepsze przed meczem, czyli indywidualność. Królem Cardiff znowu został bramkarz, ale też wszyscy nasi piłkarze wytrzymali ciśnienie. Zawsze jak polska piłka osiąga sukces, to musi mieć w niej udział bramkarz.
Ostatecznie uciekliśmy spod topora. Właściwie ten mecz w Walii to podsumowanie całych eliminacji. Zagraliśmy słabo, nie oddaliśmy celnego strzału. Czy zasługujemy na Euro? Właściwie, to nie. Ale jedziemy tam i to jest najważniejsze.
Nie jesteśmy frajerami
To dzisiaj nie jest istotne, co ugramy w Niemczech. Być może nic, bo gramy bardzo słabo, ale wreszcie polski kibic może być dumny z tego, że jego drużyna nie okazała się frajerem. Frajerem, który przegrywa w Mołdawii i nie potrafi z nią wygrać u siebie. Który jest gorszy od... Albanii, co jest regresem do poprzednich eliminacji. Że męczy się z Wyspami Owczymi.
Ta wygrana to nie tylko setki milionów złotych dla PZPN, ale też szansa na oczyszczenie się polskiej piłki. Cezary Kulesza dostaje drugą szansę, żeby uratować nie tylko swoją kadencję, ale i klimat wokół związku i samej reprezentacji.
Ten wynik może zbudować na nowo naszą kadrę. Zamykamy aferę premiową, która drążyła polską piłkę. Dalej będą w niej Szczęsny czy Lewandowski. Nie przepadniemy. Przynajmniej do czerwca, będziemy mogli tym wszystkim żyć i znowu się emocjonować. Ten rezultat jest też o tyle ważny, że jest kijem w szprychy dla malkontentów, którzy tylko czekali, aby znowu pośmiać się z naszej kadry, że "milionerzy znowu dali ciała". Jasne, dużo nie brakowało, ale w piłce wynik jest królem. I to on dzisiaj jest po naszej stronie. Wytrzymaliśmy i uratowaliśmy się.
Teraz po prostu zacznijmy od nowa. Bez afery premiowej, bez zgniłej atmosfery. Zacznijmy od nowa. Bo jest na to szansa. Brawo dla wszystkich naszych kadrowiczów i sztabu.
Daliście radę i daliście nam radość. Dziękujemy.