Już nie Hazardowie. Oto najciekawszy duet braci w obecnej piłce. "Żyć jak we śnie, wiedząc że to nie sen"
Pierwszy jest żywą legendą klubu, drugi zaś dopiero wchodzi na piłkarskie salony. Łączą ich jednak więzy krwi i fascynująca historia przodków z wojną i ucieczką w tle. Inaki oraz Nico Williams to aktualnie najciekawsze rodzeństwo w świecie futbolu.
Najpierw decydująca bramka w półfinale Superpucharu Hiszpanii z Atletico, a następnie asysta w pucharowym starciu z Barceloną. Ten rok nie mógł się lepiej rozpocząć dla 19-letniego Nicholasa “Nico” Williamsa, wychowanka Athletiku Bilbao, młodszego brata Inakiego Williamsa, legendy klubu, który od lat zachwyca kibiców swoją lojalnością. Gdy Inaki debiutował w barwach ekipy z Kraju Basków, Nico miał zaledwie 12 lat. Athletic jest w jego sercu od samego początku.
Jedna droga, jeden cel
Jak twierdzi dzisiaj Nico, podczas debiutu starszego brata czuł dumę, ale jednocześnie tkwiła w nim dziecięca zazdrość. Od tego momentu wiedział, że on także musi kiedyś zagrać w czerwono-białej, pasiastej koszulce. Jego rodzinny wzór i jednocześnie najlepszy przyjaciel Inaki przetarł mu drogę, dzięki czemu marzenia o grze dla jednego zespołu zmieniły się w łatwiejsze do realizacji cele.
Wszystko poszło zgodnie z planem. Bracia Williams po raz pierwszy wspólnie zagrali 24 kwietnia ubiegłego roku. Athletic zmierzył się tego dnia z Realem Valladolid.
Dla baskijskiego futbolu była to pierwsza taka sytuacja od 35 lat. Ostatnie rodzeństwo, które wystąpiło wspólnie na San Mames, to Patxi oraz Julio Salinas w 1986 roku. Jak śpiewał kiedyś Kamil Bednarek - takie chwile jak te nie zdarzają się zbyt często. Byłyby one jednak niczym, gdyby nie ryzykowna podróż rodziców Inakiego i Nico.
Walka o lepsze jutro
W wywiadzie dla "Guardiana" starszy z braci przyznał, że o historii swojej rodziny dowiedział się dopiero w wieku 20 lat. Na jednym z kanałów leciał właśnie dokument o imigrantach przedostających się z Afryki do Hiszpanii. Gdy ujrzał wzruszenie na twarzach rodziców, wiedział, że coś jest na rzeczy. Kilka minut później mama piłkarza Maria impulsywnie wyłączyła telewizor.
- Dobrze. Nadszedł moment, abyśmy opowiedzieli ci o naszej przeszłości. Usiądź, jesteś już gotowy - dodała po chwili namysłu.
Jak się już wcześniej domyślał, jego rodzice również zostali zmuszeni do ucieczki z Afryki w kierunku Europy. Ich droga była jednak dość ekstremalna. Prowadziła nie tylko przez liczne miasta i kilka tysięcy kilometrów, ale także Saharę. Temperatura w słońcu dochodziła wówczas do 40-50 stopni Celsjusza. Williamsowie szli na piechotę, a piasek kaleczył ich stopy niczym rozżarzone węgle. Po latach Maria przyznała, że rozpłakała się, gdy na horyzoncie nie widziała nic oprócz morza piasku. Pomimo tego, nie dała za wygraną.
Trudno w to uwierzyć, ale przed osiedleniem się w Baskonii, rodzice piłkarzy przeszli przez pustynię na boso, a następnie przepłynęli Morze Śródziemne. Ostatecznie trafili do miasta Melilla, które pełni rolę hiszpańskiej jednostki administracyjnej w północnej Afryce. Tutaj natrafili na kolejny problem - początkowo zabrano ich do aresztu. Gdyby nie pewien prawnik, ta historia mogła się zakończyć już w tym miejscu.
Rodzinie wypadło z głowy jego imię, natomiast cenna rada, którą im podarował, zostanie w ich pamięci już na zawsze. Twierdził on, że szanse na dostanie się do Hiszpanii znacznie wzrosną, gdy podadzą się za uchodźców z pogrążonej wojną Liberii, a nie Ghany, jak było w rzeczywistości.
Adwokat miał bardzo dobre przeczucie. Para została już wkrótce przeniesiona do Bilbao. To właśnie tutaj urodził się Inaki, który dwie dekady później został pierwszym czarnoskórym zdobywcą bramki w historii Athletiku. Dorósł bardzo szybko, a dzisiaj jest mentorem dla 19-letniego Nicholasa.
- Słysząc historię moich rodziców, chcę jeszcze mocniej walczyć. Nigdy nie spłacę tego długu, oni ryzykowali przecież swoje życie. Ja staram się jednak, aby jak najlepiej wykorzystać możliwości, które nam podarowali - przyznał autor ponad 250 występów na boiskach La Liga.
Co ciekawe, afrykańskie korzenie Williamsów próbowała wykorzystać już reprezentacja Ghany, która otwarcie wyrażała swoje zainteresowanie starszym z braci. Inaki na pierwszym miejscu zawsze stawiał Hiszpanię, jednak trzeba przyznać, że potrafił odmówić z klasą.
- Wiele osób próbowało mnie przekonać do reprezentowania Ghany, ale ja urodziłem się w Hiszpanii i czuję się Baskiem. Nigdy nie zapomnę o swoim pochodzeniu, kocham afrykańską kulturę, tradycję oraz jedzenie, ale mój dom jest w Bilbao.
Trwający właśnie Puchar Narodów Afryki pokazał, że Ghańczycy, którzy odpadli w grupie, potrzebują snajpera o podobnym profilu, lecz na ten moment temat Inakiego w tej kadrze jest zamknięty.
Brat - nauczyciel życia
Doświadczenia nie można kupić. Właśnie dlatego tak ważną rolę pełnią w szatni mentorzy - zawodnicy, którzy wiele przeżyli, a futbol poznali od każdej możliwej strony. Trudno się więc dziwić, że Nico Williams traktuje obecność swojego starszego brata jak błogosławieństwo. Inaki stał się w ostatnim czasie nie tylko jego obrońcą, ale także profesorem.
Niejednokrotnie można to zauważyć na boisku. Gdy zawodnik Osasuny, Chimy Avila, wykonał bardzo niebezpieczny wślizg, mijając o kilkanaście centymetrów nogi 19-latka, Inaki jako pierwszy ruszył w kierunku rywali. Reszta drużyny musiała hamować jego zapędy. Całą sytuację zobaczycie TUTAJ.
Starszy z braci wykazał się także dużą klasą po przegranym finale Superpucharu z Realem Madryt. Gdy zauważył, że Nico błyskawicznie ściągnął srebrny medal, zasugerował, aby założył go z powrotem.
- Powiedziałem mu, że w życiu odnosi się więcej porażek niż zwycięstw i musi to zaakceptować. Przegrana w finale zawsze boli, ale dla nas sam udział w takim meczu to powód do radości. Myślę, że fani także mogą być z nas dumni - dodał po końcowym gwizdku Inaki.
Ciągła chęć rozwoju
Na pytania o swój wzór, Nico Williams zawsze odpowiadał jednoznacznie, wskazując na doświadczonego brata. Na drugim miejscu w tej hierarchii znajduje się zaś zaledwie dwa lata starszy Vinicius Junior.
- Vini rozgrywa wielki sezon. W jego grze widać ogromny progres, to dla mnie inna półka. Mam nadzieję, że kiedyś wejdę na jego poziom - tak Nico skomentował formę skrzydłowego, z którym rywalizował w finale Superpucharu Hiszpanii. Kto wie, czy któregoś dnia faktycznie będzie na tej samej półce, co Brazylijczyk.
- Ja i moi bracia mamy jeden cel: żyć jak we śnie wiedząc, że to nie jest sen - rapował Bonson w utworze "Najlepsze rzeczy". Inaki oraz Nico Williams są bardzo blisko realizacji tego postanowienia. Nie tak dawno doprowadzili zespół swojego życia do finału Superpucharu Hiszpanii. Kilka dni później wyeliminowali FC Barcelonę z rozgrywek Copa del Rey. To pewne, że ten wyjątkowy duet jeszcze nas czymś zaskoczy. Oczywiście w najlepszym tego słowa znaczeniu.