"Zarobiłem tyle hajsu, że nie chce mi się grać". Prejuce Nakoulma - od polskiej IV ligi do francuskiej Ligue 1

"Zarobiłem tyle hajsu, że nie chce mi się grać". Prejuce Nakoulma - od polskiej IV ligi do francuskiej Ligue 1
Dziurek/Shutterstock
Takich ananasów polska Ekstraklasa nie widziała zbyt wielu. Prejuce Nakoulma przez lata spędzone w naszym kraju pokazywał zarówno wysokie umiejętności piłkarskie, jak i wyjątkowe poczucie humoru. Jedno i drugie zostało mu zresztą do dziś. Po opuszczeniu Górnika nie zniknął z futbolowych radarów. Najpierw nieźle radził sobie w Turcji i francuskiej Ligue 1, potem postawił na częste zmiany klubów.
Nie każdy zdaje sobie sprawę, że pochodzący z Burkina Faso piłkarz spędził w naszym kraju ponad osiem lat, przywdziewając w tym czasie barwy aż sześciu klubów. W 2006 roku 19-letni Nakoulma wraz z pięcioma innymi piłkarzami z Afryki trafił do… Granicy Lubycza Królewska, wtedy czwartoligowca z lubelskiego miasteczka, liczącego nieco ponad dwa tysiące mieszkańców.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Chcieliśmy budować klub w oparciu o utalentowanych młodych graczy z Ukrainy i z Czarnego Lądu, reklamować i popychać dalej do przodu - mówił w rozmowie z portalem “sportslaski.pl” Witold Szpindor, ówczesny sponsor Granicy.

Ucieczka z okręgówki

No i popchnęli dalej. Chociaż początki w Lubyczy Królewskiej bywały trudne. Zdarzało się, że chodził głodny, ale zawsze mógł wtedy liczyć na pomoc prezesa klubu. Granica z Nakoulmą w składzie miała walczyć o awans do III ligi, a… spadła do okręgówki. Klub nie chciał go wtedy blokować. Doskonale wiedziano, że to dla Prejuce’a zbyt niski poziom.
W końcu wysłano go więc na wypożyczenie do Hetmana Zamość. Później na podobnej zasadzie do Stali Stalowa Wola, tam opłacając mu nawet połowę pensji. W Lubyczy nie patrzyli na swój interes. Chcieli jak najlepiej dla samego Nakoulmy, który stał się po prostu jednym z nich.
Grając dla Stali miał okazję zasmakować pierwszej ligi, czyli jednak już dość poważnego poziomu rozgrywkowego. Chociaż w rozegranych tam 18 spotkaniach nie zdobył żadnej bramki, to wpadł w oko włodarzom kilku zespołów. Przed sezonem 2008/2009 dołączył do Górnika Łęczna, a jego kariera nabrała większego rozpędu.
Pierwszy rok spędzony przy al. Jana Pawła był przełomem. Chociaż… nie. Przełomem były ostatnie dwa miesiące sezonu, bo dopiero wtedy “Prezes” wskoczył na naprawdę wysokie obroty. Dziewięć meczów kończących kampanię 2008/2009 - siedem goli. Wróciła letnia temperatura, to i wróciła forma. I nie jest to nadużycie. Jeszcze w Lubyczy Królewskiej Nakoulma mocno narzekał na panujące w naszym kraju mrozy. - Płakał, że zimno. Wtedy chyba trochę chciał uciekać - opowiadał Szpindor.

Gest Kozakiewicza

Kolejny sezon miał już jednak mniej udany. Strzelił tylko cztery gole, dołożył cztery asysty, ale… i tak zaliczył sportowy awans. Odszedł bowiem na wypożyczenie do Widzewa, grającego wtedy jeszcze w Ekstraklasie. W pierwszych trzech kolejkach zagrał nieco ponad 100 minut, jednak potem przytrafiła mu się poważna kontuzja, która wyeliminowała go z gry na prawie osiem miesięcy.
Pierwszy mecz po powrocie na murawę to pierwsza ekstraklasowa bramka. Nakoulma skutecznie wykonał rzut karny, po czym… pokazał słynny gest Kozakiewicza. Do kogo? Tego nie chciał zdradzić, ale chodziły słuchy, że w kierunku władz klubu, które podczas jego rekonwalescencji miały nie okazywać mu odpowiedniego wsparcia.
- Gdy zdobędę dziesięć bramek w lidze, zacznę udzielać wywiadów. Na razie nie ma o czym mówić, bo nic wielkiego nie zrobiłem - mówił wtedy pokornie.

Witamy w Zabrzu

Bariera dziesięciu bramek w końcu pękła, ale nieco później, nie w Łodzi. W koszulce Widzewa trafić do siatki już się nie udało. Po sezonie trzeba było wracać do Łęcznej. Póki co kariera Nakoulmy była więc wyjątkowo szarpana. Jedno wypożyczenie, drugie, trzecie. Brak jakiejkolwiek stabilizacji. Pod koniec sierpnia 2011 roku odezwał się Górnik Zabrze. Propozycja? Roczne wypożyczenie. Kolejna próba. Mimo wszystko Ekstraklasa to jednak Ekstraklasa. Nie można było narzekać.
I to był strzał w dziesiątkę. Dla samego Nakoulmy, ale też - a może przede wszystkim - dla klubu z Zabrza. Dziewięć goli i cztery asysty uzbierane przez cały sezon sprawiły, że przy Roosevelta nie mieli wątpliwości. Tego gościa trzeba zatrzymać na stałe.
Wykupienie go z Łęcznej kosztowało Zabrzan 260 tysięcy euro, ale włodarze klubu znakomicie zdawali sobie sprawę, że jeśli nie wydarzy się jakiś kataklizm, wszystko powinno zwrócić się z nawiązką. A do tego czasu napastnik z Burkina Faso będzie ogromnym wzmocnieniem.
Górnicy mieli wtedy naprawdę imponujący skład. Łukasz Skorupski, Michał Pazdan, Krzysztof Mączyński, Paweł Olkowski, Arkadiusz Milik. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że śmietanka. Sami późniejsi reprezentanci. Ale najczęściej show i tak skradał im kolega z Czarnego Lądu. Tak na boisku, jak i w szatni.

Fan… Arnolda Boczka i “Paździocha”

Zainteresowanie mediów sprawiło, że o Nakoulmie można było dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że nienawidzi pierogów, nie pije alkoholu, no chyba, że kawowe “Karmi”, a wieczorami lubi oglądać… “Kiepskich”, z których upodobał sobie Arnolda Boczka i “tego łysiejącego”.
O tym, że na boisku radził sobie wtedy rewelacyjnie nie świadczyły jednak tylko strzelone gole czy zaliczone asysty, ale też… kolekcjonowane koguty. Po meczach Górnika, najlepszy piłkarz dostaje bowiem taki zdrowy okaz od legendarnego kibica, Pana Stanisława Sętkowskiego.
No i Nakoulma w pewnym momencie grał tak dobrze, że zaczął je zbierać. Do historii przeszła zresztą jego odpowiedź na pytanie, co zrobi z otrzymanym kogutem. - Będę go zjadł - odparł Prejuce, choć żeby być dokładnym trzeba chyba napisać “bende go zjad”.

Z Nakoulmą (prawie) do Europy

Na Śląsku Nakoulma spędził jeszcze kolejne dwa sezony. Kampanii 2012/2013 raczej nie będzie wspominał szczególnie dobrze. W 28 meczach strzelił tylko pięć goli, uzbierał zaledwie dwie asysty.
Dość zaskakujące, bo akurat Górnik zakończył wtedy rozgrywki na wysokim piątym miejscu. Ciężar zdobywania bramek rozłożył się jednak na całą gromadę piłkarzy. 35 strzelonych goli miało aż 15 autorów. Prawdziwa robota zespołowa. Najlepszy pod tym względem Arkadiusz Milik też zresztą nie rozbił banku, bo trafił siedem razy. Przy Roosevelta rządził więc wtedy pragmatyzm Adama Nawałki, a sam Nakoulma dawał drużynie zdecydowanie więcej niż suche liczby.
Można było wówczas przypuszczać, że to idealny moment na transfer. Zabrzanie mieli wtedy bowiem ostatnią poważną szansę, by na Nakoulmie zarobić, ale ostatecznie pędziwiatr z Burkina Faso został przy w drużynie do samego końca kontraktu. Nie spłacił się więc transferem, ale przez ostatnie miesiące regularnie spłacał dług zaufania znakomitą grą. Sezon 2013/2014 zakończył z dziesięcioma golami i sześcioma asystami, a Górnikowi zabrakło zaledwie trzech oczek do ligowego podium.

Czas pożegnań i turecko-francuskie wojaże

Po ośmiu latach Prejuce Nakoulma powiedział więc Polsce “do widzenia”. Po trzech pięknych sezonach pożegnał się z kibicami Górnika, którzy mieli okazję oklaskiwać jego znakomite rajdy i piękne gole. Przyszedł czas dalsze wojaże.
Przez kolejne lata zdążył zwiedzić kilka klubów. Najpierw w barwach tureckiego Mersin Ydmanyurdu rozegrał 65 spotkań (13 goli, 10 asyst), później przeniósł się do Kayserisporu, gdzie jednak furory nie zrobił, tylko trzynaście razy wychodząc na murawę, by w końcu dołączyć do FC Nantes.
We Francji miał okazję dzielić szatnię choćby z Mariuszem Stępińskim czy Emiliano Salą. W klubie Waldemara Kity spędził 1.5 roku. Miał w tym czasie chwile lepsze, miał gorsze, ale na pewno nie był to stracony czas. Już w pierwszej rundzie spędzonej na Stade de la Beaujoire potrafił w 11 meczach sześć razy trafić do siatki. Im dalej w las, tym było jednak gorzej. A to tylko wejście z ławki, a to nieudany występ, a to mecz obejrzany z trybun. Prejuce grał nieregularnie, a przez całe rozgrywki 2017/2018 uzbierał nieco ponad 1000 minut, trzy razy wpisując się na listę strzelców.
Ostatecznie rozstał się z Nantes za porozumieniem stron, a następne kilka miesięcy… pozostawał bez klubu. Dopiero w styczniu 2019 roku podpisał kontrakt z tureckim Rizesporem, w którym jednak też zabawił tylko przez jedną rundę. I powtórka z rozrywki. Kilka miesięcy na bezrobociu. Trzeba przyznać dość rzadko spotykane podejście do kariery.
Przez ostatnie lata Nakoulma upodobał sobie krótkie klubowe przygody, a między nimi nieco wydłużone wakacje. Tej zimy dołączył do francuskiego US Orleans, występującego na co dzień w Ligue 2. Zanim koronawirus storpedował granie nie tylko nad Sekwaną, ale niemal na całym świecie, były piłkarz Górnika zdążył zagrać w barwach nowego klubu sześć razy, strzelając jednego gola.
Czy sympatyczny piłkarz z Burkina Faso w końcu znalazł swoją przystań? Po ostatnich latach jego kariery można w to powątpiewać, choć kto wie, może znudziło mu się już życie na walizkach.
***
Chociaż Nakoulma kilka dobrych lat nie mieszka już w Polsce, ciągle dobrze (choć nie bez zabawnych wpadek) posługuje się naszym językiem, utrzymując kontakty z innymi byłymi piłkarzami Górnika.
Niedawno był nawet wirtualnym gościem Łukasza Wiśniowskiego i Kuby Polkowskiego na kanale “Foot Truck”, gdzie podczas odcinka z udziałem swojego dobrego znajomego - Krzysztofa Mączyńskiego - doprowadzał wszystkich do ataków niekontrolowanego śmiechu.
Tam wspominał m.in. o tym, że Łukasz Skorupski jest mu winien pieniądze pożyczone na imprezę, a on sam raczej nie wróci do Górnika, choć namawia go na to Lukas Podolski. Wspomniał ponadto, że zarobił już tyle pieniędzy, że nie chce mu się grać w piłkę. Mieliśmy okazję zobaczyć także, jak Nakoulma… parodiuje Adama Nawałkę.
Występ Prejuce’a tak bardzo spodobał się Wojciechowi Szczęsnemu, że ten chce wysłać po niego samolot, by tylko “Foot Truck” nagrał specjalny odcinek z byłym zawodnikiem zabrzańskiego klubu.
Ujmując kolokwialnie, kawał piłkarza, ale i jajcarza.
To kolejny artykuł przypominający nietuzinkowych piłkarzy, którzy w przeszłości ze znakomitej strony pokazywali się w Ekstraklasie. Zachęcamy także do lektury tekstów o Abdou Razacku Traore, Danim Quintanie oraz Kalu Uche.
Dominik Budziński

Przeczytaj również